0:000:00

0:00

W cyfrowej strzelnicy Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce strzelam z pięciu różnych rodzajów broni — od niewielkich, choć ciężkich pistoletów, po karabiny i strzelby, które wręcz trudno mi unieść. Instruktor pokazuje, jak przeładować broń i wycelować do ekranu, na którym wyświetlony jest cel. Czerwone kropki na tarczy pozwolą sprawdzić, czy udało się trafić.

Strzelnica Muzeum Żołnierzy Wyklętych
Strzelnica Muzeum Żołnierzy Wyklętych
Strzelnica Muzeum Żołnierzy Wyklętych
Strzelnica Muzeum Żołnierzy Wyklętych

Wnętrze cyrfowej strzelnicy, fot. OKO.press. KLIKNIJ na strzałkę, aby przewijać zdjęcia.

“Warto umieć strzelać, ale oby ta umiejętność nigdy nie była potrzebna” - słyszę. Z prawdziwym strzelaniem nie ma to jednak wiele wspólnego: broń "cyfrowa" jest cicha, a lekkie uczucie odrzutu daje tylko jeden z karabinów, podłączony w tym celu pod sprzężone powietrze. Instruktor wyjaśnia, że chodzi o "obycie się z bronią".

Ale strzelnica to zaledwie jedna z atrakcji niedawno otwartej ostrołęckiej placówki kulturalnej. Jak ustaliliśmy,

rząd PiS wydał na Muzeum Żołnierzy Wyklętych już niemal 60 mln zł z publicznej kasy.

Przyjeżdżam tu pod koniec kwietnia 2022, by sprawdzić, na co poszły te pieniądze.

Kubek w kształcie granatu

Wejście do strzelnicy kupuję w promocji. "Z biletem do muzeum kosztuje tylko 10 złotych” - zachwala w kasie jeden z pracowników. Za ladą w pomieszczeniu, które jest też księgarnią i sklepem z pamiątkami, siedzi ich troje. Żałuję, że nie uda mi się skorzystać z muzealnego kina - jest czwartkowe południe, a darmowe seanse filmów historycznych odbywają się wyłącznie w środy. Nie działa też jeszcze kawiarnia.

W księgarni półki uginają się od pozycji bardziej lub mniej bezpośrednio związanych z tematyką “wyklętych”, antykomunizmem i endecją — od albumów za sto kilkadziesiąt złotych po krótkie i tanie broszury. Są też gadżety i pamiątki: breloki do kluczy z granatem, pepeszą, pistoletem VIS lub podobiznami “wyklętych” (np. “Inką” czy “Łupaszką”), kubek w kształcie granatu, termos-pocisk, numizmaty, przypinki.

Muzeum Żołnierzy Wyklętych - gadżety
Fot. Strona internetowa MŻW, zrzut ekranu.

Oferta dla najmłodszych: kolorowanka “Niepodległa i Wy”, komiksy “Wojenna Odyseja Antka Srebrnego”, gry planszowe. Dostępna za jedyne 33 zł gra “Miś Wojtek” dla dzieci od szóstego roku życia “ukazuje dzieje Polaków wywiezionych z terenów okupowanych przez Związek Sowiecki i ich długą wędrówkę”.

Od 1 stycznia 2022 roku Muzeum rządzi Janusz Kotowski, wcześniej przez rok p.o. dyrektora. W OKO.press pisaliśmy o osobliwej karierze Kotowskiego - niegdyś katechety i niedoszłego księdza - który w latach 2006-2018 był prezydentem Ostrołęki z ramienia PiS. Potem trafił do zarządu niedoszłej elektrowni węglowej "Ostrołęka C”, gdzie w ciągu 15 miesięcy zarobił między 675 tys. a 1,1 mln złotych. "Ostrołęka C" zakończyła się spektakularnym fiaskiem: straty budżetu państwa to co najmniej 1,35 mld złotych.

Przeczytaj także:

Desant Kotowskiego do Muzeum Żołnierzy Wyklętych nie dziwi o tyle, że jako prezydent 50-tysięcznej Ostrołęki latami — pod rękę z posłem Arkadiuszem Czartoryskim - zabiegał o utworzenie tej placówki. Marzenie ziściło się po niemal dekadzie starań. Wraz z Kotowskim pracę w Muzeum podjęła m.in. jego bliska współpracownica z czasów, gdy rządził miastem - Ewa Waszkiewicz-Sznyter, była skarbniczka Ostrołęki.

Wejście do Muzeum Żołnierzy Wyklętych
Wejście do Muzeum Żołnierzy Wyklętych. Fot. OKO.press.

Inwestycję ostro krytykuje Krzysztof Majkowski, ostrołęczanin i były senator z ramienia PiS, z którym spotykam się przelotnie na miejscu.

"Jestem przerażony, zdecydowanie przeciwny. To oszukiwanie ludzi, spełnianie głupich ambicji Czartoryskiego i Kotowskiego. Kotowski znalazł tam ciepły stołek, który jako prezydent sam sobie wybudował. To aż nazbyt widoczne. Ostrołęka ma wiele innych, pilnych potrzeb" - uważa Majkowski.

“Grube tysiące” to za mało

Z początku Muzeum miało być miejską instytucją kultury. W lutym 2013 roku ostrołęccy radni przyjęli uchwałę o utworzeniu placówki. Pomysłodawcą był wspomniany wyżej poseł PiS (dziś w Republikanach Adama Bielana) Arkadiusz Czartoryski, szara eminencja w mieście - szerzej znany z lansowania pomysłu na "Ostrołękę C", gdzie powsadzał swoich ludzi, oraz z tego, że w 2021 roku na moment zachwiał sejmową większością.

Projekt uchwały ws. Muzeum przygotował współpracujący z posłem Janusz Kotowski.

“Jest tysiące bezimiennych żołnierzy, którzy czekają na naszą pamięć. Mimo źródeł historycznych i badań wielu naukowców nadal są tacy, którzy próbują zatrzeć historię. Do tej pory na stronach internetowych podawane są informacje o tym, jak to leśni zabijali. Takiego muzeum nie ma jeszcze w Polsce. Zachęcam, byśmy zrobili coś wyjątkowego. To szansa dla Ostrołęki, by zaistnieć na muzealnej mapie Polski” - tłumaczył Kotowski na sesji miejskiej rady.

Ale orientacyjny koszt powstania muzeum w zabytkowym budynku dawnego carskiego więzienia - 32 mln zł - daleko wykraczał poza finansowe możliwości Ostrołęki. Roczne wydatki miasta na kulturę w 2014 roku wyniosły 8,5 mln złotych.

Mimo to samorząd zapowiadał, że na Muzeum zdoła wysupłać 6 mln. Dlatego jeszcze we wrześniu 2013 ratusz pod wodzą Kotowskiego ubiega się o dofinansowanie adaptacji siedziby Muzeum z funduszy norweskich. Ale ministerstwo kultury, w którym rządzi wówczas Bogdan Zdrojewski z PO, projekt odrzuca.

Na 174 złożone wnioski Muzeum zajmuje dopiero 155. miejsce. W kategorii “ocena popytu/potrzeby realizacji projektu” otrzymuje zero punktów, podobnie jak za “aspekt społeczny” oraz “kompleksowość i wieloaspektowość”.

Arkadiusz Czartoryski w interpelacji zarzuca komisji, że dokonała niesprawiedliwej oceny. Podkreśla, że popyt na budowę muzeum jest “ogromny”. Resort odpowiada, że ocena była bezstronna i temat zostaje zamknięty.

Czartoryski i Kotowski nie zniechęcają się jednak i nie przestają szukać sojuszników. W 2014 roku dwukrotnie prezentują plany muzeum na posiedzeniach parlamentarnego Zespołu ​​Tradycji i Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Proszą posłów i posłanki o wsparcie, narzekając na nieprzychylne władze centralne.

Kotowski wspomina też wtedy, że prezes banku BZ WBK “szanowany za podobne inicjatywy”, złożył mu “bardzo jasne deklaracje” wsparcia. W 2014 roku prezesem BZ WBK jest Mateusz Morawiecki, późniejszy minister rozwoju i premier. Wsparcie z BZ WBK wg Kotowskiego jest już wtedy potwierdzone pierwszymi umowami i “liczone w grubych tysiącach”. Gdy pytamy go o to w listopadzie 2021, odpowiada, że dotacja z BZ WBK (a dokładnie z Fundacji Banku) była jednorazowa i że wynosiła “kilkadziesiąt tysięcy złotych”.

Nawet “grube tysiące” to jednak za mało, bo potrzebne są grube miliony. W 2014 roku pieniądze zaczyna zbierać powołana w tym celu Fundacja Muzeum Żołnierzy Wyklętych, założona przez ostrołęckich działaczy PiS i ludzi sympatyzujących z partią. Trudno jednak ukryć, że budowa stoi wciąż w punkcie zero.

Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy jesienią 2015 partia Jarosława Kaczyńskiego wygrywa wybory parlamentarne, a stery w ministerstwie kultury przejmuje Piotr Gliński.

Ministrze, ty się tym zajmij

Już w marcu 2016 resort podpisuje z miastem Ostrołęka umowę o wspólnym prowadzeniu Muzeum.

I zobowiązuje się, że latach 2016-2018 przekaże maksymalnie 35 mln złotych na prace inwestycyjne, budowlane i adaptacyjne oraz wyposażenie placówki tak, by mogła rozpocząć działalność. W umowie zapisano, że strony porozumienia mogą przekazywać Muzeum dodatkowe środki “w dowolnej wysokości zgodnie z obowiązującymi przepisami i statutem”.

Później do umowy były jeszcze aneksy, w których resort podwyższał pierwotnie zakładaną kwotę. W komunikacie z lutego 2020 skarżył się na "nieodpowiedzialne decyzje osób związanych z muzeum", w tym "nieuzgodniony z ministerstwem koszt wystawy stałej", który wielokrotnie przewyższał pierwotne założenia. W marcu 2022 o kosztach stworzenia Muzeum mówił w Sejmie wiceminister kultury Jarosław Sellin. Przyznał, że 35 mln złotych poszło na budowę Muzeum, a 14 mln na jego wyposażenie.

Zgubił gdzieś jednak 9 mln złotych. Z informacji przekazanych nam przez resort Glińskiego wynika, że

w sumie w latach 2016-2022 ministerstwo kultury wydało na Muzeum w Ostrołęce ponad 58 mln.

Do tego dochodzą pieniądze wyłożone przez miasto. W latach 2013-2020 ostrołęcki samorząd przekazał Muzeum prawie 2,4 mln złotych. W międzyczasie radni zaczęli domagać się, by ministerstwo kultury przejęło całkowitą pieczę nad placówką, której współprowadzenie generowało rosnące koszty.

Kładka dla pieszych Muzeum Żołnierzy Wyklętych
Kładka dla pieszych będąca częścią inwestycji Muzeum Żołnierzy Wyklętych. Fot. OKO.press.

Wreszcie w styczniu 2021 resort Glińskiego ustanowił Muzeum państwową instytucją kultury, zobowiązując się do pokrycia kosztów jego utrzymania. Mimo to dyrektor Kotowski wciąż szukał dodatkowych źródeł finansowania. W 2021 roku Muzeum poprosiło wsparcie radę powiatu ostrołęckiego, a ta przekazała 100 tys. zł. Wniosek ponowiono w 2022 roku.

“Nie wszystkie koszty da się pokryć z dotacji ministra kultury. Wnioskowaliśmy, żeby w muzeum było kino dla dzieci, ale wiemy, że potrzebna jest też stołówka, żeby można było coś zjeść. Mogą przyjść tu rodzice z dziećmi” - mówił starosta Stanisław Kubeł, uzasadniając decyzję o przyznaniu tym razem 200 tys. złotych. Uchwałę ostatecznie uchyliła jednak Regionalna Izba Obrachunkowa.

Muzeum po raz pierwszy hucznie “otwarto” po zakończeniu budowy w marcu 2019 roku, na uroczystości obecni byli m.in. premier Mateusz Morawiecki i minister Gliński. Potem jeszcze długo pozostawało zamknięte, na co uwagę zwracały ogólnopolskie media m.in. "Business Insider" i "Gazeta Wyborcza". Pierwszych zwiedzających przyjęło trzy lata później, po drugim uroczystym otwarciu, w marcu 2022.

“Cierpimy za Polskę”

Gdy przyjeżdżam do muzeum, nie ma w nim zbyt wielu zwiedzających. Dziedziniec jest pusty. W szatni dostrzegam pojedyncze kurtki, a podczas zwiedzania spotykam tylko jedną osobę - młodego mężczyznę, który potem okazuje się pracownikiem muzeum.

Przewodnik uprzejmie wyjaśnia mi jak poruszać się po ekspozycji i wręcza mapkę, przyznając z zakłopotaniem, że można się tu pogubić.

“Na wystawie są cztery filmy poświęcone jednej postaci. Takiemu przykładowemu młodemu człowiekowi, jego losom w czasie II wojny światowej i po II wojnie światowej. Ten pierwszy proszę sobie obejrzeć, potem wejdzie pani między takie dwa walce, jak Polska w czasie II wojny światowej…” - tłumaczy przewodnik i ostrzega, że dwie godziny mogą nie wystarczyć na obejrzenie wszystkiego.

Rzeczywiście, lektura szczegółowych opisów wydarzeń historycznych i biogramów "żołnierzy wyklętych" bez problemu zajęłaby cały mi dzień. Ciężko się na nich skupić, bo z głośników bez przerwy dobiegają odgłosy: wystrzałów, syren przeciwlotniczych i fragmenty komunistycznej propagandy czytane głosem z filmowych kronik PRL.

Wystawa bazuje na tekście i multimediach, klasycznych eksponatów jest tu niewiele. W 2017 roku Muzeum chwaliło się, że pozyskało medalik należący do Józefa Franczaka ps. “Laluś”. Prezentowane eksponaty to jednak głównie przedmioty wypożyczone z innych muzeów — bezpośrednio związane z historią “wyklętych” albo tylko inscenizujące opowiadane na wystawie historie.

W zainscenizowanej sali aresztu śledczego oglądam narzędzia tortur z okresu okupacji i wyryte na ścianach niezgrabnym pismem przykładowe wiadomości od torturowanych “wyklętych”: “Jezu wyratuj”, “Cierpimy za Polskę”, “Boże nie opuszczaj nas”. Drastyczne sceny partyzanckich walk pokazane są też w filmach o fikcyjnym “wyklętym”.

Mimo to na wystawę (a także do wirtualnej strzelnicy) mogą wejść już 12-letnie dzieci. Młodsze - tylko za zgodą opiekuna.

Muzeum unika wprowadzania niepotrzebnych szarości do czarno-białego świata, w którym bohaterscy “wyklęci” walczą ze złymi komunistami.

W jednej z sal odbijam sobie pamiątkową pieczątkę z propagandową ulotką Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, czyli jednej z grup zaliczanych do “wyklętych”. Napis głosi: “PPR - Płatne Pachołki Rosji. Walczymy o niepodległość Polski, o prawdziwą demokratyczną wolność narodu”. Nigdzie nie widać informacji, że do NZW należał m.in. Romual Rajs ps. “Bury” odpowiedzialny za mordy na ludności prawosławnej na Podlasiu. Przy portrecie Zygmunta Szendzielarza ps. "Łupaszka" także nie przeczytamy, że dowodzony przez niego oddział jest oskarżany o mordowanie litewskich cywilów.

Muzeum Żołnierzy Wyklętych pieczątka
Pamiątkowe pieczątki. Fot. OKO.press.

Gdy pytam o to napotkanego pracownika, ten wyjaśnia, że takich wzmianek nie ma, bo muzeum nie jest placówką badawczą, koncentruje się “na walce”. A o kontrowersyjną działalność “żołnierzy wyklętych” można zapytać przewodnika lub poczytać o niej na własną rękę.

Problem w tym, że Muzeum adresowane jest nie do badaczy historii, a do młodzieży szkolnej i nastawione na kreowanie patriotycznych postaw. O dużym zainteresowaniu szkół świadczą liczne - i często zabawne - wpisy dzieci w księdze gości.

Szkolnych wycieczek będzie więcej, bo ostrołęckie muzeum trafiło ostatnio na listę punktów edukacyjnych rządowego programu “Poznaj Polskę” koordynowanego przez ministerstwo edukacji. W ramach programu szkoły będą mogły ubiegać się o dofinansowanie wypraw m.in. właśnie do MŻW.

Mit żołnierzy wyklętych

Historycy ostrzegają, że ostrołęckie muzeum, zamiast pogłębiać refleksję nad zawiłościami powojennej historii, przyczyni się do reprodukcji ultrakonserwatywnego historycznego mitu.

“To taka antykomunistyczna, ultrakonserwatywna indoktrynacja przeznaczona dla dzieci za publiczne pieniądze. Taka jest w tej chwili ideologia państwowa” - komentuje Adam Leszczyński, historyk, profesor Uniwersytetu SWPS i dziennikarz OKO.press.

“Nie zaczynajmy rozmowy od tego, jak opowiadać o żołnierzach wyklętych, tylko od tego, że »żołnierze wyklęci« to pojęcie z kategorii historycznego mitu i politycznej propagandy, a nie tak potrzebnego nam rozumienia historii. Zostało świadomie wykreowane przez tzw. republikańską prawicę, przy milczącej zgodzie bądź koniunkturalnym wsparciu środowisk liberalno-lewicowych” - ubolewa Robert Traba, profesor nauk społecznych i historyk w Instytucie Studiów Politycznych PAN, zajmujący się m.in. pamięcią społeczną i historią kulturową.

W OKO.press pisaliśmy, że sformułowanie “żołnierze wyklęci” po raz pierwszy pojawiło się w 1993 roku na konferencji zorganizowanej przez radykalnie prawicową Ligę Republikańską. Szefem organizacji był wtedy Mariusz Kamiński, dziś minister spraw wewnętrznych i administracji w rządzie PiS.

Apologia “wyklętych” stała się później fundamentem polityki historycznej partii Jarosława Kaczyńskiego. Ale to prezydent Bronisław Komorowski z PO w 2011 roku podjął inicjatywę ustawodawczą poprzednika o stworzeniu narodowego dnia “Żołnierzy Wyklętych”.

“Za” głosowało w Sejmie 406 z 417 posłów i posłanek. Ustawa scementowała pojęcie w publicznej świadomości. Tymczasem, jak wskazują badacze historii, jest ono z gruntu fałszywe.

“»Żołnierze wyklęci« byli bardzo różnymi osobami. Duża część z nich była związana ze skrajną prawicą, w ogóle nie wyobrażali sobie przyszłej Polski, o którą walczyli, jako Polski demokratycznej. Antysemityzm był problemem wśród części oddziałów. Z ich rąk zginęło wielu cywilów. Przedstawianie tej sytuacji jako czarno-białej jest zupełnym nieporozumieniem. I manipulacją, zakłamywaniem historii” - podkreśla Adam Leszczyński.

“Wśród tych kilkunastu tysięcy ludzi związanych z antykomunistycznym podziemiem można znaleźć bohaterskie postaci, np. rotmistrza Witolda Pileckiego. I jednocześnie postaci niegodne, oskarżane nawet o zbrodnie na tle rasistowskim. Wpisanie ich we wspólny polityczny mit urąga nie tylko myśleniu historycznemu, lecz także prostej logice" - wskazuje prof. Traba.

Muzeum nie odzwierciedla też złożoności polskiej historii lat powojennych. Zdaniem ekspertów lansuje błędną teorię, że opór przeciwko komunistom miał charakter głównie militarny, a nie polityczny.

"Główna część oporu była związana z PSL-em Mikołajczyka, to była masowa organizacja. Zapisanych było ponad 500 tys. ludzi. »Wyklętych« w szczytowym okresie było maksymalnie kilkanaście tysięcy, w dodatku ich pomysł na opór odrzucała znaczna część opozycji” - mówi Adam Leszczyński.

Portret Łupaszki w Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce
Portret Łupaszki w Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce. Fot. OKO.press.

"Polacy zasługują na muzeum podziemia antykomunistycznego czy, może bardziej, muzeum pierwszych lat Polski po wojnie. To temat, bez opracowania którego nasze rozumienie historii Polski dzisiaj będzie spaczone. Takie muzeum powinno pokazywać autentyczne dylematy polityczne i zmienne postawy ludzi, którzy w 1945 roku stanęli przed dramatycznym wyborem strategii służenia Polsce podporządkowanej sowieckiemu dyktatatowi. Lata 90. zdominowała transformacja ekonomiczno-społeczna. Zabrakło miejsca, politycznej wyobraźni, a może i dobrej woli, by nowe pisanie historii Polski utrwalić w sferze symbolicznej. Dziś tę przestrzeń zawłaszcza coraz bardziej prawicowa ideologia, utrwalana ustawodawstwem i ideologizującymi historię muzeami" - podkreśla Robert Traba.

Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce to nie jedyna placówka muzealna poświęcona tej tematyce, którą planuje otworzyć rząd PiS. Od sześciu lat trwają prace nad rozbudową Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL w dawnym areszcie śledczym przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Pomysłodawcą był minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.

W lutym 2022 roku PiS przekazało prowadzenie placówki Instytutowi Pamięci Narodowej. Budowa ma pochłonąć ponad 680 mln złotych.

;

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze