Miasta rozprawiają się z dzikami, którym zabierają tereny do życia, rozbudowując się na obszarach, które do niedawna były lasami czy łąkami. W Warszawie i w Gdańsku dziki są w drastyczny sposób zabijane przy świadkach
To wydarzyło się w warszawskim lesie Anecin. Barbara Godlewska wyszła tam na spacer z psem. Kiedy przechodziła obok odłowni, do której złapał się dzik, zobaczyła szary samochód Lasów Miejskich.
„Myślałam, że przyjechali coś sprawdzić. Kiedy przechodziłam koło samochodu, rozległ się huk strzału” – mówi Barbara Godlewska.
Mężczyzna, który stał obok samochodu Lasów Miejskich, nie powiedział nic, nie ostrzegł.
„Wtedy przyspieszyłam, odwróciłam się i zauważyłam drugiego z mężczyzn, młodszego, który mierzył ze strzelby do dzika miotającego się w zagrodzie. Myśliwy też mnie zauważył, ale nic sobie z tego nie zrobił. Strzelił znów. Zaczęłam biec. Kiedy byłam zaledwie kilka metrów od zagrody, strzelali do uwięzionego zwierzęcia, które przerażone kwiczało, próbowało uciec i rzucało się po ogrodzeniu zagrody” – opowiada Barbara Godlewska.
Oprócz niej przy pułapce była też ukraińska rodzina z małym dzieckiem, ale nawet obecność dziecka nie skłoniła pracowników Lasów Miejskich do wstrzymania się ze strzelaniem.
„To było niebezpieczne, nie wiem, czym strzelali, nie znam się na broni, ale kule mogły się odbijać od ogrodzenia, więc byłam przerażona. Po kilku tygodniach nie mogę dojść do siebie, ciągle mam uszach strzały i kwiczenie przerażonego dzika. Nie byłam jeszcze w tym lesie, choć minęło już półtora miesiąca” – mówi Barbara Godlewska.
Dziki w Warszawie są zabijane, gdyż taką decyzję podjął 10 maja prezydent miasta Rafał Trzaskowski.
Do końca 2025 roku zabitych ma zostać 500 zwierząt. Jak wyjaśnia Karol Podgórski, dyrektor Lasów Miejskich uśmiercanie dzików wygląda w ten sposób, że w przypadku złapania w odłowni dzika, zwierzę poddawane jest sedacji przy użyciu aplikatora pneumatycznego, a następnie przeprowadzana jest eutanazja za pomocą środków farmakologicznych przez lekarza weterynarii.
„Odnosząc się do sytuacji z dnia 1 października 2024 roku w odłowni na terenie Lasu Anecin, informujemy, że podczas realizacji przedmiotowej interwencji znajdujący się w odłowni dzik został poddany sedacji, a następnie eutanazji. Zwierzę podczas wykonywania ww. czynności znajdowało się w odłowni. W jej bezpośrednim sąsiedztwie znajdowali się jedynie pracownicy naszej jednostki. Nie było konieczności ostrzegania kogokolwiek w danej sytuacji” – tłumaczy Karol Podgórski.
Nie wskazując jednak, jak rozumie „bezpośrednie sąsiedztwo” i skąd świadkowie wiedzą, o się wydarzyło, skoro nie znajdowali się w bezpośrednim sąsiedztwie.
Nawiasem mówiąc, ustawa o ochronie zwierząt zabrania zabijania zwierząt kręgowych w obecności dzieci, a za naruszenie tego przepisu grozi kara wolności do lat trzech. Zatem nawet jeśli dziecko znajdowałoby się dalej niż kilka metrów od odłowni, ale widziało zdarzenie, to i tak doszłoby do naruszenia prawa.
Dziki coraz częściej wchodzą do miast, a właściwie to miasta zajmują tereny, gdzie żyją dzikie zwierzęta. Warszawa się rozrasta, zabudowywane są lasy, pola i łąki, osiedla powstają nad Wisłą i coraz częściej dochodzi do interakcji między ludźmi a dzikami.
Ludzie wprowadzają się do miejsc, gdzie żyły dziki, ale uważają, że to dziki „atakują” ich osiedla. Zabudowana ma być np. Zbójna Góra w Wawrze, a jest to jedna z głównych dziczych ostoi w Warszawie. Do tego ludzie dokarmiają dziki, czasem celowo, a czasem pozostawiając otwarte śmietniki czy resztki po piknikach.
Miasto krwawo rozprawia się z czworonogami. Od kilku lat, mimo sprzeciwu aktywistów, Rafał Trzaskowski podejmuje kolejne decyzje o odstrzale albo uśmiercaniu dzików w odłowniach. Odłownie to zagrody, do których dziki wabione są jedzeniem. Gdy zwierzę tam wchodzi, automatycznie uruchamia się zamknięcie i dzik nie może się wydostać.
