Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
Klub Lewicy złożył w Sejmie projekt ustawy wprowadzającej dodatkowe obciążenia dla handlujących mieszkaniami. Chodzi o ukrócenia zjawiska tak zwanego „flippingu”- gdy inwestorzy kupują mieszkania na rynku wtórnym, by po ewentualnym odświeżeniu, niejednokrotnie również podzieleniu na mniejsze lokale, sprzedawać je z dużym zyskiem. Według posłów i posłanek Lewicy prowadzi to do nadmiernego zrostu cen w mieszkaniówce.
„Ten projekt ustawy, który dzisiaj złożymy jako klub Lewicy, stosuje prosty mechanizm, mechanizm zniechęcenia flipperów do tego procederu, który opisywała na początku marszałkini Magdalena Biejat. Ta ustawa ma ograniczyć to zjawisko i ma pomóc w przeciwdziałaniu tam, gdzie na mieszkaniach się spekuluje, gdzie zawyża się sztucznie ich ceny. Trzeba skończyć z tą spekulacją, bo taka spekulacja w innych obszarach, mniej newralgicznych jest dzisiaj zakazana” – mówiła posłanka Razem Dorota Olko.
Lewica chce, by inwestorów skupujących większą liczbę mieszkań objął wyższy podatek od czynności cywilnych (pcc). Dziś, jeśli nabywca kupuje kolejną nieruchomość, wynosi on dwa procent. „Wprowadzamy tą ustawą, którą złożymy, dodatkowe stawki tam, gdzie transakcje na mieszkaniach mają właśnie charakter spekulacyjny. Jeżeli mieszkanie jest kupowane i odsprzedawane znowu w krótkim czasie, to wprowadzamy wyższe stawki tego podatku. Jeśli ono jest odsprzedawane w ciągu roku, to to będzie 10%, w ciągu dwóch lat 6 proc. w ciągu trzech lat 4 proc.” – mówiła Olko.
Inflacja w marcu spadła już poniżej celu NBP. Szybsza niż spodziewana dezinflacja to bardzo dobra wiadomość. Ale do stabilności na tym poziomie jeszcze brakuje. Najbliższe miesiące to spodziewany wzrost wskaźnika
Główny Urząd Statystyczny podał najnowsze dane o inflacji. W marcu wskaźnik cen wzrósł o 1,9 proc. w stosunku do marca 2023 roku. W stosunku do lutego ceny wzrosły o 0,2 proc.
Ceny żywności w stosunku do zeszłego roku wzrosły o 0,2 proc., ceny energii spadły o 2,6 proc., ceny paliw o 4,5 proc. Poza tym na razie nie znamy wiele więcej szczegółów.
źródło wykresu: GUS
Po publikacjach w połowie miesiąca w styczniu i lutym, wracamy do normalnego trybu – szybki szacunek inflacji poznajemy już na koniec miesiąca, dokładne dane – za dwa tygodnie. Szybki szacunek oznacza, że ostateczna wartość może się jeszcze zmienić, ale nieznacznie – z pewnością mamy do czynienia z najniższą wartością inflacji od czasów przedpandemicznych. A jeśli ta wartość się potwierdzi, to dokładnie od marca 2019.
Czy to znaczy, że wróciliśmy już na dobre do inflacji w celu inflacyjnym NBP? Cel NBP to inflacja na poziomie 2,5 proc., z jednopunktowymi przedziałami ufności z obu stron (czyli między 1,5 a 3,5 proc.). Natomiast celem NBP jest inflacja na tym poziomie przynajmniej w średnim okresie. Na razie mamy do czynienia z dwoma odczytami. A wszyscy obserwatorzy gospodarczy – i w NBP, i niezależni ekonomiści – są przekonani, że inflacja będzie w najbliższych miesiącach rosnąć. Widzimy najpewniej najniższy odczyt w tym roku.
Przede wszystkim od 1 kwietnia wraca podatek VAT na żywność. To powinno podnieść ceny żywności mocniej niż sezonowy standard. Efekty podwyżki mogą się jednak rozłożyć na kolejne miesiące. Niektóre duże sieci handlowe już zapowiedziały, że w kwietniu zamrożą swoje ceny na poziomie sprzed podwyżki. Sieci mogą sobie na to pozwolić, co potwierdza, że ich marże w ostatnich miesiącach były stosunkowo wysokie.
Inny czynnik to koniec mrożenia cen energii. Rząd zapowiada programy osłonowe, ale nie obejmą one wszystkich, więc w drugiej połowie roku inflacja może przyspieszyć.
Inflacja bazowa (wskaźnik po odliczeniu najbardziej chwiejnych sezonowo cen, czyli energii, paliw i żywności) wciąż jest znacząco wyższa niż wskaźnik ogólny. Szacunki wskazują na okolice 4,5 proc. i comiesięczny wzrost na poziomie 0,4 proc. Może to sugerować, że wciąż jesteśmy stosunkowo przyzwyczajeni do podwyżek, a ciągły przeciętny wzrost pensji pozwala je nam zaakceptować. Sprzedawcy są więc wciąż w stanie podnosić ceny. Nawet jeśli znacząco niżej niż rok czy dwa lata temu, to zatrzymanie tego trendu nie będzie łatwe. Dziś jesteśmy w dołku, ale wiele wskazuje na to, że w kolejnych miesiącach znów możemy zobaczyć inflację na poziomie 4-5 proc. To niewiele w stosunku do prawie 20 proc., jakie widzieliśmy rok temu. Ale wystarczająco wysoko, by Rada Polityki Pieniężnej nie była chętna obniżaniu stóp procentowych w tym roku.
W piątek prezydent Andrzej Duda zdecyduje o podpisie pod nowelizacją prawa farmaceutycznego. Zakłada ono między innymi udostępnienie antykoncepcji awaryjnej bez recepty, również dla osób poniżej 18 roku życia.
W piątek prezydent Andrzej Duda ma ogłosić swoją decyzję o podpisie pod nowelizacją ustawy, dzięki której tak zwana tabletka „dzień po” ma stać się dostępna bez recepty. W TOK FM mówiła o tym Małgorzata Paprocka, ministra z kancelarii prezydenta. Wiadomości te potwierdziła oficjalna strona kancelarii. W rozmowie ze stacją radiową Paprocka mówiła o zmianach w prawie z dużą dozą sceptycyzmu.
„Pan Prezydent nie zwleka z decyzją, ale sporo środowisk prosiło o spotkania w tej sprawie. Pan Prezydent waży racje. Wątpliwości są poważne” – wyjaśniała ministra. Chodzi między innymi o udostępnienie antykoncepcji awaryjnej pacjentkom poniżej 18 roku życia. Bez recepty będą mogły po nią sięgnąć już 15-latki, a więc najmłodsze osoby, które obejmuje tak zwany „wiek zgody”.
„Wchodzimy tu w konstytucyjne gwarancje ochrony zdrowia dzieci, prawa rodziców. Zupełnie inaczej wygląda ocena takich rozwiązań w przypadku osób pełnoletnich, zupełnie inaczej wobec osób poniżej 18 roku życia, patrząc przede wszystkim z perspektywy konstytucyjnych obowiązków i rodziców, i gwarancji dodatkowych, a także kwestii fizjologii i psychologii dzieci” – kontynuowała Paprocka. – „Stanowisko Pana Prezydenta nie dotyczy tego, czy takie leki powinny być dostępne, tylko dla kogo powinny być dostępne, i czy w tym procesie uczestniczą rodzice oraz lekarz. Jeżeli dziś pacjent poniżej 18 roku życia udaje się do lekarza, to musi mu towarzyszyć rodzic, a współdecydowanie np. o zgodzie na zabieg medyczny zaczyna się dopiero od lat 16. Wcześniej o tym decydują rodzice czy opiekunowie prawni” – zaznaczała prezydencka ministra.
Takie stanowisko nie wytrzymuje jednak zderzenia z wiedzą farmaceutyczną dotyczącą leku Ella One, o czym w OKO.press pisała Magdalena Chrzczonowicz. W ulotce dołączonej do leku nie ma mowy o szczególnym zagrożeniu dla osób poniżej 18. r.ż. Zamiast tego czytamy: „Ten lek jest odpowiedni dla wszystkich kobiet w wieku rozrodczym, w tym osób młodocianych”. Do skutków ubocznych leku przejdziemy za chwilę.
Z kolei w opisie produktu leczniczego na stronie Europejskiej Agencji Leków, instytucji UE, która rekomenduje leki do obrotu w UE czytamy: „Osoby młodociane: octan uliprystalu w celu antykoncepcji doraźnej jest odpowiedni dla kobiet w wieku rozrodczym, w tym osób młodocianych. Nie wykazano żadnych różnic w zakresie bezpieczeństwa lub skuteczności w porównaniu z kobietami dorosłymi w wieku co najmniej 18 lat”.
Na niebezpieczeństwa związane z zażywaniem Ella One poniżej 18 roku życia nie wskazują również wytyczne Światowej Organizacji Zdrowia.
Wiele wskazuje na to, że mimo to prezydent nie podpisze ustawy. Ministerstwo zdrowia nie chce w takiej sytuacji zrezygnować z prób udostępnienia leku bez recepty. Jak przekonuje resort, istnieją też inne możliwości prawne, dzięki którym tabletka „dzień po” będzie łatwiejsza do kupienia. „Mam przygotowane rozporządzenie, które korzysta z kompetencji, jaką już dzisiaj mają farmaceuci. Jestem w ciągłym dialogu z farmaceutami. Dopinamy szczegóły, jak mają brzmieć przepisy tego rozporządzenia” – mówiła ministra zdrowia Izabela Leszczyna w TVN24. Rozporządzenie ma ułatwić uzyskanie recepty farmaceutycznej na Ella One, a więc wydanej w aptece bezpośrednio przed kupnem leku.
Według informacji Onetu ambasadorem Polski w Niemczech zostanie Jan Tombiński. To doświadczony dyplomata, wcześniej pełniący podobne funkcje w Słowenii i Francji. Był również stałym Przedstawicielem RP przy Unii Europejskiej, ambasadorem Unii Europejskiej w Ukrainie oraz Watykanie. Dziennikarze portalu nazywają go „zawodnikiem wagi ciężkiej”, który miałby przybliżyć do siebie Berlin i Warszawę po okresie ochłodzenia stosunków pomiędzy obiema stolicami.
Donald Tusk w wywiadzie dla pięciu europejskich gazet mówi o zagrożeniu wojną i wciąż trwających nielegalnych push-backach.
W pierwszym prasowym wywiadzie od początku objęcia urzędu premier Donald Tusk nie kryje, że Polska poważnie przygotowuje się na ewentualność rosyjskiego ataku. Szef rządu mówił o tym dziennikarzowi Gazety Wyborczej oraz redakcji zagranicznych: El Pais, Die Welt, La Repubbliki oraz Le Soir.
Jak mówił premier, nie wszędzie w Europie takie nastawienie spotyka się ze zrozumieniem, a o ostrożne używanie słowa „wojna” prosił go między innymi hiszpański premier Pedro Sanchez. Tusk przekonuje, że niezależnie od wyników wyborów w Stanach Zjednoczonych Unia Europejska powinna brać odpowiedzialność za własną obronność. Mówił o tym podczas spotkaniu Trójkąta Weimarskiego, gdzie rozmawiał z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem i prezydentem Francji Emmanuelem Macronem.
„Ta wiadomość brzmiała, że niezależnie od tego, czy następne wybory wygra Joe Biden, czy Donald Trump, to Europa musi zrobić więcej, jeśli chodzi o obronność. Nie po to, by osiągnąć militarną autonomię wobec USA albo tworzyć równoległe struktury wobec NATO – ale by lepiej wykorzystywać nasz potencjał, nasze zdolności i siłę. Będziemy bardziej atrakcyjnym partnerem dla USA, jeśli będziemy bardziej samowystarczalni w kwestiach obronnych” – przekonywał premier. Jednocześnie zaznaczył, że ścisły sojusz z USA w ramach NATO powinien zostać utrzymany.
Według Tuska najważniejszym zadaniem dla krajów UE jest teraz bezwarunkowe wsparcie Ukrainy. W przypadku porażki Kijowa „nikt w Europie nie będzie mógł czuć się bezpieczny” – mówił Donald Tusk. Dodał jednak, że sojusznicy Ukrainy z niecierpliwością oczekują na odblokowanie 60 mld dolarów pomocy od Stanów Zjednoczonych. Zależy to od decyzji Izby Reprezentantów USA, gdzie nadal nie doszło do głosowania na ten temat.
Tusk z rezerwą wypowiedział się na temat paktu migracyjnego UE. Jak stwierdził, w Polsce nie mamy do czynienia ze „spontanicznym zjawiskiem”, a przede wszystkim z napływem migrantów zaplanowanym przez reżim Aleksandra Łukaszenki. Dlatego rozwiązania Brukseli nie są odpowiedzią na nasze problemy.
„Nie będę usprawiedliwiać niektórych metod stosowanych przez polską Straż Graniczną, ale nie możemy być bezradni wobec Putina i Łukaszenki: oni nie tylko to organizują, ale wykorzystują jako narzędzie presji. (...) Jeśli będziemy dalej naiwni, bezgranicznie otwarci, stracimy poparcie ludzi. ” – stwierdził premier.
Pod koniec wywiadu Tusk został dociśnięty przez rozmówców w sprawie wciąż trwających na granicy polsko-białoruskiej push-backów. Wypychanie ludzi z powrotem za polską granicę jest nielegalne, o czym wielokrotnie pisaliśmy w OKO.press. Tusk odpowiedział jednak wymijająco, wskazując jednak na zagrożenie migracją i wykazując się zrozumieniem dla działań Straży Granicznej. Według niego w najbliższych latach chęć osiedlenia się w Europie wyraża nawet 100 mln osób z Afryki i Azji.
„Nikt nie jest w stanie sprawdzić każdej osoby, jeśli Rosja i Białoruś wysyłają na granicę tysiące ludzi naraz. Robią to z rozmysłem i na zimno. Jeśli poradzimy sobie z tysiącem, to przyślą dziesięć tysięcy i tak dalej. Ich celem jest destabilizacja. Ludzi traktują jak narzędzie, absolutnie przedmiotowo. Chcą żebyśmy doszli do momentu, w którym będziemy musieli zaprzeczyć własnym prawom i wartościom. Na tym polega problem naszej części Europy. Trzeba działać tak humanitarnie, jak to możliwe. Push-backi jako metoda są moralnie nie do przyjęcia. Musimy znaleźć lepsze rozwiązanie, ale alternatywą nie może być bezradność” – mów^l premier.