Mateusz Morawiecki powiedział swoim zwolennikom, że PiS jest spadkobiercą starożytnych Greków i porównał nadchodzące wybory do bitwy pod Salaminą. W Internecie premiera wyśmiano, my pochylamy się z troską nad bezsensem jego słów. Morawiecki chciałby być Temistoklesem, ale w tej kuriozalnej metaforze to Koalicja przypomina Greków, a PiS raczej Persów
Po wizycie na gali z okazji rocznicy portalu wPolityce.pl 11 czerwca, premier Mateusz Morawiecki 15 czerwca odwiedził zjazd Klubów „Gazety Polskiej” w Spale. Pompatyczny jak zawsze nie szczędził członkom klubów wielkich słów:
„Kluby »Gazety Polskiej« są redutą wolności, redutą demokracji” – mówił do zgromadzonych w Spale zwolenników PiS.
Dużo mówił też o nadchodzących wyborach parlamentarnych. Przedstawił narrację, która najpewniej będzie obowiązywać do października:
„Nie miejmy złudzeń, szanowni Państwo. Wchodzimy w okres kilku miesięcy najostrzejszej walki politycznej, walki, która będzie decydowała o losach Polski na kolejne co najmniej 10 lat, może nawet dużo dłużej. Jestem przekonany, że o wiele dłużej.
Najważniejsze wybory od 1991, 1989 roku, które zadecydują czy będziemy mogli dalej wytyczać kurs ku silnej, sprawiedliwej Polsce”.
Postanowił tę narrację uwznioślić militarnym porównaniem:
„Wczoraj mówiłem, że [ten bój] będzie jak bitwa pod Grunwaldem… może jakaś inna bitwa? Jak bitwa pod Salaminą! O! To my jesteśmy spadkobiercami tamtych starożytnych Greków. Greków wolności! Greckiej demokracji”.
Grecka demokracja rzeczywiście jest uważana za najwcześniejszą wersję tego ustroju, choć w Atenach, gdzie się narodziła, prawo głosu mieli jedynie dorośli obywatele - mężczyźni. Z udziału w demokracji wykluczone były kobiety, niewolnicy, uwolnieni niewolnicy. Głos miało 10-20 proc. ateńskiej populacji.
Bitwa pod Salaminą, do której nawiązał Morawiecki, była kluczowym starciem drugiej inwazji perskiej na Grecję w V wieku przed naszą erą. W 480 roku grecka flota zdecydowanie pokonała liczniejszą flotę perską, co zadecydowało o tym, że Persom nie udało się podbić Grecji.
Morawiecki obsadził Prawo i Sprawiedliwość w roli Greków. To porównanie pozbawione sensu przede wszystkim z dwóch powodów:
Czy to pasuje do sytuacji PiS?
Twierdzenie w 2019 roku, że PiS jest słabszy niż jego przeciwnicy, nie ma żadnego uzasadnienia. Partia Morawieckiego/Kaczyńskiego wygrała wybory prezydenckie i parlamentarne w 2015 roku, wybory do sejmików wojewódzkich w 2018 roku a w maju 2019 roku wybory do Parlamentu Europejskiego. Zwycięstwo z maja 2019 jest najwyższym, procentowym wynikiem w historii polskich wyborów po 1989 roku.
Partia rządząca ma do dyspozycji media publiczne oraz braci Karnowskich i Tomasza Sakiewicza, do których należą dwa wierne PiS koncerny medialne. W kampanii korzysta pełnymi garściami z aparatu państwa i środków budżetu, np. zapowiadając skumulowana wypłatę trzech zasiłków 500 plus. Ma poparcie hierarchów i proboszczów Kościoła katolickiego. Prokuratura i policja używana jest zgodnie z potrzebami partyjnymi.
PiS twierdzi, że jest szeroką siłą, z jego list startują członkowie Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry i Porozumienia Jarosława Gowina, ale frazę „obóz Zjednoczonej Prawicy” powtarza przede wszystkim Gowin, aby podkreślić podmiotowość swojego środowiska politycznego. Hegemonia PiS w tej „koalicji” jest tak duża, że mało kto powie, że rządzi Zjednoczona Prawica.
W niczym nie przypomina to sytuacji podzielonych greckich miast w pierwszej połowie V wieku przed naszą erą.
W obliczu ataku Persów na Grecję, greckie państwa-miasta zjednoczyły się i wspólnie przeciwstawiły silniejszemu wrogowi.
Według Herodota, 21 greckich miast uzbierało łącznie 378 okrętów. Najwięcej – bo aż 180 – Ateny, za sprawa archonta i stratega Temistoklesa. Dalej Korynt (40), Egina (30), Chalkidia, Megara (po 20) i dopiero szósta – Sparta (czy nie przypomina to ciułania poparcia przez partie tworzące koalicję?).
Ateny wydawałyby się naturalnym przywódcą, jednak większość miast nie zgodziła się na ich dowództwo i przekazała je Sparcie. Wewnętrzna demokracja w greckiej armii zadziałała przeciwko woli najsilniejszego. Skłócone, rywalizujące między sobą miasta postanowiły działać wspólnie przeciwko wspólnemu, silniejszemu wrogowi. Ostatecznie Temistokles formalnie nie dowodził bitwą, ale to on zdecydował o jej przebiegu, prowokując podstępem władcę perskiego Kserksesa do ataku (to już niekoniecznie odnosi się do przywództwa w Koalicji).
Jakimś cudem te skłócone poleis, zdołały pokonać zdyscyplinowane siły rządzonej autorytarnie Persji.
Militarna metaforyka z pewnością nie nie służy debacie publicznej, ale jeżeli już używać bitwy pod Salaminą jako symbolu, to takie porównanie bardziej pasowałoby do politycznej opowieści o Koalicji Europejskiej (i jej ewentualnej następczyni). Jej czołowi politycy wierzą, że szansą na zwycięstwo w wyborach jest zebranie sił w obliczu dominującego przeciwnika, a problemem - podział opozycji na mniejsze podmioty.
Raz jeszcze. Nawet jeżeli uznać Zjednoczoną Prawicę za koalicję (chociaż ZP nie ma żadnej osobowości prawnej i startuje w wyborach jako PiS) to Jarosław Kaczyński rządzi nią z pozycji siły. Nie odstąpi swojego dowództwa tak jak Temistokles - przywódca Ateńczyków pod Salaminą.
Mateusz Morawiecki również powinien uważać na porównywanie siebie do Temistoklesa. Kilka lat po Salaminie skończył na wygnaniu w imperium perskim i służył perskiemu królowi – Atakserksesowi. Chyba że premier chciałby podążyć drogą Temistoklesa, jak Kazimierz Marcinkiewicz, premier PiS, który został ze swojego politycznego obozu wyrzucony i sprzymierzył się z niedawnym przeciwnikiem.
Premier Morawiecki nie przejmuje się niedorzecznością swoich porównań i otwarcie buduje kontrfaktyczną narrację:
„Teraz będzie bój o wszystko, jak tamta bitwa pod Salaminą i my mamy mniejsze środki, niestety, jak ówcześni Grecy. [...] Mamy mniejsze siły, nie mamy biznesu międzynarodowego, nie mamy tylu przedsiębiorców w kraju".
”Nie mamy mediów, nie mamy tylu mediów. No, mamy dobre media, »Gazeta Polska«, ale jeszcze ciągle niestety nakład jest mniejszy niż jakichś mediów, które nazywają się czasami też polskimi mediami, ale tak naprawdę działają w interesie innych, w interesie obcych, w interesie różnych grup narodowych”.
Powtarzając w kółko, że opozycja to nie Polacy, co przypomina - jeśli już szukać analogii - propagandę komunistyczną czy marcową 1968 roku, premier umacniał swoją metaforę porównania PiS do Greków, twierdząc, że są słabsi i mierzą się z siłami narodowo obcymi.
Warto pamiętać, kto jest adresatem tych słów: to członkowie Klubów „Gazety Polskiej”, najwierniejsi zwolennicy partii rządzącej. Budując obraz partii atakowanej z wszystkich stron, premier mobilizuje ich przed kolejnymi wyborami. W narracji PiS wątek krzywdy i walki z dominującymi siłami wroga jest zresztą typowy.
Premier sięga po demagogię, mówiąc o mediach, które tylko nazywają się polskimi, ale działają na rzecz „zagranicy”. Nie podaje kogo ma na myśli, ale każdy klubowicz Gazety Polskiej to wie.
Demagogia jest pojęciem, które pochodzi z języka greckiego, a powstało ono jeszcze w starożytności. Słowo „demagog” używane było do określenia osoby, która „prowadzi lud”. I miało pozytywną konotację.
Surowszy był jednak starożytny historyk Tukidydes. Według niego demagog to ktoś, kto „prowadzi lud, schlebiając jego próżności”.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze