0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Wyborcza.plFot. Maciek Jaźwieck...

Ostatni dzień kampanii samorządowej

Na żywo

Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach

Google News

16:13 18-03-2024

Prawa autorskie: Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.plFot. Mateusz Skwarcz...

Formalnie czy nieformalnie? Na komisji o tym, w jaki sposób Soboń rozmawiał z Pocztą Polską

Komisja śledcza ds. wyborów korespondencyjnych stara się ustalić, jaką rolę pełnił w procesie ich przygotowania ówczesny wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń. W czasie konfronacji z byłym wiceprezesem Poczty Polskiej dyskusja rozbija się o pojedyncze słowa i definicje.

Pierwsze pytanie komisji dotyczyło działań ministrów i wiceministrów (w tym Sobonia) „w zakresie operacyjnym” we współpracy z Pocztą Polską. Soboń stwierdził jednak, że nie uczestniczył w „formalnych” rozmowach z kierownictwem Poczty, w tym o decyzjach dotyczących wyboru kontrahentów w procesie przygotowania wyborów.

Soboń twierdzi, że nie było „formalnych” spotkań

„Pan Grzegorze Kurdziel potwierdził wiele razy, że te spotkania nie miały charakteru formalnego” – podkreślił Artur Soboń.

„Przecież nie spotykaliśmy się jako prywatne osoby” – ripostował Kurdziel dodając, że nie były to wizyty oficjalne, ale z udziaełm kierownictwa poczty i resortu aktywów państwowych.

„Za formalne spotkania uznaję te, które są związane z moimi obowiązkami. Za taką działalność uważam pracę nad aktami prawnymi, umowami” – mówił Soboń. „Nie prowadziłem nigdy nadzoru operacyjnego nad pocztą” – dodawał, wyjaśniając, że na prośbę ministra aktywów Jacka Sasina miał przyglądać się pracy poczty.

Kontakt z Pocztą był, ale nie podejmowałem decyzji

„Pan minister Artur Soboń zajmował się kwestiami ustalenia, w jaki sposób proces przeprowadzenia wyborów może zostać zrealizowany na początku tego projektu. Potem przeszedł on na poziom dyrektorów i niższego szczebla zarządzającego” – twierdził Kurdziel. – „Traktowałem Artura Sobonia w czasie naszych spotkań przede wszystkim jako przedstawiciela resortu aktywów państwowych, jako podmiotu zlecającego przygotowania wyborów.”

Członkowie komisji pytali też o możliwość przygotowania drugiej tury wyborów. „Nie jestem w stanie w szczegółach przypomnieć sobie takiej rozmowy. We wszystkich tych kwestiach nie brałem udziału, bo byłyby to działania formalne” – wyjaśniał Soboń. Kurdziel potwierdził, że nie rozmawiał o tym z wiceministrem, który jednak uczestnicył w innych ważnych spotkaniach.

„Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych okazała się niezdolna do konfekcjonowania przesyłek, a ja wyjaśniłem ministrowi Soboniowi, jak ten proces działa. W trakcie tego spotkania padło pytanie o organizację tego działania. Stwierdziłem, że trzeba zapytać rynek, kto w trudnej sytuacji COVID-owej temu podoła. W tej sprawie spotkałem się z ministrem Soboniem” – dodawał Kurdziel.

„Czy traktował pan to spotkanie jako nieformalne?” – zapytał przewodniczący komisji Dariusz Joński.

„Nie” – odpowiedział były wiceprezes Poczty. W odpowiedzi Soboń stwierdził, że spotkanie było nieformalne.

15:16 18-03-2024

Soboń przed komisją śledczą: czas na konfrontację

Artur Soboń skończył odpowiadać na pytania komisji śledczej ws. wyborów korespondencyjnych. Były wiceminister aktywów państwowych podkreślał, że nie uczestniczył w podejmowaniu decyzji, między innymi podczas spotkań z kierownictwem Poczty Polskiej. Nie zgadzało się to z wcześniejszymi zeznaniami byłefo wiceprezesa Poczty Polskiej Grzegorza Kurdziela. Dlatego członkowi komisji postanowili wezwać Kurdziela na bezpośrednią konfrontację z Soboniem, która zaczęła się o godzinie 16:00.

15:04 18-03-2024

Prawa autorskie: 17.02.2024 Kielce , Targi Kielce . Lider PSL Wladyslaw Kosiniak - Kamysz podczas konwencji Trzeciej Drogi . Fot. Wojciech Habdas / Agencja Wyborcza.pl17.02.2024 Kielce , ...

Ministrowie obrony Polski i Niemiec chcą wzmacniać wschodnią flankę NATO

O wsparciu dla Ukrainy i wschodniej flance NATO mówili po swoim spotkaniu szefowie resortów obrony Niemiec i Polski.

„W przyszłości będziemy dążyć w jednym kierunku, który będziemy wspólnie uzgadniać. Nasze stosunki na pewno pogłębią konsultacje międzyrządowe w lipcu” – powiedział minister obrony Niemiec Boris Pistorius po spotkaniu ze swoim polskim odpowiednikiem, Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem. Przedstawiciel rządu w Berlinie zapewnił, że bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO jest dla Niemiec priorytetem.

UE będzie miała polsko-niemieckie siły szybkiego reagowania

„Obecność 5 tysięcy żołnierzy i personelu RFN na Litwie jest wzmocnieniem wschodniej flanki NATO” – podkreślił Kosiniak-Kamysz. – „Polska i Niemcy biorą odpowiedzialność za siły szybkiego reagowania w Europie. 2,5 tysiąca żołnierzy polskich i 2,5 tys. niemieckich będzie w nich uczestniczyło. Te siły muszą teraz przejść przygotowanie. Nie zgłosiły się inne państwa – tylko my byliśmy w stanie wystawić taką liczbę żołnierzy. Od lipca bierzemy za to odpowiedzialność” – mówią

Kosiniak-Kamysz podziękował również za uczestnictwo Niemiec w powstanie centrum analizy, szkoleniua i treningu NATO-Ukraina w Bydgoszczy i współdzialanie obu krajów w ramach Trójkąta Weimarskiego. W maju we Wrocławiu spotkają się ministrowie obrony narodowej Polski, Niemiec i Francji. Jak dodał, docenia akt podpisania listu intencyjny o swobodym przemieszczaniu się sił zbrojnych Niemiec, Polski i Niderlandow po terytorium tych trzech krajów. Na koniec podkreślił, że państwa UE nie mogą polegać w sprawie swojego bezpieczeństwa jedynie na wsparciu Stanów Zjednoczonych.

Ukraina z dalszym wsparciem

„Polska nie planuje wysyłania wojsk na Ukrainę” – potwierdził w odpowiedzi na pytanie niemieckiego dziennikarza Kosiniak-Kamysz.

„Życzymy sobie pokoju. Chodzi o wsparcie dla Ukrainy i nie ma w tej sprawie zastrzeżeń. Zamrożenie konfliktu jedynie pomogłoby Putinowi” – mówił Pistorius. Jak stwierdził, o pokoju można będzie mówić jedynie w przypadku wycofania się Rosji z Ukrainy.

14:04 18-03-2024

Prawa autorskie: Photo by MOHAMMED ABED / AFPPhoto by MOHAMMED AB...

Szef dyplomacji UE: Izrael wykorzystuje głód w Gazie jako broń

„Głód jest używany jako broń wojenna” – oświadczył Josep Borell, wzywając Izrael do dopuszczenia pomocy humanitarnej mieszkańcom terenu objętego konfliktem. Tymczasem izraelskie siły po raz kolejny zaatakowały największy szpital w Strefie Gazy.

Ministerstwo zdrowia w Strefie Gazy poinformowało, że w okolicy szpitala Al-Shifa są dziesiątki ofiar, którym nie można było pomóc „ze względu na intensywność ostrzału artyleryjskiego”. Atak rozpoczął się wczesnym rankiem.

Izraelskie wojsko podało, że operacja na terenie szpitala opierała się na informacjach wywiadowczych. Miały wskazywać, że szpital jest wykorzystywany przez wysokich rangą przywódców Hamasu. Strona izraelska informuje, że przed rozpoczęciem operacji uprzedziła resort zdrowia i zażądała „natychmiastowego położenia kresu wszelkiej działalności terrorystycznej w szpitalach”.

Świadkowie powiedzieli agencji AFP, że siły izraelskie zrzuciły ulotki w języku arabskim z instrukcjami ewakuacji i ostrzeżeniem: „Znajdujesz się w niebezpiecznej strefie walk!”.

Izrael podaje również, że kiedy żołnierze weszli do szpitala, zostali ostrzelani. Zapewniono, że nawet w trakcie działań zbrojnych „gwarantowana jest ciągłość funkcjonowania szpitala”. Po zakończeniu walk „będą kontynuowane wysiłki humanitarne, zapewniona żywność, woda i inne zapasy pacjentom i cywilom na terenie kompleksu medycznego”.

Władze Gazy zaprzeczają, jakoby na terenie szpitala prowadzona była działalność terrorystyczna.

„Są ofiary śmiertelne i ranni” – podaje, podkreślając, że podczas operacji ucierpieli cywile. Agencja Reutera cytuje również relacje mieszkańców: „Nagle usłyszeliśmy odgłosy eksplozji i bombardowań, wkrótce zaczęły toczyć się czołgi, nadjechały z zachodu i skierowały się w stronę Al-Shifa. Wtedy nasiliły się dźwięki wystrzałów i wybuchów. Nie wiemy, co się dzieje, ale wyglądało to, jak ponowna inwazja na miasto Gaza”.

Borell: „Głód już tam panuje”

W tym samym czasie w Brukseli rozpoczęła się konferencja poświęcona konfliktowi w Strefie Gazy. Szef unijnej dyplomacji Josep Borell na otwarciu spotkania powiedział: „Strefa Gazy nie jest już na skraju głodu. Głód już tam panuje i dotyka tysięcy ludzi”.

Dalej mówił:

„To jest niedopuszczalne. Głód jest używany jako broń wojenna”.

„Według szacunków 100 proc. ludności odczuwa poważny brak bezpieczeństwa żywnościowego. W północnych prowincjach Gazy 70 proc. populacji grozi nieuchronna klęska głodu. W centralnych i południowych prowincjach 50 proc. ludności boryka się z katastrofalnym brakiem bezpieczeństwa żywnościowego. Przewiduje się, że w ciągu najbliższych tygodni i miesięcy sytuacja szybko się pogorszy, a głód prawdopodobnie dotknie również Południe” – czytamy w opublikowanym po wystąpieniu oświadczeniu, pod którym podpisano zarówno Borella, jak i komisarza ds. zarządzania kryzysowego Janeza Lenarčica.

„To, co widzimy, nie jest zagrożeniem naturalnym, ale katastrofą spowodowaną przez człowieka i naszym moralnym obowiązkiem jest powstrzymanie tego. W wyniku konfliktu zginęło już ponad 30 000 osób, w tym duża część dzieci, a liczba ofiar śmiertelnych może szybko wzrosnąć z powodu głodu lub chorób. Sytuacja stała się już bardziej katastrofalna. Natychmiast należy podjąć działania” – czytamy.

Borell wezwał Izrael, aby „umożliwił swobodny, niezakłócony i bezpieczny dostęp organizacji humanitarnych do wszystkich osób w potrzebie”.

Na wystąpienie już odpowiedział minister spraw zagranicznych Izraela Israel Katz. W poście na serwisie X napisał, że Izrael zezwolił na „szeroko zakrojoną pomoc humanitarną do Gazy drogą lądową, powietrzną i morską dla każdego, kto chce pomóc”, ale pomoc ta została „brutalnie zakłócona” przez bojowników Hamasu przy „współpracy” agencji ONZ do spraw Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie.

13:00 18-03-2024

Prawa autorskie: Fot . Jakub Wlodek / Agencja Wyborcza.plFot . Jakub Wlodek /...

Teatr Słowackiego będzie sceną narodową. PiS nie chciał do tego dopuścić

Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie będzie sceną narodową – to ważna wiadomość dla polskiej i krakowskiej kultury. Resort chce objąć patronat nad sceną, którą PiS próbował uciszyć i zniszczyć.

Ubiegły weekend był podwójnym świętem Teatru im. Słowackiego w Krakowie. 16 marca na krakowską scenę wróciło „Wesele”- 123 lata po pierwszej premierze sztuki Stanisława Wyspiańskiego. Po spektaklu w reżyserii Mai Kleczewskiej, minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz ogłosił: "Podjąłem decyzję, by Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego współprowadziło Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. To oznacza, że Kraków będzie miał drugą scenę narodową [pierwszą jest Narodowy Stary Teatr im. H. Modrzejewskiej- od aut.]!

Wszystkie dokumenty w tej sprawie są już przygotowane, ale nie chcę zawierać tego porozumienia z Sejmikiem Wojewódzkim, który chciał zniszczyć ten teatr.

Dlatego do ostatecznego ich podpisania zaczekam do wyborów".

Do tej pory organizatorem krakowskiej sceny był Urząd Marszałkowski, którym obecnie rządzi PiS. Na początku 2022 roku, po premierze „Dziadów”, również w reżyserii Kleczewskiej, marszałek próbował odwołać dyrektora „Słowackiego”, Krzysztofa Głuchowskiego. Oficjalnym powodem było złamanie „zobowiązania dyrektora do dbałości o dobre imię Teatru”. Nieoficjalnym – planowany koncert Marii Peszek i właśnie „Dziady”.

„Kolejna próba przejęcia kultury”

„Nie poddamy się do samego końca. To miejsce, zbudowane rękami krakowian w 1893 roku, które nosi dumną nazwę na frontonie »Kraków narodowej sztuce«, jest ważniejsze od nas. A w tamtych czasach słowo »narodowe« oznaczało »niezależne«, bo Polski nie było” – mówił wtedy Głuchowski. „Nie można pozwolić przypadkowym politykom na decydowanie o sztuce i kulturze, o tym jakimi jesteśmy Polakami i jakimi możemy być. (…) Oni nie są od oceniania, a od finansowania. To kolejna próba przejęcia polskiej kultury” – podkreślał.

Żadne z zarzutów wobec dyrektora się nie potwierdziły, ale urząd wciąż nie przerwał procedury odwołania. Sprawa ciągnie się od dwóch lat.

Początek konfliktu opisywaliśmy w OKO.press:

Przeczytaj także:

Za Głuchowskim wstawił się zespół i widzowie, a bilety na „Dziady” wyprzedały się na pniu – szczególnie po komunikacie byłej małopolskiej kuratorki oświaty Barbary Nowak. Napisała na Twitterze, że „haniebne jest używanie dzieła wieszcza A. Mickiewicza dla celów politycznej walki współczesnej opozycji antyrządowej z polską racją stanu”. Odradzała nauczycielom zabieranie uczniów na tę sztukę.

Druga scena narodowa

Już za kadencji Piotra Glińskiego rozpoczęły się prace nad przekształceniem Teatru im. Słowackiego w scenę narodową. Po próbach odwołania dyrektora Głuchowskiego i po „interwencji” Nowak wiadomo było, że rząd Zjednoczonej Prawicy nie będzie chciał i potrafił współpracować zespołem „Słowackiego”. Resort zrezygnował z przejęcia opieki nad krakowskim teatrem.

Co oznacza zmiana „Słowackiego” w scenę narodową?

Przede wszystkim, instytucja nie będzie podlegać już pod marszałka – a pod ministra. Finansować będzie ją również resort kultury, co oznacza większe środki na prowadzenie teatru.

Kiedy Gliński wycofał się z patronowania Teatrowi im. Słowackiego, Krzysztof Głuchowski wyliczał, że to oznacza „uszczuplenie finansów o 3 mln zł”. To uniemożliwiło remont i modernizację Teatru.

Teraz Głuchowski mówi: Mamy to, co się temu Teatrowi należy od 130 lat. To jest jedna z ważniejszych scen narodowych. Wydaje mi się, że zasłużyliśmy. Jeśli nowe władze województwa małopolskiego przyjmą ofertę ministra kultury to będziemy mieli do czynienia z dwiema scenami narodowymi w Krakowie. Wydaje mi się, że jest na to miejsce: Narodowy Stary Teatr to jest potęga, wspaniały teatr, z którego poniekąd wszyscy się wywodzimy, ale jest też miejsce na drugą scenę – od zarania jest nią Teatr Słowackiego".