W mediach społecznościowych można znaleźć opisy, gdy do odłowni wchodzą rodziny dzików, ale niektóre maluchy zostają na zewnątrz, podczas kiedy matka nie może wydostać się z pułapki. Takie warchlaki pozostawione są same sobie i jeśli są zbyt małe i niesamodzielne, żeby zorganizować sobie pożywienie, umierają z głodu.
Jeśli dzik wpadnie do pułapki, to kilka-kilkanaście godzin czeka na przyjazd pracowników Lasów Miejskich, którzy go zabiją. Pracownicy ci nie są w stanie sprawdzać wszystkich odłowni w mieście na bieżąco, a jak mówią mieszkańcy, obserwujący złapane dziki, nie wszystkie odłownie są monitorowane i Lasy Miejskie nie mają informacji, do której właśnie wpadły zwierzęta.
Jeden z aktywistów broniących zwierząt podaje, że w mechanizmach spustowych odłowni znajdował ostro zakończone elementy, gwoździe i wkręty. I to akurat w poprzeczce, która w momencie opadania klapy jest gwałtowne ciągnięta przez linkę i wprawiana w ruch. Taki element leci w stronę pyszczka dzika i może zranić, także w oko.
Podobne metody stosują włodarze wielu innych miast. Z dzikami rozprawił się Poznań, znaczne odstrzały przeprowadza też m.in. Jaworzno, Gdynia i Sopot. Okrutny jest ich los w Gdańsku, gdzie nastawiane są na nich niewielkie mobilne odłownie. Tam dzik nie ma się prawie jak ruszyć. I jak jest zimno, to marznie, bez jedzenia, wody, ruchu.
Władze Gdańska w ogóle zasłynęły z brutalności wobec tych zwierząt. W ubiegłym roku zabito osiem dzików na szkolnym boisku w obecności dzieci, a zakrwawione ciała zwierząt zostały przeciągnięte po boisku do auta. Mieszkańcy Gdańska przygotowali petycję do prezydent miasta, żeby rozwiązała umowę z firmą REVENEA, która zajmuje się zabijaniem dzików i robi to często w pobliżu zabudowań. Ale miasto niewiele sobie robi ze skarg i w lipcu przedłużyło umowę z tą firmą na kwotę 832 tys. zł.
„Przepisy unijne i krajowe dotyczące zakazu przemieszczania dzików, w których występuje ASF, nie uległy zmianie. Całość jest podporządkowana przeciwdziałaniu ASF na podstawie odrębnych przepisów sanitarnych i dopóki nie ulegną zmianie regulacje w tym zakresie, nie będzie możliwe prowadzenie innych działań wobec dzików już bytujących w miastach” – podaje Paulina Chełmińska, inspektor w Referacie Prasowym Biura Prezydenta Gdańska.
Przemieszczanie dzików jest rzeczywiście zabronione i to – wbrew temu, co podaje urzędniczka – nie tylko tych, które chorują na afrykański pomór świń. Nie ma nakazu zabijania dzików w miastach. Kwestię obecności dzików w skupiskach ludzkich można rozwiązywać na inne sposoby.
Samorządy często jednak idą na łatwiznę. Gdy mieszkańcy skarżą się na obecność dzików, zapada decyzja o odstrzale, mimo że można by poszukiwać innych rozwiązań oraz zastanowić się nad profilaktyką.
„Racjonalna gospodarka przestrzenna i rozsądne zachowanie ludzi to podstawą rozwiązania konfliktu. Bez radykalnych zmian w tych obszarach wszelkie inne działania nie przyniosą spodziewanego skutku” – mówi dr hab. Jakub Gryz, profesor Instytutu Badawczego Leśnictwa, prowadzący badania nad obecnością dzików w Warszawie.
W miastach żyją nie tylko ludzie, ale też tysiące innych gatunków.
„One też muszą mieć przestrzeń do życia, źródło naturalnego pokarmu i spokój w swoich ostojach. Masowa zabudowa lasów, pól i łąk, powoduje utratę środowiska życia tysięcy gatunków. Dzik jest tylko dobrze widocznym przykładem. Dodatkowo część mieszkańców dokarmia dziki, wystawia worki z odpadami BIO przed płot, pozostawia otwarte bramki np. na plac zabaw, szkolne podwórko itp., po prostu zachęcając te zwierzęta do zbliżania się do ludzi” – wskazuje Jakub Gryz.
Kluczowe jest zatem zachowanie rozsądku i zaakceptowanie tego, że dziki też potrzebują miejsca do życia, a równocześnie nie można ich przyzwyczajać do dokarmiania.
„Nie postrzegam dzików jako problem, spotykam je bardzo często. Biegając po lesie, bardziej obawiam się psów, które nie są prowadzone smyczy i koniecznie chcą się ze mną ścigać lub ugryźć w łydkę” – mówi Jakub Gryz.
Adwokatka Karolina Kuszlewicz zwraca z kolei uwagę na prawne aspekty rozwiązywania trudności w bytowaniu obok siebie ludzi i dzików. Trudności tych nie nazywa konfliktami, gdyż słowo to zakłada to rozumowanie, że są dwie wrogie strony, jakby nie było możliwości pokojowego współistnienia ludzi i zwierząt w miastach.
„Jedyną odpowiedzią ze strony miast na obecność dzików jest ich zabicie. To jest bardzo prostackie stosowanie prawa, które bierze pod uwagę tylko jeden przepis, który pozwala na zarządzenie odstrzału, natomiast pomija zapisy ustawy ochronie zwierząt, tj. to, że zwierzę jest istotą czującą, zdolną do odczuwania cierpienia, że każde zwierzę ma być humanitarnie traktowane, a zgodnie z ustawą o ochronie przyrody zwierzętom wolno żyjącym, trzeba zapewnić prawo do rozwoju i swobodnego bytu. To wszystko tworzy zasadę prawną, że każde zwierzę kręgowe jako istota czująca powinni być chronione przed cierpieniem” – tłumaczy Karolina Kuszlewicz.
Tymczasem prawo to nie tylko zbiór technicznych reguł, ale pewna zintegrowana całość, zawierająca zasady prawne. Takie podejście do prawa pozwala na szersze spojrzenie, wykraczające poza prostą regułę pozwalającą zarządzić odstrzał.
„Sprowadzenie rozwiązywania problemu z dzikami wyłącznie do jednego przepisu pozwalającego na zarządzenie odstrzału to wybiórcze traktowanie prawa i świadczy o niezrozumieniu całego systemu. Takie zarządzenie powinno być przefiltrowane przez zasadę prawną, co oznacza, że jeśli istnieją inne, pokojowe metody postępowania z dzikami, to należy je wdrażać. Uważam, że miasta, które nie poszukują aktywnie innych odpowiedzi na obecność dzików, które nie stosują gradacji metod od najbardziej pokojowych do tych ostatecznych, naruszają zasadę prawną nakazującą odpowiednie traktowanie zwierząt” – podkreśla Karolina Kuszlewicz.
Np. w Warszawie w 2022 r. odbywały się spotkania społeczników, naukowców i władz miasta w kwestii dzików. Pojawił się wtedy pomysł, aby zdobyć realne informacje o miejskiej populacji dzika i władze miasta zgłosiły się do Instytutu Badawczego Leśnictwa.
„Pismo z taką propozycją wpłynęło do IBL, jednak ostatecznie nic z tej kooperacji nie wyszło, bo urzędnicy wycofali się z propozycji finansowania tych badań. O ile mi wiadomo, w późniejszym okresie, nie było już żadnych kontaktów w tej sprawie” – mówi Jakub Gryz.
Zdaniem Jakuba Gryza podstawą jest rozsądna gospodarka przestrzenna i edukacja mieszkańców. To klucz do ograniczenia interakcji pomiędzy ludźmi i dzikami.
„Trzeba jednak brać pod uwagę, że liczebność dzików nie może rosnąć w nieskończoność, a płodność samic tego gatunku jest stosunkowo wysoka. W pewnych przypadkach ograniczanie liczebności jest konieczne” – mówi Jakub Gryz.
W sytuacji, gdy zapadają decyzje o zabijaniu dzików, to pojawia się temat, jak to zrobić.
„Przepisy nie regulują szczegółowo, jak dzik ma być zabity. Miasto zleca usługę zabicia dzika – w jakim my w ogóle miejscu jesteśmy, że o odebraniu komuś życia myśli się jako o usłudze – ale nie może pozwalać na dowolne działania. Możliwość zabicia dzika nie oznacza, że można zrobić wszystko” – podkreśla Karolina Kuszlewicz.
Ustawa o ochronie zwierząt zabrania zarówno znęcania się nad kręgowcami, jak i stanowi, że uśmiercanie zwierząt może odbywać się wyłącznie w sposób, polegający na zadawaniu przy tym minimum cierpienia fizycznego i psychicznego.
„Naruszenie tych przepisów jest przestępstwem. Zwabianie dzika do odłowni, zamykanie go tam i trzymanie kilka czy kilkanaście godzin, aż zostanie zabity, stanowi moim zdaniem naruszenie przepisów o zakazie znęcania się, jak zadawania minimum cierpień przed śmiercią, gdyż maksymalizuje te cierpienia, zatem takie praktyki powinny stać się przedmiotem zainteresowania organów ścigania, choćby odstrzał zarządzony był legalnie” – uważa Karolina Kuszlewicz.
Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.
Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.
Komentarze