Pracownik Lasów Miejskich w Warszawie strzelił do dzika, ranił zwierzę i odszedł do samochodu. Cierpiącego dzika znalazł aktywista Warszawskiego Ruchu Antyłowieckiego, który monitoruje zabijanie dzików przez służby miejskie.
Na nagraniu widać leżącego na boku, zakrwawionego dzika, który ciężko oddycha. Widać, że zwierzę bardzo się męczy i nie ma przed sobą długiego życia. To finał jednego z licznych odstrzałów redukcyjnych stołecznych dzików, wykonywanych na polecenie prezydenta Warszawy, Rafała Trzaskowskiego.
Aktywiści antyłowieccy od dawna sprzeciwiają się odstrzałowi oraz odłowowi z uśmiercaniem dzików na terenie miasta stołecznego Warszawy, a wobec braku reakcji miasta monitorują zabijanie tych zwierząt przez pracowników Lasów Miejskich. I właśnie na taki monitoring wybrał się w okolice ul. Aluzyjnej na Białołęce w czwartkowy wieczór 6 listopada pan Mariusz z Warszawskiego Ruchu Antyłowieckiego. Pojechał rowerem na Białołękę w okolice miejsca, gdzie znajduje się nęcisko, czyli wyrzucane są dzicze przysmaki – w tym przypadku kukurydza – po to, żeby zwierzęta zwabić i zastrzelić.
„Gdy przyjechałem miejsce, w okolice ul. Aluzyjnej na Białołęce, zauważyłem, że stoi ciężarówka z logo Lasów Miejskich, w środku siedział mężczyzna. Uznałem, że czyha tu na dziki. Podjechałem do nęciska i usłyszałem sapanie. Pomyślałem, że dziki są w krzakach i chciałem je wypłoszyć, ale gdy zbliżyłem się do źródła hałasu, to dostrzegłem, że to jest po prostu żywy, ale postrzelony dzik, który leży na boku z dużą raną wlotową. Zwierzę ciężko oddychało” – opowiada pan Mariusz. Strzał musiał paść co najmniej 5 minut wcześniej, gdyż w przeciwnym wypadku pan Mariusz by go usłyszał.
Według pana Mariusza, który skonsultował się z ekspertką, dzik został trafiony w płuca. Taka rana jest śmiertelna, ale zwierzę często nie umiera od razu. Jeśli myśliwy – bez względu na to, czy jest na polowaniu, czy zabija dziki jako pracownik Lasów Miejskich – rani zwierzę, to powinien je dobić, żeby nie zadawać mu zbędnego cierpienia. Tymczasem, zgodnie z informacją pana Mariusza oraz sporządzonym przez niego nagraniem, myśliwy nie zważając na cierpienie postrzelonego zwierzęcia poszedł do samochodu i siedział tam z urządzeniem elektronicznym w dłoniach.
Dopiero gdy pan Mariusz zaczął filmować rannego dzika, myśliwy wysiadł z samochodu i podszedł do zwierzęcia oraz filmującego go aktywisty. Jak słychać na nagraniu, między panami wywiązała się mało elegancka rozmowa. W pewnym momencie myśliwy zobaczył, że aktywista ma zamocowaną do małej sakwy przy kierownicy kamerkę, wyrwał ją, łamiąc klips, którym była przypięta. Takiego klipsa nie da się kupić osobno, zatem jednym ruchem myśliwy spowodował szkodę rzędu 800 zł.
Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.
Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.
Komentarze