Potrzebujemy odnowy demokracji, podmiotowości i sprawczości obywateli i obywatelek nie tylko podczas wyborów. Tylko czy komuś po tamtej stronie na takim autonomicznym społeczeństwie obywatelskim jeszcze zależy? Ewa Kulik-Bielińska komentuje likwidację ministerstwa ds. społeczeństwa obywatelskiego
Tekst ukazał się 23 lipca na portalu NGO.pl. Dziękujemy redakcji i Autorce za możliwość opublikowania go na łamach OKO.press. Tytuł od redakcji OKO.press.
Potwierdziły się pojawiające się od kilku tygodni zapowiedzi likwidacji, w ramach rekonstrukcji rządu, trzech ministerialnych stanowisk: ds. społeczeństwa obywatelskiego, równego traktowania i polityki senioralnej. Ich utworzenie po wyborach parlamentarnych 2023 roku, podkreślać miało wagę, jaką koalicja 15 października przywiązuje do problematyki, którą zajmować się miały trzy nowe ministry. Przedstawiane też było jako wyraz uznania dla roli społeczeństwa obywatelskiego w obronie praworządności i demokracji, ochrony praw kobiet i mniejszości.
[Zlikwidowano ministerstwa, ale trzy ministerki przechodzą do KPRM, o czym dowiedzieliśmy się 24 lipca – przyp.red.]
„Społeczeństwo obywatelskie wraca razem z nami do rzeczywistości naszego życia publicznego”, deklarował w swoim exposé premier Donald Tusk, przedstawiając objęcie władzy przez Koalicję 15 października jako „zwieńczenie procesu obywatelskiego i narodowego odrodzenia. (…) umocnienie poczucia obywatelskiej podmiotowości (…) i możliwości wpływania na rzeczywistość polityczną”. W tym samym exposé premier obiecał liberalizację prawa o aborcji, legalizację związków partnerskich, przywrócenie praworządności i odpartyjnienie państwa.
Niestety, niewiele. Mimo nadania trójce pełnomocniczek rządu rangi ministrów w Kancelarii Premiera, bilans ich dokonań nie jest imponujący. Ministra ds. równego traktowania nie przeprowadziła – z powodu braku consensusu wśród koalicjantów – dwóch flagowych projektów obiecanych w kampanii wyborczej o rejestracji związków partnerskich i liberalizacji przepisów o aborcji.
Ministra ds. polityki senioralnej, poza nadzorowaniem programów Senior Plus i Aktywni Plus, przygotowała – zapowiadany jako „100 obietnic na 100 dni” Platformy Obywatelskiej – projekt ustawy o bonie senioralnym. Jednak mimo upływu ponad 500 dni projekt ten nie trafił jeszcze na posiedzenie Rady Ministrów.
Straconą szansą okazało się stanowisko ministry ds. społeczeństwa obywatelskiego, oddane partii Szymona Hołowni w ramach podziału wpływów w koalicji rządowej.
Mimo że funkcję tę sprawowały po kolei dwie osoby z długoletnim doświadczeniem w organizacjach pozarządowych, a w rządzie Donalda Tuska i parlamencie znalazło się kilkanaście osób wywodzących się z tego środowiska, ani utworzenie tego stanowiska, ani obecność działaczek i działaczy organizacji w rządowych resortach, nie przełożyły się na nową jakość w relacjach organizacje – rząd – parlament, a przede wszystkim nie zaowocowały zmianą sposobu uprawiania polityki, tworzenia aktów prawnych i sprawowania władzy.
Organizacje w dalszym ciągu, co do zasady (bo zdarzają się chlubne wyjątki, jak np. zespoły pracujące nad zmianami w systemie oświaty w MEN), traktowane są jak petenci i wykonawcy zadań, nie jak partnerzy, źródło wiedzy i ekspertyzy, zasób praktycznych rozwiązań i innowacyjnych pomysłów, z których warto skorzystać.
Procesy konsultacyjne wcale się nie poprawiły w stosunku do poprzedniego okresu. Projekty rządowe przyjmowane są często bez konsultacji z organizacjami albo z tak krótkim terminem na zgłoszenie opinii, że nie sposób się do nich odnieść.
Organizacje społeczne nie są włączane (mimo deklarowanych obietnic) w prace nad politykami publicznymi, czy aktami prawnymi wpływającymi na ich funkcjonowanie. Powołane przez minister Buczyńską w 2024 roku zespoły eksperckie: ds. uproszczeń prawnych, aktywizmu i wolontariatu, partycypacji i dialogu obywatelskiego, buksują w miejscu, powielając prace prowadzone w Radzie Działalności Pożytku Publicznego i Komitecie ds. Pożytku Publicznego i generując frustracje i rozgoryczenie uczestników, skarżących się na brak informacji o losie ich rekomendacji i niejasności co do tego, jak ona się ma do prac toczących się w innych ciałach.
Oprócz obiektywnych trudności, wpływających na wyniki prac prowadzonych pod kierunkiem obu kolejnych minister, związanych z ich nieobecnością (minister Buczyńska po niecałym roku w rządzie podała się do dymisji z powodów zdrowotnych, minister Porowska, po kilku miesiącach od przejęcia obowiązków, zaangażowała się w kampanię prezydencką swojego szefa), wydaje się, że albo nie miały one jasnej agendy i klarownej wizji tego urzędu, albo na tyle silnej pozycji, żeby móc się z nią przebić w rządzie, albo – co potwierdzałaby obecna decyzja o likwidacji stanowiska ministry – utworzenie tej funkcji, będące niekosztownym zabiegiem PR-owym, służyć miało przede wszystkim zaspokojeniu arytmetycznej konieczności obdzielenia koalicjantów stanowiskami rządowym.
Półtora roku rządów koalicyjnych pokazuje, że zamiast tworzyć warunki do „wzmacniania obywatelskiej podmiotowości” i zwiększania roli społeczeństwa obywatelskiego w życiu publicznym, działalność rządu w relacjach z organizacjami społecznymi pozostała w sferze gestów i symboli.
Bo jak traktować:
Na marginesie, „zdobycie” z rezerwy budżetu 70 milionów zł na ten program przeznaczony dla „organizacji z małych miejscowości, odpowiadających na kryzysy” minister Porowska uznaje za swoje największe osiągnięcie.
Do symbolicznego obrazka, bez dalszych praktycznych konsekwencji, ograniczone zostało – zorganizowane przez ministrę Porowską na początku jej urzędowania – wysłuchanie publiczne nt. rządowej ustawy o strategii migracyjnej Polski na lata 2025–2030. Potraktowane przez rządzących jako skanalizowanie frustracji działaczy i ekspertów zajmujących się problemem migracji i integracji uchodźców i migrantów, nie przełożyło się na włączenie ich w prace nad polityką migracyjną i integracyjną. Podobne wysłuchanie, tym razem nt. projektu nowelizacji ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną zorganizowane zostało w kwietniu br. we współpracy z ministerstwem cyfryzacji.
Rola ministry, piastującej jednocześnie stanowisko przewodniczącej Komitetu ds. Pożytku Publicznego (kompetencje i zadania obu funkcji w dużej części się pokrywają), sprowadziła się – w przypisanej jej w ustawie „koordynacji współpracy administracji” – do prób pośrednictwa, a niekiedy interwencji, między ministrami a organizacjami społecznymi (jak ostatnio w sprawie projektu ustawy deregulacyjnej UDER32, firmowanej przez Ministerstwo Sprawiedliwości, odbierającej organizacjom społecznym możliwość wniesienia skargi kasacyjnej w postępowaniu administracyjnym:
Analizując minione półtora roku, odnosi się wrażenie, że zmarnowany i niezagospodarowany został czas, kapitał, chęci i energia wielu osób, które po październiku 2023 gotowe były włączyć się w budowanie i naprawę instytucji i procesów stanowiących fundament demokratycznego państwa prawa i przygotowywanie propozycji i rozwiązań, umożliwiających jego lepsze funkcjonowanie w wielu obszarach, w których działają organizacje społeczne.
Żadna z dwóch ministr ds. społeczeństwa obywatelskiego nie podjęła propozycji rozwiązań dotyczących poprawy warunków funkcjonowania organizacji społecznych wypracowanych i zebranych przez środowisko przed wyborami parlamentarnymi i przedstawionych na konferencji Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych „Mamy pomysły na Polskę” (patrz: Mamy pomysł na Polskę – jak będziemy go realizować? Podsumowanie wydarzenia – Ogólnopolska Federacja Organizacji Pozarządowych otwiera się w nowej karcie) we wrześniu 2023, choć przedstawiciele wszystkich partii tworzących rząd Donalda Tuska podpisali wówczas publicznie deklaracje na rzecz współpracy, dialogu i dobrego prawa dla organizacji (patrz: Podpisaliśmy z politykami deklaracje na rzecz współpracy, dialogu obywatelskiego i dobrego prawa dla organizacji! – Ogólnopolska Federacja Organizacji Pozarządowych otwiera się w nowej karcie).
Nie powrócono do wypracowanych przez środowisko organizacji przed objęciem rządów PiS i dyskutowanych na VII Ogólnopolskim Forum Inicjatyw Pozarządowych propozycji rozwoju społeczeństwa obywatelskiego zawartych w „Strategicznej Mapy Społeczeństwa Obywatelskiego”.
Zapowiedziana z chwilą objęcia urzędu przez minister Porowską nowelizacja ustawy o działalności pożytku publicznego i wolontariacie, zaowocowała chaosem decyzyjnym i informacyjnym oraz pogłębieniem frustracji członków RDPP i zespołów eksperckich powołanych przez min. Buczyńską. Zamiast oczekiwanej znaczącej zmiany ustawy, do której propozycje zgłaszali przedstawicielki i przedstawiciele środowiska pozarządowego, pojawiła się niespodziewanie „mała nowelizacja”, przygotowana przez Departament Społeczeństwa Obywatelskiego z pominięciem wszystkich ustawowych i pozaustawowych ciał konsultacyjnych ministry.
Zespoły eksperckie zostały poinformowane, że przy Komitecie ds. Pożytku Publicznego powstał międzyresortowy zespół do nowelizacji, który zajmie się dużą nowelizacją, pochylając się nad zgłoszonymi przez nie rekomendacjami.
Półtoraroczna historia stanowiska ministry ds. społeczeństwa obywatelskiego koalicji 15 października kończy się podobnie jak za rządów poprzedników. Przypomnę, że funkcja pełnomocnika rządu ds. społeczeństwa obywatelskiego w randze ministra nie była zupełną nowością. Taką funkcję ustanowił po raz pierwszy premier Jerzy Buzek, który w 1998 roku powołał na Pełnomocnika rządu ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi w randze ministra socjologa, profesora Zbigniewa Woźniaka. Stanowisko to utrzymało się przez rok. W 1999 roku profesor Woźniak złożył rezygnację, rozbijając się o niemożność przebicia się ze swoimi pomysłami w rządzie i w parlamencie.
Funkcję pełnomocnika rządu, tym razem ds. społeczeństwa obywatelskiego przywrócił w 2016 roku rząd premier Beaty Szydło. Stanowisko podwójne: pełnomocnika rządu ds. społeczeństwa obywatelskiego oraz pełnomocnika rządu ds. równego traktowania otrzymał Wojciech Kaczmarczyk, zaufany wicepremiera Piotra Glińskiego, by już po kilku miesiącach oddać je Adamowi Lipińskiemu, sekretarzowi stanu w Kancelarii Prezydenta, zaufanemu Jarosława Kaczyńskiego. Kaczmarczyk tymczasem został dyrektorem Narodowego Instytutu Wolności.
Kaczmarczyk, podobnie jak min. Buczyńska, zaczął urzędowanie od powołania kilku zespołów, złożonych z zaproszonych imiennie do udziału w pracach przedstawicieli środowisk pozarządowych, samorządowców i ekspertów. Zespoły wypracować miały propozycje służące rozwojowi społeczeństwa obywatelskiego, w tym rozwiązujące problemy, na jakie natykają się w swojej działalności organizacje pozarządowe. Efekt pracy zespołów miał stanowić podstawę do stworzenia narodowego programu wspierania społeczeństwa obywatelskiego, wyznaczającego kierunki działań rządu. Po odejściu Kaczmarczyka z funkcji pełnomocnika praca zespołów zamarła. Działalność nowego pełnomocnika była tak dyskretna, że wręcz niezauważalna, a wraz z objęciem przez Adama Lipińskiego funkcji wiceprezesa Narodowego Banku Polskiego, stanowisko to zostało zlikwidowane.
Jak widać wszystkie trzy próby ustanowienia funkcji pełnomocnika ds. społeczeństwa obywatelskiego zaczynały się i kończyły tak samo i to mniej więcej po podobnym czasie. Przypadek? Fatum? Nieuchronna sekwencja? Świadoma polityka?
Decyzja koalicji 15 października o likwidacji stanowiska ministry i ew. pozostawienie jej w randze pełnomocnika/czki rządu ma nie tylko wymiar symboliczny: obniżenia rangi i prestiżu tej funkcji, a wraz z tym rangi spraw, jakimi się zajmowała. Ma też konkretny wymiar praktyczny związany z ograniczeniem sprawczości i możliwości jej oddziaływania.
Minister/ra ma inicjatywę ustawodawczą, może rozpocząć proces legislacyjny, kieruje nim i odpowiada za jego przeprowadzenie. Bierze też udział we wszystkich posiedzeniach Rady Ministrów i może na bieżąco reagować, jeśli na posiedzeniu omawiany czy przygotowywany jest projekt, który dotyczy lub dotyka obszarów działania organizacji społecznych. Wraz z likwidacją tego stanowiska znika taka możliwość. Czy sprawujące ten urząd osoby robiły użytek z tej możliwości, to inna sprawa.
Historia stanowiska pełnomocnika/ministra ds. społeczeństwa obywatelskiego jest dobrą ilustracją znaczenia i wagi, jaką poszczególne ekipy rządowe przywiązują do organizacji społecznych i jak je traktują. A także siły, również politycznej, polskiego III sektora.
Pytanie, czy w związku z tym to, czego powinniśmy się dziś domagać, to utrzymania stanowiska ministra/y od społeczeństwa obywatelskiego, czy raczej radykalnej zmiany paradygmatu i nowego, autentycznie partnerskiego i partycypacyjnego, podejścia do formułowania i prowadzenia publicznych polityk i ukształtowania na nowo relacji rząd/parlament/samorząd – niezależne społeczeństwo obywatelskie.
Za dwa lata wybory parlamentarne. Od tego, jak rząd prowadzić będzie dziś politykę, zależy, czy ochronimy demokrację, prawa człowieka i wartości, na których ufundowana jest nasza europejska wspólnota.
Potrzebujemy odnowy demokracji, podmiotowości i sprawczości obywateli i obywatelek nie tylko podczas wyborów, ale w okresie między wyborami. Tylko czy komuś po tamtej stronie myślnika na takim autonomicznym, niezależnym społeczeństwie obywatelskim w ogóle jeszcze zależy? Może rządzący uważają, że demokracja, rządy prawa, suwerenność i integralność państwa obronią się same?
Dyrektorka Fundacji im. Stefana Batorego
Dyrektorka Fundacji im. Stefana Batorego
Komentarze