0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Angela Weiss / AFP)fot. Angela Weiss / ...

“Wyobraźcie sobie jeszcze cztery lata tego” – zatwittował Elon Musk i pokazał krótkie nagranie z Kamalą Harris. Zwraca się ona do gości na spotkaniu, mówiąc, kim jest, jak się identyfikuje, jakich zaimków używa i jak wygląda.

View post on Twitter

Reakcja komentatorów była szybka: napisali Musikowi, że Harris na tym nagraniu zwraca się do selfadwokatów, osób z niepełnosprawnościami, które występują w swoim imieniu. A na spotkaniu są też osoby niewidome. Mają one prawo wiedzieć, jak wygląda rozmówca, bo mogą np. potem opisać zdjęcie ze spotkania w ten sposób: „Jestem na zdjęciu z Harris, na którym ona jest ubrana na niebiesko”.

Wpis został opatrzony community note, komentarzem podającym faktyczny kontekst klipu. Ale następnie znikł. Bo kto Muskowi zabroni, skoro to jego Twitter.

Rzeczywiście, klip bez kontekstu poniósł się po sieci: Twitterze, Facebooku, Instagramie, TikToku , YouTube'ie — i to w różnych językach — wraz z komentarzami, że Harris jest ograniczona umysłowo i w głowie ma tylko zaimki określające płeć.

Ale internet znalazł też całe nagranie z tego spotkania. Odbyło się ono w 2022 r., zaraz po uchyleniu przez Sąd Najwyższy wyroku o aborcji w sprawie Roe v. Wade. Poświęcone jest prawom osób z niepełnosprawnościami, w tym prawom reprodukcyjnym. Uczestniczki tej rozmowy przedstawiają się tak jak Kamala Harris, z szacunku dla osób niewidzących.

Musk, który w kampanii wyborczej oficjalnie poparł Trumpa, trolluje debatę publiczną. Tego dnia opisał rzekomą śmierć syna, na którą rzekomo nieopatrznie się zgodził, wyrażając zgodę na terapię hormonalną. Syn Muskowi nie umarł, ale jest transpłciową kobietą.

Ale sprawa wbrew pozorom nie dotyczy tylko praw osób LGBT+.

Trolling, ale czy tylko?

Kampania Trumpa po wycofaniu się Joego Bidena z wyborów prezydenckich próbuje znaleźć sposób na Kamalę Harris. A to, co by Republikanom naprawdę pasowało, to uczynienie z Harris nieczułej na sprawy zwykłych ludzi przedstawicielkę elit. Bo elity, jak wiadomo, niczym się tak nie pasjonują, jak bezsensowną poprawnością polityczną. Woke-izmem.

Tu już mogłabym skończyć — gdyby nie rosyjska propaganda. Która szydzi nie tylko z praw, jakie Zachód przyznaje osobom LGBT+, ale i z zachodniej uważności wobec osób z niepełnosprawnościami.

A w klipie użytym przez Muska jest i jedno, i drugie. A skoro propaganda Kremla szydzi, to wie, że tu może być słaby punkt zachodnich społeczeństw.

Dostępność staje się problemem dla wszystkich

Zachodnie, cywilizowane prawo, wymaga także uważności wobec osób z niepełnosprawnościami. Kamala Harris po prostu się do tego stosuje. W Polsce mamy już w tej sprawie przepisy rangi ustawowej — dotyczą też stron internetowych i aplikacji instytucji publicznych, a także dostępności architektonicznej (Polska ma takie ustawy od 2019 r.).

Od przyszłego roku, jak tego wymaga dyrektywa Europejski Akt o Dostępności (European Accessibility Act, EAA) zwrócić uwagę na potrzebę osób z niepełnosprawnościami będą musiały też prywatne firmy. Ustawę wdrażająca tę dyrektywę 12 kwietnia 2024 przyjął Sejm. Zmiany będą wymagały dodatkowej pracy i nakładów finansowych.

Przepisy dotyczące dostępności przyjmowane były jako przepisy „techniczne”, więc bez większej publicznej debaty. A teraz okazuje się, że dotyczą praktycznie każdego. Że to nie „sprawa dla informatyków”, ewentualnie „budowlańców”.

Zmieniają to, co uchodziło za niezmienne

Najważniejsze w dostępności jest to, że unieważnia ona rutynę. Nie pozwala robić tak, jak się zawsze robiło.

Nagle się okazuje, że ulubiona czcionka i sposób formatowania tekstu nie jest dobry. Że eleganckie przerzucenie spójnika “i” do nowego wiersza przy pomocy miękkiego entera* sprawi kłopot tym, którzy poznają treść tekstu przy pomocy czytnika (bo nie widzą). A dla osób, które mają kłopoty z rozróżnianiem kolorów, piękne edytorskie zabiegi – że coś jest na zielono, a coś innego na czerwono – nie są zrozumiałe.

Że dyslektyk będzie miał kłopoty z czytaniem tekstu wyjustowanego**.

Zaś występ publiczny nie będzie doskonały, jeśli dowiedzie wyłącznie erudycji i wyższości intelektualnej mówiącego — a publiczność go nie zrozumie. No i że bez tłumacza języka migowego nasza konferencja wygląda siermiężnie. A wspaniałe filmiki „do internetu” muszą spełniać warunki dostępności, więc dochodzi przy ich produkcji dodatkowa robota.

Odkrycie, że osoby Głuche mogą nie znać języka polskiego na poziomie C2, bo jest to ich drugi język — a język migowy nie ma wiele wspólnego z polszczyzną — przyprawia o zawrót głowy. A już informacja, że niektórzy Głusi chcą, by o nich pisać właśnie dużą literą, bo się identyfikują jako mniejszość kulturowa, a innym wystarczy pisownia małą literą – sprawia, że znajomy świat nam ucieka.

A tu jeszcze na ekranie telewizora wyskakują tłumacze migowi. Chodniki są przerabiane tak, by swobodnie mogły się po nich poruszać osoby z niepełnosprawnością — przez co nie są to „normalne” chodniki dla zwykłych ludzi. Firma musi dostosować swoje produkty (np. biletomaty) do nowych wymagań, bo inaczej nikt ich nie kupi. Sprzedawcy komputerów będą musieli uwzględniać fakt, że nabywca potrzebuje nakładki Braille'a, a czytniki e-booków muszą mieć odpowiednie oprogramowanie.

Język uproszczony – ale to śmieszne

Szczególne szyderstwo rosyjskiej propagandy budzą komunikaty przygotowane w języku uproszczonym. “Wiesti” pastwiły się m.in. niedawno nad niemieckim dziennikiem telewizyjnym w tym języku. Przedstawiał on ważne zmiany w prawie tak, by mogli to zrozumieć wszyscy, których to prawo dotyczy – a więc także osoby z niepełnosprawnością intelektualną.

Propaganda Kremla dała tu popis, sugerując, że Europejczycy są na takim poziomie intelektualnym, że najprostszych rzeczy nie rozumieją — nie to, co zdrowi, "normalni” Rosjanie.

Kreml wie, co atakuje. Komunikaty w uproszczonym języku docierają szerzej, niż zakłada nadawca treści. Na przykład objaśnienia dotyczące praw wyborczych są rozchwytywane wszędzie tam, gdzie ludzie mogą mieć kłopoty ze zrozumieniem działania państwa i prawa. Nie tylko z powodu niepełnosprawności intelektualnej, ale z braku wykształcenia i kapitału kulturowego. Choćby w więzieniach i domach pomocy społecznej, gdzie też są wyborcy (mowa o tym była na konferencji RPO i Międzynarodowego Instytutu Społeczeństwa Obywatelskiego dotyczącej praw wyborczych w marcu 2023 r.).

Przeczytaj także:

Ogólnie rzecz biorąc, propaganda Kremla nie lubi sytuacji, że wszyscy wyborcy, a nie tylko ci zainteresowani polityką, rozumieją, na czym polega akt wyborczy.

Dostępnościowe trzęsienie ziemi

Zasad dostępności nie wprowadzi „informatyk na zlecenie„, bo to wymaga innego sposobu myślenia. Uważności. Odejścia od zasady, że „ja mówię, a tym masz zrozumieć”. Oraz że „sąd się wypowiada w swych wyrokach, a już wina społeczeństwa jest to, że ma niską kulturę prawną i wyroku nie rozumie". (Ten ostatni pogląd upadł na szczęście w czasie rządów PiS, kiedy na poważnie zaczęliśmy rozmawiać o tym, czym jest praworządność).

Ustawodawcy — amerykański czy europejski – nie wprowadzają tych zasad z czystej miłości bliźniego, ale dzięki dobrej biznesowej kalkulacji. Wielu obywateli naszych państw nie mieści się w kategorii: “młody, zdrowy, wysportowany i z doktoratem z Heideggera”. Ale nadal są oni klientami, konsumentami i wyborcami. Uwzględnianie ich potrzeb jest dla wszystkich korzystne, a do tego – w teorii przynajmniej – umacnia demokrację.

Według brytyjskiego badania „Click Away Pound”, aż 71% osób z niepełnosprawnościami, które spotkały się z trudno dostępną stroną internetową, opuściły ją w poszukiwaniu strony bardziej przyjaznej. 82% badanych potwierdziło swą gotowość wydawania znacznie większych pieniędzy na stronach e-sklepów, które są dostępne. To oznacza, że firmy, które dostosują swoją ofertę do tej szerokiej rzeszy klientów, mogą wiele zyskać — cytuje europejski komunikat Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości.

Dzięki wdrożeniu EAA we wszystkich państwach członkowskich UE przedsiębiorstwa otrzymają spójny i nowoczesny zestaw wymagań dostępności produktów i usług, dzięki którym będą mogły swobodnie i na równych zasadach konkurować na wspólnym rynku, a konsumenci otrzymają szeroką ofertę dostępnych produktów i usług.

Kalkulacje te pomijają jednak jeden aspekt: że zasady dostępności ktoś fizycznie musi wprowadzić. Zrozumieć, ogarnąć organizacyjnie, wdrożyć. I że dla tych osób to jest dodatkowy wysiłek. Zmiana.

I tu Musk (i Moskwa) może mieć trafną intuicję: część ludzi może się tym zirytować. Zawsze parę głosów się uszczknie. Demokratyczne społeczeństwa mogą się przed tym bronić, tylko włączając prawa osób z niepełnosprawnościami do agendy szerokiej debaty publicznej. I rozmawiać o tym, co najmniej tak jak o praworządności.

*Miękki enter to znak akapitu, którego na pierwszy rzut oka nie widać – nie ma dodatkowego odstępu, ale dany wyraz ląduje na początku nowego wiersza. Tylko że nawet jak tego „nie widać", to znak nowego akapitu jest w tekście, w środku zdania, i może mylić.

**Justowanie tekstu zaś to takie formatowanie, że tekst równa się do lewej i prawej strony. Ładnie wygląda, ale jest trudne do czytania przez osoby z dysleksją, bo żeby linijka zaczynała się i kończyła równo, odstępy między wyrazami muszą być różnej szerokości. Nie widać więc wyraźnie, w którą stronę biegnie kierunek tekstu, jak w przypadku tekstu „w chorągiewkę".

;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze