Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
W Stambule po niespełna dwóch godzinach zakończyły się rosyjsko-ukraińskie rozmowy pokojowe. Zgodnie z przewidywaniami – bez postępów w sprawie zawieszenia ognia. Podczas rozmów strona rosyjska miała żądać od Ukraińców wycofania się z ich własnych terytoriów
Były to pierwsze bezpośrednie rozmowy Rosji i Ukrainy od trzech lat. Jak pisze Reuters, według ukraińskiego źródła żądania Rosji są „oderwane od rzeczywistości i wykraczają daleko poza wszystko, co było wcześniej omawiane”. Po raz kolejny Ukraińcy mieli usłyszeć od Rosjan ultimatum: żeby osiągnąć zawieszenie broni, Ukraina ma wycofać się z części własnego terytorium (chodzi o tereny czterech ukraińskich obwodów, które Rosja anektowała, ale nie zajęła w pełni) oraz spełnić inne – również nieakceptowalne – warunki.
Dziennikarz The Economist Oliver Carroll, powołując się na anonimowe źródło, cytuje przewodniczącego rosyjskiej delegacji, który miał mówić: „Nie chcemy wojny, ale jesteśmy gotowi walczyć przez rok, dwa, trzy – jakkolwiek długo to potrwa. Walczyliśmy ze Szwecją przez 21 lat. Jak długo jesteście gotowi walczyć?”
Wcześniej Wołodymyr Zełenski podczas przemówienia na szczycie Europejskiej Wspólnoty Politycznej w Albanii mówił tak:
„Jeśli okaże się, że rosyjska delegacja to tylko teatr, świat musi zareagować. Musi nastąpić potężna reakcja. W tym sankcje wobec rosyjskiego sektora energetycznego i banków. Musimy nadal zwiększać presję, aż do osiągnięcia rzeczywistego postępu. Ukraina jest gotowa podjąć wszelkie realistyczne kroki, aby zakończyć tę wojnę. I potrzebujemy całkowitego zaprzestania zabijania, aby dać dyplomacji prawdziwą szansę”.
Mimo to, że nie osiągnięto zawieszenia broni, strony uzgodniły wymianę jeńców wojennych w formacie „1000 na 1000”. Na razie termin tej dużej wymiany nie jest znany.
Według rosyjskich mediów delegacja rosyjska jest zadowolona z wyników rozmów z Ukrainą i jest gotowa do kontynuowania kontaktów.
Wczoraj (15 maja) Zełenski informował, że w rozmowach będą brać udział pośrednicy Stanów Zjednoczonych oraz Turcji. Natomiast przed spotkaniem 16 maja „w ostatniej chwili” według źródeł RBK-Ukraina strona rosyjska sprzeciwiła się obecności Amerykanów.
Dzisiejsze rozmowy odbywały się w dwóch formatach. Najpierw miało miejsce trójstronne spotkanie pomiędzy Ukrainą, USA i Turcją. Wzięli w nim udział z ukraińskiej strony: szef kancelarii prezydenta Andrij Jermak, minister spraw zagranicznych Andrij Sybiha, minister obrony Rustem Umerow; z amerykańskiej: sekretarz stanu USA Marco Rubio oraz specjalny przedstawiciel USA i Keith Kellogg; oraz z tureckiej: minister spraw zagranicznych Hakan Fidan i przewodniczący Narodowej Organizacji Wywiadowczej Ibrahim Kalin.
(Wcześniej – jak poinformował Jermak – przedstawiciele Ukrainy spotkali się również ze specjalnym przedstawicielem USA Keithem Kelloggiem oraz doradcami liderów Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec w celu skoordynowania stanowisk przed spotkaniem ze stroną rosyjską).
Potem według tureckiej agencji Anadolu na 12.30 (czas lokalny) były zaplanowane rozmowy między Turcją, Rosją i Ukrainą. Strona rosyjska spóźniła się prawie na godzinę.
Przed spotkaniem z Rosjanami Rustem Umerow, minister obrony Ukrainy, który przewodniczy ukraińskiej delegacji poinformował, że Ukraina jest gotowa na całkowite i bezwarunkowe zawieszenie broni oraz do bezpośrednich negocjacji na najwyższym szczeblu – pomiędzy Zełenskim a Putinem.
„Dziś przybyliśmy do Stambułu, aby znaleźć realne drogi do trwałego i sprawiedliwego pokoju” – pisał Umerow. „Pokój jest możliwy tylko wtedy, gdy Rosja jest gotowa podjąć konkretne działania, w tym pełne zawieszenie broni na co najmniej 30 dni i kroki humanitarne, takie jak powrót przymusowo deportowanych ukraińskich dzieci i wymiana jeńców wojennych na zasadzie »wszyscy za wszystkich«”.
Według ukraińskich mediów rozmowy między Rosją a Ukrainą w Stambule odbywają się z pomocą tłumacza (chociaż Ukraińcy rozumieją język rosyjski; jest to demonstracją ukraińskiej tożsamości) i trwały około dwóch godzin.
Dzisiejsze rozmowy inicjował Władimir Putin. W nocy z 10 na 11 maja podczas konferencji prasowej zaproponował wznowienie 15 maja bezpośrednich rozmów z Ukrainą „bez żadnych warunków wstępnych”. Była to jego odpowiedź na ultimatum Ukrainy i przedstawicieli Koalicji Chętnych – Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii i Polski – którzy 10 maja wezwali Rosję do 30-dniowego bezwarunkowego zawieszenia broni od 12 maja, grożąc kolejnymi sankcjami. Pomysł europejskich przywódców poparł również Donald Trump.
Natomiast kiedy Putin swoją propozycją spróbował przejąć inicjatywę, to Trump wsparł potencjalne bezpośrednie spotkanie walczących stron. Ukraina, nie chcąc psuć relacji z amerykańskim prezydentem, zgodziła się na rozmowy w każdym formacie. Zełenski podbił stawkę, wzywając do rozmów Władimira Putina.
Ukraińska delegacja przybyła do Turcji reprezentowana na najwyższym szczeblu, po raz kolejny udowodniła, że dąży do pokoju. Putin się nie stawił, wysłał delegację na poziomie wiceministrów i doradców.
Rosyjskiej delegacji przewodniczył Władimir Medinski, doradcą Putina, który brał udział w rozmowach pokojowych w marcu 2022 roku w Stambule (kiedy Rosja żądała de facto kapitulacji Ukrainy), wśród negocjatorów jest też wiceminister spraw zagranicznych odpowiedzialny za relacje ze Wspólnotą Niepodległych Państw, organizacją regionalną zrzeszającą część byłych republik radzieckich (co ma podkreślać, że Rosja nadal umieszcza Ukrainę w paradygmacie ZSRR). Jest to bardzo istotne, ponieważ Rosja według Medinskiego postrzega dzisiejsze rozmowy „jako kontynuację procesu pokojowego w Stambule, który niestety został przerwany przez stronę ukraińską trzy lata temu”. A tak naprawdę negocjacje zostały zakończone po de-okupacji Kijowszczyzny i odkryciu rosyjskich zbrodni popełnionych na cywilach w Buczy.
Według prezydenta Ukrainy delegacja rosyjska składała się z osób, które nie mają mandatu do podejmowania jakichkolwiek decyzji. A to, że Putin wysłał urzędników niższej rangi, oznacza, że Rosja nie myśli poważnie o negocjacjach. Mimo to Zełenski wysłał do Stambułu 12-osobową delegację podobnej rangi.
Ciekawe jest, jak zmienił swoje stanowisko Donald Trump, który przebywa z wizytą na Bliskim Wschodzie i nie wykluczał, że może się pojawić w Stambule, jeśli przyleci Putin. Wydaje się, że nie był rozczarowany nieobecnością Putina.
„Dlaczego on [Putin] miałby jechać, jeśli mnie tam nie ma? Nie sądziłem, że Putin mógłby to zrobić, gdyby mnie tam nie było” – cytuje 15 maja Trumpa Sky News. Później amerykański prezydent dodał, że „nic się nie wydarzy, dopóki nie spotkamy się z Putinem”.
Jak podaje Reuters, w piątek (16 maja) Trump, wracając do Waszyngtonu po zakończeniu swojej podróży po Zatoce Perskiej, powiedział, że spotka się z prezydentem Rosji Władimirem Putinem, „jak tylko uda się to ustalić”.
Według „Ukraińskiej Prawdy”, która powołuje się na rosyjskie media, rzecznik prezydenta Rosji Dmitrij Pieskow powiedział, że spotkanie Władimira Putina z Donaldem Trumpem jest „konieczne”, „zarówno pod względem dwustronnych stosunków rosyjsko-amerykańskich, jak i poważnej rozmowy na najwyższym szczeblu na temat kwestii międzynarodowych i regionalnych, w tym kryzysu wokół Ukrainy”. Powiedział też, że „trudno jest mówić o przywróceniu partnerstwa z NATO w czasie, gdy Sojusz faktycznie jest w stanie wojny z Rosją”.
Zdaniem ukraińskich ekspertów politycznych obecne negocjacje są imitacją procesu negocjacyjnego. Na razie Putin nie jest gotowy na zakończenie wojny. Poza tym rosyjska gospodarka, która przestawiła się na tory wojenne, nie wytrzymałaby bez wojennych zamówień.
Celem Putina jest gra na czas – pod przykrywką pokojowych intencji armia rosyjska przygotowuje się do letniej kampanii, żeby zająć więcej ukraińskich terytoriów. Do tego takie pozorowane działania ze strony Rosjan mają jak najbardziej opóźnić nałożenie kolejnych sankcji wobec Federacji Rosyjskiej.
Ukraińscy eksperci nie mieli złudzeń co do rezultatów rozmów. Stanowiska Ukrainy i Rosji kardynalnie się różnią.
Zdaniem Witalija Portnikowa, ukraińskiego dziennikarza i analityka politycznego, wydarzenia w Stambule tylko przybliżyły spotkanie Putina i Trumpa. Pozostaje pytanie, jak zachowa się Donald Trump w sytuacji, kiedy Ukraina demonstruje, że pragnie trwałego pokoju, ale nie jest gotowa na kapitulację.
Mimo negocjacji pokojowych armia rosyjska codziennie kontynuuje ataki na ukraińskie miasta.
Przeczytaj także:
Kto odpowiada za reklamy promujące kandydata KO? Hołownia chce wyjaśnień od Trzaskowskiego, Trzaskowski odpowiada: „To nie my”. O szczegółowe informacje od służb, jeszcze przed ciszą wyborczą, apeluje do ABW prezydent Andrzej Duda
W środę 14 maja Instytut NASK ostrzegał o możliwości zagranicznej ingerencji w wybory. Chodziło o anonimowe spoty promujące w mediach społecznościowych kandydata Koalicji Obywatelskiej Rafała Trzaskowskiego i krytykujące jego przeciwników — Sławomira Mentzena i Karola Nawrockiego.
Portal Wirtualna Polska w opublikowanym 15 maja tekście wskazał, że za całą akcją mogą stać osoby związane z organizacją Akcja Demokracja i jej zagranicznymi partnerami (węgierską firmą Estratos). Jednak z ustaleń OKO.press wynika, że zagraniczne tropy prowadzą do Stanów Zjednoczonych, ale o tym niżej, bo sprawa żyje swoim politycznym rytmem.
W piątek 16 maja o wyjaśnienia zaapelował do Rafała Trzaskowskiego kandydat Trzeciej Drogi Szymon Hołownia. „Rafał Trzaskowski ma czas do dzisiaj do końca dnia, żeby jasno się w tej sprawie wypowiedzieć. W każdym sztabie może się zdarzyć ktoś, nad kim ktoś nie zapanuje, (...) natomiast my musimy mieć przede wszystkim świadomość, czy mamy wspólnotę wartości” – mówił Hołownia na antenie RMF FM. W mediach społecznościowych opublikował również wpis w tej sprawie. „Polskiego prezydenta wybierają Polacy. Zagraniczna ingerencja w nasz wybór jest tak samo niedopuszczalna, gdy pochodzi z Austrii, Węgier i znanych NGO, jak gdy pochodzi z Rosji i Chin. Karty na stół, sztabie kandydata PO – na szali jest uczciwość wyborów i uwaga pisowskich sędziów, którzy czyhają na preteksty, by unieważnić wybory” – napisał Szymon Hołownia.
