Reakcje Moskwy na zerwanie rozmów ukraińsko-amerykańskich w Białym Domu są pełne zachwytu z rozwoju sytuacji
Wbrew obyczajowi i propagandowej ostrożności Moskwa błyskawicznie i drobiazgowo sprawozdała publiczną sprzeczkę prezydenta Zełenskiego z Trumpem z 28 lutego 2025. A potem kremlowscy funkcjonariusze zaczęli lżyć ukraińskiego prezydenta. Ten bluzg dosłownie wylał się z propagandy i to w kilka minut po wydarzeniu.
Propaganda wybiła jako najcięższy zarzut „brak szacunku”, jaki rzekomo Zełenski okazał amerykańskim gospodarzom. W tym punkcie moskiewska narracja znowu zgadza się z trumpowską. „Szacunek” dla Moskwy, podobnie jak dla nowych gospodarzy Białego Domu, to najwyraźniej demonstracyjne uniżenie i płaszczenie się, jakie słabszy partner zawsze musi okazywać silniejszemu. Prostowanie kłamstw wypowiadanych przez silniejszego jest „chamstwem”. Natomiast brutalny język, na który pozwalają sobie silni, jest dowodem mistrzostwa w dyplomacji.
Propagandę Kremla niepokoiło już – podobnie jak Trumpa – że prezydent Macron i premier Starmer pozwalają sobie na prostowanie bredni Trumpa. To, że to samo zrobił Zełenski, było w tym świecie nie do pojęcia.
Nie dziwi, że Kreml zaczął natychmiast lżyć Zełenskiego. Zastanawia jednak tempo, w jakim zareagowała propaganda Kremla. I to, że jednak Moskwa przekracza kolejne słowne granice. Pierwsze komentarze pojawiły się natychmiast i w chwili, gdy pisałam te słowa, to się dopiero rozkręcało:
Tu warto pamiętać, że Trump i Musk lżyli prezydenta Zełenskiego przez 12 dni. Od 12 lutego (kiedy ujawnili rozmowę Trumpa z Putinem) do 24 lutego (kiedy okazało się, że amerykańska umowa surowcowa z Ukrainą jest prawie gotowa). Teraz Moskwa pokazała, że Trump o słownym poniżaniu wie niewiele.
Z kolejnych bluzgów wyłaniała się nowa linia narracyjna Kremla:
„Zełenski kłamał, gdy w Białym Domu mówił o swojej gotowości do pokoju, ale to nie zadziałało. Przegrał tę rundę żałośnie i będzie musiał czołgać się na kolanach do następnej” – ogłosił wiceprzewodniczący Rady Federacji Konstantin Kosaczow.
„Rosja wielokrotnie powtarzała, że Wołodymyr Zełenski nie jest gotowy na pokój i teraz prezydent USA Donald Trump to zrozumiał. Pokój może być zapewniony tylko dzięki zwycięstwu Federacji Rosyjskiej, nie tylko na polu bitwy, ale także dzięki skutecznej dyplomacji” – stwierdził Leonid Słucki, szef Komisji Spraw Zagranicznych Dumy Państwowej i lider LDPR, partii założonej przez nieżyjącego już Żyrinowskiego.
Widać, że Rosja będzie teraz opowiadać, że to Ukraina nie chce pokoju i zawieszenia broni, którego domaga się Trump. Choć dwa dni temu minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow ogłosił, że natychmiastowe zawieszenia konfliktu i zamrożenia go na linii frontu nie jest możliwe. Bo Rosja chce zająć w całości zaanektowane po „referendum” 2022 roku cztery ukraińskie obwody, jako że wpisała te regiony do putinowskiej konstytucji...
Brutalną reakcję Moskwy tłumaczyć może to, że wcześniej bała się spotkania Trump-Zełenski.
Wieczorne telewizyjne „Wiesti” nie ukrywały niepokoju. Wizyta w Białym Domu dopiero się zaczynała, a jednak propaganda ją już pokazywała – wbrew praktyce, że to, co dzieje się danego dnia wieczorem, a nie jest przemówieniem Putina, relacjonowane jest nazajutrz.
„Wiesti” za wszelką cenę starały się przekonać widza, że sytuacja Rosji jest w relacjach z Trumpem lepsza niż Ukrainy. Co prawda Zełenskiego w progu Białego Domu wita Trump, ale do Waszyngtonu jedzie już nowy rosyjski ambasador, dyplomata z wieloletnim stażem (od miesięcy Moskwa nie miała w Waszyngtonie przedstawiciela, a liczebność placówki administracja Bidena znacząco ograniczyła). Poza tym Zełenski – donosiła propaganda – jest bardzo zdenerwowany na spotkaniu z Trumpem, bo ”wierci się na krześle, gdy Trump mówi o umowie dotyczącej zasobów ukraińskich”.
W tym momencie nie było jeszcze jasne, jak propagandowo Moskwa odpowie na wizytę Zełenskiego w Waszyngtonie.
Wahała się między „Zełenski sprzedał Ukrainę”, „Zełenski oszukał Amerykanów, bo ukraińskie kopalnie są kompletnie zniszczone” oraz „Zełenski jest niegrzeczny wobec prezydenta Trumpa”.
Tak jak pisaliśmy w GOWORIT MOSKWA, Kreml nie stworzył do tej pory odpowiedzi narracyjnej uwzględniającej działania Trumpa. Propaganda nadal jest krwawa i wojenna. Nie ma żadnych opowieści o tym, jak to będzie, kiedy wojna się skończy. Przedstawiciele reżimu wciąż powtarzają, że Rosja zamierza zrealizować „wszystkie swoje cele w Ukrainie”, czyli ją podpić i podporządkować.
Deklaracje Trumpa, ze środy, że Rosja jednak będzie musiała coś Ukrainie zwrócić, i z czwartku, kiedy Trump kompletnie zapomniał, że kiedykolwiek nazywał Zełenskiego „dyktatorem”, propaganda Kremla przywitała z niedowierzaniem.
W czwartek, na spotkaniu w FSB, Putin próbował sklecić nową opowieść. Mówił mianowicie, że „Wojskowa Operacja Specjalna” nie była po to, by zająć Ukrainę, ale aby skłonić świat do negocjacji. „To oni [żołnierze], swoim męstwem, swoimi codziennymi zwycięstwami, stworzyli warunki do rozpoczęcia poważnego dialogu, dialogu o zasadniczym rozwiązaniu zarówno ukraińskiego, jak i innych kryzysów... o stworzeniu systemu, który rzeczywiście zapewniłby równowagę i wzajemne uwzględnienie interesów, systemu niepodzielnego bezpieczeństwa europejskiego i globalnego, i to na dłuższą metę, kiedy bezpieczeństwo jednych nie może być zapewnione kosztem lub na szkodę bezpieczeństwa innych, a na pewno nie naszym kosztem, nie kosztem Rosji” – powiedział Putin.
Potem jednak propaganda wróciła w stare koleiny. 28 lutego pokazała, jak Putin dostaje od wysokiego urzędnika prezent. Oto matka poległego żołnierza zrobiła statuetkę syna, by Putin ją miał. Putin bierze tę figurkę w garść, chwilę ogląda i odstawia na stolik.
Po awanturze w Białym Domu skręt w stronę przemocy i wojny w Ukrainie jest dla Rosji bardziej prawdopodobny. Co chyba wyłapała rosyjska giełda. Notowania na niej po wyproszeniu Ukraińców z Białego Domu spadły – giełda ta nie jest wyznacznikiem stanu gospodarki, ale raczej oczekiwań, czy w przyszłości da się robić interesy.
Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre z linków wklejanych do tekstu mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN.
Cały nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziecie pod tym linkiem.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze