0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Agnieszka Sadowska / Agencja GazetaAgnieszka Sadowska /...

Październik 2021, rozpoczął się drugi miesiąc stanu wyjątkowego w 183 miejscowościach na Podlasiu i Lubelszczyźnie. Do granicy z Białorusią nie mają dostępu służby medyczne, aktywiści i aktywistki organizacji pomocowych oraz dziennikarze i dziennikarki.

Każda próba - nawet nieintencjonalna - przekroczenia granicy strefy jest surowo karana. Opisywaliśmy już sprawę dziennikarzy Onetu, którzy usłyszeli zarzuty karne i telewizji ARTE, którzy byli przetrzymywani w areszcie, bo wjechali do źle oznakowanego obszaru objętego stanem wyjątkowym.

Na miejsce nie mogą dojechać lekarze ani ratownicy, żeby pomóc osobom próbującym przejść przez granicę. Wiemy o kilku zgonach, słyszeliśmy o wielu dolegliwościach, na jakie skarżą się osoby na granicy i hipotermii. Pomoc im jest bardzo utrudniona.

Za aktywistami, medykami czy dziennikarzami żaden przedstawiciel rządu się nie wstawił. Ministerstwo Klimatu i Środowiska postanowiło wesprzeć za to jedną grupę, która (jeszcze) nie może wchodzić do strefy. Myśliwych.

Rozporządzenie zakazuje posiadania broni

Według rozporządzeniu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji w strefie stanu wyjątkowego "ogranicza się prawo posiadania broni palnej, amunicji i materiałów wybuchowych oraz innych rodzajów broni poprzez zakazanie ich noszenia na obszarze". Taki sam zapis znalazł się z rozporządzeniu wydłużającym stan wyjątkowy o kolejny miesiąc. W odpowiedzi przesłanej białostockiej "Wyborczej" Polski Związek Łowiecki opublikował specjalne oświadczenie. Czytamy w nim, że z uwagi na te zapisy nie będzie można polować w pasie przygranicznym objętym strefą.

"Objęcie broni palnej myśliwskiej oraz amunicji do niej zakazem noszenia na obszarze stanu wyjątkowego nie było konsultowane z Polskim Związkiem Łowieckim" - dodał PZŁ.

Łowczy okręgowy z Białegostoku Dariusz Krasowski, wyjaśniał w rozmowie z Radiem Białystok, że o tej porze roku zwierzęta wchodzą na pola kukurydzy i niszczą uprawy, a myśliwi nie mogą temu zaradzić bez wchodzenia na teren stanu wyjątkowego.

"Problem dotyczy trzech okręgów: siedleckiego, białostockiego i suwalskiego. Wzdłuż granicy został wyłączony 3-kilometrowy pas od granicy w głąb Polski. W niektórych obwodach łowieckich jest to nawet 90 procent powierzchni" - żalił się na antenie.

PZŁ zwrócił się więc o pomoc do resortu klimatu.

Przeczytaj także:

Myśliwi nie mogą przeciwdziałać ASF

Zapytaliśmy Ministerstwo jakie kroki zostały podjęte, żeby umożliwić polowania w strefie stanu wyjątkowego. Jak dowiadujemy się z odpowiedzi przesłanej OKO.press, minister Michał Kurtyka 1 października 2021 przekazał MSWiA pismo.

Wystąpił w nim o "wprowadzenie zmian legislacyjnych" w rozporządzeniach w sprawie ograniczeń wolności i praw w związku z wprowadzeniem stanu wyjątkowego oraz w sprawie ograniczenia prawa posiadania broni palnej, amunicji i materiałów wybuchowych oraz innych rodzajów broni.

"Członkowie Polskiego Związku Łowieckiego pozbawieni są możliwości szacowania szkód łowieckich wyrządzonych przez zwierzynę oraz prowadzenia zabiegów mających na celu zapobieganie tym szkodom. W konsekwencji istotnie utrudnia to rolnikom możliwość uzyskania odszkodowania należnego z tytułu szkód w uprawach i płodach rolnych wyrządzonych przez zwierzynę. W obowiązującym stanie prawnym nie jest również możliwe wykonywanie zadań mających na celu przeciwdziałanie przez członków Polskiego Związku Łowieckiego rozprzestrzenianiu się wirusa Afrykańskiego Pomoru Świń przez prowadzenie akcji poszukiwania padłych dzików (...) oraz realizowania odstrzałów planowych i sanitarnych w celu ograniczenia liczebności ich populacji" - argumentuje resort klimatu.

Co na to Straż Graniczna? W nieoficjalnej rozmowie przedstawiciel SG tłumaczy nam, że myśliwi muszą zgłaszać Straży chęć polowania. Nie jest to w żaden sposób związane ze stanem wyjątkowym, a wynika z bliskości białoruskiej granicy. "Nie wierzę jednak, że postulat myśliwych zostanie spełniony" - mówi nam anonimowo pogranicznik.

Rozjechane łąki i pola

Dopuszczenie myśliwych do strefy mogłoby ucieszyć lokalnych rolników. O stratach na polach uprawnych mówił cytowany przez portal Topagrar Marek Siniło, wiceprezes Podlaskiej Izby Rolniczej. „Koła łowieckie nie chcą szacować strat wyrządzonych przez dziki czy jelenie. Tłumaczą, że nie mają prawa wejść na teren gospodarstwa” - mówił.

Rolnicy obawiają się też, że nie dostaną rekompensat za straty na swoich polach uprawnych. Podlaska Izba Rolnicza już zwróciła się do wojewody podlaskiego Bohdana Paszkowskiego i ministra rolnictwa Grzegorz Pudy o pomoc w tej kwestii.

Monika Stasiak z Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot zwraca uwagę na to, że zwierzęta nie są jedynymi „winnymi” zniszczeń na polach. „Służby graniczne, które zajmują się monitorowaniem strefy przygranicznej, rozjeżdżają uprawy swoimi samochodami, zostawiają koleiny” – mówi w rozmowie z OKO.press.

W podobnym tonie wypowiadają się również rolnicy. Marek Siniło tłumaczył w Topagrar, że służby wjeżdżały na okoliczne pola podczas patrolowania terenu, a także w czasie budowy "płotu Błaszczaka". Czyli zasieków, które miały "uszczelnić" granicę.

Rozrywka w piekle

Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot zdecydowanie krytykuje pomysł PZŁ. "Na granicy polsko-białoruskiej cierpią z głodu i zimna, chorują i umierają ludzie. Dostępu do nich broni się prawnikom, lekarzom, osobom niosącym podstawową pomoc humanitarną. Ostre jak żyletki zasieki z oddzielają jednych ludzi od drugich i zwierzęta od ich siedlisk. Kaleczą wszystkich, którzy próbują przez nie przejść. W tym nie-miejscu, poza prawami człowieka i podstawową ludzką wrażliwością Polski Związek Łowiecki chce sobie urządzić, a Ministerstwo Klimatu i Środowiska ochoczo temu pomysłowi przyklaskuje, rozrywkę w piekle – polowania i odstrzały sanitarne dzików" - napisała organizacja na swojej stronie facebookowej.

„Myśliwi już wielokrotnie pokazali, że nie są w stanie zachować bezpieczeństwa w trakcie polowań" - komentuje w rozmowie z OKO.press Monika Stasiak z Pracowni.

"Trwa proces myśliwego, który zastrzelił 16-latka, kilka tygodni temu usłyszeliśmy o kolejnym, który pomylił młodego chłopaka z dzikiem. Nie mamy gwarancji, że skoro w terenie przygranicznym błąkają się ludzie, nieoznakowani, w ciemnych ubraniach, to myśliwi nie pomylą ich z dzikami. Poza tym trzeba podkreślić, że odstrzał sanitarny jest nieskuteczną metodą walki z ASF. Jego skuteczność szacuje się na 0,4 proc. Podczas gdy wyszukiwanie i utylizacja zwłok chorych dzików może mieć aż 60 proc. skuteczności. Walka z ASF to tylko pretekst do celebrowania krwawej rozrywki” – dodaje.

Jak zaznacza, ustawiony wzdłuż granicy polsko-białoruskiej płot blokuje migracje dzików z Białorusi. Przez to liczba zakażeń ASF może spadać. „Przenoszenie ASF jest najbardziej widoczne w momencie wzmożonych prac na polach rolniczych. Przez wprowadzenie stanu wyjątkowego są one utrudnione" - mówi Stasiak. "Wydaje się więc, że zagrożenie ASF na tym terenie nie jest duże. PZŁ próbuje stworzyć iluzoryczną wizję zagrożenia, tylko po to, by umożliwić polowania”.

Współpraca: Igor Nazaruk

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze