Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie będzie sceną narodową – to ważna wiadomość dla polskiej i krakowskiej kultury. Resort chce objąć patronat nad sceną, którą PiS próbował uciszyć i zniszczyć.
Ubiegły weekend był podwójnym świętem Teatru im. Słowackiego w Krakowie. 16 marca na krakowską scenę wróciło „Wesele”- 123 lata po pierwszej premierze sztuki Stanisława Wyspiańskiego. Po spektaklu w reżyserii Mai Kleczewskiej, minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz ogłosił: "Podjąłem decyzję, by Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego współprowadziło Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. To oznacza, że Kraków będzie miał drugą scenę narodową [pierwszą jest Narodowy Stary Teatr im. H. Modrzejewskiej- od aut.]!
Wszystkie dokumenty w tej sprawie są już przygotowane, ale nie chcę zawierać tego porozumienia z Sejmikiem Wojewódzkim, który chciał zniszczyć ten teatr.
Dlatego do ostatecznego ich podpisania zaczekam do wyborów".
Do tej pory organizatorem krakowskiej sceny był Urząd Marszałkowski, którym obecnie rządzi PiS. Na początku 2022 roku, po premierze „Dziadów”, również w reżyserii Kleczewskiej, marszałek próbował odwołać dyrektora „Słowackiego”, Krzysztofa Głuchowskiego. Oficjalnym powodem było złamanie „zobowiązania dyrektora do dbałości o dobre imię Teatru”. Nieoficjalnym – planowany koncert Marii Peszek i właśnie „Dziady”.
„Nie poddamy się do samego końca. To miejsce, zbudowane rękami krakowian w 1893 roku, które nosi dumną nazwę na frontonie »Kraków narodowej sztuce«, jest ważniejsze od nas. A w tamtych czasach słowo »narodowe« oznaczało »niezależne«, bo Polski nie było” – mówił wtedy Głuchowski. „Nie można pozwolić przypadkowym politykom na decydowanie o sztuce i kulturze, o tym jakimi jesteśmy Polakami i jakimi możemy być. (…) Oni nie są od oceniania, a od finansowania. To kolejna próba przejęcia polskiej kultury” – podkreślał.
Żadne z zarzutów wobec dyrektora się nie potwierdziły, ale urząd wciąż nie przerwał procedury odwołania. Sprawa ciągnie się od dwóch lat.
Początek konfliktu opisywaliśmy w OKO.press:
Za Głuchowskim wstawił się zespół i widzowie, a bilety na „Dziady” wyprzedały się na pniu – szczególnie po komunikacie byłej małopolskiej kuratorki oświaty Barbary Nowak. Napisała na Twitterze, że „haniebne jest używanie dzieła wieszcza A. Mickiewicza dla celów politycznej walki współczesnej opozycji antyrządowej z polską racją stanu”. Odradzała nauczycielom zabieranie uczniów na tę sztukę.
Już za kadencji Piotra Glińskiego rozpoczęły się prace nad przekształceniem Teatru im. Słowackiego w scenę narodową. Po próbach odwołania dyrektora Głuchowskiego i po „interwencji” Nowak wiadomo było, że rząd Zjednoczonej Prawicy nie będzie chciał i potrafił współpracować zespołem „Słowackiego”. Resort zrezygnował z przejęcia opieki nad krakowskim teatrem.
Co oznacza zmiana „Słowackiego” w scenę narodową?
Przede wszystkim, instytucja nie będzie podlegać już pod marszałka – a pod ministra. Finansować będzie ją również resort kultury, co oznacza większe środki na prowadzenie teatru.
Kiedy Gliński wycofał się z patronowania Teatrowi im. Słowackiego, Krzysztof Głuchowski wyliczał, że to oznacza „uszczuplenie finansów o 3 mln zł”. To uniemożliwiło remont i modernizację Teatru.
Teraz Głuchowski mówi: Mamy to, co się temu Teatrowi należy od 130 lat. To jest jedna z ważniejszych scen narodowych. Wydaje mi się, że zasłużyliśmy. Jeśli nowe władze województwa małopolskiego przyjmą ofertę ministra kultury to będziemy mieli do czynienia z dwiema scenami narodowymi w Krakowie. Wydaje mi się, że jest na to miejsce: Narodowy Stary Teatr to jest potęga, wspaniały teatr, z którego poniekąd wszyscy się wywodzimy, ale jest też miejsce na drugą scenę – od zarania jest nią Teatr Słowackiego".
„Myśli pan, że jest pan śmieszny. Ja tak nie uważam” – mówi Magdalena Filiks do przesłuchiwanego Artura Sobonia, który unika odpowiedzi na pytania komisji śledczej.
Artur Soboń utrzymuje, że nie miał żadnej oficjalnej funkcji w organizacji wyborów kopertowych. „W żadnych kwestiach formalnych nie brałem udziału” – mówił. Brał udział jednak w „kilku lub kilkunastu” spotkaniach z Pocztą Polską.
„Pan minister Sasin prosił mnie o kontakt z Pocztą, abym z pierwszej ręki widział, jak te przygotowania wyglądają” – przekazał Soboń. „Mogłem ograniczyć się do tego, aby przekazać tę wiedzę na podstawie mojego własnego przekonania, a mogłem poprosić prezesów Poczty Polskiej, abym brał osobisty udział w kilku spotkaniach, w których oni będą o tych kwestiach rozmawiać” – powiedział.
Na stwierdzenie Jacka Karnowskiego (KO), że Soboń był prawą ręką Jacka Sasina, świadek zaprzeczył.
„Nie byłem decydentem politycznym, nie uczestniczyłem w żadnych decyzjach politycznych w tym zakresie” – powiedział Soboń.
Między Soboniem i Karnowskim doszło do ostrej wymiany zdań. Karnowski stwierdził, że świadek jest „znany z bezczelności”. Zareagował na to przewodniczący Dariusz Joński: „Świadek odzyskał pamięć, niech się wypowie”.
W przesłuchaniu pojawił się wątek maila, jaki Soboń wysłał ówczesnemu szefowi Kancelarii Premiera Michałowi Dworczykowi. Ostrzegał w nim „żeby komuś nie przyszło do głowy zrobić podbudowę pod ewentualnego »kozła ofiarnego« za nieudaną operację wybory korespondencyjne”.
Wyliczył w nim kilka zagrożeń, które niosą ze sobą wybory przeprowadzone w formie korespondencyjnej, w tym m.in. brak możliwości zorganizowania drugiej tury wyborów w konstytucyjnym terminie 14 dni, bałagan, problemy z dostarczaniem, odbieraniem i ochroną pakietów wyborczych oraz wysoki koszt („Sama Poczta Polska to 700 mln zł za pierwszą turę”).
Opisywaliśmy to w OKO.press:
„Nie jestem w stanie potwierdzić autentyczności maila. Cały czas używam swojego prywatnej skrzynki i proszę o nieujawnianie moich danych. O mailu rozmawiamy jako prywatnej rozmowie z prywatnych maili. Rozmawiamy o nich, bo zostały wykradzione” – powiedział Artur Soboń podczas przesłuchania.
Unikając odpowiedzi na pytania o maile, podkreślał: „Byłem i jestem głęboko przekonany, że byłoby czymś dramatycznym dla Polski i obywateli, gdyby nie udało się w konstytucyjnym terminie wybrać prezydenta”.
Posłanka KO Magdalena Filiks zapytała Artura Sobonia, dlaczego podczas pierwszego przesłuchania odpowiadał jedną regułką: „Wszystko, co miałem do powiedzenia w obojętnej przesłuchaniem sprawie, zawarłem w swobodnej części swojej wypowiedzi”. Tymczasem dziś już jest w stanie odpowiadać pełnymi zdaniami.
„Będę prostował nieprawdziwe informacje” – odparł Soboń. Żadnej informacji jednak nie sprostował, a wdał się w dyskusję z Magdaleną Filiks.
„Przerywa mi pan szósty raz, ja liczę” – powiedziała posłanka. „Myśli pan, że jest pan śmieszny. Ja tak nie uważam, błagam, niech się pan nie wygłupia” – dodała.
Wiceminister aktywów państwowych wrócił przed komisję śledczą zajmującą się wyborami kopertowymi. Artur Soboń odniósł się do pierwszego przesłuchania: „Nigdy nie było moim celem stosowanie jakiejkolwiek obstrukcji prac komisji”.
„Artur Soboń powinien mieć dużo większą wiedzę niż złożył na posiedzeniu. Krótko mówiąc nas okłamał, dlatego został wezwany na komisję śledczą. Jeśli sobie po raz kolejny nic nie przypomni, to o godzinie 16 będzie konfrontacja z Grzegorzem Kurdzielem, byłym członkiem zarządu Poczty Polskiej” – zapowiedział przewodniczący komisji śledczej Dariusz Joński (KO).
Były wiceminister aktywów państwowych pierwszy raz zeznawał przed komisją 19 stycznia. „Wszystko, co miałem do powiedzenia w obojętnej przesłuchaniem sprawie, zawarłem w swobodnej części swojej wypowiedzi” – odpowiadał na każde postawione mu pytanie.
Na początku dzisiejszego przesłuchania oświadczył: „Nigdy nie było moim celem stosowanie jakiejkolwiek obstrukcji prac komisji”.
„Szukanie przez pana przewodniczącego dzisiaj takiej tezy, że rzekomo moje zaznania były sprzeczne z zeznaniami innych świadków, będzie czymś co się zwyczajnie panu dzisiaj nie uda, bo jest to nieprawda” – mówił.
Po styczniowym przesłuchaniu komisja śledcza ds. wyborów korespondencyjnych wystąpiła do Sądu Okręgowego w Warszawie o nałożenie kary porządkowej w wysokości 3 tys. zł na Artura Sobonia „za bezpodstawne uchylanie się od złożenia zeznań”.
Wiceprzewodniczący komisji Waldemar Buda (PiS) apelował o przeniesienie przesłuchania i poczekanie na decyzję sądu – wniosek jednak został odrzucony.
„Świadek zwlekał z przekazaniem protokołu dla sądu blisko dwa miesiące” – odparł Dariusz Joński, wyjaśniając, dlaczego decyzja sądu jeszcze nie zapadła. Wyjaśnił również, że przedmiotem sprawy nie jest to, czy Soboń „dobrze czy źle odpowiadał” – bo tak sugerował świadek.
Joński, zaczynając serię pytań, zacytował słowa Jacka Sasina o „nadzorze operacyjnym Sobonia nad procesem wyborczym w Poczcie Polskiej”.
„To manipulacja, minister nie powiedział tych słów. Byłem w kontakcie roboczym z Pocztą Polską” – odpowiedział świadek.
Joński zaprezentował również nagrania z wywiadów z Arturem Soboniem. Mówi w nich, że Poczta jest w stanie takie wybory przeprowadzić. „Czy panu po ludzku nie wstyd, że pan kłamał?” – zapytał przewodniczący komisji.
Komisja od początku jest serią złośliwości, przerywanych odpowiedzi i zakrzykiwanych pytań. Dariusz Joński wyciszył mikrofon Przemysławowi Czarnkowi, który w odpowiedzi zaczął krzyczeć „proszę się mnie nie bać!”. Zgłosił później wniosek formalny o zadawanie konkretnych pytań, „żebyśmy się czegoś z tej komisji dowiedzieli”.
„Niech to przerywanie i chamskie tezy się skończą” – zwrócił się do Jońskiego.
Mimo prób Przemysława Czarnka, żeby utrudnić przesłuchanie, odpytywanie Artura Sobonia trwa. Były wiceszef MAP nie pamięta dat spotkań dotyczących wyborów kopertowych. „Jeśli świadkowie mówią, że brałem udział w tych spotkaniach, nie mam dowodów, że było inaczej”.
Putin po wyborach formułuje ofertę dla Zachodu: Nawalny mógłby żyć, gdybyście się pospieszyli. Przynajmniej teraz pospieszcie się i zacznijcie negocjować, bo zacznę rozstrzeliwać jeńców na froncie
W środku nocy Putin odwiedził swój sztab wyborczy i zabrał głos po raz pierwszy po wyborach. Wspomniał Aleksieja Nawalnego i ogłosił, że był gotowy wypuścić go pod warunkiem, że nie wróciłby do Rosji. A śmierć Nawalnego jest “smutnym wydarzeniem”. Żołnierzom rosyjskim walczącym z armią Putina w Ukrainie zagroził rozstrzelaniem. Ogłosił, że żołnierze NATO masowo giną na froncie.
O śmierci Nawalnego Putin nie wspomniał do tej pory słowem. Cały jego powyborczy wywód sprowadzał się do tego, że jest gotów do rozmów w sprawie Ukrainy, ale jeśli jego warunki nie będą spełniane, nie zawaha się użyć okrutnych środków.
Przy czym warunków jeszcze nie sformułował, więc najwyższa pora, by przystąpić do zakulisowych negocjacji z nim.
Skala możliwości Putina jest jednak ograniczona. Putinowi “wyborczego zwycięstwa” pogratulował tylko Iran, Białoruś, Nikaragua, Kazachstan, Indie, Bahrajn, Korea Północna, Syria i Burundi. Chiny zaś wyraziły zadowolenie.
Dowodem, że Putin gotowy jest do negocjacji, miała być sprawa Aleksieja Nawalnego. Putin mógł go wypuścić, ale doszło do „nieszczęścia”. Czyli oferta i groźba w jednym (jak pisaliśmy w „GOWORIT MOSKWA” śmierć Nawalnego nastąpiła w momencie rozpaczliwych starań Putina o negocjacje). Gdyby się Zachód pośpieszył z negocjacjami, Nawalny móglby żyć.
Według Putina na kilka dni przed śmiercią Nawalnego powiedziano mu o propozycji wymiany Nawalnego „za część osób przebywających w więzieniach w krajach zachodnich”. „Możecie mi wierzyć, możecie nie, osoba, która ze mną rozmawiała, nie dokończyła jeszcze zdania, powiedziałem: »Zgadzam się«" – powiedział. Zaznaczył, że zgodził się tylko pod jednym warunkiem: że Nawalny po wymianie nie powinien wracać do Rosji.
Śmierć była Aleksieja Nawalnego „smutnym zdarzeniem”, ale “takie jest życie”.
Była oferta — i nie ma oferty.
“Nie jestem jeszcze gotowy, aby powiedzieć, co i jak powinniśmy zaanektować i kiedy, ale nie wykluczam, że mając na uwadze tragiczne wydarzenia, które mają dziś miejsce, będziemy zmuszeni w pewnym momencie, gdy uznamy to za stosowne, stworzyć pewną strefę sanitarną na dzisiejszych terenach podległych reżimowi kijowskiemu” – powiedział.
Ta strefa – jak wyjaśnił – ma być “dość trudna do pokonania, przy użyciu środków walki, których używa wróg, przede wszystkim, oczywiście, zagranicznych”.
Potem Putin zagroził egzekucjami:
„Nie mamy kary śmierci, ale zawsze będziemy traktować tych ludzi [z Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego], teraz i w przyszłości, jak tych, którzy znajdują się w strefie walk” – tak Putin pogroził rozstrzeliwaniem.
Putin ogłosił, że jego wojska cały czas posuwają się do przodu. “Ostrożnie, ale każdego dnia. To coś więcej niż aktywna obrona”. Co można interpretować jako ostrzeżenie, że im później zaczną się rokowania, tym gorzej dla Ukrainy. Jednocześnie jednak przyznał, że z Ukrainą łatwo nie jest, więc i Rosjanom łatwo nie będzie. „Przede wszystkim trzeba rozwiązać problemy w ramach specjalnej operacji wojskowej, wzmocnić zdolności obronne, wzmocnić Siły Zbrojne (Rosji – przyp. red.) – to się dzieje, jak wszyscy widzimy, w bardzo dobrym tempie i z doskonałej jakości” – powiedział Putin.
„Obecny jest tam (w Ukrainie – przyp. red.) personel wojskowy państw NATO. Wiemy. Słyszymy tam mowę francuską i angielską. Nie ma w tym nic dobrego, przede wszystkim dla nich, bo giną, w dużych liczbach” – powiedział Putin.
Pogroził też wojną światową — ale umiarkowanie: "Myślę, że we współczesnym świecie wszystko jest możliwe, ale ja już mówiłem i dla wszystkich jest jasne, że to będzie o krok od III wojny światowej na pełną skalę. Myślę, że mało kto się tym interesuje – powiedział Putin, odpowiadając na pytanie, jak prawdopodobny jest konflikt na pełną skalę między Rosją a NATO.
Całe “wybory„ Putin podsumował po carsku: ”Wybór narodu rosyjskiego jest dla mnie ważny, liczę na naród rosyjski i działam w interesie tego narodu i państwa rosyjskiego. Jestem bardzo wdzięczny obywatelom Rosji za wsparcie". “Robimy wszystko, aby maksymalnie uświadomić sobie, czego ludzie oczekują nie tylko ode mnie osobiście, ale od władz w państwie. w najszerszym znaczeniu tego słowa.
Ciekawe tu jest także to, że Putin przemawiał 18 marca, czyli w rocznicę aneksji ukraińskiego Krymu. Do tej pory Rosja to bardzo świętowała — teraz jednak musi się skupić na świętowaniu tego, jak wspaniały jest Putin. Taka demonstracja siły nie oznacza jednak prawdziwej siły.
Uwaga: linki są dostępne za pośrednictwem VPN
Rolnicy protestują na przejściu granicznym na autostradzie A2 w lubuskim Świecku. Blokada ma potrwać do środy.
Protest przy granicy z Niemcami rozpoczął się w niedzielę, 17 marca. „Jeśli będzie trzeba, będziemy tu do skutku, przez święta, do czasu, aż nie zostaniemy dokładnie wysłuchani i nasze postulaty zostaną w końcu spełnione” – mówią rolnicy, cytowani przez RMF24.
Na razie, według planu, blokada ma potrwać do środy, do godz. 22.
O utrudnieniach informowała lubuska policja: „Na autostradzie A2 w Świecku w obydwu kierunkach oraz na terenie Słubic wystąpią utrudnienia w ruchu drogowym. Dodatkowo z pozyskanych informacji wiadomo, że autostrada A2, wyjazd i wjazd do Niemiec, będzie w tym czasie całkowicie zablokowana na wszystkich pasach ruchu drogowego. Wydarzenia te również mogą wpłynąć na utrudnienia przejazdu mostem miejskim. Ponadto od niedzieli 17 marca od godziny 20.00 do środy 20 marca do godziny 22.00 zablokowane będzie przejście graniczne w Gubinku”.
Dla kierowców wyznaczono objazdy.
Rolnicy – przypomnijmy – sprzeciwiają się zapisom unijnego Zielonego Ładu oraz chcą zakazu sprowadzania produktów rolnych z Ukrainy. Na 20 marca zaplanowano kolejny ogólnopolski protest.
Wiceminister rolnictwa, Michał Kołodziejczak, pytany przez dziennikarzy RMF FM, odpowiedział, że nie wybiera się do Świecka. Jest jednak w kontakcie z organizatorami.
Dodał, że we wtorek 19 marca w Jasionce przy okazji Forum Rolniczego będzie spotkanie ministra Siekierskiego z liderami wielu rolniczych protestów. „Będzie tam osoba odpowiedzialna za protest w Świecku” – potwierdził. „Jeżdżenie na protesty, pokazywanie się na nich to jest paliwo dla zadymiarzy politycznych; dla zadymiarzy, którzy na tych protestach są i chcą zburzyć dobre podejście polskich rolników” – dodał Kołodziejczak.
Podkreślał jednak, że „całym sercem” jest z rolnikami.