Anna Mierzyńska
Anna Mierzyńska
Kto stoi za anonimowymi reklamami, publikowanymi na Facebooku na rzecz Rafała Trzaskowskiego? Instytut NASK ostrzegł, że może to być zagraniczna ingerencja w wybory. Facebook tego nie potwierdził. Z ustaleń OKO.press wynika jednak, że akcja może mieć wymiar międzynarodowy, a tropy prowadzą do USA
W środę, 14 maja 2015, państwowy Instytut NASK ostrzegł o możliwej zagranicznej ingerencji w kampanię prezydencką. Chodziło o reklamy kampanijne wykupowane na Facebooku przez anonimowych sponsorów. Opisywaliśmy je w raportach OKO.press od końca kwietnia, wskazując, iż mamy do czynienia z niejasną sytuacją. Oto kilkaset tysięcy złotych zostało wydanych na reklamy wspierające Rafała Trzaskowskiego, a uderzające w jego bezpośrednich konkurentów – Sławomira Mentzena i Karola Nawrockiego. I nie wiadomo, kto wyłożył te pieniądze.
Zareagowała na to firma Meta, właściciel Facebooka. Poinformowała, że konta są administrowane z Polski i nie ma śladów prowadzących za granicę. Jednocześnie portal Wirtualna Polska w opublikowanym w czwartek 15 maja tekście wskazuje, że za całą akcją mogą stać osoby związane z organizacją Akcja Demokracja i jej zagranicznymi partnerami. Autorzy artykułu z WP wskazali na węgierską spółkę Estratos, bo to z nią wcześniej współpracowała polska organizacja.
Jednak, jak ustaliło OKO.press, sprawa może być bardziej skomplikowana i wielopiętrowa.
Z naszych ustaleń wynika, że zagraniczne tropy prowadzą do Stanów Zjednoczonych.
Choć niekoniecznie akurat stamtąd pochodziły pieniądze na reklamy.
Co tydzień w piątek publikujemy raporty zawierające bieżące informacje na temat kampanii prezydenckiej w sieci. Analizujemy aktywność w mediach społecznościowych, związaną z czterema kandydatami, którzy zyskują dziś najwyższe wyniki w sondażach opinii publicznej. Są to: Rafał Trzaskowski, Karol Nawrocki, Sławomir Mentzen i Szymon Hołownia. Jeśli nastąpią zmiany w czołówce prezydenckiego wyścigu, zaktualizujemy nazwiska.
Sieciową aktywność kandydatów opisujemy przede wszystkim na podstawie danych z dwóch platform: Facebooka i Instagrama, nie zapominając o YouTube i TikToku. Platforma X, ze względu na utrudnienia w dostępie do danych oraz brak przejrzystości, została pominięta. Korzystamy także z innych narzędzi monitoringu internetu (szczegóły metodologiczne na końcu raportu) oraz z zestawień reklam politycznych.
Najważniejsze nie są dla nas liczby na kontach polityków, bo te są łatwe do zmanipulowania. Skupiamy się na zjawiskach nietypowych, rodzących podejrzenia o niedopuszczalną ingerencję. Analizujemy także wydatki na reklamy w internecie.
Wyjaśnijmy wszystko po kolei. W całej sprawie chodzi o dwa fanpage`e, założone na Facebooku pod koniec marca: „Stół Dorosłych” i „Wiesz Jak Nie Jest”. W raportach z sieci w OKO.press opisywałam je od końca kwietnia. Z tygodnia na tydzień konta wydawały coraz większe pieniądze. W piątek 9 maja w OKO.press wskazałam, że w ciągu zaledwie tygodnia wydały one na promowane posty polityczne więcej niż jakikolwiek komitet wyborczy.
14 maja, w dniu wydania ostrzeżenia przez NASK, wiadomo było, że w ostatnim miesiącu „Wiesz Jak Nie Jest” wydało prawie 286 tysięcy zł, a „Stół Dorosłych” – ponad 141 tys. zł. Najdroższe pojedyncze promowane posty kosztowały nawet 40 tys. zł i miały milionowe zasięgi.
Konto „Wiesz Jak Nie Jest” publikowało reklamy z treściami atakującymi Sławomira Mentzena oraz Karola Nawrockiego. Była to seria spotów, w których wypowiadały się konkretne osoby, głównie kobiety, nagrywane na ulicy. Mówiły o swoich poglądach. Niektóre mówiły o tym, dlaczego obawiają się rządów Mentzena albo PiS. Inne obśmiewały kandydata Konfederacji. „Nawet najbardziej konserwatywni faceci uważają, że to jest obciachowe” – mówi jedna z kobiet, odnosząc się do nieumiejętności usmażenia jajecznicy przez Mentzena.
Natomiast konto „Stół Dorosłych” publikowało materiały na rzecz Rafała Trzaskowskiego. Były to albo fragmenty wystąpień publicznych Trzaskowskiego, albo specjalnie przygotowane spoty. Przy czym spoty te wizualnie wyglądały dziwnie. Treści wyborcze były w nich prezentowane na tle nagrania przedstawiającego przygotowywanie jedzenia.
Analizując konta oraz powiązane z nimi strony internetowe, wskazałam, iż
podane w rejestrach dane adresowe były fałszywe,
zaś sposób prezentowania danych płatnika w raporcie reklam firmy Meta wskazuje na obchodzenie przepisów unijnych oraz regulaminu platformy społecznościowej.
Nie znalazłam jednak śladów wskazujących, że reklamy są finansowane z zagranicy. Ale NASK uznał, że może być inaczej. W komunikacie Instytut ostrzegał:
„Ośrodek Analizy Dezinformacji NASK zidentyfikował reklamy polityczne na platformie Facebook, które mogą być finansowane z zagranicy. Materiały wyświetlane były na obszarze Polski. Zaangażowane w kampanię konta reklamowe w ciągu ostatnich siedmiu dni wydały na materiały polityczne więcej niż jakikolwiek komitet wyborczy”.
Na te ostrzeżenia zareagowała firma Meta, właściciel Facebooka. W oświadczeniu przesłanym Polskiej Agencji Prasowej poinformowała, że
nie znalazła dowodów na zagraniczną ingerencję we wskazane reklamy.
„Każdy użytkownik, który chce publikować na naszych platformach reklamy związane z kwestiami społecznymi, wyborami lub polityką, musi przejść proces weryfikacji, aby potwierdzić swoją tożsamość oraz fakt, że rezyduje w kraju, w którym zamieszcza te reklamy. Z naszych ustaleń wynika, że administrator powiązany z tymi stronami potwierdził swoją tożsamość i znajduje się w Polsce. Nie znaleźliśmy żadnych dowodów na zagraniczną ingerencję” – napisano.
Prawnie wygląda to tak: jeśli reklamy są finansowane przez osoby z Polski, akcja nie narusza przepisów o finansowaniu kampanii. Po nowelizacji kodeksu wyborczego przez PiS w 2018 roku, agitację wyborczą, także płatną, może w Polsce prowadzić każdy, nie tylko komitety wyborcze. W OKO.press wielokrotnie podkreślaliśmy, że tak zmienione prawo negatywnie wpływa na przejrzystość finansowania kampanii wyborczej – i właśnie taką sytuację obserwujemy. Dodajmy, że nie jest to pierwszy przypadek niejasności w finansowaniu kampanii.
Natomiast jeżeli reklamy są finansowane przez kogoś z zagranicy, to mamy naruszenie prawa i niedozwoloną ingerencję w wybory. Agitować wyborczo nie może bowiem nikt, kto nie jest uprawniony do głosowania.
Finansowanie kampanii przed podmioty zagraniczne może naruszać integralność wyborów.
Dlatego tak ważne jest ustalenie, kto stoi za opisywanymi reklamami.
W czwartek, 15 maja, portal WP poinformował, że zidentyfikował trzy osoby występujące w spotach publikowanych przez anonimowe konta. Autorzy materiału ustalili, że są to wolontariusze związani z organizacją Akcja Demokracja.
„Zarząd Akcji Demokracja przyznał, że pracownik fundacji pomagał zagranicznemu partnerowi w znalezieniu chętnych do wzięcia udziału w nagraniach. W nadesłanej odpowiedzi czytamy: »Zrobiliśmy uprzejmość firmie, z którą stale współpracujemy i na tym skończyła się nasza rola. (…) Nie wiązało się to z żadnymi formalnymi decyzjami władz organizacji« – informuje WP.
Tą zagraniczną firmą miała być, jak wskazuje WP, spółka Estratos Digital GmbH z siedzibą w Wiedniu. Założona przez dwóch Węgrów: Ádáma Ficsora (ministra ds. służb specjalnych w rządzie Gordona Bajnaia, który rządził przed Victorem Orbánem) i Viktora Szigetvaria. Estratos zajmuje się cyfrowym marketingiem politycznym. Jak podało WP: „Większościowym udziałowcem Estratosa jest fundusz Higher Ground Labs Fund III LP, powiązany z amerykańską Partią Demokratyczną”.
OKO.press w rozmowie z Bogumiłem Kolmasiakiem, członkiem zarządu Akcji Demokracji, zapytało o szczegóły sytuacji związanej ze spotami wykorzystanymi w anonimowej kampanii reklamowej.
„W działalności naszej fundacji używamy narzędzi technologicznych, między innymi do prowadzenia mailingów. Na jednym z zebrań pojawiła się informacja od współpracownika naszego zagranicznego partnera, który pomagał nam w sprawie mailingów, że szuka chętnych do nagrania spotów profrekwencyjnych, związanych z działalnością skrajnej prawicy w Polsce” – mówił Kolmasiak. – „Tematykę spotów uznaliśmy za zgodną z naszymi wartościami. Aktywistom została przekazana informacja, że takie spoty są kręcone i jeśli ktoś jest chętny, może się zgłosić”.
Na tym udział Akcji Demokracji w całej sprawie miał się zakończyć.
Spoty, konta i same reklamy, jak zapewnia Kolmasiak, nie miały już z fundacją nic wspólnego i nie były przez nią realizowane.
„Mamy własne akcje profrewencyjne, w sieci, na billboardach, mamy ulotki i plakaty” – podkreśla. Przyznaje, że fundacja nie dopytywała o szczegóły spotów, o których mówił współpracownik zagranicznego partnera.
„Zapewne powinniśmy wykazać się większą czujnością i uważnością” – mówi. – „Zajęci swoimi akcjami zostaliśmy jako fundacja wykorzystani do pośrednictwa przy znalezieniu chętnych do nagrań”.
Zagranicznym partnerem, o którym mówi Kolmasiak, rzeczywiście była wiedeńska spółka Estratos, którą opisała Wirtualna Polska. Ale w tym miejscu sprawa się komplikuje. Jak ustaliło OKO.press, osoba reprezentująca Estratosa, która poinformowała Akcję Demokracja o poszukiwaniu chętnych do nagrań, prawdopodobnie nie jest pracownikiem, lecz zewnętrznym współpracownikiem Estratosa. Jednocześnie współpracuje też z innymi podmiotami. Estratos był jednym z nich. Nie wiadomo więc na pewno, czy akurat ta firma zleciła nagranie spotów, czy było to zlecenie uzyskane od kogoś innego.
Jak ustaliliśmy, osoba reprezentująca Estratosa to amerykański konsultant polityczny, związany z amerykańską agencją PR, która działa w Europie Środkowo-Wschodniej. Przesłaliśmy mu pytania dotyczące jego zaangażowania w kampanię w Polsce, czekamy na odpowiedzi.
UPDATE: W oryginalnym materiale 15 maja błędnie podaliśmy nazwę podmiotu, z którym miał być związany współpracownik Estratosa. 16 maja wprowadziliśmy w tym zakresie poprawkę. Nie ma ona wpływu na główne ustalenia, zawarte w tym materiale. Widoczny wyżej tekst jest już zaktualizowany.
Jego udział (lub jego pracowników) w opisywanej akcji reklamowej oznaczałby, że
w powstanie i opublikowanie reklam na Facebooku mogą być zaangażowane podmioty ze Stanów Zjednoczonych.
A przynajmniej, że właśnie w tym kierunku prowadzą ślady.
To ustalenie jest w pewnym stopniu spójne z tym, co podał portal WP. Przypomnijmy: w materiale WP wspomniano, iż większościowym udziałowcem wiedeńskiej spółki Estratos jest amerykański fundusz Higher Ground Labs Fund III LP. Fundusz ten na swojej stronie internetowej wskazuje, że „finansuje technologię, która pomaga kandydatom wygrywać” i jest powiązany z amerykańską Partią Demokratyczną. Założono go w USA w 2017 roku, aby po pierwszym zwycięstwie Donalda Trumpa wspomóc środowiska demokratyczne za pomocą nowoczesnych technologii. Jego celem była i jest mobilizacja wyborców demokratycznych.
Szefami organizacji są: Betsy Hoover, Andrew McLaughlin i Shomik Dutta.
Wszyscy współpracowali wcześniej z byłym prezydentem USA Barackiem Obamą w jego kampaniach wyborczych w 2008 i 2012 roku.
Dodajmy do tego, że Barack Obama właśnie przebywa w Polsce na poznańskim Kongresie Impact 2025. Mają się z nim spotkać niektórzy ministrowie obecnego polskiego rządu. Z oficjalnych informacji wynika jednak, że nie będzie spotkania z Rafałem Trzaskowskim.
Wróćmy do zagranicznych spółek. Wiedeński Estratos, związany z prodemokratycznym amerykańskim funduszem, był zaangażowany we wspieranie węgierskiej opozycji podczas wyborów parlamentarnych na Węgrzech w 2022 roku. Spółka miała wtedy inną nazwę – Datadat.
Jak opisywał węgierski portal 24.hu: „Datadat działał jako swego rodzaju agencja w ramach kampanii opozycyjnej. »Zwracaliśmy się do nich, gdy potrzebowaliśmy filmu lub kampanii na Facebooku, a oni się tym zajmowali, produkowali i dostarczali«”.
Zaangażowanie Estratosa na Węgrzech może wskazywać, że amerykański fundusz korzysta z krajowych podmiotów, by za ich pośrednictwem wspierać demokratyczne partie w danym kraju. To wyjaśniałoby, dlaczego według firmy Meta w danych dotyczących anonimowych reklam na Facebooka nie ma śladów zagranicznej aktywności.
Po prostu reklamy opłaca polski podmiot, tyle że prawdopodobnie współpracuje z Amerykanami.
Czy robi to za pośrednictwem wiedeńskiej spółki, czy nie – tego nie wiemy. Podobnie jak nie wiemy, czyje są pieniądze wyłożone na reklamy na Facebooku. Ewentualna współpraca z zagranicznymi partnerami nie oznacza bowiem automatycznie, że to oni przekazali pieniądze. Tego rodzaju ustaleniami powinny zająć się uprawnione do tego organy. Instytut NASK powiadomił o sprawie Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Wybory
Rafał Trzaskowski
Akcja Demokracja
kampania prezydencka
kampania w internecie
raport z sieci
reklamy facebook
wybory prezydenckie
Analityczka mediów społecznościowych, ekspertka. Specjalizuje się w analizie zagrożeń informacyjnych, zwłaszcza rosyjskiej dezinformacji i manipulacji w sieci. Autorka książki „Efekt niszczący. Jak dezinformacja wpływa na nasze życie” oraz dwóch poradników na temat zwalczania dezinformacji. Z OKO.press współpracuje jako autorka zewnętrzna. Pisze o dezinformacji, bezpieczeństwie państwa, wojnie informacyjnej oraz o internetowych trendach dotyczących polityki. Zajmuje się też monitorowaniem ruchów skrajnie prawicowych i antysystemowych.
Analityczka mediów społecznościowych, ekspertka. Specjalizuje się w analizie zagrożeń informacyjnych, zwłaszcza rosyjskiej dezinformacji i manipulacji w sieci. Autorka książki „Efekt niszczący. Jak dezinformacja wpływa na nasze życie” oraz dwóch poradników na temat zwalczania dezinformacji. Z OKO.press współpracuje jako autorka zewnętrzna. Pisze o dezinformacji, bezpieczeństwie państwa, wojnie informacyjnej oraz o internetowych trendach dotyczących polityki. Zajmuje się też monitorowaniem ruchów skrajnie prawicowych i antysystemowych.
Komentarze