Rafał Trzaskowski podczas rozmowy z dziennikarzami powiedział, że to nie jego sztab jest odpowiedzialny za kampanię w sieci. „Wyjaśnienia powinny płynąć ze strony samego NASK-u i tych wszystkich służb, które to nadzorują oraz ewentualnie fundacji, które taką kampanię organizują” – mówił kandydat KO. „Dzisiaj jest bardzo trudno rozpoznać, kto organizuje jaką kampanię – na pewno nie jesteśmy to my i to jest najważniejsze” – dodał Trzaskowski.
Temat mocno rozgrywa Prawo i Sprawiedliwość. Podczas piątkowej konferencji prasowej Radosław Fogiel przekonywał, że to największy po '89 roku skandal związany z próbą ingerencji w wybory. „Mamy do czynienia z wydawaniem setek tysięcy złotych poza kontrolą na reklamy w mediach społecznościowych, reklamy atakujące Karola Nawrockiego i Sławomira Mentzena i promujące, wychwalające pod niebiosa Rafała Trzaskowskiego. Wszystko to poza reżimem Kodeksu wyborczego” – mówił Fogiel.
PiS uważa, że pu publikacji Wirtualnej Polski służby powinny wejść do siedziby Akcji Demokracji, żeby zabezpieczyć materiały. „Zamiast tego mamy bezczynność instytucji” – mówił Fogiel.
W sprawę zaangażowała się też Kancelaria Prezydenta. Andrzej Duda chce, żeby ABW jeszcze dziś, w piątek 16 maja przed ciszą wyborczą przekazało mu informacje o działaniach podjętych przez służby w sprawie ewentualnego nielegalnego finansowania kampanii wyborczej.
Akcja Demokracja tłumaczy, że ich udział w tworzeniu anonimowych spotów polegał wyłącznie na pomaganiu zagranicznemu partnerowi w znalezieniu chętnych do nagrań w ramach kampanii profrekwencyjnej. „Zapewne powinniśmy wykazać się większą czujnością i uważnością” – mówił Bogumił Kolmasiak z Akcji Demokracji. – „Zajęci swoimi akcjami zostaliśmy jako fundacja wykorzystani do pośrednictwa przy znalezieniu chętnych do nagrań”. Zagranicznym partnerem, na którego wskazuje Akcja Demokracja jest firma Estratos z siedzibą w Wiedniu. Założona przez dwóch Węgrów: Ádáma Ficsora (ministra ds. służb specjalnych w rządzie Gordona Bajnaia, który rządził przed Victorem Orbánem) i Viktora Szigetvaria. Estratos zajmuje się cyfrowym marketingiem politycznym. Jak podało WP: „Większościowym udziałowcem Estratosa jest fundusz Higher Ground Labs Fund III LP, powiązany z amerykańską Partią Demokratyczną”.
Jak pisała w OKO.press Anna Mierzyńska, osoba reprezentująca Estratosa, która poinformowała Akcję Demokracja o poszukiwaniu chętnych do nagrań, prawdopodobnie nie jest pracownikiem, lecz zewnętrznym współpracownikiem Estratosa. Jednocześnie współpracuje też z innymi podmiotami. Estratos był jednym z nich. Nie wiadomo więc na pewno, czy akurat ta firma zleciła nagranie spotów, czy było to zlecenie uzyskane od kogoś innego. Jak ustaliliśmy, osoba reprezentująca Estratosa to amerykański konsultant polityczny, związany z amerykańską agencją PR, która działa w Europie Środkowo-Wschodniej. Jego udział (lub jego pracowników) w opisywanej akcji reklamowej oznaczałby, że w powstanie i opublikowanie reklam na Facebooku mogą być zaangażowane podmioty ze Stanów Zjednoczonych.
Więcej w tekście Anny Mierzyńskiej:
Przeczytaj także:
Nie akt serca, ale interes. Nie prezent, ale pożyczka. Nie umowa sporządzona u notariusza, ale w areszcie z udziałem notariusza. Codziennie na światło dzienne wychodzą nowe okoliczności przejęcia przez Karola Nawrockiego kawalerki w Gdańsku
Umowa na wykup 28-metrowej kawalerki została zawarta z panem Jerzym Ż. w areszcie. Tak wynika z dokumentów, którym przyjrzał się Onet. 6 maja pokazał je na konferencji prasowej Przemysław Czarnek. Twierdził, że 24 stycznia 2012 roku obie strony – Jerzy Ż. oraz Karol i Marta Nawroccy – stanęli przed notariuszem w Gdańsku.
Problem w tym, że mężczyzna przebywał wówczas w areszcie na ul. Kurkowej 12. Z informacji mediów wynika, że było to dokładnie w okresie od 19 listopada 2011 roku do 17 maja 2012 roku. A to oznacza, że Nawroccy musieli przyprowadzić notariusza do aresztu, żeby podpisać akt notarialny na zakup mieszkania. Sprawą ma zająć się Izba Notarialna w Gdańsku.
To kolejny kompromitujący szczegół w wielowątkowej aferze z gdańską kawalerką. W czwartek 15 maja dziennikarze „Gazety Wyborczej” ujawnili, że pieniądze na wykup mieszkania komunalnego od gminy z 90 proc. bonifikatą Jerzy Ż. dostał od Nawrockich jako wysoko oprocentowaną pożyczkę, niewiele niższą niż lichwiarskie stawki nielegalnie działających na rynku firm. Karol Nawrocki chciał, żeby pan Jerzy, utrzymujący się z pomocy społecznej, spłacał 20-proc. odsetki (2,4 tys. zł rocznie).
Umowa datowana jest na 15 lutego 2010 roku i została podpisana w Gdańsku. Znalazła się w materiałach zabezpieczonych przez prokuraturę po tym, jak trafiło do niej zawiadomienie o możliwym oszustwie, jakiego miał dopuścić się Nawrocki wobec pana Jerzego. Dokumenty pokazują, że Karol Nawrocki – wbrew swoim deklaracjom – od początku uczestniczył w procederze wykupu miejskiej kawalerki, a na dodatek nie robił tego bezinteresownie.
Kandydat popierany przez PiS uchyla się od odpowiedzi na szczegółowe pytania. W oczach własnego elektoratu ma go ratować gest przekazania mieszkania na cele charytatywne (kawalerka trafi do Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Dobroczynnego w Gdyni) oraz syndrom oblężonej twierdzy. Ostatnie przedwyborcze sondaże nie wskazują na to, żeby afera, która stawia Karola Nawrockiego w coraz gorszym świetle, realnie zaszkodziła mu w wyborach.
Przeczytaj także:
Jest to pierwsze bezpośrednie spotkanie od ponad trzech lat. Negocjacje będą prowadzone na niższym szczeblu niż planowano
Na zdjęciu u góry: Szef rosyjskiej delegacji i doradca Putina, Władimir Medinski, w towarzystwie wiceministra spraw zagranicznych Michaiła Galuzina (po lewej) i szefa rosyjskiego wywiadu wojskowego (GRU) Igora Kostiukowa (po prawej), rozmawia z prasą przed planowanym spotkaniem delegatów ukraińskich, amerykańskich i rosyjskich w Stambule 15 maja 2025 r. Fot. Fot. Yasin Akgul / AFP
Według tureckiej agencji Anadolu o 10.45 (czas lokalny) powinno rozpocząć się trójstronne spotkanie, w którym wezmą udział przedstawiciele Turcji, USA oraz Ukrainy.
Na 12.30 (czas lokalny) zaplanowano rozmowy między Turcją, Rosją i Ukrainą. Spotkania odbędą się w Pałacu Dolmabahçe.
Jak pisaliśmy wcześniej, negocjacje będą prowadzone na niższym poziomie, ponieważ Władimir Putin – który zainicjował rozmowy – nie przybył do Stambułu. Rosyjskiej delegacji przewodniczy Władimir Medinski, doradcą Putina. (Medinski brał udział w rozmowach pokojowych w 2022 roku w Stambule, które zostały zakończone po odkryciu masowych grobów w Buczy). W jej skład wchodzą m.in. wiceminister spraw zagranicznych odpowiedzialny za relacje ze Wspólnotą Niepodległych Państw, organizacją regionalną zrzeszającą część byłych republik radzieckich, wiceminister obrony narodowej, dyrektor GRU, wywiadu wojskowego Federacji Rosyjskiej.
Natomiast ukraińska delegacja przybyła do Turcji reprezentowana na najwyższym szczeblu.
Według Zełenskiego Rosja po raz kolejny pokazała, że nie jest gotowa do zakończenia wojny, okazując przy tym pogardę Turcji i Stanom Zjednoczonym. Zdaniem ukraińskiego prezydenta delegacja rosyjska składała się z osób, które nie mają mandatu do podejmowania żadnych decyzji.
Wołodymyr Zełenski, który czekał osobiście na Putina w Turcji, wieczorem 15 maja po spotkaniu z prezydentem Turcji Recepem Tayyipem Erdoğanem w Ankarze, zdecydował jednak wysłać ukraińską delegację do Stambułu, „aby nie stracić kruchej szansy na negocjacje”, „a jednocześnie chcąc podjąć przynajmniej pierwsze kroki w kierunku deeskalacji, w kierunku zawieszenia broni” oraz z „z szacunku” dla prezydentów USA i Turcji.
Na czele ukraińskie delegacji stanął minister obrony Rustem Umerow. Łącznie z ukraińskiej strony w proces negocjacji zaangażowanych będzie 12 osób, m.in. wiceminister spraw zagranicznych, zastępcy wywiadów, zastępca szefa sztabu generalnego.
Według Reutersa, Stany Zjednoczone będzie reprezentował dyrektor ds. planowania polityki w Departamencie Stanu USA Michael Anton.
W nocy z 10 na 11 maja podczas konferencji prasowej Putin zaproponował wznowienie 15 maja bezpośrednich rozmów z Ukrainą „bez żadnych warunków wstępnych”. Była to jego odpowiedź na ultimatum Ukrainy i przedstawicieli Koalicji Chętnych – Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii i Polski – którzy 10 maja wezwali Rosję do 30-dniowego bezwarunkowego zawieszenia broni od 12 maja, grożąc kolejnymi sankcjami. Potencjalne spotkanie poparł również prezydent USA Donald Trump, więc Ukraina zgodziła się na rozmowy w każdym formacie.
Ukraina w Stambule będzie wymagać od Rosji 30-dniowego zawieszenia broni. Strona rosyjska postrzega dzisiejsze rozmowy „jako kontynuację procesu pokojowego w Stambule, który niestety został przerwany przez stronę ukraińską trzy lata temu”. Wówczas Rosja wymagała de facto kapitulacji Ukrainy. Jak pisaliśmy wcześniej w OKO.press, sama propozycja spotkania w Stambule nie świadczy o tym, że Rosja zmieniła swoje cele.
Przeczytaj więcej w OKO.press:
Przeczytaj także:
„Nie odpuszczamy. Nie jest tak, że tylko udzieliliśmy z mężem wywiadu i na tym koniec” – mówi pani Anita w najnowszym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”
W marcu „Gazeta Wyborcza” opisała historię pani Anity, kobiety, której ciążę terminowano w szpitalu w Oleśnicy w późnym stadium, bo w 37. tygodniu. Zabieg wykonano z przesłanki zagrożenia życia i zdrowia matki w związku z ciężką wadą płodu, u którego stwierdzono wrodzoną łamliwość kości. Wcześniej lekarze tygodniami mieli przekazywać kobiecie sprzeczne diagnozy. Po ujawnieniu najgorszego rokowania została ona wbrew swojej woli zamknięta w izolatce szpitala psychiatrycznego.
Po upublicznieniu historii największy hejt wylał się na lekarkę, która dokonała terminacji – dr Gizelę Jagielską, jedną z nielicznych ginekolożek, które otwarcie opowiadają w Polsce o tym, że przeprowadzają zabiegi aborcji. Ale także pani Anita przez prawicową część opinii publicznej została okrzyknięta „morderczynią”.
16 maja, po niespełna dwóch miesiącach od pierwszego wywiadu, pani Anita zabrała głos. W wideo rozmowie dla Wyborczej opowiada, że po samej publikacji dostała dużo wsparcia. Sytuacja zmieniła się, gdy do szpitala w Oleśnicy wtargnął Grzegorz Braun. Wówczas w sieci pojawiło się dużo dezinformacji. „Nigdzie głośno nie zostało powiedziane, że pożegnałam dziecko w dziewiątym miesiącu, bo byłam okłamywana co do stopnia wrodzonej łamliwości kości. Przebiły się jedynie informacje o lekarce z Oleśnicy, która »zabiła«. Większość internetowych trolli nawet nie zadała sobie trudu, by przeczytać artykuł i sprawdzić rzetelność przekazywanych przez siebie informacji. Ocenili sytuację na podstawie nagłówków” – opowiada pani Anita. I dalej: „Moje dziecko cierpiało już w brzuchu. W miejscu, gdzie dziecku powinno być najlepiej i najbezpieczniej. Mój Felek już wtedy się łamał, już wtedy odczuwał ból. Boję się pomyśleć, jakie katusze czekałyby go, gdyby się urodził”.
Kobieta zamierza dalej walczyć o sprawiedliwość. Przed sądami toczy się już postępowanie o bezpodstawne zamknięcie pani Anity na oddziale psychiatrycznym (temu wątkowi przyglądał się też Rzecznik Praw Pacjenta). Będą też kolejne pozwy – za to, że przez 16 tygodni kobieta była wprowadzana w błąd w sprawie rokowań dziecka. „Nie odpuszczamy. Nie jest tak, że tylko udzieliliśmy z mężem wywiadu i na tym koniec. Chcemy, żeby osoby, które zgotowały nam ten koszmar, poniosły za to odpowiedzialność” – deklaruje pani Anita.
Głos zabrała też dr Gizela Jagielska ze szpitala w Oleśnicy. W wywiadzie dla Wysokich Obcasów opowiada, że nie zamierza przestać pomagać kobietom, bo aborcja jest częścią położnictwa. „Zamierzam – tak jak do tej pory – działać zgodnie z najnowszą wiedzą medyczną i polskim prawem” – deklaruje.
Pytana o groźby pod swoim adresem, odpowiada, że ludzie potrafią być zaślepieni, a praca lekarza jest niebezpieczna. „Udowodniły to też ostatnie wydarzenia z Krakowa, gdzie pacjent zabił naszego kolegę, lekarza. Niebezpieczne może być nawet zaproponowanie pacjentowi innego leczenia niż to, które on sobie wyobraża” – mówi dr Jagielska.
Jako najbardziej poruszający wyraz wsparcia opisuje telefon od księdza. „Zadzwonił do szpitala, by powiedzieć, że jest mu szalenie wstyd za to, co robią inni księża i zadeklarowani katolicy [jeden z księży został zatrzymany przez policję za hejt pod adresem dr Jagielskiej]. Drugi napisał do mnie obszernego maila i podzielił się własnymi doświadczeniami, bo też pracuje w ochronie zdrowia. To bardzo budujące” – opowiada kobieta.
Po upublicznieniu sprawy w mediach prokuratura wszczęła postępowanie mające wyjaśnić, czy w Oleśnicy nie doszło do wykonania aborcji z naruszeniem prawa. Wątpliwości opinii publicznej budził fakt, że do terminacji ciąży doszło tak późno, a przed wywołaniem porodu płodowi podano dosercowo chlorek potasu. Należy jednak przypomnieć, że aborcja ze względu na zagrożenie życia i zdrowia matki jest dozwolona do ostatniego dnia ciąży. Zdrowiem matki jest także zdrowie psychiczne, co potwierdzają opublikowane przez Ministerstwo Zdrowia w 2024 roku wytyczne dotyczące przerywania ciąży. Aborcje płodów obarczonych poważnymi wadami, które możliwe były przed wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 2020 roku z mocy tzw. przesłanki embriopatologicznej, obecnie realizowane są często właśnie w ramach przesłanki dotyczącej zdrowia. Pisała o tym szczegółowo w OKO.press Dominika Sitnicka.
Przeczytaj także: