Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
Rolnicy protestują na przejściu granicznym na autostradzie A2 w lubuskim Świecku. Blokada ma potrwać do środy.
Protest przy granicy z Niemcami rozpoczął się w niedzielę, 17 marca. „Jeśli będzie trzeba, będziemy tu do skutku, przez święta, do czasu, aż nie zostaniemy dokładnie wysłuchani i nasze postulaty zostaną w końcu spełnione” – mówią rolnicy, cytowani przez RMF24.
Na razie, według planu, blokada ma potrwać do środy, do godz. 22.
O utrudnieniach informowała lubuska policja: „Na autostradzie A2 w Świecku w obydwu kierunkach oraz na terenie Słubic wystąpią utrudnienia w ruchu drogowym. Dodatkowo z pozyskanych informacji wiadomo, że autostrada A2, wyjazd i wjazd do Niemiec, będzie w tym czasie całkowicie zablokowana na wszystkich pasach ruchu drogowego. Wydarzenia te również mogą wpłynąć na utrudnienia przejazdu mostem miejskim. Ponadto od niedzieli 17 marca od godziny 20.00 do środy 20 marca do godziny 22.00 zablokowane będzie przejście graniczne w Gubinku”.
Dla kierowców wyznaczono objazdy.
Rolnicy – przypomnijmy – sprzeciwiają się zapisom unijnego Zielonego Ładu oraz chcą zakazu sprowadzania produktów rolnych z Ukrainy. Na 20 marca zaplanowano kolejny ogólnopolski protest.
Wiceminister rolnictwa, Michał Kołodziejczak, pytany przez dziennikarzy RMF FM, odpowiedział, że nie wybiera się do Świecka. Jest jednak w kontakcie z organizatorami.
Dodał, że we wtorek 19 marca w Jasionce przy okazji Forum Rolniczego będzie spotkanie ministra Siekierskiego z liderami wielu rolniczych protestów. „Będzie tam osoba odpowiedzialna za protest w Świecku” – potwierdził. „Jeżdżenie na protesty, pokazywanie się na nich to jest paliwo dla zadymiarzy politycznych; dla zadymiarzy, którzy na tych protestach są i chcą zburzyć dobre podejście polskich rolników” – dodał Kołodziejczak.
Podkreślał jednak, że „całym sercem” jest z rolnikami.
O godz. 10 rozpocznie się drugie przesłuchanie Artura Sobonia przed komisją śledczą do spraw wyborów kopertowych.
„Wszystko, co miałem do powiedzenia w obojętnej przesłuchaniem sprawie, zawarłem w swobodnej części swojej wypowiedzi” – tak na każde pytanie sejmowej komisji śledczej badającej sprawę wyborów kopertowych odpowiadał były wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń podczas pierwszego przesłuchania, 19 stycznia. Powtórzył to zdanie ponad 100 razy.
Dziś, 18 marca, o godzinie 10:00 Soboń znowu pojawi się przed komisją.
Soboń w „swobodnej wypowiedzi”, do której nawiązywał w swoich odpowiedzaich ograniczył się jedynie do wymienienia swoich obowiązków w rządzie Zjednoczonej Prawicy. „W żadnym momencie wykonywania swoich obowiązków w ministerstwie aktywów państwowych nie nadzorowałem Poczty Polskiej” – oświadczył. „Nie nadzorowałem także departamentów: budżetowego, prawnego ani departamentu wykonującego nadzór właścicielski wobec Poczty Polskiej. Na żadnym etapie przygotowań, nie uczestniczyłem w formalnych w obowiązkach związanych z przygotowaniem w wyborów korespondencyjnych” – powiedział i dodał: „Nie mam tutaj żadnej wiedzy, tym bardziej z ogromnym zdziwieniem dowiedziałem się o moim wezwaniu przed wysoką komisję”.
Po przesłuchaniu sejmowa komisja śledcza ds. wyborów korespondencyjnych wystąpiła do Sądu Okręgowego w Warszawie o nałożenie kary porządkowej w wysokości 3 tys. zł na Artura Sobonia „za bezpodstawne uchylanie się od złożenia zeznań”.
Przewodniczący komisji Dariusz Joński poinformował, że „w przegłosowanym przez komisję wniosku jest rozważenie wystąpienia w dalszej kolejności z zawiadomieniem o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Artura Sobonia polegającego na zatajeniu prawdy”.
Po przesłuchaniu Sobonia zaplanowano „konfrontację świadków” – Artura Sobonia i Grzegorza Kurdziela, byłego wiceprezesa Zarządu Poczty Polskiej SA.
Kurdziel również był już przesłuchiwany przez komisję. „Pierwsze spotkanie [w sprawie wyborów], w którym brałem udział, odbyło się 7 kwietnia. Brał w nim udział minister Soboń, minister Szczegielniak i całe stado pracowników MAP. To była dyskusja, w jaki sposób można te wybory przeprowadzić. Odniosłem wrażenie, że MAP do końca nie zdaje sobie sprawy, na czym to może polegać” – zeznał.
O wyborach kopertowych pisaliśmy w OKO.press wielokrotnie:
To ostatni dzień wyborów prezydenckich w Rosji, które wygra – jak wiadomo – Władimir Putin po przeforsowanych w konstytucji zmianach. W Krakowie odbyły się konwencje KO i PiS
Niedziela to ostatni dzień wyborów prezydenckich w Rosji. Wygra je – jak wiadomo – w cuglach urzędujący prezydent Władimir Putin. Dzięki przeforsowanym przez niego zmianom w konstytucji ubiega się o trzecią kadencję. Lokale wyborcze są otwarte w godzinach 8.00 – 20.00. W Rosji prawo głosu ma 112,3 mln osób. Zwykle głosuje około 70–80 milionów ludzi. W 2018 roku frekwencja wyniosła 67,5 proc.
Oto najważniejsze wydarzenia z niedzieli 17 marca 2024 roku:
Propaganda ogłosiła, że nie przewidziała entuzjazmu dla jedynowładcy Moskwy („sondaże” dawały mu 80-82 proc.). To, że Kreml postanowił iść na rekord we frekwencji, nie dziwi. Była najważniejsza, bo miała pokazać, jak bardzo obywatele Federacji Rosyjskiej gotowi są wziąć w akcie wyborczym, który nie ma żadnego znaczenia – bo wiadomo, kto wygra.
"Putin prowadzi z rekordową liczbą głosów we współczesnej historii” – ogłosiła propaganda.
Rekordowa frekwencja frekwencja miała wynieść — zgodnie z exit pollem – ponad 73 proc. (sondaże przewidywały 71 proc.). Taka frekwencja policzona już zresztą była półtorej godziny przed ostatecznym zamknięciem lokali wyborczych na zachodzie Rosji – ale wtedy głosował już tylko Kaliningrad.
Propaganda chwaliła się też, że w poprzednich wyborach Putina na prezydenta frekwencja wyniosła ledwie 67 proc. Najwyższa frekwencja była na terenach okupowanych Ukrainy (gdzie, powtórzmy, trwa stan wojenny, nie istnieją spisy wyborców, część wyborców ma już rosyjski paszport, a część nadal ukraiński, a i tak zmuszano ich do głosowania). Już po południu przekroczyła ona 80 proc., przy czym na okupowanej Chersońszczyźnie było to 84 proc. , na Ługańszczyźnie — prawie 90 proc. i to do godz. 15 w niedzielę, na Doniecczyźnie – 88 proc.
Nic nie przebije spacyfikowanej przez Rosję Czeczenii – tam frekwencja wyniosła 93 proc. Przykład Czeczenii jest ważny, bo propaganda Kremla podaje tę niegdyś zbuntowaną republikę jako udany przykład powrotu “ruskiego miru”.
Mniejsza frekwencja była w dużych miastach. Kremlowska PKW szacowała ją koło południa na 60 proc. Ostatecznie urosła do ok. 70 proc. Na tej podstawie można jakoś szacować skalę antyputinowskiego protestu, który polegał na stawieniu się w południe w lokalach wyborczych – by się zobaczyć. Propaganda Kremla rekomendowała tymczasem głosowanie internetowe. Takie, w którym człowiek jest sam i nie widzi współobywateli.
Rosjanie zaprotestowali przeciwko autorytarnej kontroli Władimira Putina w ostatni dzień wyborów prezydenckich. Jak podaje Reuters, przed lokalami wyborczymi ustawiły się długie kolejki do głosowania. To odpowiedź na wezwanie lidera opozycji Aleksieja Nawalnego. Rosyjski opozycjonista na krótko przed śmiercią napisał na portalu X: „Podoba mi się pomysł, aby wyborcy przeciwni Putinowi poszli razem do lokali wyborczych o 12 w południe”.
Pomysłodawcą akcji jest były radny dumy Petersburga i współzałożyciel ruchu "Europejski Petersburg” Maksim Reznik.
Akcja zyskała nazwę: „W południe przeciw Putinowi”. Ludzie ustawili się w kolejkach przed lokalami w Moskwie, Nowosybirsku, Czelabińsku i innych rosyjskich miastach. Kolejki do urn ustawiły się też w innych krajach. Rosjanie protestowali w ten sposób m.in. w Krakowie.
„Ostatni plan Nawalnego. Szykuje Putinowi przykrą niespodziankę. Nawet po śmierci chce mu wyrządzić maksymalne szkody” – skomentowało Politico.
Jak przeciwnicy Putina ustawiają się w kolejkach w Rosji, widać na nagraniu poniżej:
Jak podaje agencja Reutersa, głosowanie zostało zorganizowane też w częściach Ukrainy kontrolowanych przez siły rosyjskie. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Ukrainy poinformowało, że wybory na okupowanych terytoriach Ukrainy jest nielegalne i nieważne.
Jak pisała w OKO.press Agnieszka Jędrzejczyk, wynik wyborów najpewniej wyniesie 82 proc. dla Putina przy kilkuprocentowych wynikach jego „kontrkandydatów”. Władza kładzie ogromny nacisk na wyborczą frekwencję, stąd aż trzy dni na głosowanie. Jeśli ktoś stawić się nie może, ma powiadomić komisję wyborczą, która przyjdzie do niego z urną.
„W rzeczywistości Rosjanie nie dokonają żadnego wyboru. Putin zamordował swojego najgroźniejszego przeciwnika, Aleksieja Nawalnego oraz nakazał wyeliminowanie każdego innego kandydata, który choćby w niewielkim stopniu mógłby stanowić dla niego konkurencję” – pisze w OKO.press Timothy Garton Ash, brytyjski historyk, profesor na Uniwersytecie Oksfordzkim.
„Ta plebiscytowa procedura legitymizacji – dość dobrze znana z historii innych dyktatur – zostanie również wdrożona w niektórych częściach wschodniej Ukrainy, które oficjalne rosyjskie źródła określają jako Nowe Terytoria” – wskazuje Garton Ash.
Ale, jak pisze historyk, Rosja to nie tylko Putin i jego poplecznicy.
„Wciąż istnieje Inna Rosja, tak jak istniały Inne Niemcy nawet u szczytu potęgi Adolfa Hitlera w III Rzeszy. Dziesiątki tysięcy Rosjan w różnym wieku i z różnych klas społecznych mimo ryzyka późniejszych represji, oddało hołd Nawalnemu, tworząc ten niezapomniany obraz jego grobu pokrytego górą kwiatów” – przypomina Garton Ash.
Polecamy jego analizę.
“Kocham Kraków i uczyłem się go od dziecka. Kraków to ludzie, którzy mają marzenia o silnej, prężnej gospodarce, obywatelskim mieście, rozsądnym planowaniu, pozbyciu się smogu i efektywnym transporcie, którego brakuje. Kraków powinien być miastem nowoczesnym, jak Mediolan, Monachium, jak Wiedeń. W Krakowie połączymy nowoczesność z tradycją" – mówił Aleksander Miszalski, kandydat KO na prezydenta Krakowa podczas konwencji KO.
Miszalski podkreślał, że tendencja spadkowa studentów, którzy odchodzą z Krakowa, „może doprowadzić do krachu”. „Wybudujemy więc dla nich akademiki i stworzymy gospodarkę opartą na wiedzy, transformacji energetycznej i mądrej współpracy uczelni i biznesu”.
Kandydat KO na prezydenta obiecuje, że każdy krakowianin będzie miał konto w internecie, za pomocą którego będzie mógł konsultować każdą decyzję z urzędem miasta. „Urząd będzie przejrzysty, uczciwy i transparentny. Bo to się krakowianom należy” – mówi Miszalski.
Miszalski zobowiązał się też, że – jeżeli wygra wybory – to w Krakowie:
„Jestem przekonany, że wygramy wybory w Krakowie i w Małopolsce” – mówi Rafał Trzaskowski. W konwencji brał też udział Bartłomiej Sienkiewicz, minister kultury i dziedzictwa narodowego.
“Mamy konwencję około 700 metrów od hali Sokoła, w której za dwie godziny będzie przemawiał Kaczyński. Po ośmiu latach rządów PiS, które były butą, pogardą dla człowieka i zorganizowanym złodziejstwem państwowych pieniędzy, Polacy rozchodzą się do domów. To największe niebezpieczeństwo. Wzywam wszystkich, żeby poszli na wybory i obronili Kraków przed kontynuacją władzy PiS. Musimy skończyć to, co zaczęliśmy 15 października 2024 roku" – mówił Sienkiewicz.
„Mamy teraz podział na Polskę liberalną i solidarnościową, jak w 2005 roku. Myśmy w 2005 roku byli za solidarnościową drogą, a nasi przeciwnicy za kontynuacją drogi liberalnej. Często się mówi, to się utrwaliło od XIX wieku, że w drodze liberalnej chodzi o konstrukcję państwa, którą można porównać do nocnego stróża. Bo to było państwo nocnego stróża niedołęgi, który nie był w stanie niczego upilnować, bo Polska była rozkradana” – mówi prezes partii PiS na konwencji samorządowej w Krakowie.
„Państwo nie interesowało się zwykłym obywatelem, nie pomagało mu, nie wykazywało mu troskliwości, było obojętne. Padały deklaracje, czasem coś zrobiono, ale nic nie było to istotnego. Adresatem polityki w ramach tego typu władzy byli ci, którzy rządzili. Reszta nosiła moherowe berety. Tak to wyglądało. Potem przyszło osiem lat naszej władzy. To były lata, w których nie tylko robiliśmy dużo, ale przede wszystkim nie dzieliliśmy społeczeństwa na uprawnionych i tych, o których się zapomina. Symbolem tej władzy jest 500 czy dzisiaj 800 plus, wyprawka szkolna, CPK, elektrownie atomowe, rozwój Orlenu, regulacja Odry, port w Świnoujściu, port gdański i tak dalej” – mówi Kaczyński.
Prezes PiS podkreślał, że polityka jego partii była „mocnym fundamentem”.
„Obniżyliśmy wiek emerytalny, ale bez przymusu. Teraz nocny stróż niedołęga zamienia się w nocnego rabusia. Do centrali wracają ludzi związani z przedsięwzięciami, które można określić jako rabunek. Co oznacza 5 proc. VAT od żywności? Wzrost cen żywności. Ale czy o 5 proc.? Ceny wzrosną bardziej niż o 5 proc. Każdy to wie. To atak na poziom życia tych, którzy mają mniej, czyli rolników, rencistów, emerytów. Mamy powrót inflacji, a ona może się nakręcać. Obciąży nasz rozwój oprócz ludzi najbogatszych. Nasz pościg za najbogatszymi krajami Unii Europejskiej zostanie spowolniony, a nawet się cofnie” – mówi szef PiS. „Dlaczego oni to robią? Mają potrzeby, bo nie reprezentują polskich interesów. Tylko te obce”.
Kaczyński twierdzi, że rząd zdobył władzę przez „oszustwo”.
„Oszustwo polegało na budowie urojonej rzeczywistości, w którą wielu uwierzyło. Wmówiono, że w Polsce jest dyktatura. Ale dyktatury nie było, bo opozycja w dyktaturze jest niemożliwa”.
Prezes PiS podkreślał, że wybory samorządowe są ważne, bo samorząd ma dużo władzy w Polsce, więcej niż w krajach UE. „Dużo władzy jest stawką tych wyborów”.
„Za rządów PiS u mężczyzn zwiększył się narcyzm w relacjach damsko-męskich. Faceci masowo poszli w pornografię, w kontrze do kobiet, które zaczęły skupiać się na swojej seksualności. Samotna masturbacja z czasem przestawała stymulować” – seksuolog o mężczyznach czasów PiS.
Kryzys migracyjny na południowej granicy USA jest faktem. Liczba migrantów lawinowo rośnie, przestarzały i niedofinansowany system nie działa, a przepisy azylowe są nadużywane. Zgadzają się co do tego Demokraci i Republikanie. Dlaczego więc nic się nie zmieniło?
W przypadku dóbr takich jak mieszkania widzimy, że etyka i ekonomia są nierozerwalnie połączone, a ludzie oceniają wolny rynek poprzez pryzmat moralny. Dlatego sam wolny rynek może okazać się niewystarczający.
„Mam powiedzieć ludziom w Konstantynowce, żeby zostali pod ostrzałem, bo Warszawa nie potrafi dla nich stworzyć warunków?” Uchodźcy wojenni z Ukrainy nadal przyjeżdżają do Polski. Część jedzie dalej. „Nikomu się nie chce zawracać głowy tranzytowcami”
Gdzieś szef nie wypłacił pracownikom kilku stów, inny kilkudziesięciu koła. ZUS-u też nie płacił. I ani brak umowy, ani jednocyfrowa godzinówka, ani zapalenie pęcherza nie uniosą choćby jednej brwi pracownikom gastronomii, bo to wszystko to już gorzki klasyk
Traumie można przypisać popularność teorii spiskowych jako wyjaśnienia różnych sytuacji społecznych i politycznych. A także skłonność do narzekania i w ogóle pewien rodzaj społecznej negatywności i pesymizmu – mówi OKO.press prof. Michał Bilewicz, psycholog społeczny.
Czasem, kiedy słucham wiadomości, myślę sobie: co musi się wydarzyć, jaka wojna, żeby ci ludzie zostali zdetronizowani? Żeby zrozumieli, że właśnie dokonuje się największa katastrofa ruchu syjonistycznego?
Biskupi beton czy światopoglądowy pluralizm? Linia papieża Franciszka czy jego przeciwników? Przed wyborami do władz Konferencji Episkopatu Polski prof. Stanisław Obirek analizuje układ sił w polskim Kościele. I zastanawia się, czy Polska przestanie być krajem katolickim.
„Moimi bohaterkami nie są heroiny grające główne role w teatrze życia. Co nie znaczy, że nie są silne i nie pokonują przeciwności losu, a ja ich nie podziwiam” – mówi meksykańska pisarka Dahlia de la Cerda, autorka zbioru opowiadań „Wściekłe suki”.
Nikt trzeźwo myślący nie powie, że w jakikolwiek sposób Pawłokoma unieważnia to, co zdarzyło się na Wołyniu, ani nie będzie tworzył nierealnych symetrii. Po upływie czasu warto jednak pomyśleć o wszystkich ofiarach. I spokojnie zastanowić się nad tym, dlaczego musiały zginąć.
Takie mają być wyniki exit poll zakończonych o godz. 20 naszego czasu trzydniowych wyborów. Frekwencja miała być wyższa niż przewidywano – ponad 73 proc.
Propaganda rosyjska ogłasza, że nie przewidziała entuzjazmu dla jedynowładcy Moskwy. „Sondaże” dawały mu 80-82 proc. Najważniejsza propagandowo była jednak frekwencja. Miała pokazać, jak bardzo obywatele Federacji Rosyjskiej gotowi są wziąć udział w akcie wyborczym, który nie ma żadnego znaczenia – bo wiadomo, kto wygra.
“Putin prowadzi z rekordową liczbą głosów we współczesnej historii” – ogłosiła propaganda.
Frekwencja miała wynieść — zgodnie z exit pollem – ponad 73 proc. (sondaże przewidywały 71 proc.). Taka frekwencja policzona już zresztą była półtorej godziny przed ostatecznym zamknięciem lokali wyborczych na zachodzie Rosji – wtedy, kiedy głosował już tylko Kaliningrad. Propaganda chwaliła się, że w poprzednich wyborach Putina na prezydenta frekwencja wyniosła ledwie 67 proc.
Najwyższa frekwencja była na terenach okupowanych Ukrainy (gdzie, powtórzmy, trwa stan wojenny, nie istnieją spisy wyborców, część wyborców ma już rosyjski paszport, a część nadal ukraiński, a i tak zmuszano ich do głosowania). Już po południu przekroczyła ona 80 proc., przy czym na okupowanej Chersońszczyźnie było to 84 proc. , na Ługańszczyźnie — prawie 90 proc. i to do godz. 15 w niedzielę, na Doniecczyźnie – 88 proc.
Nic nie przebije jednak spacyfikowanej przez Rosję Czeczenii – tam frekwencja wyniosła 93 proc. Przykład Czeczenii jest ważny, bo propaganda Kremla podaje tę niegdyś zbuntowaną republikę jako udany przykład powrotu “ruskiego miru”.
Mniejsza frekwencja była w dużych miastach. Kremlowska komisja wyborcza szacowała ją około południa na 60 proc. Ostatecznie urosła do ok. 70 proc. Na tej podstawie można szacować skalę antyputinowskiego protestu, który polegał na stawieniu się w południe w lokalach wyborczych – by się zobaczyć. Propaganda Kremla rekomendowała tymczasem głosowanie internetowe. Takie, w którym człowiek jest sam i nie widzi współobywateli.
O tym proteście propaganda słowem nie wspomniała. Pierwszego dnia głosowania, w piątek 15 marca, oficjalne media podały tylko kilka przykładów jednostkowych protestów (podpalenia urny albo zalania jej farbą). Charakterystyczne, że rządowe kanały podawały frekwencję w wielkich miastach w liczbach bezwzględnych, nie w procentach.
W czasie głosowania rosyjska telewizja reklamowała Putina, cytując i przetwarzając na różne sposoby 1,5 godzinny wywiad, jakiego udzielił w środę.
Warto odnotować, że Ukraińcy zmusili Putina do skomentowania sytuacji na froncie. Chodziło o ataki dronów na rosyjską infrastrukturę paliwową i atak antyputinowskich rosyjskich sił w obwodzie biełgorodzkim i kurskim Rosji.
„Proszę ministra obrony narodowej o przedstawienie informacji na temat rozwoju sytuacji, która obecnie się rozwija” – powiedział Putin w czasie posiedzenia Rady Bezpieczeństwa w piątek 15 marca. Zagroził jednocześnie Ukrainie odwetem, a swoich poddanych zapewnił o “jeszcze większej jedności”.
Propaganda Kremla udawała przy tym, że są to wybory takie, jak na Zachodzie (mocarstwowa Rosja Putina nieustająco porównuje się z Europą). Dlatego po ogłoszeniu wstępnych wyników zobaczyliśmy relacje ze sztabów trzech kontrkandydatów Putina. Cieszyli się oni bardzo ze swoich wyników (od prawie 5 proc. do 2,5 proc. – na zdjęciu u góry wyniki ogłasza prezenterka „Wiesti”).
Putin głosu nie zabrał, choć wieczorem propaganda robiła nadzieje, że być może odwiedzi on swój sztab wyborczy.
W Moskwie dochodziła godzina 22.
Niedziela to ostatni dzień wyborów prezydenckich w Rosji. Ludzie zaczęli ustawiać się w kolejkach do urn wyborczych w odpowiedzi na apel Aleksieja Nawalnego krótko przed śmiercią
Rosjanie zaprotestowali przeciwko autorytarnej kontroli Władimira Putina w ostatni dzień wyborów prezydenckich. Jak podaje Reuters, przed lokalami wyborczymi ustawiły się długie kolejki do głosowania. To odpowiedź na wezwanie lidera opozycji Aleksieja Nawalnego. Rosyjski opozycjonista na krótko przed śmiercią napisał na portalu X: „Podoba mi się pomysł, aby wyborcy przeciwni Putinowi poszli razem do lokali wyborczych o 12 w południe”. Pomysłodawcą akcji jest były radny dumy Petersburga i współzałożyciel ruchu "Europejski Petersburg” Maksim Reznik. 1 lutego 2024 roku Aleksiej Nawalny również poparł tę inicjatywę.
Akcja zyskała nazwę: „W południe przeciw Putinowi”. Ludzie ustawili się w kolejkach przed lokalami w Moskwie, Nowosybirsku, Czelabińsku i innych rosyjskich miastach. Kolejki do urn ustawiły się też w innych krajach, Rosjanie protestowali w ten sposób, m.in. w Krakowie.
„Ostatni plan Nawalnego. Szykuje Putinowi przykrą niespodziankę. Nawet po śmierci chce mu wyrządzić maksymalne szkody” – skomentowało Politico.
Jak przeciwnicy Putina ustawiają się w kolejkach w Rosji widać na nagraniu poniżej: