Na konferencji prasowej w Sejmie wicemarszałek Ryszard Terlecki (PiS) wyłożył 12 stycznia główną PiS-owską interpretację zawieszonego kryzysu parlamentarnego. Nie wiadomo, o co chodziło, protest był bezprzedmiotowy.
Muppet show się kończy, będzie pewnie nudno w Sejmie, jak wyjdą posłowie z sali i przestaną się wygłupiać. Najwyższy czas, żeby ta komedia się zakończyła. PO nie wie, po co spędziła trzy tygodnie w Sejmie, my też nie wiemy, opinia publiczna też nie wie
fałsz. Dokładnie wiadomo, czemu opozycja protestowała, nawet jeśli nieskutecznie
Terlecki twierdzi, że nie wiadomo, dlaczego opozycja protestowała w sali posiedzeń Sejmu. To zdanie jest jawnie fałszywe, a z pewnością sama opozycja wiedziała, co jest powodem protestu i jaki był jego cel. Wiedział o tym także PiS, bo opozycja komunikowała to w jasny sposób za pośrednictwem mediów i w bezpośrednich kontaktach. Nieskuteczność akcji PO i N w niczym tego nie zmienia.
Przeciw czemu protestowała Platforma?
- Punktem wyjścia protestu 16 grudnia były plany marszałka Kuchcińskiego ograniczenie dostępu mediów do Sejmu;
- bezpośrednim powodem rozpoczęcia okupacji mównicy a potem sali sejmowej było wykluczenie posła Michała Szczerby, które – zdaniem opozycji – nastąpiło niezgodnie z regulaminem;
- Wywołało to ciąg zdarzeń: marszałek Kuchciński przeniósł obrady do Sali Kolumnowej, gdzie został przyjęty m.in. budżet. Następnie marszałek zamknął 33. posiedzenie Sejmu. Protestujący nie uznali żadnej z tych decyzji. Twierdzą, że wobec licznych naruszeń regulaminu i praw posłów wszystkie głosowania w Sali Kolumnowej są nieważne. Żądali kontynuacji 33 posiedzenia, podkreślali, że budżet trzeba uchwalić jeszcze raz;
- Protestujący podjęli też – konsekwentnie – próbę uniemożliwienia przeprowadzenia 34. posiedzenia Sejmu 11 stycznia 2017, uznając, że trwa jeszcze poprzednie posiedzenie. Posłowie i posłanki PO (plus poseł Nowoczesnej Krzysztof Mieszkowski) w tym celu zablokowali dostęp do mównicy sejmowej.
Terlecki może mieć natomiast częściowo rację, że opinia publiczna nie do końca rozumie cele protestu opozycji.
Po pierwsze dlatego, że – jak pokazują sondaże OKO.press
opinia publiczna jest radykalnie podzielona, zwolennicy i zwolenniczki PiS tworzą odrębna grupę, która podziela poglądy PiS i w pełni ufa „Wiadomościom” TVP.
Ta część opinii publicznej może nie rozumieć protestu opozycji.
Także niepisowska część opinii publicznej może być jednak częściowo zdezorientowana. A to za sprawą szumu medialnego dotyczącego form tego protestu.
Demokracja to Muppet show
W wypowiedzi Terleckiego pojawia się prześmiewczy ton. Metafora „Muppet show” wpisuje się w psucie wizerunku 28-dniowego protestu (od 16 grudnia 2016 do 12 stycznia 2017) – ukazywanie go jako niepoważnego wydarzenia, podczas którego posłowie i posłanki naruszają powagę poselskiej pracy. Przejawami tej niepoważnej, kabaretowej formy protestu było „robienie sobie selfie”, pokazywanie scen świątecznych posiłków, a zwłaszcza piosenki (wokół słowa „pucz”) w wykonaniu posłanki Joanny Muchy.
Media i politycy prawicowi przez wszystkie przypadki odmieniali słowo „powaga” i jej zaprzeczenia typu „śmieszność, groteska”. Przekaz został wzmocniony, bo w tę retorykę wpisało się sporo polityków i polityczek z innych opcji.
Działaczka Partii Razem Agnieszka Dziemianowicz-Bąk w „Kropce nad i, komentowała, że protest opozycji „jest na wyrost, sięgnął śmieszności. Nie chciałabym, żeby to się obróciło w kabaret”. Barbara Nowacka z Inicjatywy Polskiej mówiła: „Mamy festiwal selfie na sali sejmowej, kiedy po przeciwnej stronie ulicy ludzie stoją i marzną w geście solidarności z posłami”.
Nawet Ryszard Petru współtworzył tę aurę krytykując w wywiadzie dla 300polityka.pl Joannę Muchę: „Nie był to najlepszy pomysł. Powinna zostać zachowana powaga, bo to bardzo poważna sprawa”. Następnie sam udał się na urlop do Portugalii, co było najpoważniejszym ciosem w powagę protestu.
OKO.press zwracało uwagę, że zarzut braku powagi odwraca uwagę od głównego sensu protestu, który był politycznie desperacką – i jak się okazało nieskuteczną – próbą zatrzymania antydemorkatycznych praktyk forsowanych przez większość parlamentarną.
Działania PiS od 16 grudnia 2016 współtworzą – w praktyce parlamentarnej – system władzy, który określa się czasem jako „demokrację nieliberalną” czy „miękki autorytaryzm”.
Z tej perspektywy triumfalizm Terleckiego jest uzasadniony, bo PiS stosując przemoc parlamentarnej większości „pokonał” opozycję, która w dodatku skłóciła się między sobą. Sukces PiS oddalił nas od modelu demokracji liberalnej. Być może ona właśnie jest dla Terleckiego śmiesznym Muppet Show.