Po zakończeniu piłkarskich mistrzostw świat przestał patrzyć na ręce katarskim szejkom. – A teraz straszą nas, że wyślą nas do domu. I nie płacą – mówią migranci, którzy wierzyli, że mundial odmieni rynek pracy w Katarze.
Przez ostatnią dekadę przed startem MŚ jesienią 2022, Katar oskarżany był o wykorzystywanie pracowników migrujących z krajów Globalnego Południa. Przyjezdni harowali w upale, często stłoczeni byli w obozach robotniczych na obrzeżach Dauhy, poza zasięgiem wzroku turystów i Katarczyków. Zarabiali mało, a do tego musieli spłacać długi, które zaciągnęli w agencjach pośrednictwa pracy.
O sprawie zrobiło się głośno, gdy organizacje praw człowieka, m.in. Amnesty International oskarżyły autorytarne władze niewielkiego kraju o niemal niewolnicze warunki pracy i tuszowanie śmierci tysięcy robotników, którzy stawiali stadiony i całą infrastrukturę na kilkutygodniową imprezę piłkarską.
Mundial służył szejkom to sportwashingu, wybielenia wizerunku poprzez organizację popularnej imprezy. Ale gdy świat przestał patrzyć na ręce Katarczykom, stare praktyki powróciły. A sytuacja wielu pracowników migrujących uległa drastycznemu pogorszeniu.
"Od stycznia pozostaję bez pracy. Dni mijają, a ja głównie śpię w pokoju. Od dwóch miesięcy nie dostałem wynagrodzenia"
– opowiada 32-letni Nepalczyk Ram.
Migranci stanowią prawie 90 procent populacji kraju. Od grudnia 2010 roku, gdy Katar został wybrany na organizatora mundialu, jego populacja wzrosła z 1,8 mln do 2,9 mln mieszkańców. Co trzeci pracuje na placu budowy – najczęściej to robotnicy z Bangladeszu, Sri Lanki i Nepalu. Jeszcze przed startem MŚ widać było ich wszędzie: ubranych w odblaskowe kamizelki, z kaskami na głowach, z plastikowymi bidonami w rękach.
– Z kilku tysięcy zakwaterowanych teraz zostało nas może pół tysiąca – dodaje mężczyzna.
Gdy na miesiąc przed mundialem pojechałem do Kataru, w Dausze w dzień i w nocy słychać było wiercenie, kucie, szczęk dźwigów i jęki koparek. Tylko w pierwszym kwartale tego roku w Katarze wydano 2,5 tys. pozwoleń na budowę. Eksperci szacowali, że do 2026 roku rynek budowlany w Katarze osiągnie wartość 76,98 mld dolarów, podobnie jak w 28 razy większej Norwegii.
Na początku roku Firma Nasir Al Ali zredukowała zatrudnienie z ośmiu tysięcy pracowników do trzech i pół tysiąca. Inna duża spółka budowlana zostawiła tylko 25 proc. robotników, a resztę wysłała do macierzystych krajów na czteromiesięczny urlop.
A to wszystko uderza w pracowników migrujących. – Każdego dnia zastanawiam się, co robić dalej – opowiada Nepalczyk. – Wracać do domu, czy może liczyć na to, że sytuacja na rynku się poprawi. Nikt tego nie wie. To, co zarobiłem, teraz przejadam. Nie stać mnie, by nie pracować.
"Liczba Nepalczyków, którzy muszą żyć bez wynagrodzenia, ciągle rośnie. Krytyczna jest zwłaszcza sytuacja osób mieszkających poza obozami firmowymi"
– podkreślił Shesh Raj Timalsina, prezes Nepalskiego Stowarzyszenia Pracowników Migrujących w Katarze w rozmowie z portalem Ekantipur. I wyliczył: od lipca do połowy grudnia z Nepalu do Kataru wyjechało 19 tysięcy nowych pracowników. Dla porównania, gdy prace budowlane w Katarze były u szczytu, każdego miesiąca z Nepalu wyjeżdżało 30 tysięcy osób.
Kilka tygodni temu „The Telegraph” poinformował, że ochroniarze zatrudnieni przez firmę Stark Security Services w centrum medialnym FIFA mieli zostać deportowani po proteście. Zarzucili pracodawcy, że nie dostają wynagrodzenia na czas, zmianie uległy też warunki zakwaterowania. Podobno zostali zwolnieni przed końcem sześciomiesięcznych kontraktów, a po otrzymaniu niewielkiej rekompensaty musieli podpisać oświadczenia, że rezygnują z pozostałych zaległości.
Reakcja piłkarskiej centrali była lakoniczna.
"FIFA zachęca każdego, kto chce złożyć skargę w sprawie naruszeń praw człowieka i prawa pracy, które mogą mieć związek z Mistrzostwami Świata FIFA 2022M, do rozważenia zgłaszania takich przypadków za pośrednictwem całodobowej infolinii”
– napisano w oświadczeniu.
Nagranie protestu pracowników firmy ochroniarskiej można odnaleźć na Tik Toku. To główne medium używane przez migrantów. Bo wciąż nie jest ocenzurowane przez władze. Dzięki filmikom można dowiedzieć się, co słychać na rynku pracy, albo w jakich warunkach żyją pracownicy w obozach robotniczych.
Przyjechał do Kataru pół roku przed MŚ. Pracował jako ochroniarz dla innej dużej firmy. Gdy zakończyły się MŚ z dnia na dzień obniżono mu pensję.
Opowiada, że w mediach społecznościowych zobaczył ogłoszenia swojej firmy, ale też Stark Service dla Ugandyjczyków i Kenijczyków o wolnych etatach.
– Warunki zatrudnienia są o wiele gorsze niż te proponowane nam przed MŚ. Podobne zaproponowano już zakontraktowanym, ale gdy nie chcieliśmy się zgodzić, usłyszeliśmy, że nie mamy nic do gadania. A potem postraszyli nas, że wyślą nas do domu. I że nie zobaczymy zaległych pensji – ubolewa.
Marco Minocri, przedstawiciel katarskiego oddziału Międzynarodowej Organizacji Pracy, której biuro znajduje się w samym centrum, na szóstym piętrze strzelistego biurowca Qatar Tower nie chce komentować pojedynczych przypadków.
Jeszcze w 2018 roku w agencji pracowało ledwie czworo pracowników, ale po fali międzynarodowej krytyki Katar otworzył się na współpracę z organizacją.
To był specyficzny dla krajów znad Zatoki Perskiej rodzaj sponsoringu: firma ściągała pracownika, zapewniała mu transport, nocleg, jedzenie, ale w zamian pracownik stawał się uzależniony od widzimisię pracodawcy. Oddawał swój paszport, nie mógł rzucić pracy, zmienić pracodawcy, ani nawet wrócić do ojczyzny. To prowadził do nadużyć, wręcz do przymusowej pracy: niekiedy robotnicy pracowali dłużej niż 72 godziny tygodniowo, w niektórych przypadkach przez 124 kolejne dni.
Dzięki reformom Katar stał się pierwszym krajem w regionie Zatoki Perskiej, który pozwolił migrantom na zmianę pracy bez zgody poprzedniego pracodawcy.
Dzięki temu nastąpił duży wzrost mobilności pracowników: prawie 350 tysięcy osób zmieniło zawód między 1 listopada 2020 a 31 sierpnia 2022 rokiem. Dla porównania w 2019 roku tylko 18 tysięcy.
Kenijczyk:
"Teraz widać, że po MŚ Katar cofa się do dawnych praktyk. Pracodawca nam nie płaci, ale innej pracy nie możemy szukać, bo grozi nam deportacja. To absurd".
Przynajmniej teoretycznie. Lokalny portal opisał historię Kate, sprzątaczki z Kenii, której pracodawca przez kilka miesięcy wypłacał jedynie połowę pensji. A gdy postanowiła zmienić pracę, wtargnął do jej mieszkania, a później straszył deportacją. Mimo to Kenijka złożyła odpowiednie dokumenty w ministerstwie pracy. Mimo że wstępnie zaakceptowano jej przenosiny, to ostatecznie proces został wstrzymany – niewykluczone, że z powodu koneksji pracodawcy.
„Chociaż historyczne reformy rynku pracy w Katarze przyniosły korzyści setkom tysięcy pracowników, potrzebne są pilniejsze działania, aby pociągnąć pracodawców do odpowiedzialności i zapewnić mobilność zawodową” – czytamy w raporcie kancelarii Fisher Phillips, która przyjrzała się rynkowi pracy na zlecenie władz w Katarze.
Zresztą Minocri z Międzynarodowej Organizacji Pracy między słowami sugeruje, że sytuacja na rynku pracy nie jest tak świetna, jak zwykły to przedstawiać autorytarne władze niewielkiego kraju.
– Znamy kilka przypadków, w których pracownicy protestowali z powodu skarg dotyczących niezgodności z prawem lub warunkami umowy. Zachęcamy wszystkich pracowników ze skargami do składania ich w ministerstwie pracy. Nasza organizacja będzie kontynuować współpracę z rządem Kataru w celu rozwiązania tych problemów – przyznaje przedstawiciel Międzynarodowej Organizacji Pracy.
Nepalczyk Ram:
"Jestem pod ścianą. W Katarze nie zarabiam, a jak wrócę do Nepalu, też czeka mnie bezrobocie. A przecież mam ważną umowę z moją firmą".
Kenijczyk: – Mundial miał coś zmienić. A tak Katar wraca do czasów sprzed imprezy.
Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.
Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.
Komentarze