0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Thomas COEX / AFPFot. Thomas COEX / A...

Geert Wilders (na zdjęciu powyżej) się nie poddaje. Pomimo że jego 10-punktowy plan w sprawie migracji i azylu nie znalazł poparcia we współtworzonym przez jego partię rządzie, lider skrajnie prawicowej, narodowo-populistycznej Partii Wolności (PVV) nie wycofuje się z tych postulatów. Wręcz przeciwnie: proponuje jeszcze bardziej radykalne rozwiązania antymigracyjne.

Poza już ogłoszonymi w 10-punktowej strategii planami wysłania armii do kontroli granic, zawieszenia przyjmowania wniosków o azyl, zamykania hoteli dla uchodźców czy odesłania do Syrii wszystkich Syryjczyków, którzy mają prawo pobytu w Holandii, jego flagowe propozycje wyborcze przed przyspieszonymi wyborami parlamentarnymi 29 października to m.in.

przymusowe wydalenie z kraju wszystkich ukraińskich mężczyzn, zakaz edukacji islamskiej, koniec z „genderyzmem” i „szaleństwem klimatycznym”, a także używanie armii do wyłapywania „ulicznych terrorystów”.

Uliczni terroryści to w nomenklaturze Wildersa „obcokrajowcy”, którzy „terroryzują ulice”: napadają sklepy, molestują kobiety, a nawet działają jak zorganizowane grupy przestępcze. Przy czym za obcokrajowców uważa on osoby pochodzenia np. somalijskiego czy marokańskiego, które nierzadko żyją w Holandii już w drugim czy trzecim pokoleniu.

Choć statystyki większości rodzajów przestępstw w ciągu ostatnich 25 lat w Holandii wyraźnie spadły, a od ostatnich siedmiu lat utrzymują się na względnie stabilnym poziomie, przestępczość i bezpieczeństwo są istotnym tematem kampanii.

Wilders chciał, by przyspieszone wybory były referendum ws. jego wizji polityki migracyjnej. Ale tak się nie stało. Dla wyborców inne sprawy mają bardziej kluczowe znaczenie: wysoko na liście jest kwestia bezpieczeństwa związanego z wojną w Ukrainie i zachwiania sojuszu północnoatlantyckiego, służba zdrowia, kryzys wysokich kosztów życia i kryzys mieszkaniowy. Eksperci szacują, że w Holandii brakuje około 400 tysięcy mieszkań lub domów.

Wojownicy o wolność

Przyspieszone wybory parlamentarne w Holandii zaplanowane są na 29 października. Złożony ze skrajnej prawicy, centroprawicy, konserwatystów i partii rolników rząd byłego szefa agencji wywiadu i bezpieczeństwa Dicka Schoofa upadł zaledwie po 11 miesiącach sprawowania władzy. Do rozpadu rządu doprowadził nie kto inny, a właśnie Wilders, zwycięzca wyborów z 2023 roku.

To on opuścił koalicję po tym, jak w maju 2025 współtworzony przez niego rząd odrzucił jego plan w sprawie migracji i azylu.

„W 2023 roku, gdy moja partia wygrała wybory, zbyt łatwo zrezygnowałem z fotela premiera. Tym razem tego nie zrobię (…) Obiecałem Holendrom restrykcyjną politykę migracyjną i walkę z przestępczością, i zamierzam obietnicy dotrzymać” – mówił 30 września podczas jubileuszu 30-lecia istnienia siostrzanej wobec PVV Duńskiej Partii Ludowej.

Holendrów i Duńczyków określił mianem „dumnych wojowników o wolność”. Przypomniał postać Kurta Westergaarda, duńskiego rysownika, autora słynnych karykatur proroka Mahometa, których publikacja w dzienniku Jyllands-Posten w 2005 roku spowodowała protesty w państwach muzułmańskich i ataki na duńskie ambasady, w których zginęło kilkanaście osób.

W podobnym tonie wspomniał też dziennikarza i historyka Larsa Hedegaarda, jednego z twórców spiskowej teorii o islamskiej kolonizacji Zachodu, który w 2013 przeżył zamach na swoje życie, czy nacjonalistycznego działacza amerykańskiej prawicy Charliego Kirka. Kirk zginął we wrześniu 2025 od kuli zamachowca, gdy przemawiał na jednym z amerykańskich uniwersytetów.

“Wolność wypowiedzi jest martwa, jeśli musimy zwracać uwagę na tzw. uczucia religijne wyznawców islamu, czy innych »totalitarnych ideologii« (…). Obcokrajowcy nie powinni ingerować w politykę naszych krajów” – mówił Wilders, podkreślając, że od 20 lat żyje pod 24-godzinną ochroną policyjną ze względu na groźby śmierci i wydaną na niego przez islamskich ekstremistów fatwę.

Tego rodzaju twierdzenia to fundament wolnościowej narracji zarówno europejskiej, jak i amerykańskiej skrajnej prawicy.

Przeczytaj także:

Już nie główny rozgrywający

Ale niemal dwa lata chaosu, w którym pogrążyła się Holandia po wygranych przez Wildersa wyborach parlamentarnych w listopadzie 2023 roku, strąciły go z pozycji głównego rozgrywającego w kolejnych wyborach.

Holenderska scena polityczna doświadczyła w ostatnich miesiącach sporego przetasowania, co pokazują przedwyborcze sondaże.

Wilders chce być premierem, ale może nie być mu to dane.

„Pomimo że Wilders wciąż ma szansę wygrać wybory – sondaże dają jego partii ok. 19-20 proc. poparcia, o 3 punkty procentowe mniej niż w zwycięskich wyborach w listopadzie 2023 roku, to jego partia ma bardzo małe możliwości koalicyjne. W tej chwili otwarte na współpracę z PVV są właściwie tylko dwie lub trzy partie prawicowe: konserwatywna JA21, prorosyjskie Forum na rzecz Demokracji (FvD) i ewentualnie BBB – Ruch Rolnik-Obywatel, który współtworzył ostatnią rządzącą koalicję. Ale JA21 może liczyć tylko na 10-14 miejsc w Izbie Reprezentantów, FvD na 3 do 5, a BBB na 2-4. Przy tym, że partia Wildersa może zdobyć od 29 do 35 miejsc, co jest lekkim spadkiem wobec obecnych 37 miejsc w Izbie Reprezentantów, takiej koalicji daleko do większości. Nawet przy poparciu prawicowej drobnicy czy Ruchu Rolnik-Obywatel” – mówi OKO.press prof. Mariken van der Velden, politolożka z Wolnego Uniwersytetu w Amsterdamie.

Jej zdaniem dużo bardziej prawdopodobnym kandydatem na premiera jest stosunkowo nowy na holenderskiej scenie politycznej i bardzo dobrze oceniany przez wyborców Henri Bontenbal, lider chadeckiego Apelu Chrześcijańsko-Demokratycznego (CDA), lub posiadający spore możliwości koalicyjne weteran holenderskiej polityki Frans Timmermans, lider połączonych ugrupowań Partii Pracy i Zielonych. Dobry wynik może też zrobić socjalliberalne ugrupowanie Demokraci 66, na czele których stoi dziś charyzmatyczny i lubiany Rob Jetten.

„To ci kandydaci są dużo lepiej oceniani jako potencjalni kandydaci na premiera. Bontenbal, choć działa w polityce krajowej dopiero od 4 lat, cieszy się najlepszymi wynikami zaufania społecznego. Ale zarówno jego partia, jak i koalicja Partii Pracy i Zielonych Timmermansa według najnowszych sondaży mogą zdobyć tylko po 22-26 miejsc w Izbie Reprezentantów. To także trudny start do budowy koalicji” – dodaje politolożka.

Jej zdaniem butne zapewnienia Wildersa o tym, że będzie następnym premierem Holandii, to jedynie sposób na to, by powstrzymać odpływ wyborców. Ci, którzy dostrzegają trudności koalicyjne Wildersa – współpracę z jego ugrupowaniem wyklucza w sumie pięć najważniejszych partii – chcąc zachować wpływ na politykę, mogą przerzucić swoje głosy na inne ugrupowania.

Dominują niezdecydowani

Ale analiza przedwyborczych sondaży prowadzi do jednego wniosku: w ciągu najbliższych dni wszystko jeszcze może się zdarzyć. Powód jest jeden: jak pokazują sondaże na niecały tydzień przed wyborami, niezdecydowanych jest wciąż niemal 50 procent wyborców. Np. pracownia badawcza Verian/EenVandaag donosi, że odsetek osób, które planują iść na wybory, ale nie wie jeszcze, na kogo zagłosuje, 21 października wynosił 47 procent.

Po 11 miesiącach niestabilnej i praktycznie sparaliżowanej w działaniu koalicji, Holendrzy bardzo źle oceniają sytuację w swoim kraju.

Jak wynika z sondażu Holenderskiego Instytutu Badań Społecznych aż 59 proc. badanych uważa, że ich kraj zmierza w złym kierunku. Wiosenny Eurobarometr, czyli badanie nastrojów społecznych w UE, pokazuje, że negatywnie sytuację w kraju ocenia 63 proc. badanych, a tylko 30 proc. pozytywnie. To plasuje Holandię na szóstym miejscu od końca, jeśli chodzi o nastroje społeczne.

Jeszcze gorsze nastroje pokazuje globalny sondaż nastrojów społecznych Ipsos pt. „Co martwi świat”, opublikowany we wrześniu 2025. Tu aż 80 proc. respondentów uważa, że ich kraj zmierza w złym kierunku.

Na 30 badanych krajów Holandia jest trzecia od końca, jeśli chodzi o postrzeganie sytuacji w kraju.

Taki poziom niezadowolenia społecznego i wysoki odsetek niezdecydowanych sprawia, że przewidzenie wyniku wyborów jest bardzo trudne. Oczywiste jest jedno: Holendrzy są wyraźnie niezadowoleni z ostatniego gabinetu. Poza tym:

  • Praktycznie wszystkie partie, które zdecydowały się wejść w koalicję z PVV w listopadzie 2023, poważnie na tym ucierpiały.
  • Sondaże są tak rozchwiane, że możliwe są zupełnie przeciwstawne scenariusze: wzrost lub spadek (w stosunku do wyborów z 2023) ogólnego poparcia dla skrajnej prawicy, wzrost lub spadek ogólnego poparcia dla partii szeroko pojętego centrum, wzrost lub spadek poparcia dla partii lewicowych.

Holenderska scena polityczna jest coraz bardziej rozdrobniona. W tych wyborach do Izby Reprezentantów ma szansę wejść aż 16 ugrupowań i żadne z nich może nie przekroczyć 20 proc. poparcia. Podobnie jak w innych europejskich krajach holenderską politykę cechuje też spadek poparcia dla partii politycznego mainstreamu (choć w tej kwestii jest jeden istotny wyjątek, o czym dalej) kosztem poparcia dla partii bardziej skrajnych.

„Holenderski rząd, tradycyjnie, będzie musiał wyłonić się w ramach pewnie trudnych i długich rozmów koalicyjnych” – podkreśla badaczka z Wolnego Uniwersytetu w Amsterdamie.

Koalicjanci Wildersa wyraźnie tracą

Jeśli chodzi o spadki związane z rozczarowaniem wyborców dotychczasową koalicją i jej rządami, to szczególnie odbiło się to na poparciu VVD – przez lata dominującej na holenderskiej scenie politycznej Partii Ludowej na rzecz Wolności i Demokracji, która rządziła w latach 2010-2023. Premierem był wówczas Mark Rutte, obecny sekretarz generalny NATO.

W ostatnim roku VVD straciła niemal jedną trzecią wyborców.

Poparcie partii spadło z 15 proc. w listopadzie 2023 do 10 proc. w październiku 2025. To skutek bardzo kontrowersyjnej decyzji o złamaniu kordonu sanitarnego i dołączeniu do koalicji z PVV po ostatnich wyborach, kiepskich wyników tego rządu, a także skrętu do tej pory konserwatywno-liberalnej partii wyraźnie na prawo pod wodzami nowej przewodniczącej Dilan Yeşilgöz-Zegerius.

Dziś Dilan Yeşilgöz-Zegerius stanowczo wyklucza jakąkolwiek koalicję z PVV, ale VVD już straciło dużą część bardziej liberalnych wyborców. Partia, która w wyborach w 2023 roku zdobyła 24 miejsca w izbie niższej parlamentu, teraz może liczyć prawdopodobnie na 12-16 mandatów, jeśli prognozy ze średnich sondażowych okażą się trafne.

Współrządzenie z PVV nie wyszło na dobre także powołanej tuż przed wyborami w 2023 Nowej Umowie Społecznej (NSC) bardzo popularnego holenderskiego polityka Pietera Omtzigta, byłego działacza Apelu Chrześcijańsko-Demokratycznego (CDA).

Ta bardzo dobrze zapowiadająca się partia centroprawicowa, która w pierwszym sondażu po ogłoszeniu powstania zdobyła ponad 20 proc. poparcia, a w wyborach w 2023 roku zagłosowało na nią aż 13 proc. wyborców, straciła niemal wszystkich wyborców. Stało się tak po tym, jak w kwietniu 2025 Omtzigt ogłosił, że wycofuje się z polityki ze względu na wypalenie i konieczność zadbania o zdrowie.

Utrata charyzmatycznego lidera, a następnie rezygnacje polityków NSC z funkcji ministrów w rządzie Schoofa, po tym, jak doszło do konfliktu w sprawie polityki wobec Izraela (wywodzący się z NSC minister spraw zagranicznych Caspar Veldkamp postulował zmianę tradycyjnie proizraelskiego kursu rządu Holandii i rozważenie nałożenia sankcji na Izrael), spowodowały całkowity odpływ centrowych wyborców od ugrupowania. Dziś sondaże dają NSC zaledwie 1 proc. poparcia.

Współrządzenie z PVV oraz brak rozwiązania palącego dla rolników problemu z koniecznością redukcji emisji azotu w rolnictwie nie przysłużyło się także populistycznemu, eurosceptycznemu Ruchowi Rolnik-Obywatel (BBB – Europejska Partia Ludowa).

Ta powstała w 2019 roku partia obiecywała ograniczenie wymogów związanych z emisją azotu w rolnictwie, ale nie udało się jej dowieźć wielu obiecanych ustępstw. Holandia prawdopodobnie nie otrzyma nowego zwolnienia z obowiązku wdrożenia dyrektywy azotanowej UE na 2026 rok. Poparcie BBB – choć tradycyjnie sięgające zaledwie 2-3 proc. – spadło na tyle, że partia może utracić 2 z 4 miejsc w holenderskim parlamencie. Temat ograniczenia zanieczyszczeń w rolnictwie jest tematem także obecnej kampanii.

Stara chadecja znowu zaczyna się liczyć

Na kryzysie rządzącej koalicji zyskały za to ugrupowania, które w poprzednich wyborach nie mogły pochwalić się zbyt dobrym wynikiem.

Drugie życie dostała jedna ze starszych na holenderskiej scenie politycznej partii, wspomniany już Apel Chrześcijańsko-Demokratyczny (CDA – Europejska Partia Ludowa). CDA to ugrupowanie chadeckie, centrowe, które dominowało w polityce w latach 70. i 90., a później na skutek przemian społecznych na długie lata straciła znaczenie.

W listopadzie 2023 na to ugrupowanie zagłosowało tylko 3 proc. wyborców. Dziś sondaże dają CDA 16 proc., co może przełożyć się na 22-26 miejsc w Izbie Reprezentantów. Tym samym CDA może być drugą lub trzecią największą partia w parlamencie.

Ten nagły wzrost to z jednej strony efekt odpływu elektoratu od VVD i NSC, a z drugiej skutecznej pracy na rzecz odnowy partii jej nowego lidera: Henriego Bontenbala. To właśnie Bontenbal jest jednym z tych, którzy mogą pokrzyżować plany Wildersowi. Jego partia kategorycznie wyklucza współpracę z Partią Wolności, a ma znaczenie w próbie budowy prawicowej koalicji.

Bontenbal jest fizykiem, przez lata pracował w sektorze energetycznym. Na czele partii stanął w sierpniu 2023, zastępując na tym stanowisku Wopkego Hoekstrę, obecnego unijnego komisarza ds. klimatu. Zyskał reputację osoby pragmatycznej i kompetentnej. Jest dobrym mówcą. Pod jego kierownictwem partia proponuje wyborcom „powrót do normalności”, „porządku” i wspólnotowych wartości”. Choć w polityce obecny jest dopiero od czterech lat, jest jednym z najlepiej ocenianych holenderskich polityków. Aż 44 proc. badanych wskazuje go jako najlepszego kandydata na premiera.

„Bontenbal pozycjonuje się na antypopulistę – polityka, który proponuje odpowiedzialne rządy, które nierzadko wymagają trudnych i niepopularnych decyzji" – mówi prof. van der Velden.

W swoim programie partia ma tak niepopularne, lecz potrzebne rozwiązania jak np. stopniowe ograniczenie ulgi podatkowej od odsetek kredytu hipotecznego celem przekierowania środków na budownictwo społeczne, czy przywrócenie obowiązkowej służby wojskowej. CDA sprzeciwia się też polityce migracyjnej proponowanej przez PVV oraz islamofobii. W przeciwieństwie do skrajnej prawicy promuje społeczeństwo tolerancyjne i inkluzywne. To atrakcyjna oferta dla rozczarowanych wyborców NSC czy VVD.

"Ludzie chcą powrotu do bardziej cywilizowanej polityki” – mówił Bontenbal na konferencji programowej partii we wrześniu 2025.

Będzie umiarkowana, centrowa koalicja?

Na wyraźnie wzrosty dzięki spadkom partii tworzących gabinet Schoofa mogą liczyć też proeuropejscy, progresywni Demokraci 66 (w obecnej Izbie Reprezentantów mają 9 miejsc, sondaże przedwyborcze wskazują, że w nowym rozdaniu mogą zdobyć nawet 14-19 miejsc) oraz konserwatywne JA21.

Demokraci 66 to partia utworzona jeszcze w latach 60. Partia zyskała na popularności dzięki dobrym występom swojego charyzmatycznego lidera Roba Jettena w debatach. W swoim programie D66 postuluje szybszą integrację osób ubiegających się o azyl w Holandii poprzez dopuszczenie ich do pracy i edukacji, sprawne wdrożenie europejskiego paktu o azylu i migracji, ale też sprawne wydalanie z kraju osób, które nie dostaną prawa pobytu oraz rozpatrywanie wniosków o azyl w zagranicznych centrach recepcyjnych – poza UE. Partia opowiada się też za realizacją celów klimatycznych i środowiskowych, a celem rozwiązania problemów mieszkaniowych proponuje budowę 10 nowych miast.

JA21 to odprysk od skrajnie prawicowego Forum na rzecz Demokracji. JA21 zyskuje część rozczarowanych wyborców Wildersa, Ruchu Rolnik-Obywatel, a także najbardziej konserwatywnych wyborców VVD. W ostatnich miesiącach doszło do głośnych transferów polityków PVV do JA21.

JA21 to obok BBB i Forum na rzecz Demokracji właściwie jedyni potencjalni koalicjanci Wildersa.

Dużo większe możliwości współpracy i budowania koalicji mają CDA i Partia Pracy-Zieloni Timmermansa.

„Jeśli Wilders wygra wybory, zostanie mu powierzona pierwsza próba formowania rządu. Być może będzie usiłował sformować gabinet mniejszościowy. Ale w tym samym czasie pozostałe partie: CDA, Partia Pracy i Zieloni, VVD, D66 najpewniej zaczną prace nad budową alternatywnych koalicji. Jako że VVD wykluczyła wejście do zdominowanego przez lewicę rządu, na czele którego miałby stanąć Timmermans, możliwe są jakieś próby budowy alternatywnych większości na lewicy i centroprawicy. Kluczowe będzie, która partia ostatecznie uzyska ile mandatów. Jeśli taka koalicja będzie miała większe poparcie, to król może zdecydować o powierzeniu liderowi tej grupie partii misję sformowania rządu. Czynnikiem decydującym jest bowiem możliwość zdobycia większościowego poparcia. Najważniejsze jest bowiem to, by wyłonić rząd, który będzie miał stabilne poparcie” – tłumaczy prof. van der Velden.

Patrioci dla Europy liczą na Wildersa

O ile Geert Wilders ma dość słabe szanse na to, by faktycznie stanąć na czele nowego, holenderskiego rządu, to mimo wszystko na taki scenariusz liczą jego towarzysze z europejskiej frakcji Patriotów dla Europy.

„Patrioci” to grupa założona w czerwcu 2024 przez premiera Węgier Viktora Orbána, Herberta Kickla – lidera austriackiej, skrajnie prawicowej Wolnościowej Partii Austrii oraz Andreja Babiša, lidera czeskiej partii ANO, prawdopodobnie przyszłego premiera Czech. Do grupy należy też Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen, Partia Wolności Wildersa czy Duńska Partia Ludowa.

„Patrioci” mają bardzo ambitne plany: liczą na to, że stopniowo partie z ich grupy, będą przejmować władzę w kolejnych europejskich krajach, dzięki czemu możliwa będzie głęboka przemiana charakteru zjednoczonej Europy.

Partiom z tej grupy marzy się Europa chrześcijańska, złożona z homogenicznych państw narodowych, gdzie zamiast ochrony praw człowieka obowiązuje dyktat narodowej większości i heteronormatywności.

Wygrana Wildersa w Holandii byłaby kolejnym, niezwykle istotnym krokiem na ścieżce powolnego przejmowania władzy w Europie. Partie z tej grupy na razie niezbyt skutecznie walczą o władzę. Co prawda należące do PdE czeskie ANO dopiero co wygrało wybory parlamentarne w Czechach, a lider partii Andrej Babiš najpewniej stanie na czele rządu, ale nie brakuje przykładów, gdy partie z tej grupy wygrywały wybory, ale nie przejmowały władzy, albo ostatecznie kończyły jako drugie.

Tak było we wspomnianych już wyborach w Holandii w listopadzie 2023 roku, w wyborach federalnych w Austrii we wrześniu 2024 roku, czy w przyspieszonych wyborach parlamentarnych we Francji latem 2024 roku. O mały włos wygrałoby Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen, ale ze względu na strategiczną konstrukcję list kandydatów przez partie konkurencyjnej wobec siebie opozycji, to się jednak nie udało.

Patrioci dla Europy zdecydowanie mają więc apetyt na kolejny sukces: ale już nie tylko wyborczy, tylko skuteczne przejęcie władzy. Pytanie, czy uda się to już teraz w Holandii, czy jednak po najbardziej prawicowym rządzie w historii tego kraju przyjdzie czas na rządy bardziej umiarkowane.

;
Na zdjęciu Paulina Pacuła
Paulina Pacuła

Dziennikarka działu politycznego OKO.press. Absolwentka studiów podyplomowych z zakresu nauk o polityce Instytutu Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas, oraz dziennikarstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i Unii Europejskiej. Publikowała m.in. w Tygodniku Powszechnym, portalu EUobserver, Business Insiderze i Gazecie Wyborczej.

Komentarze