Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Melissa to najsilniejszy huragan, jaki kiedykolwiek odnotowano na Atlantyku. Na Jamajce zdewastował szpitale, budynki mieszkalne i drogi. Kolejna na trasie żywiołu jest Kuba oraz Bahamy
Huragan Melissa powstał ponad tydzień temu na Morzu Karaibskim. Jego pierwszą ofiarą była Jamajka, w którą uderzył 28 października, mając status najwyższej, czyli piątej kategorii w skali Saffira-Simpsona. Uderzając w ląd na południowym skraju wyspy, wiatr wiał z prędkością ok. 295 kilometrów na godzinę.
“Melissa to ładne imię, takie uspokajające. Niestety, to co w tym huraganie nie uspokaja to to, że jest bardzo powolny. Pamiętamy, że zniszczenia wywołane huraganem są tym większe, im wolniej się porusza”
- mówi dr hab. Bogdan H. Chojnicki, klimatolog z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
“Można to porównać do szlifierki, która przetoczy się przez Jamajkę i która im dłużej nad tą wyspą przebywa, tym więcej zniszczeń wyrządzi” – dodaje Chojnicki.
Po przejściu żywiołu zachodnia Jamajka została w większości odcięta od pozostałej części kraju. Ponad pół miliona mieszkańców, czyli ok. 77 proc. ludności, zostało pozbawionych prądu. Lokalne władze informują o zdewastowanych szpitalach, budynkach mieszkalnych i drogach. Pojawiają się doniesienia o rzekach płynących ulicami oraz ludziach odciętych przez wodę.
Melissa, przetaczając się z południa na północ Jamajki, osłabła na sile, i jako huragan trzeciej kategorii uderzyła w południowo-wschodnie wybrzeże Kuby. Dalej na jej drodze znajduje się inny archipelag położony na Atlantyku — Bahamy. Kiedy do nich dotrze powinna osłabnąć do burzy o kategorii 2 w skali Saffira-Simpsona.
Melissa to najsilniejszy huragan, jaki kiedykolwiek odnotowano na Atlantyku. Dorównuje huraganowi Labor Day z 1935 roku oraz Dorianowi z 2019 roku pod względem prędkości wiatru (299 km/h) i rekordowo niskiego ciśnienia panującego w oku cyklonu (892 milibarów).
“Cały huragan wpisuje się w logikę globalnej zmiany systemu klimatycznego. Wzrost temperatury ewidentnie działa wzmacniająco na takie zjawiska.
Pamiętajmy: huragany to są olbrzymy. Powstają tylko wtedy, gdy jest odpowiednio ciepła woda i odpowiednia ilość energii w środowisku. Te olbrzymy są napędzane energią. Wzrost temperatury sprawia, że są po prostu intensywniejsze”
- mówi dr hab. Bogdan H. Chojnicki.
Opracowanie NOAA (amerykańskiego IMGW) pt. “Atlantic Hurricanes and Climate Change” z 2023 roku wskazuje na to, że wraz ze zmianą klimatu opady towarzyszące atlantyckim huraganom zwiększą się o 15 proc.
Z kolei z raportu IPCC (Międzynarodowego Panelu ds. Klimatu) wynika, że wraz ze wzrostem średniej temperatury na Ziemi, będzie więcej intensywnych huraganów tropikalnych oraz wzrośnie średnia maksymalna prędkość wiatru.
Przeczytaj także:
W zakładzie Mesko w Kraśniku wmurowano dziś kamień węgielny pod budowę nowej fabryki amunicji do armatohaubic Krab i koreańskich K9 Thunder
Fabryka, która powstanie w Kraśniku, będzie rozbudową obecnie działającego tam zakładu produkcyjnego firmy Mesko. To jedyna firma w Polsce, która produkuje korpusy do amunicji artyleryjskiej kaliber 155 mm. Z tego rodzaju pocisków korzystają polskie armatohaubice Krab oraz koreańskie K9 Thunder, które znajdują się na wyposażeniu polskiej armii
Dzięki modernizacji istniejącej infrastruktury oraz zwiększeniu hali produkcyjnej do 9 tys. metrów kwadratowych, nowa fabryka będzie mogła wytwarzać do 150 tysięcy korpusów amunicji rocznie.
Prace budowlane ruszą jeszcze w tym roku. Ich zakończenie przewidziano na trzeci kwartał 2027 r. Od 2028 roku fabryka ma już w pełni korzystać ze zwiększonych możliwości produkcyjnych.
Oprócz nowego zakładu w Kraśniku w najbliższym czasie w Polsce mają pojawić się jeszcze dwie fabryki amunicji. Jedna z nich, jak informuje „Rzeczpospolita”, ma powstać w Pionkach na Mazowszu. Za jej realizację będzie odpowiadać Polska Grupa Zbrojeniowa, firma Mesko i francuskie Eurenco. W Pionkach mają być produkowane modułowe ładunki miotające do amunicji artyleryjskiej kaliber 155 mm. Druga fabryka ma powstać w północno-wschodniej Polsce, ale jej dokładna lokalizacja nie jest jeszcze znana.
Przeczytaj także:
CBA zatrzymało Pawła M., byłego wiceministra cyfryzacji i MSWiA w rządzie PiS. Mężczyzna miał pomagać w uzyskiwaniu zamówień z państwowych spółek dla firmy Red Is Bad, prowadzonej przez biznesmena Pawła Sz.
Funkcjonariusze z CBA zatrzymali Pawła M., byłego wiceministra cyfryzacji oraz MSWiA w rządzie PiS. Zatrzymanie na związek ze śledztwem badającym nieprawidłowości w Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych.
Pawłowi M. postawiono zarzuty płatnej protekcji oraz przyjęcia korzyści majątkowej i osobistej.
Mężczyzna miał w latach 2016-2021 powoływać się przed biznesmenem Pawłem Sz., również podejrzanym w tej sprawie, na wpływy w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz w spółkach Skarbu Państwa. Paweł M. miał także pośredniczyć w uzyskiwaniu zamówień w państwowych spółkach na produkty i usługi świadczone przez firmę należącą do Pawła Sz., czyli Red Is Bad.
„W zamian za ich załatwienie, podejrzany miał zażądać zatrudnienia u przedsiębiorcy jego żony, a następnie przyjąć w bezpłatne użytkowanie samochód osobowy, którego koszty leasingu i eksploatacji zostały pokryte przez przedsiębiorcę” – poinformował prok. Przemysław Nowak, rzecznik prasowy Prokuratury Krajowej.
W związku ze swoją działalnością były wiceminister miał uzyskać korzyść majątkową „w kwocie nie mniejszej niż 60 tys. zł”.
Paweł M. nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu i złożył wyjaśnienia. Zastosowano wobec niego poręczenie majątkowe w kwocie 100 tys. zł, policyjny dozór, zakazu opuszczania kraju wraz z zatrzymaniem paszportu oraz zakazu kontaktowania się z ustalonymi osobami.
Paweł M. to kolejna osoba, której postawiono zarzuty w związku z aferą RARS. Sprawę jako pierwszy ujawnił Onet w czerwcu 2024 roku, który dotarł do treści raportu przygotowanego przez Centralne Biuro Antykorupcyjne.
Według funkcjonariuszy CBA w RARS zarządzanym przez Michała Kuczmierowskiego, zaufanego człowieka Mateusza Morawieckiego, stworzono system wyprowadzania pieniędzy poprzez podmioty związane z twórcą patriotycznych koszulek. Paweł Sz., założyciel marki Red is Bad, dostawał kontrakty z pominięciem prawa zamówień publicznych, czyli bez przetargów.
Pretekstem do zakupów były sytuacje nadzwyczajne takie jak pandemia koronawirusa czy rosyjska agresja na Ukrainę. Zakupy okazywały się nadzwyczajnie drogie, bo Paweł Sz. naliczał sobie gigantyczne marże. Jak donosił Onet, najbardziej lukratywne kontrakty dotyczyły branż, w których firma nie miała żadnego doświadczenia.
Do tej pory śledczy postawili zarzuty 16 osobom, w tym szefowi firmy Red Is Bad Pawłowi Sz., byłemu prezesowi RARS Michałowi K. oraz trzem innym urzędnikom tej agencji.
Więcej o aferze RARS dowiesz się z krótkiego filmu, w którym wyjaśniamy krok po kroku, na czym polegał przestępczy mechanizm.
Holendrzy wybierają dziś parlament. Jeszcze dzień przed głosowaniem 40 procent badanych nie wiedziało, na kogo zagłosuje. To przedterminowe wybory po tym, jak w czerwcu 2025 z rządu wyszedł Geert Wilders, zwycięzca wyborów z 2023 roku.
W środę 29 października Holendrzy głosują w przedterminowych wyborach parlamentarnych. To drugie przedterminowe wybory w ciągu ostatnich pięciu lat. O miejsce w 150-osobowej Izbie Reprezentantów, izbie niższej holenderskich Stanów Generalnych, walczy aż 1116 kandydatów z 27 ugrupowań. Według sondaży szansę na zdobycie mandatów ma 16 partii.
Ostatni sondaż przed wyborami wskazuje, że jeszcze dzień przed głosowaniem 40 procent badanych nie wiedziało, na kogo zagłosuje.
Na ostatniej prostej nieco spadło poparcie dominującej w sondażach skrajnie prawicowej Partii Wolności Geerta Wildersa (PVV). PVV ponownie idzie do wyborów z postulatami radykalnego ograniczenia migracji i wydalania z kraju obcokrajowców, całkowitej rezygnacji z polityk klimatycznych oraz zrównoważonego rozwoju, czy ograniczenia praw dla osób LGBT+.
Jak wynika z badania Peilingwijzer, które wylicza średnią sondażową i na tej podstawie szacuje liczbę mandatów w Izbie Reprezentantów, partia Wildersa, która w obecnym parlamencie ma 37 mandatów, jeszcze tydzień temu mogła liczyć na 29-35 mandatów, a obecnie na 24-28 mandatów. Mimo to PVV utrzymuje się na szczycie sondaży i ma szansę wygrać wybory.
Drugie miejsce w sondażach, bez zmian, zajmuje największe ugrupowanie lewicowe, połączona Partia Pracy i Zielonych (GL/PVdA). Na czele tego ugrupowania stoi były unijny komisarz ds. środowiska Frans Timmermans. Partia poszła do wyborów z mocnym programem zwiększenia dostępności mieszkań, walki z dyskryminacją, większego kontrolowania migracji i realizacji celów klimatycznych. GL/PVdA może liczyć na 22-26 mandatów. Obecnie ma 25 mandatów.
Dość nieoczekiwanie na trzecie miejsce w sondażach wysunęła się socjalliberalna, proeuropejska, postępowa partia Demokraci 66 (D66). Partia zyskała na popularności dzięki dobrym występom swojego lidera Roba Jettena w debatach. Jetten zaoferował bardziej optymistyczną, umiarkowaną alternatywę dla niezadowolonych wyborców VVD. Program D66 jest w wielu punktach zbieżny z programem GL/PVdA, a partie są dla siebie naturalnymi kandydatami koalicyjnymi. Partii, która w obecnym parlamencie miała tylko 9 mandatów, jeszcze w zeszłym tygodniu sondaże dawały 14-19 mandatów. Teraz szacunki mówią nawet o 21-25 mandatach w IR.
Niedużą stratę odnotowało ugrupowanie, które jeszcze tydzień temu zdawało się móc liczyć na najbardziej spektakularny wzrost w tych wyborach i plasowało się na drugim miejscu w badaniu, na równi z Partią Pracy i Zielonych. Chodzi o Apel Chrześcijańsko-Demokratyczny (CDA), jedno z najstarszych ugrupowań na holenderskiej scenie politycznej. CDA w obecnym parlamencie miało tylko 5 mandatów, a w następnej izbie może mieć nawet 18-22 mandaty. Tydzień temu ten rezultat był jeszcze lepszy: 22-26 mandatów. Rozmówczyni OKO.press, prof. Mariken van der Velden, politolożka z Wolnego Uniwersytetu w Amsterdamie, lidera tego ugrupowania, Henriego Bontenbala, typowała na najbardziej prawdopodobnego kandydata na premiera.
CDA poszło do wyborów z miejscami dość odważnym programem: partia proponuje np. budowę 100 nowych miast, by zwiększyć dostępność mieszkań. Ale w temacie migracji czy zielonej transformacji i klimatu program CDA jest umiarkowanie konserwatywny. Partia chce zaostrzenia polityki migracyjnej, zgadza się na procesowanie wniosków azylowych w krajach trzecich i domaga się wdrożenia bardziej rygorystycznej polityki integracyjnej. W kwestii zielonej transformacji nie opowiada się za stopniową rezygnacją z paliw kopalnych.
Tuż przed wyborami nieco wzrosło też poparcie konserwatywno-liberalnej Partii Ludowej na rzecz Wolności i Demokracji (VVD), która wciąż jednak musi się liczyć ze znacznym spadkiem poparcia. Niegdyś dominująca na holenderskiej scenie politycznej partia, która była trzecią siłą w obecnym parlamencie (24 mandaty) i członkiem koalicji rządzącej, może stracić nawet 9 mandatów. Badanie z 28 października daje jej od 15 do 19 mandatów.
VVD bardzo straciła w oczach wyborców, gdy liderka tego ugrupowania, Dilan Yesilgöz, zdecydowała się przełamać kordon sanitarny wokół Partii Wolności i utworzyć rząd z Wildersem po wyborach w 2023 roku. Partia w ostatnich latach dość wyraźnie skręciła na prawo. Proponuje restrykcyjną politykę migracyjną – przyjmowanie tych migrantów, których opłaca się przyjąć np. ze względu na potrzeby rynku pracy, a nie tych, którzy składają wnioski o azyl. Ma też np. postulat ograniczenia wydawania zezwoleń na budowy szkół islamskich.
Pozostałe ugrupowania obecnej koalicji rządzącej: powstały tuż przed wyborami w 2023 roku Nowy Kontrakt Społeczny (NSC) oraz populistyczny Ruch Rolnik-Obywatel (BBB) w ostatnim sondażu wypadają bardzo sławo. NSC może zdobyć 1 mandat, czyli aż o 18 mniej niż obecnie, a BBB od 3-5. Wynik tego ostatniego ugrupowania ma znaczenie, bo to potencjalny koalicjant Wildersa.
Wielki sukces w tych wyborach może odnieść też Właściwa Odpowiedź 2021 (JA21), powstała w 2020 roku z rozłamu Forum na rzecz Demokracji skrajnie prawicowa formacja, która jest nieco bardziej umiarkowaną alternatywą dla FvD i PVV. Ugrupowanie, które w obecnym parlamencie miało tylko 1 mandat, teraz może liczyć na 9-12 mandatów. Prorosyjskie Forum na rzecz Demokracji może zdobyć 4-6 mandatów, obecnie ma 3. To partie skrajnie antyimigranckie, populistyczne, postulujące rozmontowanie polityk klimatycznych i reżimów obrony praw człowieka czy walki z dyskryminacją.
Głosowanie trwa od 7:30 do 21. Uprawnionych do głosowania jest ok. 13,4 mln osób. Otwartych jest ponad 10 tysięcy punktów do głosowania, w tym 47 na największych dworcach kolejowych.
Przyspieszone wybory parlamentarne odbywają się ze względu na to, że w czerwcu 2025, zaledwie po 11 miesiącach sprawowania władzy, upadł złożony ze skrajnej prawicy (PVV), centroprawicy (NSC), konserwatystów (VVD) i partii rolników (BBB) rząd byłego szefa agencji wywiadu i bezpieczeństwa Dicka Schoofa. Do rozpadu rządu doprowadził nie kto inny, a lider skrajnie prawicowej Partii Wolności, Geert Wilders, zwycięzca wyborów z 2023 roku.
Wilders opuścił koalicję po tym, jak w maju 2025 współtworzony przez niego rząd odrzucił przygotowany przez jego ministerstwo plan w sprawie migracji i azylu. Wilders zaproponował w nim m.in. wysłanie armii do kontroli granic, zawieszenie przyjmowania wniosków o azyl, zamykanie hoteli dla uchodźców czy odesłanie do Syrii wszystkich Syryjczyków, którzy mają prawo pobytu w Holandii.
„W 2023 roku, gdy moja partia wygrała wybory, zbyt łatwo zrezygnowałem z fotela premiera. Tym razem tego nie zrobię (…). Obiecałem Holendrom restrykcyjną politykę migracyjną i walkę z przestępczością, i zamierzam obietnicy dotrzymać” – mówił Geert Wilders 30 września podczas jubileuszu 30-lecia istnienia siostrzanej wobec PVV Duńskiej Partii Ludowej.
Wilders chce być premierem, ale może nie być mu to dane.
„Pomimo że Wilders wciąż ma szansę wygrać wybory (...), to jego partia ma bardzo małe możliwości koalicyjne. W tej chwili otwarte na współpracę z PVV są właściwie tylko dwie lub trzy partie prawicowe: konserwatywna JA21, prorosyjskie Forum na rzecz Demokracji (FvD) i ewentualnie BBB – Ruch Rolnik-Obywatel, który współtworzył ostatnią rządzącą koalicję (...). Ale takiej koalicji daleko do większości” – mówiła OKO.press prof. Mariken van der Velden, politolożka z Wolnego Uniwersytetu w Amsterdamie.
Żadne ugrupowanie nie ma dziś znaczącej przewagi nad konkurencją, więc formowanie koalicji może być trudne. Rząd, żeby powstać, musi mieć poparcie co najmniej 76 parlamentarzystów.
Wszystkie partie, które mają szansę na najlepszy wynik w wyborach – zarówno Partia Pracy i Zielonych, Apel Chrześcijańsko-Demokratyczny, jak i Demokraci 66 oraz Partia Ludowa na Rzecz Wolności i Demokracji, wykluczają współpracę z PVV. Poza tym Partia Ludowa na Rzecz Wolności i Demokracji wyklucza też współpracę z Partią Pracy i Zielonych. To oznacza, że konkurować mogą ze sobą dwie większości – centrolewicowa bez VVD i centroprawicowa bez GL/PVdA. Chyba, że wynik skrajnej prawicy – PVV, JA21 oraz Forum dla Demokracji – będzie tak dobry, że to te ugrupowania będą rozgrywającymi.
Przeczytaj także:
Stany Zjednoczone zmniejszą liczbę żołnierzy stacjonujących na wschodniej flance NATO. Redukcja ma dotyczyć m.in. rumuńskiej bazy lotniczej Mihail Kogalniceanu nad Morzem Czarnym.
Jak przekazało rumuńskie ministerstwo obrony, Stany Zjednoczone postanowiły zredukować liczbę amerykańskich żołnierzy stacjonujących na wschodniej flance NATO. O swojej decyzji administracja Donalda Trumpa poinformowała już Bukareszt oraz pozostałych europejskich sojuszników.
W komunikacie nie sprecyzowano, ilu dokładnie żołnierzy ma zostać wycofanych z Europy. Wiadomo jednak, że redukcja ma objąć m.in. bazę lotniczą Mihail Kogalniceanu położonej niedaleko Konstancy nad Morzem Czarnym, a w Rumunii wciąż ma pozostać ok. 1 tys. żołnierzy.
Jak nieoficjalnie ustalił ukraiński dziennik “Kyiv Post” amerykański kontyngent w Europie ma zostać zmniejszony „o nie więcej niż jeden batalion”, co „nie będzie miało znaczącego wpływu na działania USA w regionie”.
Celem decyzji Amerykanów jest wstrzymanie rotacji brygady, która miała oddziały w kilku europejskich krajach NATO. Administracja Donalda Trumpa poinformowała europejskich sojuszników, że będą musieli wziąć na siebie większą odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo, w związku ze zmianą priorytetów obronnych USA. Stany Zjednoczone chcą skoncentrować się militarnie na własnych granicach oraz walce o wpływy z Chinami w regionie Indo-Pacyfiku.
Podczas wrześniowego spotkania z Karolem Nawrockim w Białym Domu, Donald Trump został zapytany o to, czy amerykańscy żołnierze pozostaną w Polsce. A jeśli tak, to ilu.
„Tak, chyba tak. Może pan wie coś, czego nie wiem. Rozmieścimy ich więcej, jeśli będą chcieli. Tak, zostaną w Polsce, jesteśmy zgodni w tej kwestii” – odpowiedział Trump.
W dalszej części rozmowy powrócił wątek redukcji amerykańskich sił w Europie. Donald Trump przyznał, że USA „myślą o tym, jeśli chodzi o inne kraje".
Obecnie w Rumunii przebywa około 1,7 tys. amerykańskich żołnierzy. Najwięcej z nich (1,4 tys.) stacjonuje w bazie lotniczej Mihail Kogalniceanu. W ostatnim czasie rumuński rząd przeznaczył 2,5 mld euro na modernizację wspomnianej bazy, a także na inwestycje w obronę oraz ćwiczenia.
Przeczytaj także: