0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Lukasz Antczak / Agencja GazetaLukasz Antczak / Age...

Do polskich szkół i przedszkoli zapisanych jest już najmniej 174 tys. uczniów i uczennic z Ukrainy - informował wiceszef resortu edukacji i nauki Dariusz Piontkowski.

Przed ogromnym wyzwaniem stoją zwłaszcza stołeczne placówki, które jeszcze przed rosyjską agresją na Ukrainę borykały się z dużymi brakami kadrowymi wśród nauczycieli i nauczycielek - mowa o 2 tys. wakatów. A będzie tylko trudniej, bo od 24 lutego do warszawskich szkół - jak poinformowały OKO.press władze miasta - dołączyło ponad 16 tys. ukraińskich uczniów i uczennic.

Rozwiązaniem może być zatrudnienie pedagogów i pedagożek z Ukrainy - ale sprawa nie jest taka prosta. Problemem jest nie tylko bariera językowa, ale też brak wsparcia finansowego ze strony Ministerstwa Edukacji i Nauki oraz wymagania formalne, które - wbrew zapewnieniom ministerstwa - wręcz uniemożliwiają podjęcie pracy wielu nauczycielkom (bo to przede wszystkim kobiety) z Ukrainy.

A jeśli już znajdą pracę w oświacie - to co najwyżej w roli pomocy nauczyciela, czyli na stanowisku gorzej płatnym.

Trudności formalne

Dla ukraińskich nauczycielek podjęcie pracy w Polsce to długotrwały, skomplikowany i do tego drogi proces. Wiele z nich szuka pracy w zawodzie, ale po zapoznaniu się z wymogami, decyduje się na pracę poniżej kwalifikacji, za to dostępną od ręki.

“Chcą się uniezależnić, kupić cokolwiek swoim dzieciom z własnej kieszeni. Niestety, ze względu na obowiązujące przepisy, niewiele dostaje zatrudnienie na stanowisku nauczycielskim. Ogromna część tych kobiet, gdy pozna wymagania prawne, rezygnuje i szuka zatrudnienia w usługach” - mówi OKO.press Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka prasowa Związku Nauczycielstwa Polskiego.

Żeby nauczycielki z Ukrainy mogły pracować w Polsce jako nauczycielki muszą nostryfikować dyplom, a taka procedura trwa nawet do 90 dni i kosztuje ponad 3 tys. zł - kwota nieosiągalna dla wielu osób, które uciekły przed wojną.

“Co prawda można wystąpić o zwolnienie z tej opłaty, ale to jest kolejna niełatwa procedura, o której nie każdy wie, poza tym nie ma gwarancji, że się uda” - stwierdza Kaszulanis.

MEiN postanowiło wprowadzić także drugą ścieżkę zatrudnienia nauczycielki z Ukrainy - uznanie kwalifikacji przez dyrektora/kę na podstawie przepisów ustawy - Prawo oświatowe (art. 15).

“W tym przypadku nie jest wymagane spełnianie przez zatrudnianą osobę wymagań kwalifikacyjnych, a jedynie posiadanie odpowiedniego przygotowania, które ocenia dyrektor szkoły. Dyrektor szkoły może uznać przygotowanie za właściwe nawet w przypadku braku nostryfikacji dyplomu” - czytamy na stronie Ministerstwa Edukacji i Nauki.

Mimo że rząd chwalił się nowym ułatwieniem, to sprawa nadal nie jest łatwa. Artykuł ustawy odnosi się do “zatrudniania w placówce publicznej osoby niebędącej nauczycielem”.

Z treści przepisu wynika, że “w uzasadnionych przypadkach” i za zgodą kuratora oświaty w szkole publicznej może być zatrudniona “osoba niebędąca nauczycielem, posiadająca przygotowanie uznane przez dyrektora szkoły za odpowiednie do prowadzenia danych zajęć”.

Jak tłumaczy Kaszulanis, niewielu dyrektorów i dyrektorek decyduje się na takie rozwiązanie. “Chodzi o brak znajomości języka polskiego. Dlatego na podstawie tych zapisów nauczycielki z Ukrainy najczęściej są zatrudniane do nauczania języka obcego”.

Ułatwieniem ze strony MEiN ma być też baza ogłoszeń o wolnych miejscach pracy dla ukraińskich nauczycielek. Z tym że formularz przekierowuje nas do list ofert na stronach kuratoriów wojewódzkich - w całości w języku polskim.

Bez polskiego nie ma pracy

Z powodu wymogów formalnych nauczycielki z Ukrainy, najczęściej są zatrudniane w polskich szkołach jako pomoc nauczyciela. Tylko że pensja na tym stanowisku jest niższa niż dla nauczycieli/ek i, jak mówią uchodźczynie, nie wystarcza na utrzymanie rodziny.

Minimalny poziom wynagrodzenia zasadniczego dla pomocy nauczyciela wynosi 2,4 tys. zł. Jednak bez znajomości języka polskiego chociażby w stopniu komunikatywnym, ukraińskie nauczycielki nie mogą być zatrudnione nawet na tym stanowisku (chociaż jeśli język znają, zgodnie ze specustawą nie muszą potwierdzać tego faktu dokumentem).

Niektórzy dyrektorzy i dyrektorki decydują się więc zatrudnić takie osoby do pracy w roli asystentek międzykulturowych lub na etacie “obsługi szkolnej” - ich rolą jest przede wszystkim wsparcie i pomoc w adaptacji ukraińskim uczniom i uczennicom.

W roku szkolnym 2021/2022 na stanowisku pomocy nauczyciela, o którym mowa w art. 165 ust. 8 ustawy z dnia 14 grudnia 2016 r. – Prawo oświatowe, może być zatrudniona osoba nieposiadająca obywatelstwa polskiego, jeżeli posiada znajomość języka polskiego w mowie i piśmie w stopniu umożliwiającym pomoc uczniowi, który nie zna języka polskiego albo zna go na poziomie niewystarczającym do korzystania z nauki. Wymogu znajomości języka polskiego potwierdzonej dokumentem, o którym mowa w art. 11 ust. 3 ustawy z dnia 21 listopada 2008 r. o pracownikach samorządowych, nie stosuje się.

Danuta Kozakiewicz, dyrektorka szkoły podstawowej nr 103 w Warszawie, mówiła radiu TOK FM o tym, jak przyjęła kobietę z Ukrainy do sprzątania w szkole. “To będzie tak zwana ciocia dla naszych ukraińskich dzieci. Poza sprzątaniem, będzie wsparciem w komunikacji. Z pracownikami szkoły rozmawia po angielsku” - mówiła dziennikarzom radia. - “Jest bardzo dobrze wykształcona. Musi pracować na takim stanowisku, dopóki nie nauczy się języka polskiego”.

Takich historii jest wiele, dlatego jedną z kluczowych kwestii dla ministerstwa edukacji powinno być teraz zorganizowanie kursów językowych dla ukraińskich nauczycielek i pracowniczek oświatowych. Jak dotąd ruszył jeden taki kurs, organizowany przez Ośrodek Rozwoju Edukacji, podległy MEiN - zgłosiło się ponad tysiąc chętnych.

“Zapotrzebowanie jest ogromne. Nauczycielki bardzo często proszą nas, żebyśmy pomogli im dostać się na kursy językowe, organizowane przez szkoły językowe czy uniwersytety. Tylko że chętnych jest za dużo - po kilku minutach od rozpoczęcia rekrutacji nie ma już miejsc. Najlepszym rozwiązaniem byłyby więc kursy online” - stwierdza rzeczniczka ZNP.

MEiN nie informuje na bieżąco, ile uchodźczyń z Ukrainy znalazło zatrudnienie w polskich szkołach i przedszkolach. Z początkiem kwietnia w audycji Radia Wrocław minister edukacji Przemysław Czarnek podał liczbę 3,5 tysiąca ukraińskich nauczycieli/ek, którzy zgłosili chęć pracy w polskich szkołach.

„Pamiętajmy jednak, że większość z nich w dalszym ciągu czeka na możliwość powrotu do Ukrainy. A zatem decyzję o zatrudnieniu w polskich szkołach odkłada na później, czekając na to, co będzie się działo w ciągu następnych tygodni” – mówił Czarnek.

ZNP otrzymuje mnóstwo zgłoszeń od nauczycielek chętnych do pracy w zawodzie w Polsce. Dlatego od 1 kwietnia związek uruchomił punkt konsultacyjny. “Zatrudniliśmy nauczycielkę języka ukraińskiego z Charkowa. Jest pośrednikiem pomiędzy ukraińskimi nauczycielkami a - nazwijmy to - polskim systemem oświaty. Udziela informacji, próbuje kontaktować osoby chętne do pracy z dyrektorami” - tłumaczy Kaszulanis. ZNP zachęca do kontaktu także filmikiem na YouTube:

Istnieje inna możliwość zatrudnienia ukraińskich nauczycielek w Polsce, gdzie język polski nie byłby przeszkodą - jako pomoc w nauce online dla dzieci z Ukrainy.

Znaczna część uczniów/uczennic na uchodźstwie nadal uczestniczy zdalnie w zajęciach szkolnych w Ukrainie i tym samym nie ma obowiązku edukacji w Polsce. Zdaje się więc, że taka pomoc byłaby świetnym rozwiązaniem tak dla nauczycielek jak i dla dzieci. Próżno jednak szukać tutaj propozycji lub jakiegokolwiek wsparcia ze strony MEiN.

Oddziały przygotowawcze

Od czasu rosyjskiej agresji na Ukrainę, polskie szkoły potrzebują nie tylko kolejnych nauczycieli i nauczycielek, ale też oddziałów przygotowawczych - chociaż stale otwierane są nowe, to nadal zbyt mało.

Przeczytaj także:

Ministerstwo edukacji namawia samorządy i dyrekcje, by jak najwięcej uczniów i uczennic z Ukrainy kierować do takich oddziałów, ponieważ będą mogły uczyć się w nich języka polskiego. I słusznie, tylko że za namawianiem nie idzie wymierna pomoc finansowa.

Samorządy dostają od państwa subwencję oświatową, obliczaną na podstawie liczby uczniów uczęszczających do szkół we wrześniu poprzedniego roku. Nijak ma się więc do realnej liczby uczniów i uczennic, która znacznie wzrosła od 24 lutego. MEiN zapewnia co prawda dodatkowe subwencje na uczniów i uczennice z Ukrainy, które mają być przekazywane w rozliczeniu miesięcznym (płatne z dołu). Okazuje się jednak, że nie pokrywają one kosztów ponoszonych przez samorządy.

“Z prognoz, które otrzymaliśmy z ministerstwa wynika, że w ramach subwencji na warszawskich uczniów otrzymamy 5,3 mln zł za marzec. Tymczasem w tym okresie wydaliśmy jako miasto 12 mln zł” - mówi OKO.press wiceprezydentka Warszawy Renata Kaznowska. - “Mamy nadzieję, że MEiN pójdzie po rozum do głowy, bo nie da się przerzucać kolejnych kosztów na samorządy, nie jesteśmy w stanie tego udźwignąć”.

“Od kilku tygodni apelujemy do MEiN o zwiększenie subwencji, by móc zorganizować klasy przygotowawcze, które oraz zatrudnić nowe nauczycielki do pracy z uczniami z Ukrainy. A z ust ministra Czarnka słyszymy tylko, że samorządy powinny zatrudniać kolejne osoby i tworzyć oddziały przygotowawcze poza szkołami - a na to też przecież trzeba pieniędzy” - mówi z kolei Kaszulanis.

Jak pisaliśmy, w praktyce do szkół trafia zaledwie ok. 10 proc. ukraińskich uczniów i uczennic. 90 proc. z nich - do klas z rówieśnikami z Polski.

Kaznowska dodaje, że rząd musi też wypracować strategię, która pozwoli na relokację uchodźców do innych miast, gmin. “Szacujemy, że w Warszawie mamy ponad 120 tys. dzieci. Nie będziemy w stanie przyjąć ich wszystkich do naszych szkół ani otworzyć takiej liczby ośrodków przygotowawczych. Brak relokacji w dłuższej perspektywie może wpłynąć na pogorszenie warunków nie tylko w obszarze edukacji ale też innych, szczególnie zdrowia. To problemy, na które zwracamy uwagę, ale rozwiązań nadal brakuje”.

Samorządy szukają rozwiązań

Wobec braku wsparcia ze strony władzy centralnej, miasta szukają własnych sposobów, by zapewnić pracę dla nauczycielek z Ukrainy. Samorządy Warszawy oraz Lublina zawiązały współpracę z Polskim Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM) - organizacją pozarządową, która od lat zajmuje się niesieniem pomocy w obliczu kryzysów humanitarnych.

Dzięki wsparciu finansowemu organizacji CARE USA, PCPM uruchomiło w obu miastach program „Cash for Work“, czyli program zatrudnienia interwencyjnego. W kolejnym etapie ma działać również we Wrocławiu.

Te fundusze mają pokryć koszty zatrudnienia ukraińskich nauczycielek w roli pomocy dla polskich nauczycieli/ek. Dzięki programowi Lublin zatrudni łącznie 50 pedagożek z Ukrainy, Warszawa - 200. Większość umów została już podpisana.

“W tej fali uchodźczej jest mnóstwo nauczycielek, które chcą pracować. [Program] stworzy im możliwość zatrudnienia i pomoże również nam radzić sobie z problemem [ogromnej liczby uczniów z Ukrainy]” - mówił podczas podpisywania porozumienia z prezesem PCPM dr Wojciechem Wilkiem prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski.

Prezes PCPM zwrócił uwagę, że “Cash for Work” ma na celu zapewnić uchodźcom i uchodźczyniom krótki okres zatrudnienia, aby mogli stanąć na nogi.

“W przypadku zatrudnienia nauczycielek do warszawskich szkół i w innych miastach i mówimy początkowo o okresie 3 miesięcy. Później razem z władzami miejskimi będziemy zastanawiać się, czy jest konieczność przedłużenia okresu zatrudnienia np. na kolejny rok szkolny” - mówił dr Wilk.

Na przykład szkoła podstawowa nr 220 w Warszawie przyjęła już ponad 70 uczniów i uczennic z Ukrainy, działa tam również oddział przygotowawczy dla klas 1-3.

“Dużą barierą jest to, że większość dzieci nie rozumie języka polskiego, więc zatrudnienie nauczycieli ukraińskich będzie bardzo dużą pomocą w tym, by dzieci umiały komunikować się między sobą i ze społecznością szkolną” - komentowała wychowawczyni oddziału przygotowawczego Dagmara Dąbek.

Samorządy podejmują też inne inicjatywy, które mają pomóc w zatrudnianiu ukraińskich pedagożek. Kraków, przykładowo, uruchomił “Bank informacji o nauczycielach z Ukrainy chętnych do podjęcia pracy”. Na Portalu Edukacyjnym Miasta Krakowa na bieżąco aktualizowana jest lista otrzymanych propozycji “z prośbą o wzięcie ich pod uwagę przez dyrektorów krakowskich szkół w przypadku chęci zatrudnienia osób jako asystentów międzykulturowych, pomocy nauczyciela lub w innym charakterze”. Są to oferty, które wpłynęły zarówno do UMK jak i ZNP. 14 kwietnia lista liczyła ok. 370 chętnych.

“Często są to osoby mające wieloletnie doświadczenie w pracy z dziećmi i młodzieżą, a także kompetencje przydatne zwłaszcza w związku z aktualną sytuacją” - zachęca wydział edukacji UMK.

Czas pokaże, czy rząd ułatwi wykorzystywanie ich potencjału w polskich szkołach.

Udostępnij:

Anna Mikulska

Dziennikarka i badaczka. Zajmuje się tematami wokół praw człowieka, głównie migracjami i uchodźstwem. Publikowała reportaże m.in. z Lampedusy, irackiego Kurdystanu czy Hiszpanii. Przez rok monitorowała sytuację uchodźców z Ukrainy w Polsce w ramach projektu badawczego w Amnesty International. Laureatka w konkursie Festiwalu Wrażliwego. Współtworzy projekt reporterski „Historie o Człowieku".

Komentarze