Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Co najmniej 10 osób zginęło podczas dzisiejszego rosyjskiego ataku. W Charkowie pod gruzami ratownicy znaleźli całą rodzinę. Zniszczenia są też w Zaporożu, Sumach, Odessie – drony uderzyły w infrastrukturę cywilną i energetyczną.
Nad ranem 18 sierpnia rosyjskie wojska przeprowadziły atak na ukraińskie miasta. W Charkowie pięć dronów Gerań-2 z różnych stron uderzyło w pięciopiętrowy blok mieszkalny. Na ostatnim piętrze zginęła cała rodzina: mężczyzna z kobietą, 16-letni chłopiec i jego półtoraroczna siostrzyczka. Wcześniej do rodziny w odwiedziny przyjechała babcia. Jej ciało również znaleziono w gruzach. Wskutek ataku w Charkowie zginęło co najmniej siedem osób, 20 zostało rannych, w tym sześcioro dzieci.
„Niestety, przyzwyczailiśmy się już do wojny, przyzwyczailiśmy się do podstępnych ataków wroga w nocy i o świcie. Za każdym razem po prostu jedziemy wykonywać swoją pracę i zbierać dowody tych zbrodni wojennych Rosjan. Ale po takich atakach, jak dzisiaj, brakuje słów. Świadomie niszczą zwykły wielopiętrowy budynek mieszkalny – jeden dron wleciał do mieszkania na drugim piętrze, a cztery na ostatnim, gdzie ludzie po prostu nie mieli szans na przeżycie” – napisał Serhij Bołwinow, szef Wydziału Śledczego Policji w Charkowie.
W Zaporożu rosyjski atak zabił trzy osoby. 23 osoby zostały ranne, wiele osób jest w stanie ciężkim, w tym 17-letni chłopiec.
Prezydent Zełenski nazwał ten atak „absolutnie pokazowym i cynicznym”.
„To świadome zabójstwo ludzi przez Rosjan, zabójstwo dzieci” – napisał Zełenski. I dalej:
„Rosyjska machina wojenna mimo wszystko nadal niszczy życie. Putin będzie zabijał, aby nadal wywierać presję na Ukrainę, Europę i aby zniweczyć wysiłki dyplomatyczne. Właśnie dlatego tak bardzo czekamy na pomoc w powstrzymaniu zabijania. Właśnie dlatego potrzebne są niezawodne gwarancje bezpieczeństwa. Właśnie dlatego Rosja nie może otrzymać żadnej nagrody za tę wojnę. Wojnę trzeba zakończyć. I to właśnie Moskwa musi usłyszeć »stop«”.
Rosyjski atak ma miejsce tuż przed rozmowami w sprawie zawieszenia broni. Dziś w Waszyngtonie o 19:00 prezydent Zełenski ma spotkać się z Donaldem Trumpem. Później powinni dołączyć do nich europejscy przywódcy. Wcześniej, w piątek 15 sierpnia, na Alasce Trump spotkał się z Władimirem Putinem.
„Pokój musi być trwały. Nie tak jak to było przed laty, kiedy Ukraina została zmuszona do oddania Krymu i części naszego wschodu – części Donbasu, a Putin wykorzystał to po prostu jako przyczółek do nowego ataku. Albo kiedy Ukrainie udzielono rzekomych »gwarancji bezpieczeństwa« w 1994 roku, ale to nie zadziałało. Oczywiście nie należało wtedy oddawać Krymu, tak samo jak po 2022 roku Ukraińcy nie oddali Kijowa, Odessy, Charkowa” – napisał Zełenski w mediach społecznościowych. „Jestem przekonany, że obronimy Ukrainę, skutecznie zapewnimy bezpieczeństwo, a nasz naród zawsze będzie wdzięczny prezydentowi Trumpowi, wszystkim w Ameryce, każdemu partnerowi za wsparcie i nieocenioną pomoc. Rosja musi zakończyć tę wojnę, którą sama rozpoczęła. Mam nadzieję, że nasza wspólna siła z Ameryką i naszymi europejskimi przyjaciółmi zmusi Rosję do prawdziwego pokoju”.
Przeczytaj także:
Z medialnych przecieków i wypowiedzi polityków wynika, że Kancelaria Premiera i otoczenie Karola Nawrockiego przerzucają się odpowiedzialnością za polską nieobecność w Waszyngtonie.
O 19:00 czasu polskiego rozpocznie się tam rozmowa Donalda Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim. Po dwóch godzinach do prezydentów mają dołączyć przywódcy państw europejskich, w tym kanclerz Niemiec Friedrich Merz, szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen oraz premier Wielkiej Brytanii Keir Strammer. Jak podał portal Money.pl, ustaleniom dotyczącym ewentualnemu wyjazdowi polskiej delegacji do USA towarzyszył chaos. Pałac Prezydencki wskazywał, że spotkanie odbywa się w ramach formatu „koalicji chętnych”, w którym z założenia udział biorą premierzy. Informatorzy z kancelarii Donalda Tuska twierdzą z kolei, że nie było przeciwskazań, by to Karol Nawrocki wziął udział w spotkaniu. Karol Nawrocki uspokajał z kolei, że polskie stanowisko jest słyszalne w Waszyngtonie.
„Chcę wszystkich uspokoić. W ostatnim tygodniu wziąłem udział w dwóch rozmowach z Donaldem Trumpem i liderami europejskimi, przedstawiając jasne stanowisko Polski w zakresie braku zaufania do Władimira Putina i Federacji Rosyjskiej. Dzisiaj spotyka się format koalicji chętnych. W tej koalicji reprezentuje nas polski rząd i to pan prezydent Zełenski zapraszał tych liderów europejskich, a prezydent Polski jest jedynym liderem w Europie, który na bliskim horyzoncie, bo już 3 września ma spotkanie z prezydentem Trumpem” – mówił prezydent.
„Dzisiaj spotyka się format koalicji chętnych, a w tej koalicji od dłuższego czasu to rząd reprezentuje Polskę” – przekonywał Karol Nawrocki.
W Polsacie News o nieobecność Polski podczas rozmów w Waszyngtonie został zapytany wiceminister spraw zagranicznych Władysław Teofil Bartoszewski. Dziennikarz dopytywał, dlaczego nasz rząd nie wywalczył prawa do zasiadania przy stole, przy którym pojawi się prezydent Finlandii. „Polska jest średniej wielkości krajem. Nie ma takiego przełożenia międzynarodowego jak Niemcy czy Wielka Brytania. Natomiast prezydent Finlandii zaprzyjaźnił się z prezydentem Trumpem. Nie mówiąc o tym, że jest prezydentem” – wyjaśniał Bartoszewski.- „Reprezentanci Europy nie uczestniczą w negocjacjach. Będą mieli ograniczony wpływ na rzeczywistość. Tam decyzje podejmuje jeden człowiek.”
W rozmowach o pokoju w Ukrainie, zaplanowanych na dziś w Waszyngotnie wezmą udział:
Przeczytaj także:
Zakończenie wojny w Gazie i uwolnienie zakładników — to żądania setek tysięcy protestujących, którzy wyszli na ulice izraelskich miast.
Niedziela była dniem masowych protestów w Izraelu. Manifestujący żądali zawarcia porozumienia z Hamasem i natychmiastowego uwolnienia zakładników przetrzymywanych w Strefie Gazy. Według organizatorów protestów, w samym Tel Awiwie demonstrowało około pół miliona, a w całym kraju, w kilkudziesięciu miastach – nawet milion.
W organizację demonstracji włączyły się między innymi rodziny zakładników przetrzymywanych przez Hamas. W rękach bojowników wciąż jest 20 żywych zakładników, a warunkiem ich uwolnienia stawianym przez Hamas jest wyjście Izraela ze Strefy Gazy. Demonstrujący w Izraelu domagają się nie tylko zakończenia działań wojennych w Gazie, ale i dymisji premiera Benjamina Netanjahu, którego oskarżają o przedłużanie konfliktu i dzielenie społeczeństwa. Przed siedzibą rządzącej partii Likud doszło do zamieszek, a policja użyła armatek wodnych, aby rozproszyć demonstrantów blokujących drogę z Tel Awiwu do Jerozolimy. Policja zatrzymała 38 osób.
Premier Netanjahu stwierdził, że działania protestujących osłabiają pozycję Izraela i opóźniają uwolnienie zakładników. Sondaże wskazują jednak, większość Izraelczyków popiera zawieszenie broni w zamian za zwolnienie przetrzymywanych. Zarówno Netanjahu, jak i jego koalicjanci, są jednak nieustępliwi. Minister finansów Becalel Smotricz z Unii Narodowej obarczył protestujących odpowiedzialnością za „złą i szkodliwą kampanię, która działa na korzyść Hamasu, grzebiąc zakładników w tunelach i próbując zmusić Izrael do poddania się wrogom”. Według niektórych przecieków premier Izraela mimo to mógłby dopuścić 60-dniowe zawieszenie broni.
W Strefie Gazy nadal trwa kryzys humanitarny. Coraz głośniej słychać również doniesienia o ewentualnym wysiedleniu Palestyńczyków. Według informacji agencji Reutera z trzech anonimowych źródeł, Izrael i Sudan Południowy prowadzą negocjacje w sprawie przesiedlenia mieszkańców Gazy. Reuters nie uzyskał jednak oficjalnego stanowiska strony izraelskiej. Według informatorów rozmowy nadal trwają, ale jak dotąd nie doprowadziły do porozumienia.
W lipcu br. ponad sto międzynarodowych organizacji, takich jak Lekarze bez Granic, Oxfam czy Amnesty International, opublikowało wspólne oświadczenie, w którym podkreślono, że w Strefie Gazy panuje powszechny głód, za który odpowiedzialny jest Izrael.
15 sierpnia ONZ opublikowała dane, z których wynika, że między 27 maja a 13 sierpnia zginęło co najmniej 1 760 Palestyńczyków – 994 w pobliżu punktów dystrybucji pomocy humanitarnej (GHF) oraz 766 na trasach konwojów z zaopatrzeniem. Według ONZ większość tych ofiar śmiertelnych to skutek działań izraelskiej armii.
Przeczytaj także:
Prezydenci USA i Ukrainy spotkają się w Białym Domu. W rozmowach w Waszyngtonie wezmą udział również przedstawiciele władz państw europejskich.
Wołodymyr Zełenski spotka się z Donaldem Trumpem o 13:00 lokalnego czasu, czyli o 19:00 czasu polskiego. Pierwsza część rozmów ma odbyć się na osobności, w kolejnej, o 21:00 polskiego czasu, do dwójki prezydentów mają dołączyć europejscy przywódcy. Wezmą w nich udział:
Rozmowy mają dotyczyć możliwości osiągnięcia pokoju w Ukrainie. Trump będzie miał szansę odnieść się do żądań rosyjskiego dyktatora Władimira Putina, z którym rozmawiał w piątek na Alasce.
„Wszyscy podzielamy silne pragnienie szybkiego i niezawodnego zakończenia tej wojny. A pokój musi być trwały. Nie tak jak lata temu, kiedy Ukraina została zmuszona do oddania Krymu i części naszego Wschodu – części Donbasu – a Putin po prostu wykorzystał to jako trampolinę do nowego ataku. Albo kiedy Ukraina otrzymała tak zwane »gwarancje bezpieczeństwa« w 1994 roku, ale one nie zadziałały” – pisał Zełenski w mediach społecznościowych.
Odniósł się w ten sposób do przecieku propozycji rosyjskich władz, które przekazały Trumpowi informację o warunkach niemożliwych do spełnienia przez Ukrainę. Ukraina miałaby między innymi oddać Rosji wciąż zajmowane przez Kijów części obwodów Donieckiego i Ługańskiego, odrzucić perspektywę dołączenia do NATO oraz uznać rosyjską władzę na Krymie. Moskwa proponowała w zamian zamrożenie linii frontu i oddanie Ukrainie niewielkie fragmenty okupowanych terenów.
Według amerykańskich mediów po spotkaniu z Putinem Trump miał zrezygnować z żądania natychmiastowego zawieszenia broni. „Uważa, że można szybko wynegocjować traktat pokojowy, o ile Zełenski zgodzi się oddać Rosji resztę regionu Donbasu – także te obszary, które nie są obecnie okupowane przez rosyjskie wojska” – czytamy w The New York Times.
Na te doniesienia zareagowała Koalicja Chętnych, czyli przywódcy europejskich państw, które wyraziły gotowość wspierania Ukrainy w drodze do pokoju. W tym gronie jest również Polska.
„Nie powinno być żadnych ograniczeń dotyczących sił zbrojnych Ukrainy ani jej współpracy z państwami trzecimi. Rosja nie może mieć prawa weta wobec drogi Ukrainy do UE i NATO. To Ukraina będzie podejmować decyzje dotyczące swojego terytorium. Granice międzynarodowe nie mogą być zmieniane siłą” – napisali w oświadczeniu członkowie Koalicji Chętnych.
Amerykański portal Axios, powołując się na anonimowe źródła, podaje, że jest szansa na spotkanie Putin-Zełenski-Trump w piątek 22 sierpnia.
To drugie spotkanie Zełenskiego z Trumpem w Waszyngtonie. Pierwsze, w marcu, zakończyło się awanturą. Przywódcy spotkali się, by negocjować tak zwaną „umowę surowcową”, która miała uprawniać USA do korzystania między innymi ze złóż minerałów ziem rzadkich w Ukrainie. Prezydent USA kilkukrotnie podkreślał wagę amerykańskiej pomocy dla Kijowa i żądał „wdzięczności” za udzielone wsparcie, co doprowadziło do spięcia pomiędzy oboma politykami. Do kłótni dołączył również wiceprezydent J.D. Vance. W efekcie Zełenski wyjechał z Waszyngtonu przed czasem, a próba podpisania umowy zakończyła się fiaskiem. Jej warunki negocjowano aż do maja.
Przeczytaj także:
W Brukseli podczas konferencji z szefową KE prezydent Ukrainy stwierdził, że negocjacje pokojowe z Rosją powinny zacząć się od „miejsca, w którym obecnie znajduje się linia frontu”
W niedzielę 17 sierpnia na wspólnej konferencji prasowej w Brukseli wystąpili przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen i prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. „Granic międzynarodowych nie można zmieniać siłą” – stwierdziła szefowa KE.
Von der Leyen powtórzyła stanowisko europejskich liderów, którzy nie zgadzają się nie tylko na ustępstwa terytorialne, ale także na ograniczenia zbrojeń, demontaż ukraińskiej armii, czy rezygnację z międzynarodowych gwarancji bezpieczeństwa dla Kijowa. „Tak jak już często powtarzałam, Ukraina musi stać się stalowym jeżozwierzem, niestrawnym dla potencjalnych najeźdźców” – mówiła przewodnicząca KE. I dodała, że cieszy się, że Stany Zjednoczone są gotowe zapewnić Ukrainie gwarancje bezpieczeństwa. Za to Europa musi zrobić, co do niej należy i skupić się na wzmacnianiu własnej odporności.
Prezydent Ukrainy już wcześniej odrzucił plan Trumpa, o którym rozpisywały się amerykańskie media. Miałby on polegać na ustępstwach terytorialnych ze strony Kijowa, o które walczy Putin. Chodzi o oddanie Rosji terytoriów Donbasu, także tych, których rosyjska armia nie odbiła. „Potrzebujemy prawdziwych negocjacji, co oznacza, że możemy zacząć od miejsca, w którym obecnie znajduje się linia frontu” – powiedział Zełenski w Brukseli.
Pytany o swój udział w trójstronnym szczycie z udziałem Rosji i USA powtórzył, że wyraża gotowość, ale dziś nie ma żadnych sygnałów, że Putin jest zainteresowany spotkaniem w takim formacie. Według amerykańskiego portalu Axios Donald Trump chce przyspieszenia rokowań pokojowych. Według źródeł w Białym Domu do spotkania liderów Rosji, Ukrainy i USA miałoby dojść już w najbliższy piątek, 22 sierpnia.
W poniedziałek 18 sierpnia do Waszyngtonu na spotkanie z Donaldem Trumpem poleci szeroka reprezentacja europejskich liderów. Oprócz szefowej KE Wołodymyra Zełenskiego będą wspierać kanclerz Niemiec Friedrich Merz, prezydent Francji Emmanuel Macron, premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer, prezydent Finlandii Alexander Stubb, premier Włoch Giorgia Meloni oraz sekretarz generalny NATO Mark Rutte.
To będzie pierwsze spotkanie przywódców Ukrainy i USA od końca lutego, czyli słynnej kłótni w Gabinecie Owalnym. Obecność innych przywódców z Europy, w tym fińskiego prezydenta, który uchodzi za ulubieńca Donalda Trumpa, ma zwiększyć szanse na osiągnięcie porozumienia, a także uwzględnienie interesu Kijowa.
„Europejscy liderzy obawiają się, że Zełenski nie spotka się z takim samym przyjaznym traktowaniem (jak Putin), więc podejmują starania, by zwiększyć szanse Kijowa” – stwierdził portal Politico.
Przeczytaj także: