0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Olga MALTSEVA / AFPFoto Olga MALTSEVA /...

Władimir Putin zostanie w ten weekend (15-17 marca 2024) ponownie „wybrany” na prezydenta Rosji. W rzeczywistości Rosjanie nie dokonają żadnego wyboru, Putin zamordował swojego najgroźniejszego przeciwnika, Aleksieja Nawalnego, oraz nakazał wyeliminowanie każdego innego kandydata, który choćby w niewielkim stopniu mógłby stanowić dla niego konkurencję.

Ta plebiscytowa procedura legitymizacji – dość dobrze znana z historii innych dyktatur – zostanie również wdrożona w niektórych częściach wschodniej Ukrainy, które oficjalne rosyjskie źródła określają jako Nowe Terytoria.

Przeczytaj także:

Fałszywa frekwencja i fałszywa historia

Należy spodziewać się zarówno wysokiej frekwencji, jak i dużego odsetka głosów oddanych na Putina – i trzeba pamiętać o tym, że w tych informacjach będzie tyle samo prawdy, co w jego historycznych dywagacjach na temat stosunków rosyjsko-ukraińskich.

Zachęcony oznakami słabości Zachodu, takimi jak odmowa kanclerza Niemiec Olafa Scholza wysłania rakiet Taurus na Ukrainę i rekomendacjami papieża Franciszka, aby Ukraina wywiesiła białą flagę, rosyjski dyktator będzie próbował podbić jeszcze więcej ukraińskich terenów.

Putin wierzy, że Ukraina historycznie należy do Rosji, której oczywistym przeznaczeniem jest bycie wielką, imperialną potęgą. W przeciwieństwie do zachodnich rządów, jego reżim jest zarówno politycznie, jak i ekonomicznie zaangażowany w kontynuowanie tej wojny, przeznaczając aż 40 proc. swojego budżetu na wydatki wojskowe, wywiadowcze, dezinformacyjne oraz bezpieczeństwo wewnętrzne, a także na gospodarkę wojenną, której nie da się łatwo przestawić z powrotem na tryb pokojowy.

Inna Rosja istnieje

Jednak ostatnie tygodnie pokazały nam, że wciąż istnieje Inna Rosja, tak jak istniały Inne Niemcy nawet u szczytu potęgi Adolfa Hitlera w Trzeciej Rzeszy. Dziesiątki tysięcy Rosjan w różnym wieku i z różnych klas społecznych mimo ryzyka późniejszych represji, oddało hołd Nawalnemu, tworząc ten niezapomniany obraz jego grobu pokrytego górą kwiatów. Na jego pogrzebie skandowano „Nawalny! Nawalny!”, „Stop wojnie!” i „Ukraińcy to dobrzy ludzie!”.

Inni odważni działacze na rzecz lepszej Rosji, tacy jak Władimir Kara-Murza i Oleg Orłow, są w więzieniu i musimy obawiać się o ich życie. Poza granicami kraju Julia Nawalna kontynuuje walkę swojego męża z niezwykłą odwagą i godnością, jasno dając do zrozumienia, że potępia wojnę Putina w Ukrainie.

Dając piękny przykład bardziej „innowacyjnej” polityki, którą niedawno zaproponowała w Parlamencie Europejskim, wezwała zwolenników Nawalnego do stawienia się w lokalach wyborczych w najbliższą niedzielę w samo południe, aby stworzyć wyraźny obraz Innej Rosji bez bezpośredniego narażania na niebezpieczeństwo jakiegokolwiek obywatela.

Niektórzy zapowiedzieli, że napiszą słowo „Nawalny” na swoich kartach do głosowania. Jednocześnie setki tysięcy Rosjan, którzy nienawidzą reżimu Putina i gorąco pragną, by Rosja należała do Europy i Zachodu, wyjechało za granicę.

20 tysięcy aresztowanych

Niemożliwe jest oszacowanie, jak dużym poparciem cieszy się Inna Rosja wewnątrz kraju. Od rozpoczęcia pełnoskalowej inwazji nieco ponad dwa lata temu aresztowano około 20 000 protestujących. Zwiększone represje wywołują zwiększony strach – w tym strach przed powiedzeniem tego, co naprawdę myślisz ankieterom, dziennikarzom lub dyplomatom.

Do tego dochodzi psychologiczna trudność zaakceptowania faktu, że państwo, które postrzega siebie jako historyczną ofiarę najeźdźców od Napoleona do Hitlera, samo jest agresorem wobec swojego najbliższego sąsiada. Jak może zaświadczyć wiele innych narodów, utrata imperium jest zawsze trudna do zaakceptowania.

60 procent biernie popiera

Doświadczony obserwator, który nadal mieszka w Rosji, powiedział mi, że około 20 proc. populacji aktywnie popiera Putina, 20 proc. aktywnie mu się sprzeciwia, a 60 proc. biernie akceptuje rzeczy takimi, jakimi są – bez entuzjazmu, ale także bez wiary, że zmiany można wprowadzić oddolnie.

To może być tylko przypuszczenie. Tylko jednego możemy być pewni: jeśli Inna Rosja w końcu zatriumfuje, liczba tych, którzy przez cały czas ją popierali, rozmnoży się jak relikwie krzyża Jezusa, czy jak członkowie ruchu oporu we Francji i Niemczech po 1945 roku.

Najpierw zmiana na gorsze

Niezależnie od tego, co wydarzy się w ten weekend, naiwnością byłoby oczekiwać w najbliższym czasie zmiany reżimu, czy nawet poważnych zmian politycznych na Kremlu. Konsultanci zajmujący się „ryzykiem politycznym” zarabiają ogromne, korporacyjne honoraria za prognozowanie rosyjskiej polityki wewnętrznej.

W rzeczywistości jedynym stwierdzeniem, które można śmiało wypowiedzieć na temat przyszłości Rosji, jest to, że nikt nie wie, kiedy oraz w jaki sposób nastąpi zmiana polityczna i czy będzie to zmiana na gorsze, czy na lepsze. Lub, co najbardziej prawdopodobne, najpierw jedno, a potem drugie.

Nasza polityka ukraińska jest naszą polityką rosyjską

Jak w tych okolicznościach prowadzić politykę wobec Rosji? Pewien błyskotliwy obserwator spraw rosyjskich skomentował, że przed 2022 rokiem Zachód miał politykę rosyjską, ale nie miał ukraińskiej, podczas gdy teraz ma politykę ukraińską, ale nie ma rosyjskiej.

Natomiast ja twierdzę, że nasza polityka ukraińska jest naszą polityką rosyjską – i jedyną skuteczną dostępną w tej chwili. Dzieje się tak również dlatego, że polityka Putina wobec Ukrainy jest jego polityką wobec Rosji.

Były prezydent Rosji i czołowy poplecznik Putina, Dmitrij Miedwiediew, stanął niedawno przed gigantyczną mapą, na której cała Ukraina, z wyjątkiem niewielkiego skrawka wokół Kijowa, była pokazana jako Rosja, i oświadczył: „Ukraina to bezsprzecznie Rosja”.

Kolonialny język Kremla

Zwróćcie uwagę na ten kolonialny język: nie Ukraina „należy do” Rosji, ale Ukraina jest Rosją.

Podobnie mówiono: Irlandia to Wielka Brytania (1916), Polska to Niemcy (1939), Algieria to Francja (1954).

Rosja, która rozciąga się na Ukrainę, pozostaje imperium. Rosja bez Ukrainy musi rozpocząć długą, bolesną drogę, którą przebyły inne byłe potęgi kolonialne, od imperium do czegoś w rodzaju bardziej „normalnego” państwa narodowego.

Proces ten zwykle trwa dziesięciolecia, czemu towarzyszy niestabilność i konflikty. Jednak biorąc pod uwagę problemy istotniejsze w krótszej perspektywie, zwycięstwo Ukrainy – które, pomimo niedawnych, zwodniczych apeli, bezwzględnie wymaga, by w ciągu najbliższych kilku lat odzyskała ona większość swojego terytorium – byłoby poważną porażką Putina.

Porażka Rosji katalizatorem zmian

Porażka ta byłaby bardziej prawdopodobnym katalizatorem zmian politycznych w Rosji niż jakikolwiek alternatywny scenariusz.

W perspektywie krótkoterminowej zwiększy to ryzyko eskalacji działań ze strony Putina oraz idącej za tym niestabilności. Z tego powodu realistyczna polityka wobec Rosji musi obejmować:

  • utrzymywanie otwartych wszystkich możliwych linii gromadzenia informacji i komunikacji z Rosją;
  • szczegółowe planowanie biorące pod uwagę każdą ewentualność, od najgorszej do najlepszej;
  • oraz jasne przekazywanie Kremlowi informacji o kosztach dalszej rosyjskiej eskalacji.

Zachód powinien również na wszelkie sposoby wspierać Inną Rosję, co w tej chwili oznacza głównie – poza Rosją i za pośrednictwem kanałów wirtualnych.

Pomagając Ukrainie, pomagamy Innej Rosji

Znajdujemy się na początku nowego okresu w historii Europy i to, co zrobimy w tym roku, będzie miało konsekwencje w nadchodzących dziesięcioleciach.

Pomoc Ukrainie w wygraniu tej wojny to nie tylko jedyny sposób na zapewnienie jej demokratycznej, pokojowej przyszłości. To także najlepsza rzecz, jaką możemy zrobić, aby zwiększyć długoterminowe szanse na lepszą Rosję.

Tłumaczyła Anna Halbersztat

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Na zdjęciu Timothy Garton Ash
Timothy Garton Ash

Brytyjski historyk, profesor na Uniwersytecie Oksfordzkim, wykłada też na Uniwersytecie Stanforda. Europejczyk. Świadek i uczestnik przemian demokratycznych w Europie Środkowej i Wschodniej. Ostatnio po polsku ukazało się wznowione wydanie jego "Wiosny obywateli".

Komentarze