Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
„Nie będę przeciągał i nie będę tego opóźniał [zaprzysiężenia rządu Donalda Tuska – red.]. Są ku temu odpowiednie przede wszystkim terminy konstytucyjne” – powiedział Andrzej Duda na konferencji prasowej w Dubaju. Prezydent bierze dziś udział w szczycie klimatycznym COP28, który odbywa się w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
„Proszę zwrócić uwagę, że wręczyłem choćby tekę premierowi Morawieckiemu do formowania nowego rządu jako przedstawicielowi ugrupowania, które wygrało wybory parlamentarne, natychmiast po złożeniu przez niego dymisji. Dosłownie w tym samym momencie. Przecież mogłem to zrobić kilka dni później. Nie przeciągałem tego, tak jak obiecałem” – stwierdził Duda.
Prezydent podkreślił, że będzie działał spokojnie „zgodnie ze zwyczajem u nas obowiązującym, parlamentarnym, wyborczym i politycznym”.
Premier Mateusz Morawiecki 11 grudnia ma wygłosić exposé swojego nowego rządu i poprosić Sejm o wotum zaufania. Donald Tusk zapowiedział dziś, że nowa większość parlamentarna zamierza – po odrzuceniu rządu Morawieckiego – wybrać tego dnia własnego kandydata na premiera. Ma nim zostać właśnie Donald Tusk.
„Jeśli obrady przedłużą się, to będziemy kończyli ten proces 12 grudnia. Tak że prezydent po powrocie ze Szwajcarii będzie miał możliwość zaprzysiężenia rządu” – powiedział dziś na briefingu prasowym w Sejmie. Andrzej Duda ma w dniach 11-12 grudnia udać się do Szwajcarii z wizytą międzynarodową.
„Spodziewajcie się państwo wyboru nowego rządu 11 grudnia, a jeśli czas na to nie pozwoli, 12 grudnia exposé nowego premiera, a zaprzysiężenie zakładamy 13 grudnia” – zapowiedział Tusk.
Cytaty pochodzą z portalu 300polityka.pl.
Jak nieoficjalnie ustaliła „Rzeczpospolita” Prawo i Sprawiedliwość będzie domagać się 5 na 11 miejsc w każdej komisji śledczej, którą powoła nowy Sejm. W razie czego wezwie na pomoc TK
„Nie domagamy się niczego, co nam nie przysługuje, a liczba miejsc w komisji wynika z przelicznika naszych mandatów w Sejmie” – tłumaczył w rozmowie z „Rzeczpospolitą” poseł PiS Piotr Kaleta.
Komisje mają zbadać trzy głośne afery z czasów rządów partii Jarosława Kaczyńskiego:
Prawo i Sprawiedliwość, choć nie może samodzielnie rządzić, ma najliczniejszy sejmowy klub – 191 mandatów. Druga jest Koalicja Obywatelska – 157 mandatów, następne Polska 2050 – 33, PSL – 32, Lewica – 26 i Konfederacja – 18. 3-osobowe koło tworzą posłowie z ruchu Pawła Kukiza.
Regulamin Sejmu nie precyzuje, w jaki sposób powinno się obliczać liczbę miejsc w komisjach śledczych. Art. 136c mówi, że:
„Kandydaci na członków komisji śledczej zgłaszani są Marszałkowi Sejmu przez przewodniczących klubów i kół wchodzących w skład Konwentu Seniorów. Kandydatów zgłasza się w liczbie określonej przez Prezydium Sejmu wynikającej z zastosowania przepisu art. 2 ust. 2 ustawy o sejmowej komisji śledczej”.
Art. 2 ust. 2 ustawy o sejmowej komisji śledczej brzmi zaś następująco:
„W skład komisji może wchodzić do 11 członków. Skład komisji powinien odzwierciedlać reprezentację w Sejmie klubów i kół poselskich mających swoich przedstawicieli w Konwencie Seniorów, odpowiednio do jej liczebności”.
Przedstawiciele PiS stoją na stanowisku, że tak sformułowane przepisy dają im 5 miejsc w każdej z komisji. A jeśli Sejm to zakwestionuje, zamierzają zwrócić się do Trybunału Konstytucyjnego.
„Sięgniemy po wyrok Trybunału z 2006 r. w sprawie uchwały o powołaniu sejmowej komisji śledczej ds. banków, który uznał wtedy, że Trybunał ma prawo oceniać uchwały Sejmu w sprawie powołania komisji śledczych” – powiedział „Rzeczpospolitej” wysoko postawiony członek PiS.
W komisji bankowej powołanej 2006 roku PO, która w Sejmie miała zaledwie 25 posłów mniej niż PiS, dostała o połowę mniej miejsc. PiS tłumaczył, że zbyt mała różnica w liczbie głosów sparaliżowałaby prace komisji. Wniosek do TK, który złożyła PO, nie dotyczył jednak podziału miejsc, a przedmiotu działania komisji.
TK w uzasadnieniu wyroku przyznał, że może badać uchwały Sejmu dotyczące powołania komisji śledczych, ale zaznaczył, że nie dotyczy to składu komisji. Wspomniał jedynie, że Sejm powinien przestrzegać zasady pluralizmu politycznego i szanować prawa mniejszości parlamentarnej.
Z informacji „Rzeczpospolitej” wynika, że posłowie PiS mimo to liczą, że TK zdominowany dziś przez sędziów wiernych PiS pomoże im coś ugrać w tej sprawie.
Służby specjalne Ukrainy potajemnie wysadziły w powietrze dwie linie kolejowe łączące Rosję z Chinami – donosi Politico.
Ukraińcy podłożyli ładunki wybuchowe m.in. w tunelu Północnomujskim w Buriacji, 6 tys. km na wschód od granicy ukraińsko-rosyjskiej. To najdłuższy tunel w Rosji, liczący ponad 15 km, przebiegający pod Górami Północnomujskimi.
„To jedyne sensowne połączenie kolejowe między Federacją Rosyjską a Chinami. Obecnie trasa ta – wykorzystywana przez Rosję m.in. do transportu broni – jest sparaliżowana” – powiedział Politico wysoko postawiony urzędnik ukraińskiej administracji. Ukraińskie służby jak dotąd nie potwierdziły, że dokonały ataku.
Z informacji pozyskanych przez Politico i rozpowszechnianych na Telegramie wynika, że w środę 29 listopada wieczorem zniszczony został pociąg towarowy poruszający się w tunelu Północnomujskim. Do kolejnego ataku miało dojść na trasie omijającej tunel, wiodącej tzw. Czarcim mostem, wysokim na 35 m – ukraińskie służby miały odpalić ładunki wybuchowe w pociągu poruszającym się po moście.
W czwartkowym (30 listopada) oświadczeniu rosyjskie linie kolejowe zapewniały, że wybuchy w tunelu Północnomujskim to samozapłon jednego ze zbiorników paliwowych. I że ruch zorganizowano okrężną drogą, co nieznacznie wydłużyło czas podróży.
Rząd 1 grudnia przyjął projekt ustawy o zwiększeniu finansowania programu bezpieczny kredyt 2 proc. „Program będzie wart ponad 16 mld zł, a było ok. 11 mld zł” – poinformowała minister Marlena Maląg.
Na stronie kancelarii premiera czytamy: „Dzięki temu w 2024 r. z programu będzie mogło skorzystać kolejnych, nawet do 35 tys. osób. W latach 2023-2027 bezpieczny kredyt 2 proc. będzie mogło wziąć aż 180 tys. Polek i Polaków”.
„Chcemy, żeby mieszkanie było takim towarem, na którego każdego Polaka, który uczciwie pracuje po prostu jest stać” – mówił Mateusz Morawiecki.
Przypomnijmy: maksymalna wysokość bezpiecznego kredytu 2 proc. wynosi:
Mogą z niego korzystać osoby, które nie miały wcześniej mieszkania i które nie przekroczyły 45. roku życia.
„To kredyt, który zasadniczo zwiększa dostępność dla wielu polskich rodzin, dla dziesiątek tysięcy polskich rodzin. I ponieważ cieszy się takim powodzeniem to zdecydowaliśmy o zwiększeniu finansowania tego całego projektu” – cieszy się premier Mateusz Morawiecki.
„Rodzin” to dużo powiedziane.
Rządową pomocą zainteresowani są przede wszystkim single, a większość kredytobiorców to mężczyźni z ponadprzeciętnymi dochodami (między 4 a 8 tys. zł netto miesięcznie) – tak wynika z badań Zespołu Analiz Nieruchomości banku PKO BP. Eksperci przeanalizowali 38 tys. wniosków, które wpłynęły od lipca do października tego roku.
Z analizy wynika, że z bezpiecznego kredytu 2 proc. korzystają młodsze osoby niż w przypadku innych kredytów hipotecznych. Średnik wiek takiego kredytobiorcy to 30 lat. Im mniejsza miejscowość, tym mniejszy odsetek singli wśród składających wnioski.
Jak pisaliśmy w OKO.press, bezpieczny kredyt 2 proc. ożywił popyt, a także wywindował ceny. I to jeszcze zanim zaczął obowiązywać. Z raportu AMRON SARFiN wynika, że znaczące ożywienie na rynku kredytów widać było szczególnie w drugim kwartale 2023 roku. Związek Banków Polskich zaznaczał wtedy, że choć pierwsze transakcje finansowane kredytem 2 proc. rozpoczęły się w lipcu 2023, to ceny rosły już od czasu ogłoszenia programu.
Im bliżej jego uruchomienia, tym bardziej widoczny był jego wpływ na rynek nieruchomości. Od grudnia do czerwca 2023 wzrost cen ofertowych w Warszawie przekroczył 10 proc.
Z wyliczeń dr. Adama Czerniaka dla Polityki Insight wynika, że w metropoliach (pow. 500 tys. mieszkańców) średnia ofertowa cena wzrosła o 5,5 proc. licząc kwartał do kwartału.
„Tak szybkich wzrostów nie było na rynkach metropolii nawet w szczycie boomu w latach 2020-2021” – oceniał ekspert.
W rozmowie z Agatą Kowalską w „Powiększeniu” jeszcze przed startem programu Bezpieczny kredyt 2 proc. komentował: "Jak pokazują badania, dofinansowanie kredytu faktycznie pomaga, ale tylko tym, którzy mają benefit bycia pierwszymi. Pierwsze osoby, które skorzystają z programu, faktycznie zyskują większą zdolność kredytową i mogą kupić sobie mieszkanie.
Ale już za moment rynek się dostosowuje, podnosi ceny i siła nabywcza poszukujących mieszkania staje się taka sama, jak przed wprowadzeniem programu.
Na dodatek ci, którzy się nie łapią na program mieszkaniowy ze względu na jego różne kryteria: wiek, dochód, liczbę dzieci itd., mają trudniej niż przedtem. Bo rosną ceny".
Przeczytaj także:
PiS nie chce zrezygnować z programu, który wywindował ceny mieszkań i który jest krytykowany przez ekspertów rynku nieruchomości. Zamiast tego, dorzuca do pieca, zwiększając finansowanie. Pytanie, co z tym fantem zrobi nowy rząd sejmowej większości. Ustawa zwiększająca finansowanie bezpiecznego kredytu 2 proc. będzie musiała przejść jeszcze całą ścieżkę legislacyjną.
Ojciec Natalki miał przed 10 rano przyjść na komisariat policji. Czekał tam ponad godzinę na przyjęcie, policja dopiero koło południa przyjęła zgłoszenie o zaginięciu 14-latki. W tym czasie Natalia zamarzała.
Do tragedii doszło we wtorek, 28 listopada. 14-latka z Andrychowa rano wyszła na autobus do szkoły w pobliskich Kętach. O 8:15 zadzwoniła do ojca, że źle się czuje, boli ją brzuch i nie wie, gdzie jest.
Rodzina zaczęła jej szukać, zawiadomiła również policję. Znalazł ją dopiero znajomy ojca, pan Rafał: Natalka leżała przy billboardzie niedaleko supermarketu. Była skrajnie wychłodzona, pomimo akcji reanimacyjnej i przewiezieniu jej do szpitala dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu nie udało się jej uratować. Zmarła następnego dnia.
Media po tragedii w Andrychowie próbują odtworzyć chronologię wydarzeń. Co wiadomo?
Natalia przed 8 rano wyszła z domu na przystanek. Na autobus jednak nie dotarła. Ostatnim kontaktem z nią była rozmowa z ojcem, około 8:15. Rodzina zaczęła jej szukać, ojciec między 9 a 10 pojechał na komisariat policji, żeby zgłosić zaginięcie. Chciał, żeby funkcjonariusze namierzyli telefon dziewczynki.
„Ojciec Natalii przez godzinę czekał w poczekalni na policjanta, a potem kolejną składał zawiadomienie, w międzyczasie błagał wręcz dyżurnego, by chociaż zlokalizowali telefon jego córki, zanim się wyłączy” – relacjonowała pani Anna, sąsiadka rodziny Natalii w rozmowie z dziennikarzami.
Procedura przyjmowania zgłoszenia trwała prawie godzinę. Na komisariacie – według medialnych relacji – mężczyzna miał usłyszeć, że policja wyśle psa tropiącego.
Funkcjonariusze informują, że zgłoszenie zarejestrowano koło południa. "W międzyczasie rodzina szukała jej na własną rękę. Tuż po otrzymaniu informacji o zaginięciu policjanci uruchomili wszelkie procedury związane z poszukiwaniami – twierdzi Agnieszka Petek, rzeczniczka prasowa Komendy Powiatowej Policji w Wadowicach.
Komisariat znajduje się kilkaset metrów od miejsca, gdzie leżała Natalka. Dziewczynka czekała na pomoc przy billboardzie przy supermarkecie, który widać z okien pobliskich lokali usługowych. Nikt nie zwrócił na nią uwagi. Była śnieżyca i mróz.
„Śnieg sypał wtedy tak strasznie, że moja pracownica zadzwoniła, że chyba na piechotę przyjdzie. Bo się autem jechać boi. Ostatecznie przywiózł ją mąż. I strasznie ciężko to przeżywa, bo ona ma swoje ulubione miejsce i zawsze obok tej reklamy auto parkuje. A wtedy mąż, strażak, ją podwiózł i szybko odjechał. Ona siedziała w sklepie cały dzień. Nie wychodziła” – mówiła w rozmowie z „Wyborczą” właścicielka sklepu odzieżowego, z którego widać billboard.
TVN rozmawiał z jedną z osób, które widziały Natalię. Mężczyzna opowiadał, że nie był w stanie się zatrzymać i pomóc 14-latce, która najpierw stała, ale z czasem zaczęła kucać.
„Jechaliśmy do szpitala do Cieszyna, chcieliśmy zdążyć na wizytę o 10.00. Ale śnieżyca była, samochód za samochodem jechał, bo droga była zasypana praktycznie cała” – relacjonował.
Mimo „uruchomienia wszystkich procedur” przez policję, funkcjonariusze Natalii nie znaleźli. Zauważył ją znajomy ojca, Rafał, który zaangażował się w poszukiwania. „Zaparkowałem na parkingu przy sklepie Aldi, wysiadłem z samochodu, rozejrzałem się. Zauważyłem przyczepę z reklamą, mówię: zajrzę. Kiedy tam dochodziłem, to zobaczyłem najpierw coś czarnego, myślałem, że to kawałek folii. Jak podszedłem bliżej, zobaczyłem twarz dziewczynki” – opowiadał w TVN24. Natalka trzymała w ręku telefon, wciąż włączony i aktywny.
Na miejsce przybiegł jej ojciec, razem przenieśli 14-latkę do supermarketu, prosząc, żeby pracownicy zadzwonili na 112. Karetka długo nie przyjeżdżała, ekspedientka dzwoniła na numer alarmowy jeszcze raz. Jedna z klientek pomagała panu Rafałowi w reanimacji.
Po Natalkę miał przylecieć helikopter, jednak ze względu na złe warunki pogodowe Lotnicze Pogotowie Ratunkowe odmówiło transportu.
W końcu na miejscu pojawiła się karetka i przewiozła dziewczynkę do szpitala w Wadowicach. Tam zdecydowano o przeniesieniu jej do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu, gdzie mogła być podłączona do aparatury ECMO – sztucznego płucoserca.
To sprzęt wykorzystywany przy ciężkiej niewydolności płucnej, a także przy wprowadzaniu w stan hipotermii leczniczej, chroniącej organizm podczas operacji. ECMO tymczasowo zastępuje działanie płuc lub serca, dlatego jest również wykorzystywane przy leczeniu hipotermii. Pozwala na ogrzanie i utlenowanie krwi poza organizmem i wtłoczenie jej do układu tętniczego. W ten sposób organizm się ogrzewa.
Przyjęto ją około godziny 17:00. „Dziewczynka trafiła do nas w stanie głębokiej hipotermii. Temperatura jej ciała wynosiła 22 stopnie” – mówiła dziennikarzom Katarzyna Pokorna-Hryniszyn z krakowskiego szpitala.
Walka o życie 14-latki trwała do środy. Natalia umarła 29 listopada.
Po tragedii w Andrychowie pojawiają się pytania o działania służb. Wciąż nie znamy odpowiedzi na pytanie, dlaczego policja nie namierzyła telefonu dziewczynki? Dlaczego przyjmowanie zgłoszenia trwało tak długo i co się stało, że policja nie zauważyła leżącego w śniegu dziecka?
Mieszkańcy, którzy wypowiadają się w mediach, zwracają uwagę również na późny przyjazd karetki.
Prokuratura Rejonowa w Wadowicach rozpoczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci nastolatki. – Będziemy badać każdy element związany z tą sprawą; kto kogo powiadomił i o której, co działo się w międzyczasie – mówiła „Wyborczej” prok. Marta Łuczyńska. Dziś (1.12) ma odbyć się sekcja zwłok. Prokuratura zabezpieczyła nagrania z pobliskiego monitoringu, przepytała również świadków. Ma także przyjrzeć się pracy policji z Andrychowa.