Ciało Lego znaleziono 26 sierpnia w Borach Tucholskich. Naukowcy, którzy założyli mu obrożę telemetryczną, ogłosili nagrodę za wskazanie sprawcy: 10 tys. złotych. Poszukiwania nie były konieczne – myśliwy zgłosił się na policję sam, tłumacząc, że pomylił wilka z lisem
O śmierci Lego poinformowało Stowarzyszenie dla Natury „Wilk”.
„Wilk ten, o imieniu Lego, wychowywał w tym roku swoje szczenięta. Od czerwca ubiegłego roku nosił obrożę telemetryczną założoną przez naukowców z Katedry Ekologii i Zoologii z Wydziału Biologii Uniwersytetu Gdańskiego. Tylko dzięki tej obroży było możliwe wykrycie faktu, że zwierzę zostało nielegalnie zabite” – czytamy w informacji, którą Stowarzyszenie zamieściło na Facebooku.
Za wskazanie sprawcy ogłoszono nagrodę, 10 tysięcy złotych. Kiedy o sprawie zrobiło się głośno, myśliwy sam zgłosił się na policję.
„Usłyszał zarzut bezprawnego odstrzału z broni myśliwskiej wilka, pozostającego pod ścisłą ochroną gatunkową, powodując istotną szkodę” – poinformowała media prok. Grażyna Wawryniuk, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Wilki w Polsce są objęte ścisłą ochroną gatunkową. Za zabicie takiego zwierzęcia grozi nawet 5 lat więzienia.
O szczegóły sprawy pytamy dr. Macieja Szewczyka z Wydziału Biologii Uniwersytetu Gdańskiego, który pracuje w zespole badającym zaobrożowane wilki, w tym Lego.
Katarzyna Kojzar, OKO.press: Co wiemy o zastrzelonym wilku Lego?
Dr Maciej Szewczyk: To był stosunkowo młody samiec wilka, miał mniej więcej dwa lata i cztery miesiące. Nasz zespół badawczy z Uniwersytetu Gdańskiego założył mu obrożę telemetryczną w czerwcu 2023 roku, kiedy był jeszcze niewiele ponadrocznym młodziakiem. Przez kilka pierwszych tygodni przebywał na terytorium swojej macierzystej grupy rodzinnej.
Później zaczął proces tak zwanej dyspersji, czyli opuścił swoje rodzinne terytorium i przemieszczał się po okolicy. Akurat Lego nie poszedł daleko, włóczył się po terenie Borów Tucholskich – a wędrówka w poszukiwaniu nowego terytorium i partnera czy partnerki u wilków może ciągnąć się przez nawet tysiąc kilometrów. Próbował dołączyć do jednej istniejącej grupy rodzinnej, tak zwanej watahy, w południowej części Borów, na wysokości miejscowości Laskowice. Po kilku miesiącach wrócił trochę bliżej swojego macierzystego terytorium w okolice miejscowości Śliwice.
Zespół badawczy śledził jego położenie na bieżąco?
Obroża działa w ten sposób, że co np. godzinę zapisuje pozycję, w której znajduje się wilk. Kilka razy na dobę dostajemy raport z lokalizacją. Zbieramy te dane i dzięki nim zauważyliśmy, że Lego przestał się chaotycznie przemieszczać po dużym terenie, zaczął funkcjonować w sposób typowy dla wilków osiadłych.
Zintensyfikowaliśmy w tym rejonie tropienia i zainstalowaliśmy kilka fotopułapek. Udało się szybko potwierdzić, że spotkał partnerkę. W marcu 2024 roku zauważyliśmy, że para odwiedza miejsca, które potencjalnie mogą być miejscami rozrodu, czyli lisie lub borsucze nory. Wilki przeważnie nie kopią nor od zera, tylko rozkopują, powiększają nory lisów lub borsuków.
Spodziewaliśmy się więc, że para może doczekać się szczeniaków i to się potwierdziło.
W maju zauważyliśmy, że Lego zaczął codziennie wracać dokładnie w jeden punkt w jednym młodniku. Nie wchodziliśmy tam oczywiście, żeby ich nie płoszyć, tylko postawiliśmy fotopułapki. Widzieliśmy, że znoszą tam jedzenie dla szczeniąt. W międzyczasie do grupy dołączył jeszcze jeden młody wilk, który może być młodszym rodzeństwem albo Lego, albo jego samicy, ale to na 100 proc. potwierdzą dopiero badania genetyczne.
Natomiast potem udało się też w czasie jednej z wizji terenowych zobaczyć jednego ze szczeniaków i nagrać na fotopułapkę.
W ostatnim miesiącu zachowanie Lego się zmieniło – w maju i czerwcu wilki wracają do szczeniaków bardzo często, ale też wtedy polują na mniejsze ofiary. Wówczas kopytne, jelenie, sarny czy dziki mają młode i jest na nie łatwiej polować. Późne lato i jesień to czas, kiedy wilki polują na większe zwierzęta, więc podejmują dalsze wycieczki łowieckie.
Lego chodził na takie dłuższe kilkunastokilometrowe wycieczki łowieckie. Czasami wracał do szczeniaków nawet po dwóch dobach. Aż do ostatniej niedzieli, kiedy wrócić mu się nie udało.
Skąd było wiadomo, że coś jest nie w porządku? GPS wskazywał, że Lego się nie rusza?
Obroża ma takie urządzenie, akcelerometr, z tego dane nie są wysyłane na bieżąco, ale są zapisywane w pamięci. Po odzyskaniu obroży można je odczytać. Jednocześnie to urządzenie służy do wykrywania śmierci zwierzęcia, bo jest dokładniejsze niż współrzędne GPS.
Przez GPS trudno by było odróżnić, czy wilk nie żyje, czy po prostu śpi sobie w młodniku i przechodzi z jednego legowiska do drugiego. Natomiast akcelerometr, jeżeli przez kilka godzin zwierzę w ogóle nie poruszyło głową, wysyła dane o tak zwanym mortality event, czyli informację, że prawdopodobnie zwierzę nie żyje.
W poniedziałek (26 sierpnia 2024) nad ranem odczytałem maila z taką informacją. Sprawdziłem lokalizację: wilk rzeczywiście od wieczora poprzedniego dnia się nie poruszał, wszystko wyglądało na to, że nie żyje. Iskierka nadziei była jeszcze taka, że obroża zsunęła mu się z szyi – to się czasami zdarza, kiedy zwierzę na przykład mocno schudnie.
Żeby to sprawdzić, poprosiłem kolegę, który pracuje we Wdeckim Parku Krajobrazowym, niedaleko od miejsca, w którym miał leżeć Lego, żeby pojechał to sprawdzić.
Pojechał i niestety znalazł martwego wilka z ewidentną raną postrzałową.
Na miejsce dotarła reszta naszej ekipy, zawiadomiliśmy policję, która długo nie przyjeżdżała. Wszystkie dowody odnalazł nasz zespół. Nasze doktorantki znalazły ślady krwi, jedna z nich później zauważyła kulę wbitą w drzewo. Tor od śladów krwi i tej kuli wyraźnie pasował do tego, że strzał został oddany z ambony.
Później policja dotarła na miejsce, zabezpieczyła te znalezione przez nasz zespół ślady. W międzyczasie Stowarzyszenie Dla Natury Wilk, z którym współpracuję, wrzuciło do mediów społecznościowych informację o zastrzeleniu tego wilka. Dosyć szybko to się zrobiło głośne w mediach...
I na policję zgłosił się sprawca, myśliwy, który klasycznie tłumaczył się pomyłką z lisem.
Absolutnie nie wierzę w to, że nie wiedział, do jakiego gatunku strzela. Mógł nie wiedzieć, że strzela do wilka z obrożą. Możliwe, że przestraszył się konsekwencji albo uznał, że i tak zostanie złapany, skoro już o sprawie informują media.
Zwykle myśliwi mylą wszystko, co się rusza z dzikiem, ten akurat wybrał lisa. Różnica wielkości między lisem a wilkiem jest cztero-pięciokrotna, więc nie jestem w stanie uwierzyć w to tłumaczenie. A jeśli to prawda, to znaczy, że ktoś taki absolutnie nie powinien mieć uprawień myśliwskich, bo skoro myli lisa z wilkiem, to równie dobrze może dowolne zwierzę pomylić z człowiekiem.
Wiemy coś więcej o tym polowaniu? Myśliwy polował po zmroku?
Wiemy, kiedy umarł Lego, bo mamy dane z obroży. Była to godzina 20.15 w niedzielę. Myśliwi polował więc po zmroku, ale nie w całkowitej ciemności. Ale przecież jakby polował w nocy, to ma przyrządy termowizyjne i noktowizyjne, więc brak światła dziennego nie jest żadnym usprawiedliwieniem.
Niezależnie od tego, jak myśliwy się tłumaczy, znamy sprawcę – a często ustalenie tego, kto zastrzelił chronione zwierzę, jest trudne, a nawet niemożliwe. Co w takim razie wydarzy się dalej? Jak, jako Uniwersytet Gdański i Stowarzyszenie dla Natury Wilk, będziecie domagać się sprawiedliwości w imieniu Lego?
Prokuratura już postawiła mu zarzuty zabicia zwierzęcia chronionego i spowodowania istotnej szkody w środowisku. Będę starał się być oskarżycielem posiłkowym, jeżeli będzie taka możliwość, żeby dodatkowo uargumentować tę istotność szkody w środowisku.
Zabicie osobnika, który jest rozmnażającym się samcem, ojcem rodziny, jest istotniejszą szkodą dla lokalnej populacji, niż gdyby zgiął młody wilk, dopiero oddzielający się od grupy. Jest duże prawdopodobieństwo, że w tej chwili grupa Lego się rozpadnie i szczeniaki nie przeżyją.
Dodatkowo mamy możliwość oskarżenia myśliwego o spowodowanie strat finansowych pieniędzy publicznych, ponieważ takie badania z obrożą telemetryczną są bardzo drogie. Sama obroża kosztuje około 15 tysięcy.
Dodatkowo mamy badania genetyczne, wyjazdy w teren, przygotowanie do tych odłowów, tropienie. Odłowienie wilka zabiera dużo czasu i pieniędzy. To jest bardzo trudne zadanie.
Taka obroża powinna przez ponad dwa lata nam dostarczać informacje, a dostarczała przez tylko rok. Przez myśliwego badania zostały przerwane w trakcie. Jest więc możliwość, żeby połączyć paragrafy. Chociaż dotychczasowe orzecznictwo w sprawie śmierci wilków zabijanych przez myśliwych niestety nie napawa optymizmem.
Opisywaliśmy w OKO.press sprawę wilka Kosego. Myśliwy, który go zastrzelił, został prawomocnie uniewinniony.
Pamiętam, że w sprawie Kosego myśliwy nie chciał się przyznać do winy. W przypadku Lego sprawca się przyznał, więc być może tym razem ścieżka będzie łatwiejsza.
Zazwyczaj, jeśli myśliwy był skazywany, to na karę grzywny. Najczęściej ustalano sprawców wówczas, kiedy to byli myśliwi zagraniczni, dewizowi, których nie chroniła zmowa milczenia środowiska łowieckiego. Nakładane na nich kary grzywny z polskiej perspektywy mogą wydawać się wysokie, ale dla bogatego myśliwego z Zachodu nawet 10 tysięcy euro nie jest wygórowaną ceną za zabicie wilka. To nie działa odstraszająco.
Wiem, że wyrok nie przywróci życia Lego, ale nie możemy zostawiać takich spraw bez konsekwencji. Z ponad 20 wilków zaobrożowanych przez zespół Stowarzyszenia dla Natury Wilk, Uniwersytetu Warszawskiego i nasz,
dziewięć już zostało zastrzelonych z broni myśliwskiej.
Widać, że to jest bardzo istotny czynnik śmiertelności wilków. Symulacje na podstawie losów tych wilków z obrożami pokazują, że nielegalnie z rąk myśliwych ginie nawet kilkaset osobników rocznie. Liczę na to, że kara będzie na tyle wysoka, żeby zadziałać odstraszająco.
Mamy szansę dowiedzieć się czegokolwiek o dalszych losach rodziny Lego?
Ani samica, ani młode nie mają obroży telemetrycznej. Będzie można dowiedzieć się czegoś o nich pośrednio przez wykorzystanie fotopułapek i poprzez badania genetyczne.
Jest jakakolwiek nadzieja, że jednak młode przeżyją?
Nie jest to niemożliwe. Wypadki śmiertelne się zdarzają, wilki giną na nieudanych polowaniach czy w walkach z innymi osobnikami i nie zawsze prowadzi to do rozpadu grupy.
Z tym że tutaj grupa jest mała, to była nowa para, która nie ma wsparcia innych doświadczonych wilków. Jedyną nadzieją jest ten młody wilk, który dołączył do grupy – być może przejmie częściowo opiekę nad szczeniakami, a samica będzie więcej polować.
Na tym terenie jest stosunkowo dużo saren, które są mniejszym zwierzęciem, dość łatwym do upolowania przez samotnego wilka. Nie powiedziałbym, że młode są stuprocentowo skazane na śmierć. Szczenięta wilka Kosego nie przeżyły, ale były w trudniejszej sytuacji – najpierw postrzelono ich matkę, którą fotopułapka nagrała z oderwaną nogą i która później zniknęła.
Niedługo po tym zastrzelono samego Kosego. Zniknęły obydwa wilki z pary rodzicielskiej, więc młode nie miały szans. Tutaj nic nie jest przesądzone, ale nie jestem, niestety, optymistą.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Komentarze