Wewnętrzne prawybory w Koalicji Obywatelskiej wygrał Rafał Trzaskowski i to on będzie kandydatem KO na prezydenta RP w wyborach w maju 2025 r.
„To czas na mój pierwszy krok. A będzie nim wybaczenie” – powiedział premier Słowacji w pierwszym oświadczeniu po majowym ataku. 15 maja Robert Fico został kilkukrotnie postrzelony przez Juraja C.
„Nie czuję nienawiści wobec tego nieznanego mi człowieka, który mnie postrzelił. Nie podejmę żadnych kroków prawnych wobec niego” – powiedział Robert Fico w nagraniu opublikowanym w mediach społecznościowych. Podkreślał, że mu wybacza i zostawia jemu samemu „przemyślenia, dlaczego zrobił to, co zrobił”.
Fico opisał zamachowca jako „posłańca zła i politycznej nienawiści”. Zaatakował również opozycyjne media, „finansowane przez Sorosa”, oskarżając je o bagatelizowanie zamachu na jego życie. „Zawsze dbałem o swoją prywatność. Dlatego również teraz ograniczę się do powiedzenia, że atak zostawił duży ślad na moim zdrowiu. Spowodował dużo cierpienia i bólu” – powiedział.
Premier Słowacji zapowiedział, że chciałby stopniowo wracać do pracy w czerwcu lub lipcu. Jednocześnie podkreślił, że pełen powrót do obowiązków w ciągu kilku tygodni „byłby cudem”.
Fico skrytykował również zainteresowanie krajów Unii Europejskiej sytuacją polityczną w Słowacji. Jak zaznaczył, „suwerenna polityka zagraniczna”, oparta na członkostwie w UE i NATO, ale zorientowana na wszystkie kierunki świata, obecnie „nie jest w modzie”. Dodał, że stosunki między jego rządem a UE i NATO zaostrzyły się po rosyjskim ataku na Ukrainę, kiedy na Zachodzie zaczął dominować pogląd, że wojna na Ukrainie musi być kontynuowana za wszelką cenę w celu osłabienia Federacji Rosyjskiej.
Nagranie skomentował lider opozycyjnej partii Postępowa Słowacja (PS) Michal Šimečka. „Cieszę się, że Robert Fico czuje się lepiej. Niestety, w jego polityce nic się nie zmieniło” – ocenił.
Z okazji szczytu gospodarczego w Petersburgu Kreml zorganizował Putinowi spotkanie z dziennikarzami agencji informacyjnych ze świata. Większość stanowią agencje zachodnie. Takich spotkań od początku wojny nie było
Kreml nie ma jeszcze pomysłu, jak odpowiedzieć na ostatnią zachodnią pomoc militarną dla Ukrainy. Ale Putin ostrzega i grozi:
“Uderzenia przeciwko Federacji Rosyjskiej z udziałem krajów zachodnich będą oznaczać bezpośrednią wojnę z Rosją. Moskwa zareaguje.
Jeśli zobaczymy, że te kraje są wciągane w wojnę przeciwko nam – i jest ich bezpośredni udział w wojnie przeciwko Federacji Rosyjskiej – to zastrzegamy sobie prawo do podobnego działania. To jest droga do bardzo poważnych problemów”.
Z okazji szczytu gospodarczego w Petersburgu Kreml zorganizował Putinowi spotkanie z dziennikarzami agencji informacyjnych ze świata. Większość stanowią agencje zachodnie: Reuters, PA, AFP, DPA, ANSA, Kyodo. Takich spotkań od początku wojny nie było, ale, jak przyznał dziś rzecznik Putina Pieskow, to te agencje kształtują światowy przekaz. A Kreml ma kłopoty z dotarciem do opinii światowej.
Główny przekaz z tego spotkania: Rosja może uderzyć, ale na razie się zastanawia. Putin więc grozi, ale tak na okrągło. A dokładnie:
Putin – wedle relacji agencji RIA Nowosti i TASS (spotkanie nie jest transmitowane) powtórzył, że to nie on odpowiada za wojnę w Ukrainie, bo Rosja się “tylko broniła” (to USA “sprowokowały” w 2014 r. zmianę władz w Kijowie). Prezydent Rosji nieoczekiwanie dodał, że „denazyfikacja” Ukrainy, termin nigdy przez niego nie wyjaśniony, a przez propagandę tłumaczony jako wymiana władz i elit Ukrainy na prorosyjskie, oznacza dla niego tylko "prawny zakaz nazistowskiej propagandy”.
Putin przedstawia też ofertę rozmów z USA (dla “każdego prezydenta”, czy będzie to Biden czy Trump), bo w Europie nie ma “odważnych przywódców”, a “dostawy rakiet do Kijowa całkowicie niszczą stosunki rosyjsko-niemieckie". A skoro prezydent Zełenski nie jest już prezydentem, to nic nie stoi na przeszkodzie, by Moskwa porozumiała się bezpośrednio z Waszyngtonem (Putin stał się ostatnio ekspertem od ukraińskiej konstytucji i kolejny raz ze swadą dowodzi, że z Wołodymyrem Zełenskim nie można już prowadzić dyplomatycznych rozmów, bo zgodnie z konstytucją Ukrainy jego kadencja minęła. Nie zauważa akurat tego, że konstytucja ta też jasno stanowi, iż granice Ukrainy są niepodważalne — więc Putin słabo się nadaje na czyniącego jej wykładnię).
Dodał również, że „neutralny status Ukrainy, jej nieobecność w żadnym bloku, ograniczenia w zakresie zbrojeń i tak dalej – to z pewnością interesuje Federację Rosyjską”.
Putin mówi też, że dostarczanie zachodniej broni Ukrainie grozi zaostrzeniem konfliktu.
„Dostarczanie broni do strefy konfliktu jest zawsze złe, co więcej, jeśli wiąże się z faktem, że ci, którzy dostarczają, nie tylko dostarczają broń, ale także nią zarządzają, a to jest bardzo poważny i bardzo niebezpieczny krok”. Reakcja na dostawy broni dalekiego zasięgu na Ukrainę może być asymetryczna (Putin nie straszy wprost użyciem taktycznej broni jądrowej, ale to sugeruje. Mówi też, że Rosja może zacząć dostarczać swoja broń w te rejony świata, skąd może zagrozić krajom Zachodu). Pomyślimy o tym”.
I dalej Putin tłumaczy, że użycie zachodnich nowoczesnych broni wymaga wiedzy zachodnich wojskowych specjalistów.
Więc Zachód już napadł na Rosję.
Wypowiedzenie NATO wojny wymaga tylko oficjalnego potwierdzenia przez Moskwę tego faktu. Tego potwierdzenia jednak nie ma – jest – jak to ujął Putin – “swobodna wymiana opinii” z zaproszonymi dziennikarzami. Co ciekawe, jeśli chodzi o groźby, to Putin po prostu powtarza swój przekaz z 28 maja z “konferencji prasowej” w czasie wizyty w Uzbekistanie. Musiał to zrobić, bo w Taszkencie nikt go nie słuchał.
Tu warto zauważyć, że wystąpienia Kremla są stopniowalne. Brutalne, ordynarne groźby (ścierania Europy u USA z powierzchni ziemi) to zadania propagandystów lub członków aparatu, takich jak były prezydent Miedwiediew. I to się z propagandy wylewa ciągle. Na tym tle Putin robi wrażenie przywódcy statecznego i mądrego. Sam zaś Putin wypowiada się rzadko, a z mocą – tylko w orędziach. Wypowiedź do dziennikarzy to pośrednia forma oficjalnego przekazu Putina. Sęk w tym, że wypowiedzi Putina z Taszkientu świat nie wziął na poważnie — bo na konferencji tej nie było prawdziwych dziennikarzy, tylko osoby pełniące rolę uchwytów do mikrofonu.
Więc Kreml skapitulował i zaprosił do Putina prawdziwych dziennikarzy. Żeby przekazali światu myśli Putina. A myśl ta jest taka, że Putin się zastanawia.
Ostatnie Pokolenie, grupa aktywistów klimatycznych sięgających po metody nieposłuszeństwa obywatelskiego, przyszło na wiec 4 czerwca z banerami „Tusk napędza zapaść klimatu”. Aktywiści zostali zatrzymani przez policję, dziś podają szczegóły
Na wczorajszym (4 czerwca) wiecu Donalda Tuska w Warszawie pojawili się aktywiści z grupy Ostatnie Pokolenie. Trzy osoby, które trzymały baner z napisem „Tusk napędza zapaść klimatyczną”, zostały otoczone przez policję. Jak relacjonują, legitymowano ich przez 1,5 godziny.
Dzień po wydarzeniu Ostatnie Pokolenie podaje szczegóły zajścia. Aktywiści piszą, że „podstawą dla zarzutów niewykonywania poleceń policji oraz art. 15 Ustawy o Policji było prawdopodobieństwo aktu terrorystycznego z ich [aktywistów] strony”.
„Przyszedłem na wiec Tuska z banerem Ostatniego Pokolenia, bo premier i rząd zdradzają Polaków, odrzucają podstawowe postulaty o transporcie i napędzają kryzys klimatyczny. A teraz zatrzymują nas za przyjście na publiczny wiec z banerem. Premier ucisza obywateli w polskie święto demokracji” – relacjonuje 24-letni Daniel Gałązka, jeden z zatrzymanych aktywistów.
Ostatnie Pokolenie wyjaśnia, że napis na banerze jest reakcją na „skandaliczną odpowiedź rządu na postulaty Ostatniego Pokolenia dotyczące transportu publicznego”. Ruch na początku marca wysłał swoje postulaty do Donalda Tuska. Aktywiści domagają się przekazania 100 proc. środków zaplanowanych na nowe autostrady na transport publiczny oraz wprowadzenia biletu miesięcznego na transport regionalny w całym kraju za 50 złotych. Dali czas Tuskowi na odpowiedź do 7 kwietnia, do wyborów samorządowych. Przyszła znacznie później, po serii blokad mostów w Warszawie – były to akty nieposłuszeństwa obywatelskiego, po które sięga Ostatnie Pokolenie.
„W oficjalnym piśmie słowo klimat nie pada ani razu, za to według rządu ograniczenie inwestycji drogowych nie ma żadnego uzasadnienia. Z oświadczenia rządu wynika, że nie zaprzestaną swojej zbrodniczej polityki” – piszą aktywiści.
W związku z tym zapowiadają, że będą organizować kolejne blokady dróg i akcje nieposłuszeństwa obywatelskiego.
Więcej o Ostatnim Pokoleniu można przeczytać tutaj:
Ministerstwo Obrony Narodowej podpisało porozumienie z Polskim Związkiem Łowieckim. Ma ono, według Władysława Kosiniaka-Kamysza, „zwiększyć poziom bezpieczeństwa, pozwolić na uzupełnienie wzajemnych zdolności i wspólne przedsięwzięcia szkoleniowe”.
„Myślistwo to wielka tradycja, dbanie o dobrostan, szacunek dla przyrody, misja w imieniu państwa” — zachwalał minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz podczas podpisywania porozumienia z Polskim Związkiem Łowieckim (PZŁ). Ma ono polegać na „współdziałaniu, współorganizowaniu różnych przedsięwzięć i korzystaniu nawzajem ze swoich strzelnic [z wojskiem – od aut.]”.
„Podpisane porozumienie z Polskim Związkiem Łowieckim zwiększy poziom bezpieczeństwa, pozwoli na uzupełnienie wzajemnych zdolności i wspólne przedsięwzięcia szkoleniowe. Chcemy wykorzystać dla obronności potencjał myśliwych, którzy mają pozwolenie na broń i są odpowiednio wyszkoleni” – napisał na portalu X minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz.
Podczas konferencji prasowej podkreślał, że porozumienie wychodzi „naprzeciw oczekiwaniom tej społeczności, która ma patriotyzm, historię, tradycje na swoich sztandarach, ale też w sercach i w swoich działaniach”.
Do myśliwych mówił: „Chcemy korzystać z waszej wiedzy, z doświadczenia”.
MON planuje „pozyskać wśród myśliwych kandydatów do służby w Siłach Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej”, a także popularyzować „idee patriotyczne, postawy proobronne oraz działania na rzecz ochrony środowiska przyrodniczego”.
Władysław Kosiniak-Kamysz wrócił więc do pomysłu, który pojawiał się podczas rządów Zjednoczonej Prawicy.
Nieżyjący już minister środowiska Jan Szyszko proponował, żeby myśliwi byli zaangażowani do obrony terytorialnej.
„Ci ludzie docierają do 85 proc. powierzchni kraju, tam, gdzie nikt nie chodzi. Myśliwy pójdzie wszędzie i zajrzy w każde miejsce. Ma pełną penetrację i znajomość terenu, a do tego świetnie się porusza nocą” – mówił w 2017 roku. „Pamiętajmy, że to 120-130 tys. ludzi świetnie posługujących się bronią. Potrafiących strzelać również do celów ruchomych. Warto więc na to zwrócić uwagę i przyjrzeć się sprawie chłodnym okiem” – dodał.
Podczas konferencji prasowej Władysław Kosiniak-Kamysz nie wyjaśnił, jakie przedsięwzięcia będą współorganizowane przez PZŁ. Porozumienie MON z myśliwymi nie powinno jednak dziwić — szef resortu już podczas kampanii przed wyborami parlamentarnymi deklarował wspieranie PZŁ.
Przed 15 października 2023 spotkał się z myśliwymi, którym mówił, że im więcej posłów i posłanek PSL wejdzie do Sejmu, tym więcej będzie osób głosujących za interesem PZŁ. Zapowiedział m.in. starania o pozwolenie na udział dzieci w polowaniach.
Jedną z pierwszych decyzji nowego rządu dotyczących łowiectwa było powołanie nowego łowczego krajowego — Eugeniusza Grzeszczaka, partyjnego kolegi Władysława Kosiniaka-Kamysza.
Krytycy porozumienia MON z PZŁ wskazują, że myśliwi powodują najwięcej wypadków z użyciem broni. „Mam nadzieję, że zdolność do rozpoznania celu przed strzałem zostanie uzupełniona” – ironicznie skomentował na X prof. Michał Żmihorski, dyrektor Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży. Media (w tym OKO.press) regularnie opisują „pomyłki”, z powodu których z broni myśliwskiej giną zwierzęta chronione, domowe, a nawet ludzie.
Przykłady można mnożyć.
W listopadzie 2021 niedaleko Koszęcina na Śląsku myśliwy z Litwy zabił wilka. Jak wyjaśniał, pomylił go z lisem. We wrześniu 2023 sąd uznał go za winnego i skazał go na pięć miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata.
Również z lisem myśliwy „pomylił” psa Bąbla w miejscowości Tarnawatka-Tartak w Lubelskiem. Sąd skazał go na sześć miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata.
16-letni Imanali z Kazachstanu uczący się w Polsce wymknął się z internatu zespołu szkół zawodowych w Kluczkowicach (woj. lubelskie) z trójką kolegów i poszedł do pobliskiego sadu. Został zastrzelony przez myśliwego, który „myślał, że to dzik”. W sierpniu 2022 sąd prawomocnie skazał myśliwego na cztery lata i dziewięć miesięcy pozbawienia wolności.
Więcej o wypadkach na polowaniach można przeczytać m.in. tutaj:
Przesłuchano 30 świadków, zabezpieczono sprzęt komputerowy i milion złotych w gotówce — informuje rzecznik Prokuratury Krajowej po publikacjach Onetu w sprawie powiązań rządu PiS i marki odzieżowej Red is Bad.
Funkcjonariusze CBA, jeszcze za rządów PiS, zainteresowali się gigantycznymi przelewami z Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych do prywatnych spółek. Od 2020 RARS zarządzał Michał Kuczmierowski – bliski współpracownik Mateusza Morwieckiego. Onet w poniedziałkowej (3 czerwca) publikacji wskazywał: “CBA bez trudu ustaliło, że biznesmenem szczególnie hojnie opłacanym przez Kuczmierowskiego był 31-letni dziś Paweł Szopa, prawnik po Uniwersytecie Warszawskim".
To twórca i właściciel marki odzieżowej Red is Bad (z ang. czerwony jest zły), promującej się jako marka patriotyczna. Ubrania Red is Bad nosi m.in. prezydent Andrzej Duda. Opublikował nawet film z zakupów w firmowym butiku.
Jak dowiedział się Onet, CBA ustaliło, że pracownicy RARS i KPRM “realizują mechanizm przestępczy polegający na zlecaniu zakupu towarów i usług z wyłączeniem ustawy Prawo zamówień publicznych, korzystając powszechnie z zapisów obejmujących jedynie sytuacje wyjątkowe".
Paweł Szopa miał zarabiać nie tylko na sprzedawaniu odzieży patriotycznej. Dostawał od rządu PiS pieniądze za zlecenia, w których nie miał żadnych wcześniejszych doświadczeń:
Po publikacji Onetu głos zabrał rzecznik Prokuratury Krajowej Przemysław Nowak. „Okoliczności współpracy Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych z opisanymi w ww. artykułach podmiotami gospodarczymi są od kilku miesięcy przedmiotem śledztwa prowadzonego przez Śląski Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji w Katowicach Prokuratury Krajowej” – czytamy w oficjalnym komunikacie.
„W toku śledztwa przeprowadzono między innymi przeszukania w siedzibie RARS oraz przeszukania miejsc zamieszkania i firm należących do osób występujących w sprawie, a także przesłuchano około 30 świadków (...) W wyniku tych działań zabezpieczono telefony i komputery służbowe pracowników RARS, jak również inne komputerowe nośniki danych oraz gotówkę w różnych walutach o łącznej wartości około 1.000.000 złotych” – informuje prokurator Nowak.
Prokuratura już wykryła nieprawidłowości, polegające na podejrzeniu „preferencyjnego traktowaniu” niektórych podmiotów, a także akceptacji zbyt wysokich cen oferowanych produktów. Mowa tutaj m.in. o dostawie agregatów prądotwórczych oraz maseczek ochronnych.
„Wątpliwości budzi również fakt, że jeden z dostawców, który swoją działalność zarejestrował zaledwie trzy miesiące przed realizacją zamówienia publicznego, nabył od chińskich podmiotów agregaty prądotwórcze za łączną kwotę około 69.000.000 zł, a następnie sprzedał te same agregaty Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych za kwotę ponad 350.000.000 zł. W kilku przypadkach istnieje także podejrzenie wyboru oferty pomimo braku odpowiedniego doświadczenia oferenta oraz pomimo braku odpowiednich zabezpieczeń wykonania umowy” – czytamy.
Śledztwo jest w toku.