0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sylwia RezmerFot. Sylwia Rezmer

Jezioro jest tuż koło Trójmiasta. To najbliższe jezioro dla znudzonych morzem. Bardzo trudno przebija się tu do świadomości, że indywidualnych rozrywek to jezioro nie wytrzyma. „Zmiana to ciekawy proces. Jezioro jest wspólne, ale ludzie umieją na początku korzystać z niego tylko indywidualnie”. O tej zmianie opowiadają nam Sylwia Rezmer i Ewelina Czapowiecka-Kawala, które wraz z sąsiadami ze Stowarzyszenia na rzecz Jeziora Tuchomskiego starają się powstrzymać dewastację jeziora. Obie przeprowadziły się tu niedawno i dołączyły do sołtysa i grupy mieszkańców, którą wokół siebie zebrał.

Stowarzyszeniu udało się doprowadzić do czegoś niezwykłego: Rada powiatu kartuskiego uchwaliła, że choć mieszkańców miejscowości nad jeziorem i mieszkańców Trójmiasta stać na łodzie motorowe, to na Jeziorze Tuchomski nie wolno ich używać. Bo to niebezpieczne, wyklucza uprawiających inne sporty wodne. I niszczy jezioro wraz z jego okolicą.
  • Jak to zrobili?
  • Jaki jest skuteczny przepis na skuteczną akcję obywatelską?
  • Jak rozrasta się sieć obywatelska?
  • Czy jezioro przestanie być niczyje?

Czego nie wiemy o Polsce? Jak się zmieniła i dzięki komu? Co wpływa na zmianę teraz? – teksty na ten temat znajdziecie w naszym cyklu POD RADAREM

Jezioro widziane przez szuwary
Jezioro Tuchomskie. Fot. Ewelina Czapowiecka-Kawala

Skuteczność akcji z Jeziorem Tuchomskim – jak zawsze przy działaniach oddolnych – możliwa była dzięki metodycznemu zdobywaniu informacji o jeziorze i o przepisach. Oraz na szukaniu sojuszników.

Ale też – co czyni tę akcję tak wartą opowiedzenia – na takim postawieniu problemu, by nie antagonizować lokalnej społeczności. A nie było to łatwo: między tymi, którzy uważają, że natura jest do używania, i tymi, którzy dobrobyt mierzą szacunkiem do przyrody, łatwo wykopać rów.

Sylwia Rezmer i Ewelina Czapowiecka-Kawala wraz z sąsiadami ominęły tę rafę. I choć za pierwszym razem, w 2023 roku, mieszkańcy przegrali głosowanie w powiecie, nie poddali się. W lokalnej kampanii wyborczej 2024 roku, przed wyborami samorządowymi, samorządowcy już zauważyli rosnącą grupę wyborców, dla których jezioro jest ważne.

A zmobilizowana społeczność lokalna zagłosowała w wyborach samorządowych tak, by problem stał się dla nowych władz ważny. W nowej kadencji rada powiatu przyjęła uchwałę zamykającą Jezioro Tuchomskie dla motorówek i skuterów.

Ewelina: „Mamy nawet radnego, który sam jest motorowodniakiem, fascynują go skutery. I on też głosował za nową uchwałą. Bo miał wiedzę, że jezioro się dla tych łódek nie nadaje. A niedaleko jest zbiornik żarnowiecki” i wody Zatoki Gdańskiej.

Sylwia: „W sumie to nawet nie wiemy, jakie ludzie mają tu poglądy polityczne. Bo nie o to tu chodzi. A obrony przyrody nie dałyśmy wykorzystać do polaryzacji”.

Stowarzyszenie, odkrywszy, że obywatele mają moc sprawczą, zaczęło się przyglądać innym rzeczom, które dzieją się nad jeziorem. I na Kaszubach w ogóle. Np. działalności deweloperów, planom władz, które nie biorą pod uwagę, że oczyszczalnie wody muszą uwzględniać rosnącą zabudowę.

Ewelina: „Stowarzyszenie powstało jako wspólna inicjatywa grupy ludzi zdeterminowanych, aby walczyć o, wydawałoby się, oczywiste sprawy na rzecz dobra nie tylko mieszkańców, ale i tych, którzy nie mają głosu w wyborach – jeziora i przyrody. Myśmy tylko dołączyły do ruchu mieszkańców, którzy się tu organizowali od lat. Pokazywali, jak uciążliwe i szkodliwe jest wykorzystywanie na jeziorze łodzi o napędzie spalinowym. Nie byli jednak słuchani – o tym, co działo się nad jeziorem, decydowała garstka zwolenników motorowodniactwa.

Dlatego postanowiłyśmy poszukać prawnych sposobów, które zmienią sytuację i głos mieszkańców zostanie uwzględniony. Zaskarżyłyśmy nawet do sądu administracyjnego w Gdańsku uchwałę dopuszczającą łódki spalinowe. Ostatecznie udało się jednak przedstawić radzie argumenty prowadzące do zmiany decyzji.

Teraz to już mieszkańcy nawet z innych gmin do nas się zwracają. Bo wiedzą, że umiemy się sprawie metodycznie przyjrzeć”.

Zaczęło się od jeziora

Mapa pokazująca położenie Jeziora Tuchomskiego 30 km na zachód od Trójmiasta
Jezioro Tuchomskie – najbliżej Trójmiasta

Ewelina: „Jezioro Tuchomskie to największe jezioro w pobliżu aglomeracji trójmiejskiej. 30 minut od Gdyni. Jeżeli ktoś nie jedzie nad morze, to bardzo chętnie przyjeżdża tutaj. Nie wie, że to jezioro jest już bardzo zanieczyszczone”.

Sylwia: „Jest po prostu płytkie. Zakwity sinic były tu notowane już w XVII wieku. A potem coraz bardziej intensywna gospodarka rolna robiła swoje. Poza tym przez lata ludzie traktowali jezioro jako miejsce do wyrzucania śmieci i innych nieczystości”.

Ewelina: „Z raportów Wód Polskich wynika, że w wodzie jest nawet arsen. Jezioro nie było w stanie się samo oczyścić. Badania zrobione w 2008 roku wykazały, że woda się już do tego nie nadaje. Z tym że nie dzieje się nic, by jej stan polepszyć”.

Przeczytaj także:

Sołtys nam powiedział: Walczę z tym od lat

Sylwia i Ewelina wiedzą o jeziorze sporo, ale nadal się uczą. Dotarły do naukowców, zebrały analizy. „Nie same, z innymi” – podkreślają. Kiedy w debacie samorządowej padł argument, że motorowa łódź dotlenia jezioro (dzięki pędowi), mieszkańcy to sprawdzili. Przedstawili ekspertyzę naukowca z Uniwersytetu Gdańskiego, że nie tylko niczego nie dotlenia – ale wręcz porusza osady denne i powoduje namnażanie się sinic.

To, że lokalna grupa aktywistyczna zaczyna szukać wiedzy eksperckiej i doradztwa prawnego, jest charakterystyczne dla ruchów obywatelskich powstających po 2016 roku.

Zmiany cyfrowe ułatwiały komunikację, działania władzy zmuszały do działania. Tak powstawały sieci obywatelskie, które protestowały w obronie sądów, zatrzymały wycinkę Puszczy Białowieskiej (włączając TSUE w obronę Puszczy), broniły praw kobiet, zorganizowały oddolną pomoc dla Ukrainy. I w końcu doprowadziły do ogromnej mobilizacji społecznej przed wyborami do Sejmu w 2023 roku.

Częścią tego ruchu było rozpoznawanie sensu praw zapisanych w Konstytucji: prawa do sądu, wolności zgromadzeń, wolności, równości, prawa do czystego środowiska.

Ewelina Czapowiecka-Kawala też używa argumentu z Konstytucji:

„Dalsza degradacja jeziora jest działaniem wbrew Konstytucji i prawu Rzeczypospolitej Polskiej” – mówi.

Wzburzone fale jeziora pod pochmurnym niebem
Jezioro Tuchomskie. Fot. Ewelina Czapowiecka-Kawala

Jezioro – przykład oddolnej organizacji

Ten dorobek obywatelski w całej Polsce analizuje teraz Paweł Marczewski w publikacji Fundacji Stefana Batorego „Demokracja obywateli. Mobilizacje społeczne w latach 2015-2023”.

„Najważniejszym novum (…) było nawiązanie współpracy między organizacjami i inicjatywami, które nie miały wcześniej doświadczenia wspólnej pracy czy aktywności, a także pomiędzy doświadczonymi organizacjami a spontanicznymi inicjatywami obywateli” – podkreśla.

Sylwia i Ewelina mówią jednak, że choć zaczęły działać w 2022 roku, to tylko dlatego, że mieszkają tu bardzo niedawno. A do aktywności są przygotowane od dawna. Zbieranie i analizowanie danych to część ich zawodowego życia. Sylwia prowadzi swoją firmę, Ewelina jest pedagogiem. Nad Jeziorem Tuchomskim było pole do działania.

Jak podkreślają, zmiana społeczna szybciej zachodzi w miejscowościach, gdzie nowi mieszkańcy łączą siły z tymi, którzy mieszkają tu od zawsze.

„Tu jest pełno wspaniałych ludzi. Zgłaszają się, chcą działać, mają wiedzę ekspercką, bo pracują w różnych firmach. Nawet jeśli nie wypada im publicznie zabierać głosu, to pomagają, podpowiadają” – mówią.

Motorówki dobrobytu. Czy silnik poprawia natlenienie wody?

Ewelina: „Nie jesteśmy na ryk skuterów wodnych bezpośrednio narażone, ale lubimy spacery. I tak zauważyłyśmy, że miejscowość, do której się sprowadziłyśmy, nie jest idealna. Zagadałam o to naszego sołtysa Tadeusza Skrzyńskiego. A on zaczął opowiadać, jak z tym walczy od lat. Jak jest przedstawiany jako oszołom, który się ludzi czepia, staje na drodze rozwoju...”.

OKO.press: Bo motorówki, głośne łodzie, quady pędzące po lesie są dowodem sukcesu ich właścicieli?

Ewelina: „Żyjemy w państwie dobrobytu. Coraz więcej jest wśród nas osób, które mają więcej niż potrzeba do życia. Mają czas wolny i chcą go po swojemu zagospodarować. To nie są wielkie luksusy – ale życie, o którym się marzyło. Dom przy jeziorze”.

Z motorówką?

Sylwia: „Ludzie mają różne pasje. Można też pływać w jeziorze, na desce”.

Przepisów nikt nie znał, bo jezioro było „darmowe”

Sylwia i Ewelina opowiadają, jak w czasie wspólnych spacerów zauważyły, że jezioro jest po prostu rozjeżdżane. Samochód ciągnący łódź na przyczepie woduje ją, po prostu wjeżdżając do jeziora – bo jest płytkie. Samochody rozjeżdżają nabrzeże. Wjeżdżają między ludzi odpoczywających z dziećmi nad wodą. Bo muszą.

Okazało się, że jezioro staje się popularne wśród właścicieli motorówek z Trójmiasta. Bo wodowanie łodzi na morzu jest płatne, a pływanie możliwe tylko w wyznaczonych korytarzach.

Na Jeziorze Tuchomskim nie było takich ograniczeń. Jezioro było „darmowe”.

Niebezpieczne stało się zwykłe pływanie z bojką czy pływanie na dece, szkółka żaglowa musiała się pilnować – pędząca łódź motorowa tworzy ogromne zagrożenie.

Czy to możliwe, że wszystko to dzieje się legalnie? – zaczęli się zastanawiać mieszkańcy.

Ewelina: „Okazało się, że na jeziorze można popływać łódką, jeżeli nie ma strefy ciszy. Ale nie można wszędzie ot tak wodować łodzi. Tylko nikt tych przepisów nie egzekwował”.

Samochód, który wjechał do jeziora. W tle - łódź na wodzie
Samochód, który zwodował łódź. Fot. Sylwia Rezmer

Sylwia: „Naszego jeziora nic nie chroniło, prócz zapomnianych/niewspominanych przez nikogo przepisów. Trzeba było się wyedukować, żeby te przepisy znaleźć i prawidłowo interpretować. A potem jeszcze edukować policję, straż pożarną, nasze władze”.

Ewelina: „Ale nadal było tak, że przyjezdni, ale i część mieszkańców uważała, że ma prawo wjeżdżać samochodem z łodzią motorową do jeziora. Nie chcieliśmy jednak awantur. Bez stworzenia więzi, bez budowania relacji międzyludzkich takiego problemu się nie rozwiąże”.

Sylwia:

„Bardzo trudno przebija się do świadomości, że tych indywidualnych rozrywek to jezioro, które jest przecież nasze wspólne, nie wytrzyma. Do tego jedna aktywność eliminuje wiele innych, które nie są zagrożeniem dla ludzi i natury”.

Ewelina: „Dlatego to jest ciekawy proces. Jezioro jest wspólne, ale ludzie umieją na początku korzystać z niego tylko indywidualnie”.

Sylwia: „A kiedy zaczęłyśmy o jeziorze myśleć jako o dobru, które jest nam dane, zaczęłyśmy sprawdzać, jakie ono ma prawa i czyje ono do końca jest”.

Ewelina: „Nie tylko nasze. To jest tej czapli, która przylatuje do nas, tej kaczki. Skuter zagraża im tak samo jak ludziom. Oni tego wcześniej nie wiedzieli. Nie brali pod uwagę”.

Sylwia: „Kiedy się wylicza te wszystkie pominięte wartości, to ludzie je zaczynają zauważać. I wtedy okazuje się, że jest nas dużo. Pod zakazem dla motorówek sołtys zebrał aż 300 podpisów.

Jezioro w pogodny dzień
Jezioro Tuchomskie. Fot. Ewelina Czapowiecka-Kawala

Od indywidualnej konsumpcji do „naszego jeziora”

Problemem było to, że nad Jeziorem Tuchomskim leżą aż trzy gminy. To ułatwia radnym zbywanie problemu. Trzeba było więc zacząć od aktywizacji mieszkańców. Co – wedle relacji Stowarzyszenia – polegało na chodzeniu od domu do domu.

  • Sołtys robił wiejskie zebrania, na które w końcu zaczęło przychodzić po 100-200 osób.
  • Mieszkańcy zgłosili się do akcji Masz Głos Fundacji Batorego, przez co dostali wsparcie organizacji partnerskiej z Pomorza, która wiedziała, jak skutecznie rozwiązywać problemy. Choć problemu jeziora jeszcze nie rozwiązywała. Ale znali różne sposoby, które Stowarzyszenie sprawdzało: tu się spytać, tam napisać. I tak metodą małych kroków, do przodu.

Paweł Marczewski komentuje: „Współpraca między organizacjami, które wcześniej ze sobą nie pracowały, ale również między organizacjami a spontanicznymi inicjatywami obywatelskimi byłaby niemożliwa, gdyby nie zmiana myślenia, polegająca na zastąpieniu rywalizacji współpracą”.

Ewelina: „Powoli klarowała się większość za ograniczeniem motorówek, ale przychodziły też osoby, które za wszelką ocenę chciały nas zakrzyczeć i pokazać, jakim my ciemnogrodem jesteśmy. Jak przeszkadzamy rozwojowi technologicznemu. A ja wiem, że dobrobyt można mierzyć też dbałością o naturę, bo dobrobyt pozwala na zrównoważony rozwój”.

O sprawie zaczęły pisać lokalne media, a to już na samorządowców ma proste przełożenie.

To było długo przed wyborami. W maju 2023.

OKO.press: Czyli na tym etapie zwolennicy ochrony jeziora byli gotowi na to, żeby wysłuchiwać tych, którzy chcieli je rozjeżdżać. Po to, żeby się dogadać?

Sylwia: Tak, tak.

A władze samorządowe?

Sylwia: Przeważał tam pogląd, że indywidualna konsumpcja jeziora jest czymś zupełnie w porządku. A narzekają ci, których nie stać na łódkę.

Ewelina: Czyli patrzyli na nas jak na przeciwników. A my im pokazywaliśmy jezioro jako wartość i możliwości dla gminy.

Sylwia Rezmer wskazuje na bardzo ważny element kampanii:

„Myśmy nie spierali się z gminą i nie walczyli o »naszą« rację przeciwko »ich« racji. Jeśli spór jest tak ustawiony, to nie jest do rozwiązania.

Myśmy mówili: nasze ptaki, nasza woda, nasze drzewa, nasze mokradła, które są dookoła, nasza dzika maleńka plaża”.

Ewelina:

„Istotą naszej metody jest to, że władza nas nie musi się bać, ale nie może ignorować”.

Stowarzyszenie na rzecz Jeziora Tuchomskiego wraz władzami samorządowymi za tę operację nagrodzone zostało nagrodą Super Samorząd* przyznawaną w ramach akcji Masz Głos przez Fundację Batorego

Jasmowłosa kobieta trzyma w ręku dwie nagrody
Sylwia Rezmer odbiera nagrodę i dyplom, Warszawa, styczeń 2025. Fot. Fundacja Batorego

Motorówka jak szybki samochód na osiedlu

Sylwia: „Wiemy, że trzeba słać pisma, żeby w spokoju i bez zbędnych emocji przedstawiać argumenty. Bo pisma ze Stowarzyszenia o ryzyku dla mieszkańców, które tworzą łodzie, tak łatwo się nie zignoruje”.

Ewelina: „Rozmawialiśmy o tym, czym jest bezpieczne używanie motorówek i skuterów. Do tego potrzebujemy prawa. Ono po to jest. W każdej przestrzeni obowiązują jakieś reguły. Bo w pewnym momencie dyskutowanie już niewiele daje”.

A egzekucja prawa?

Sylwia: „Zobaczymy w tym sezonie”.

Sylwia: „Nikt nikomu nie zakazuje jeździć szybkim samochodem, ale nie może się ścigać po osiedlowych uliczkach. Nasze jezioro jest właśnie takie osiedlowe”.

Po wyborach temat jeszcze raz wybrzmiał dla nowego składu Rady Powiatu Kartuskiego. W efekcie jednogłośnie powiat przyjął całkowity zakaz używania sprzętu wodnego o napędzie spalinowym.

Teraz widzimy zagrożone mokradła

Ciąg dalszy tej historii pokazuje, jak zdobyte umiejętności i wiedza zwiększają możliwości lokalnej społeczności. Do Stowarzyszenia, które wykazało się skutecznością w sprawie skuterów i łodzi, zaczęli się zgłaszać mieszkańcy sąsiednich gmin. Bo widzieli coś, co umykało władzom samorządowym: intensywne inwestycje deweloperskie.

Przed budową nowych domów niszczone są torfowiska i bagniska. Zasypywane cieki wodne. Albo koło tych cieków planują domy z własnymi szambami – to grozi katastrofą jeziora

Gminy problemu mogą nie widzieć, bo każda ma tylko „kawałek jeziora”. Ludzie już widzą całość. Boją się np. skutków tego, że w okolicę ma się przenieść firma, która w latach wcześniejszych była karana za naruszenie przepisów w zakresie ochrony środowiska.

Sylwia: „My już nawet o tych skuterach nie myślimy. To już jest taki pikuś w porównaniu z tym, co się dzieje dookoła”.

Ewelina: „Znowu zaczęliśmy się uczyć, szukać literatury o torfowiskach, przepływach wody. Ustawiamy problem, szukamy procesu, który według nas byłby najlepszy, a później weryfikujemy go z ekspertami. I zadajemy pytania”.

Ukrywane konsultacje

Głównym zajęciem dla Stowarzyszenia jest teraz pilnowanie informacji o decyzjach środowiskowych i konsultacji.

Rozmawiamy chwilę o tych konsultacjach. O tym, że władze publiczne sobie z tym nie radzą, nie potrafią aktywnie zbierać i przetwarzać uwag mieszkańców. A ci często mają unikalną wiedzę.

Sylwia zauważa: „W dzisiejszych czasach sobie nie radzą? Firmy mają narzędzia do przetwarzania ważnych danych od dawna, wchodzi sztuczna inteligencja. Wystarczy zapytać dobrych analityków”.

Paweł Marczewski zauważa, że fasadowe konsultacje i niezdolność wykorzystywania nowych kompetencji obywatelskich tworzy poważne zagrożenie dla całego państwa. To jest miejsce, w którym administracja niebezpiecznie rozjeżdża się ze społeczeństwem obywatelskim, mimo że konsultacje teraz się odbywają. Tyle że wedle standardów sprzed pojawienia się AI i narzędzi masowej komunikacji.

„Najwyższy czas, aby rządzący zauważyli, że nie ma już powrotu do przeszłości: do traktowania organizacji jak petentów czy tła w fikcyjnych konsultacjach”

– pisze Marczewski.

Stowarzyszenie na rzecz Jeziora Tuchomskiego ma tymczasem duże plany.

Sylwia: „Nasz dom to są też wszystkie jeziora na Kaszubach. Trzeba je chronić, a mamy ich naprawdę dużo. Naszym marzeniem jest, żeby wszystkie jeziora miały wspólne prawa”.

Brzmi to po prostu jak entuzjastyczna zapowiedź. Ale stoi za nią wiedza i doświadczenie. Pytanie, które musimy powtórzyć za Marczewskim, brzmi: czy władze publiczne zechcą korzystać z tej siły.

;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze