Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
„Przyczyną połączenia jest optymalizacja wydatkowania środków publicznych” – czytamy w obwieszczeniu Bartłomieja Sienkiewicza. Czy kontrowersyjna dyrektorka IAM Barbara Schabowska straci stanowisko?
Minister kultury i dziedzictwa narodowego Bartłomiej Sienkiewicz ogłosił zamiar połączenia dwóch instytucji kultury: Biura „Niepodległa” i Instytutu Adama Mickiewicza. W wyniku połączenia ma powstać nowa instytucja kultury.
Biuro „Niepodległa” powstało w 2017 roku w celu koordynacji obchodów 100-lecia niepodległości Polski. Obecnie organizuje coroczne akcje #mojaflaga z okazji Dnia Flagi 2 maja i „Niepodległa do hymnu” 11 listopada. Instytut Adama Mickiewicza to państwowa instytucja, zajmująca się promocją kultury polskiej zagranicą.
„Przyczyną połączenia jest optymalizacja wydatkowania środków publicznych przy jednoczesnym zabezpieczeniu pełnej realizacji misji państwa w zakresie działu administracji rządowej – kultura i ochrona dziedzictwa narodowego, przez wykorzystanie potencjału Biura »Niepodległa« do podniesienia efektywności działań Instytutu Adama Mickiewicza” – czytamy w obwieszczeniu.
Zapowiedź połączenia obu instytucji oznacza, że dotychczasowa dyrektorka IAM Barbara Schabowska straci stanowisko. O Schabowskiej i problemach Instytutu pisała w OKO.press Maria Pankowska. Na początku sierpnia 2021 roku kilkoro pracowników i pracownic IAM anonimowo opowiedziało nam, jak w efekcie rządów Barbary Schabowskiej sypie się ta dotychczas szanowana na świecie instytucja.
Po publikacji naszego pierwszego artykułu dyrektor Schabowska przesłała redakcji sprostowanie. Odmówiliśmy jego publikacji. Sprawa trafiła następnie do sądu, który na początku września 2022 przychylił się do żądań dyrektorki IAM (nie odniósł się jednak do rzetelności samego artykułu, a jedynie do prawnoprasowych wymogów publikacji sprostowań),
W odpowiedzi na decyzję sądu kilkudziesięciu byłych pracowników IAM wystosowało list otwarty.
Napisali w nim, że „od momentu objęcia stanowiska dyrektora IAM przez Barbarę Schabowską, ze 187 związanych z Instytutem współpracowników i pracowników z instytucji odeszły 134 osoby”.
„Dla części z nas decydujący okazał się sposób, w jaki przydzielano pracownikom projekty w nowej strukturze organizacyjnej nieuwzględniający w naszej opinii ich dotychczasowego doświadczenia i kompetencji zawodowych. W wyniku reformy zostały rozwiązane tworzone i rozwijane latami zespoły projektowe odpowiedzialne za konkretną dziedzinę lub obszar geograficzny” – czytamy w liście.
„Wielu z nas zaczęło podlegać kilku przełożonym jednocześnie, bez jasnego podziału obowiązków, a przydział do realizacji nowych projektów nie uwzględniał ani stażu pracy, ani umiejętności i sprawiał wrażenie losowości lub celowej dezorganizacji. Powodowało to wiele trudności i w konsekwencji spadek efektywności pracy. Dla wielu z nas istotne było to, że traciliśmy twarz przed zagranicznymi partnerami” – pisali byli pracownicy IAM.
W liście wskazywali również, że Schabowska odnosiła się do podwładnych lekceważąco, „z wyśmiewaniem i uwagami, które odbieraliśmy jako upokarzające”.
Obsadzony neosędziami Sąd Najwyższy jednogłośnie uznał ważność wyborów do Sejmu i Senatu.
Sąd Najwyższy po wyborach parlamentarnych musi uznać (lub podważyć) ich ważność.
Przed podjęciem takiej uchwały SN musi rozpoznać wszystkie protesty wyborcze. Termin na wnoszenie takich protestów upłynął 25 października br. Jak wówczas informowano, na końcówkę października było zarejestrowanych blisko 900 protestów wyborczych
Jakie protesty wyborcze SN uznał za zasadne? Chodzi m.in. o pozbawienie wyborcy przebywającego w szpitalu w Wielkiej Brytanii prawa do głosowania korespondencyjnego, zarzut niewydania karty do głosowania w wyborach do Senatu, odmówienie mężowi zaufania prawa do złożenia uwag czy organizacja lokalu wyborczego w pomieszczeniu, gdzie ściana była wyłożona lustrami – co mogło naruszyć tajność wyborów.
Przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Sylwester Marciniak podtrzymał opinię z października 2023, według której naruszenia nie miały wpływu na wynik wyborów. Liczba protestów wyborczych – jak przyznał – była wyższa niż w poprzednich latach. Podkreślił jednak, że może mieć to związek z rekordową frekwencją.
Nielegalna Izba Kontroli również uznała, że uchybienia i nieprawidłowości 15 października 2023 nie uzasadniałyby nieważnienia wyborów.
Co by się stało, gdyby SN unieważnił wybory?
Sędzia TK w stanie spoczynku Wojciech Hermeliński wyjaśniał w rozmowie z TOK FM, że taka decyzja byłaby ostateczna. „Tak wynika z przepisów, niestety. Bo nie ma żadnego organu nadzorczego, który mógłby tę decyzję podważyć. I w sumie cóż, już w 2019 roku ta nowa izba orzekła o ważności wyborów i nikt tego nie podważył, bo nie ma jak” – mówił. Jak dodał, gdyby SN uznał nieważność wyborów, doprowadziłoby to do "rewolucji na ulicach.
„I tyle. Tylko to mogłoby spowodować jakieś ewentualne zmiany” – podkreślił sędzia.
Decyzję wydała obsadzona neosędziami Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Przypomnijmy: Trybunał Sprawiedliwości UE i Europejski Trybunał Praw Człowieka uznały, że SN nie jest niezawisłym i bezstronnym sądem.
Krzysztof Boczek jest na placu Powstańców, pod siedzibą TVP. Dziś rano – decyzją likwidatora – została zamknięta do odwołania.
„Marcin Tulicki i Samuel Pereira – byli dyrektorzy w TAI – nawet nie mogli zbliżyć się do budynku TVP” – relacjonuje Krzysztof Boczek. „»Z przepustkami nie wpuszczacie panowie?« – dopytywał Pereira. Nie wpuścili”.
Jak informuje Boczek, budynek został odseparowany. Można się do niego dostać od strony ulicy Świętokrzyskiej. Wszystkie wejścia do siedziby są zamknięte.
Do budynku wchodzą jedynie osoby, które znalazły się na specjalnie przygotowanej liście. Mają ją przedstawiciele likwidatora.
Przypomnijmy: likwidator TVP, Daniel Gorgosz, zdecydował wczoraj o zamknięciu budynku przy pl. Powstańców do odwołania.
Decyzja jest związana z „licznymi przypadkami nadużywania uprawnień wynikających z wykonywania mandatu parlamentarzysty”. Jak wyjaśniał Gorgosz, do budynku telewizji były wpuszczane osoby nieupoważnione, „co skutkuje licznymi naruszeniami na szkodę TVP oraz jej pracowników”. Wpływ na decyzję miały być również zapowiedzi manifestacji PiS „w obronie” mediów.
W budynku przy pl. Powstańców jest siedmiu posłów PiS oraz Michał Adamczyk, który uważa się za prezesa TVP. „Nie możemy wyjść z budynku. Policja od ponad godz. odmawia interwencji i przyjęcia zgłoszenia o popełnieniu przestępstwa przez nieznane osoby blokujące wejście do budynku. 7 posłów jest w środku, 2 w przejściu do budynku... Na zewnątrz 30 policjantów” – napisał na X Piotr Gliński.
„Założyciel Amnesty International – brytyjski prawnik – Peter Benenson pisał: »Otwórz gazetę – dowolnego dnia tygodnia – a znajdziesz w niej wiadomość, że gdzieś na świecie ktoś został uwięziony, poddany torturom czy zabity z powodu poglądów czy wyznania, których nie akceptują jego władze«” – pisze organizacja w oświadczeniu po aresztowaniu Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Kamiński sam ogłosił się „więźniem politycznym”. Tego pojęcia używają wszyscy politycy PiS w odniesieniu do byłych szefów CBA i MSWiA.
„Mając na uwadze powyższe, chcemy zaprotestować przeciwko nadużywaniu w przestrzeni publicznej pojęcia »więzień polityczny«. Pojęcie to nie ma jednej powszechnie akceptowalnej definicji. Z tego powodu Amnesty International posługuje się pojęciem więźniów sumienia. Nie budzi jednak żadnych wątpliwości, że pojęcie więźniów sumienia nie obejmuje sytuacji osób, które zostały osądzone i skazane w rzetelnym procesie sądowym za czyn podlegający karze zgodnie z prawem międzynarodowym” – czytamy.
Amnesty International wyjaśnia, że więźniami sumienia są osoby, które straciły wolność „za wyznawane idee, na podstawie niezasadnych zarzutów, a do ich uwięzienia doszło z naruszeniem gwarancji sprawiedliwego procesu”.
W oświadczeniu napisano: "Takimi osobami są chociażby bohaterowie Maratonu Pisania Listów Amnesty International, tj. białoruski opozycjonista Aleś Bialacki czy dziennikarz Andrzej Poczobut. Osoby te w trakcie pozbawienia wolności doświadczają często licznych naruszeń: np. tortur i innego nieludzkiego lub poniżającego traktowania albo karania, dyskryminacji ze strony administracji więziennej, a ich sytuacja jest gorsza od pozostałych współwięźniów.
Przestrzegamy przed nadużywaniem tego pojęcia, bowiem umniejsza to jego wagę w odniesieniu do osób faktycznie znajdujących się w dramatycznej sytuacji".
Likwidator TVP zamknął rano siedzibę TVP Info w centrum Warszawy „okupowaną” od ponad 3 tygodni przez posłów PiS i propagandystów uznających się za „legalne” władze stacji. Michał Adamczyk smsuje do nas z odciętego budynku: „nie wpuszczają nawet policji, która została poproszona o interwencję”. Gliński alarmuje: nie możemy wyjść
Sypią się kolejne plany ludzi PiS. Michał Adamczyk – były prezenter „Wiadomości” i dyrektor Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, obecnie mianujący się jedynym legalnym prezesem TVP – wczoraj w liście do 30 byłych już głównie dyrektorów tej stacji, zwołał ich na spotkanie w budynku na Placu Powstańców Warszawskich. „Obecność obowiązkowa” zaznaczał.
To już raczej się nie stanie. W środę, 10 stycznia, o godz. 21:26, Samuel Pereira, były zastępca dyrektora TAI, doniósł na platformie X, że w nocy likwidator TVP zamyka budynek na Placu Powstańców. „Co dalej? Wyprzedaż garażowa drogiego sprzętu i likwidacja?” – pytał w dramatycznym tonie.
Jak już pisaliśmy w OKO.press, likwidator TVP – Daniel Gorgosz – faktycznie zamyka budynek do odwołania. Siedzibę zamknięto nie w nocy – jak pisał Pereira – ale o 8 rano. Więcej można przeczytać w naszym tekście:
Michał Adamczyk i Samuel Pereira nie odbierają telefonów.
Ale ten pierwszy smsuje o aktualnej sytuacji: „zablokowano wszystkie drzwi nawet wyjścia ewakuacyjne. Łamane są przepisy BHP – nie wolno blokować wyjść ewakuacyjnych” pisze. Dodaje, że ochrona „rzekomego likwidatora” nie wpuszcza do budynku ani pracowników TVP ani nawet policji, którą przebywający wewnątrz wezwali na interwencję.
Ok. 10.30 były minister Piotr Gliński donosił o „eskalacji”. „Od 20 min. nie mogę ani ja ani inni posłowie i pracownicy opuścić budynku TVP. Jesteśmy tu nielegalnie przetrzymywani przez anonimowe osoby. Wezwana policja nie przyjeżdża z interwencją".
Samuel Pereira nie chce relacjonować sytuacji w budynku. W smsie pisze: „Będę panu odpowiadał, jeśli przestanie pan używać hejterskich określeń w swoich tekstach. To niegrzeczne”
Pytam: konkretnie jakich?
Na razie bez odpowiedzi.
Przypomnijmy: od 20 grudnia, gdy nowe władze TVP przejęły kontrolę nad firmą, jedynym punktem którego nie udało im się w pełni przejąć jest właśnie budynek TAI na placu Powstańców. Stąd nadawane były programy informacyjne, m.in. TVP Info czy „Wiadomości”. Oprócz propagandystów wiernych byłej władzy, z „interwencją poselską”, rotacyjnie ale – jak przekonywali – cały czas przebywali w nim posłowie PiS. Przynajmniej para posłów siedziała przy jedynym już otwartym (dwa pozostałe zamknięto) wejściu i decydowała, kto może wejść do budynku oprócz osób posiadających aktywne karty.