Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Premier przecina spór o edukację zdrowotną w rządzie.
14 stycznia 2025 podczas konferencji prasowej w Helsinkach dziennikarze zapytali Donalda Tuska, czy jest zwolennikiem tego, by edukacja zdrowotna była w szkołach przedmiotem obowiązkowym. Ministerstwo edukacji planowało wprowadzić ten przedmiot do szkół od września 2025 roku i miał być obowiązkowy w klasach IV–VIII szkoły podstawowej oraz klasach I–III branżowej szkoły I stopnia.
„Jestem raczej zwolennikiem, żeby w takiej sytuacji stawiać raczej na dobrowolność niż na przymus” – odpowiedział premier.
Odnosząc się do protestów przeciwko wprowadzeniu edukacji zdrowotnej, Tusk powiedział: „Ja bym i tak namawiał wszystkich rodziców, żeby przede wszystkim zapoznali się nie ze sloganami jakichś polityków, co biegają po ulicy z transparentami [...], tylko żeby spokojnie zapoznali się z programem, jakie są treści, jeśli chodzi o edukację zdrowotną i żeby się dwa razy zastanowili, zanim podejmą decyzję”.
Premier dodał też: „Minister Barbara Nowacka zapewniła mnie, że organizacyjnie będziemy gotowi do tego, żeby tam, gdzie rodzice są zainteresowani [...], tam w szkołach będzie to możliwe. Tam, gdzie rodzice nie będą zainteresowani, to ich dzieci nie będą musiały uczestniczyć w tych spotkaniach”.
Edukacja miała zastąpić Wychowanie do życia w rodzinie. Celem nowego przedmiotu jest zapewnienie uczniom rzetelnej wiedzy na temat zdrowia.
Mają się uczyć np., jak czytać etykiety produktów spożywczych, by kupować zdrową żywność, dowiedzą się, czym jest otyłość i jak jej zapobiegać, jak chronić się przed wykorzystaniem seksualnym i pornografią. Uczniowie poznają historię i działanie szczepionek, a także etapy własnego rozwoju (w tym seksualnego). W programie jest też udzielanie pierwszej pomocy i nauka ćwiczeń relaksacyjnych.
Zapowiedź wprowadzenia takich zagadnień do programu publicznej szkoły wywołała protesty pod hasłem „Tak! Edukacja! Nie! Deprawacja!” W jednym z nich uczestniczył kandydat PiS na prezydenta Karol Nawrocki. A była kuratorka oświaty, Barbara Nowak, stwierdziła, że „przedmiot uderza w moralność”.
Jednak głos zabierali też obrońcy przedmiotu. List, w którym powoływano się na autorytet papieża Franciszka zalecającego wprowadzenie edukacji seksualnej, podpisało wiele osób kojarzonych z konserwatywną częścią opinii publicznej, w tym publicysta Tomasz Terlikowski, czy były przewodniczący sejmowej komisji ds. pedofilii Konrad Ciesiołkiewicz.
Oświadczenie wydała też Naczelna Izba Lekarska. „Nauczanie dzieci tego, jak należy zadbać o długie i zdrowe życie powinno być priorytetem wszystkich sprawujących władzę” – napisali medycy.
W niedzielę 12 stycznia w sprawie edukacji zdrowotnej nieoczekiwanie wypowiedział się wicepremier i minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz. Stwierdził, że przedmiot będzie nieobowiązkowy, a on rozmawiał już na ten temat z ministrą edukacji Barbarą Nowacką, ministrem spraw wewnętrznych Tomaszem Siemoniakiem oraz premierem Donaldem Tuskiem.
Zareagowała na to Barbara Nowacka, pisząc na portalu X (dawniej Twitter): „Ktoś znów pomylił MON z MEN, jak czytam”.
Po tym wpisie można się było spodziewać, że Kosiniak-Kamysz nie tylko wyszedł przed szereg, ale mówi rzecz sprzeczną z ustaleniami rządu.
Kolejny zwrot akcji nastąpił, gdy o edukację zdrowotną został zapytany prezydent Warszawy i kandydat Koalicji Obywatelskiej na prezydenta Rafał Trzaskowski. Pytany o edukację zdrowotną powiedział, że jest potrzebna, ale powinna być dobrowolna.
Takie samo stanowisko jak ministra Barbara Nowacka z Koalicji Obywatelskiej ma w tej sprawie Nowa Lewica. Wiceministra edukacji Paulina Piechna-Więckiewicz powiedziała OKO.press: „Edukacja zdrowotna powinna być obowiązkowa”.
Choć na pierwszy rzut może się wydawać, że Donald Tusk kolejny raz ustąpił przed PSL-em. Ludowcy nie raz przeciwstawiali się wprowadzeniu przez Koalicję 15 października progresywnych zmian, np. w sprawie związków partnerskich czy aborcji.
Możliwe jest też inne wyjaśnienie. Tusk nie chce przeszkadzać Trzaskowskiemu w zabieganiu o bardziej konserwatywnych wyborców. Jak powiedziano nam w sztabie Rafała Trzaskowskiego jeszcze na początku grudnia, kandydat KO będzie zabiegał o elektorat Konfederacji, jednak bez jakichkolwiek miłych gestów w stronę polityków formacji Bosaka i Mentzena. „Wolny wybór rodziców” mieści się w agendzie Konfederacji.
Wydaje się też, że premier stara się ucinać tematy, które z jednej strony mogą dzielić rząd, a z drugiej wzbudzać duże emocje społeczne i pobudzać do protestów.
Bloomberg twierdzi, że Chiny rozważają sprzedaż Elonowi Muskowi platformy społecznościowej TikTok. Część mediów zwraca uwagę, że może chodzić też o Teslę
Bloomberg, powołując się na osoby zaznajomione ze sprawą, informuje, że chińskie władze rozważają scenariusz, w którym na rynku amerykańskim TikTok będzie działał za pośrednictwem platformy X (dawniej Twitter) należącej do Muska. Dzięki temu Chiny miałyby uniknąć konsekwencji zbliżającego się całkowitego zakazu używania TikToka w Stanach Zjednoczonych.
Źródła Bloomberga twierdzą, że Chiny wolałyby, aby TikTok pozostał własnością ByteDance. Jednak rozważają też alternatywne scenariusze, w tym sprzedać udziałów Muskowi.
„Nie należy się spodziewać, że będziemy komentować czystą fikcję” – odpowiedział rzecznik TikToka na pytania BBC i agencji Reuters.
Elon Musk na razie nie skomentował tych doniesień.
TikTok jest obecnie jedną z najczęściej używanych aplikacji w USA, ma tam 170 milionów użytkowników. Chiński rząd posiada tzw. „złotą akcję” w ByteDance, firmie, do której należy TikTok, co daje mu wpływ na platformę.
W kwietniu 2024 Izba Reprezentantów USA przegłosowała ustawę, która wymagałaby od ByteDance sprzedaży platformy albo zaakceptowania faktu, że TikTok zostanie w USA całkowicie zakazany. W zeszłym tygodniu Sąd Najwyższy wydawał się skłonny podtrzymać prawo nakazujące sprzedaż lub zakaz TikToka w USA do 19 stycznia.
I właśnie dlatego władze Chin miałyby rozważać scenariusz, w który to platforma społecznościowa Muska, X (dawniej Twitter), przejęłaby kontrolę nad TikTokiem w USA i prowadziłaby biznes wspólnie z nim — twierdzi Bloomberg. Według źródeł Bloomberga nie ma jeszcze konsensusu w tej sprawie.
Tymczasem Donald Trump wezwał sędziów do wstrzymania się z decyzją do czasu jego zaprzysiężenia (20 stycznia 2025).
Jak zwraca uwagę BBC: „Jego [Trumpa] prawnik złożył do sądu pismo, w którym stwierdził, że Trump «sprzeciwia się zakazowi TikToka» i «dąży do rozwiązania problemu po objęciu urzędu za pomocą narzędzi politycznych».
Stało się to tydzień po tym, jak Trump spotkał się z dyrektorem generalnym TikToka, Shou Zi Chew, w swojej posiadłości Mar-a-Lago na Florydzie”.
Elon Musk stał się jednym z najbliższych współpracowników Donalda Trumpa. Wsparł jego kampanię wyborczą milionami dolarów. Kontrola nad TikTokiem dałaby mu dodatkowe narzędzie potężnego wpływu na rynek medialny i opinię publiczną w Stanach Zjednoczonych. Od kilku miesięcy Musk próbuje wpływać na politykę europejską właśnie za pośrednictwem swojej platformy.
Sprawa ma dodatkowy kontekst. W 2023 roku Tesla była w Chinach bestsellerem, i to właśnie w Chinach Musk sprzedawał 40 proc. swoich elektrycznych samochodów. Jednak w 2024 jej sprzedaż spadła. Kilka dni temu firma Muska wprowadziła do sprzedaży w Chinach nową wersję modelu Y i liczy na odbicie.
W kwietniu, po wizycie Muska w Chinach, rząd zniósł ograniczenia dotyczące bezpieczeństwa, które ograniczały sprzedaż Tesli w tym kraju. Czy Musk znów zawarł porozumienie z chińskim rządem?
Jak zwraca uwagę „New York Times”, który kładzie nacisk na kontekst związany ze sprzedażą Tesli w Chinach, zakup TikToka przez Muska stawiałby pod znakiem zapytania jego lojalność wobec Trumpa. Trump bowiem prowadzi wojnę handlową z Chinami.
Stowarzyszenie byłych członków białoruskich służb BYPOL informuje, że migranci z polsko-białoruskiej granicy zostali przewiezieni do Rosji
O zaskakującym ruchu Alaksandra Łukaszenki stowarzyszenie poinformowało na Telegramie. Według BYPOL decyzja dyktatora jest związana ze zbliżającymi się wyborami prezydenckimi w Białorusi, zaplanowanymi na 26 stycznia 2025 roku. BYPOL twierdzi, że Łukaszenka postanowił usunąć migrantów z polsko-białoruskiej granicy.
„Nielegalni imigranci zostali przewiezieni do sąsiedniej Rosji. Nie mamy informacji na temat liczby i obywatelstwa tych osób, a także dalszych planów dotyczących ich losu. Wiadomo, że reżim nie zamierza zawracać nielegalnych imigrantów do kraju” – napisali na Telegramie członkowie BYPOL, powołując się na anonimowe źródło.
Polska Straż Graniczna w ostatnich tygodniach odnotowała wyraźnie mniej nielegalnych prób przekroczenia granicy między Polską a Białorusią. Między 3 a 12 stycznia odnotowano 62 takie próby. Tymczasem jeszcze w listopadzie było to nawet 220 prób tygodniowo. W dzisiejszym komunikacie SG podaje, że w poniedziałek 13 stycznia nie było ani jednego takiego przypadku.
Niewykluczone, że decyzja Łukaszenki ma złagodzić jego wizerunek w oczach międzynarodowej opinii publicznej przed planowanymi wyborami. O tym, że będą one w istocie „farsą wyborczą”, mówiła niedawno w polskim parlamencie liderka tamtejszej opozycji Swiatłana Cichanouska. Jej zdaniem kolejne „zwycięstwo” Łukaszenki, który rządzi Białorusią od 30 lat, jest przesądzone.
„Nie musimy czekać na dzień wyborczy, by wiedzieć, jaki będzie wynik, nie ma warunków do przeprowadzenia uczciwych wyborów na Białorusi. Zachęcam polski Sejm i Senat, by odrzucił tę farsę, tak jak uczyniło już wiele parlamentów i rządów. Reżimu nie można legitymizować, to nie będą wybory, to będzie proces bardziej wojskowy niż demokratyczny. Nie ma autonomicznych kandydatów, nie ma obserwatorów, nie ma kontrkandydatów, ponieważ siedzą w więzieniu” – powiedziała Cichanouska na wspólnym posiedzeniu sejmowej komisji spraw zagranicznych oraz komisji ds. UE, a także senackiej komisji spraw zagranicznych 8 stycznia.
Dla Unii Europejskiej decyzja Łukaszenki ma duże znaczenie, bo trwający kryzys migracyjny destabilizuje Europę i popycha kolejne państwa członkowskie w stronę skrajnej prawicy.
Z najnowszego raportu unijnej agencji ds. ochrony granic Frontex wynika, że generalnie liczba nielegalnych przekroczeń granicy UE w 2024 roku spadła. Było to przede wszystkim wynikiem wyraźnego spadku liczby migrantów płynących do Europy z Libii i Tunezji, a także migrantów ze szlaku bałkańskiego. Natomiast liczba nielegalnych przejść przez wschodnią granicę (w tym m.in. granicę Polski) wzrosła trzykrotnie w porównaniu z 2023 rokiem.
Związkowcy Lubelskiego Węgla Bogdanka obawiają się likwidacji kopalni i szykują strajk głodowy, by zwrócić uwagę na problemy zakładu
Jedyny taki obiekt w regionie lubelskiego zagłębia węglowego jeszcze niedawno imponował wynikami. Los zakładu wisi jednak na włosku – przekonują członkowie Związku Zawodowego „Przeróbka”.
Zdaniem górników większościowy udziałowiec Bogdanki – Grupa Enea – dąży do szybkiego zamknięcia kopalni. Taką sytuację miały zapowiadać między innymi obniżone zamówienia na węgiel z podlubelskiej kopalni do elektrowni Enei. W Radiu Lublin przewodniczący lubelskiego OPZZ Grzegorz Jadwiżuk mówił z kolei o jasnej zapowiedzi dalszego, radykalnego ograniczenia wydobycia w Bogdance. Jak przekazał związkowiec, w związku z tym do 2030 roku zatrudnienie w zakładzie mogłoby spaść o 1,7 tys. stanowisk.
Dlatego pracownicy Bogdanki zapowiadają radykalny krok. W środę ma rozpocząć się głodówka, której przerwanie będzie możliwe jedynie w przypadku zabezpieczenia wszystkich 7 tysięcy miejsc pracy w kopalni. Władze i udziałowcy zakładu mają też zagwarantować „duże i długoterminowe inwestycje przemysłowe” na terenie Lubelskiego Węgla, a także ustalenia polityki płacowej. Domagają się jak najszybszych rozmów z przedstawicielami ministerstw aktywów państwowych i przemysłu oraz szefostwem Enei.
„Chcemy głośno i dobitnie wyrazić nasz gniew na brak jakiejkolwiek dbałości o dobro naszej firmy i jej pracowników” – piszą związkowcy w swoim oświadczeniu. – „Grupie Kapitałowej Enea zarzucamy działanie na szkodę naszej spółki, próbę wrogiego podporządkowania sobie LWB, co ma zatwierdzić już najbliższe walne zgromadzenie akcjonariuszy. Są to działania zmierzające do całkowitego wykorzystania i wypompowania pieniędzy z LWB i w efekcie do likwidacji kopalni, kiedy zostanie już całkowicie wyeksploatowana ekonomicznie” – przekonują górnicy.
Według umowy społecznej rządu z górniczymi związkami ostatnia tona węgla w Polsce ma zostać wydobyta w 2049 roku. Do działalności branży górniczej w 2024 roku budżet państwa dopłacił 7 mld złotych. W Bogdance nie było to jednak do tej pory konieczne. Zakład jeszcze w 2021 roku chwalił się 7,5 mln ton wydobytego surowca. Branżowe media rozpisywały się o tym, jak „najlepsza polska kopalnia zarabia miliony”. Jedynie w pierwszym kwartale 2023 spółka prowadząca wydobycie zarobiła 126 mln złotych. Duży plus pokazywały też dane na koniec '23 roku. Poprzednich 12 miesięcy przyniosło pogorszenie wyników, które wynikało z aktualizacji wartości aktywów spółki. Węglowe interesy są warte mniej, niż w przeszłości, dlatego Bogdanka, mimo dalszej dobrej koniunktury, musiała odjąć od zysku 945 mln zł.
Niezależnie od tego analitycy rynkowi zauważają, że odwrót energetyki od węgla jest nie do zatrzymania. „Udział energii elektrycznej wytwarzanej w elektrowniach na węgiel kamienny systematycznie zmniejsza się – na przykład we wrześniu osiągnął historycznie niski poziom 30 procent. Powodem spadku udziału węgla kamiennego w energetyce są coraz większe moce odnawialnych źródeł energii oraz nowe jednostki gazowe. Chodzi choćby o Elektrownię PGE Gryfino Dolna Odra, gdzie w ostatnich miesiącach uruchomiono 2 nowe bloki na gaz ziemny o łącznej mocy 1366 MW. Te moce gazowe są konkurencyjne cenowo i dobrze współpracujące z fotowoltaiką oraz farmami wiatrowymi – będą szybko wypychać węgiel z rynku” – oceniał w rozmowie z OKO.press dr Jan Rączka, ekonomista, kierownik w Fundacji Instrat i były prezesa zarządu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska.
Flota NATO będzie przeciwdziałać aktom sabotażu na Bałtyku. To jedno z ustaleń szczytu zwołanego przez prezydenta Finlandii, premiera Estonii i sekretarza generalnego NATO.
Donald Tusk bierze udział w szczycie państw basenu Morza Bałtyckiego, gdzie przywódcy rozmawiają o bezpieczeństwie Bałtyku w obliczu zagrożenia ze strony Rosji. Mowa o przeciwdziałaniu rosyjskiemu sabotażowi, a także obecności „floty cieni” na wodach państw Unii Europejskiej. Chodzi o statki zarejestrowane pod różnymi banderami dopuszczanymi do europejskich portów, jednak faktycznie należącymi do Rosjan i uczestniczących w aktach sabotażu.
„Na Morzu Bałtyckim, zarówno na dnie, jak i na powierzchni mamy bardzo rozbudowaną infrastrukturę, począwszy od kabli i gazociągów, a skończywszy na platformach wydobywczych i farmach wiatrowych. Narastająca agresja rosyjska każe nam podjąć decyzje bezprecedensowe. W tym przypadku jest to radykalnie wzmocniona obecność NATO na Bałtyku” – mówił Tusk w goszczących szczyt Helsinkach. – „Gdyby coś się stało na polskich wodach terytorialnych, Polska nie zawaha się, jeśli chodzi o zatrzymanie takiego statku.”
Obecny na szczycie sekretarz generalny NATO Mark Rutte zapowiedział, że Sojusz powoła nową jednostkę, która będzie śledzić działania Rosji na Morzu Bałtyckim. Straż Bałtycka ma wykorzystywać statki i samoloty patrolowe. Jej celem ma być „wzmocnienie bezpieczeństwa na Bałtyku” – mówił Rutte.
Szczyt odbywa się w przeddzień zaprzysiężenia Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych. W związku z tym premier nawiązał do stosunków UE z USA. „Ani Ukraina, ani Europa, ani USA nie będą w stanie ochronić tego obszaru cywilizacji przed atakami innych potęg, jeśli będziemy skłóceni” – mówił Tusk.
To flota cieni miała odpowiadać między innymi za uszkodzenie podwodnych kabli transmisji danych. 26 grudnia fińska straż przybrzeżna zatrzymała rosyjską jednostkę zarejestrowaną na Wyspach Cooka. Miało to związek z podejrzeniem o spowodowanie awarii podmorskich linii energetycznych łączących Finlandię i Estonię oraz czterech światłowodów. Do awarii doszło dzień wcześniej.„Prowadzimy dochodzenie w sprawie poważnego aktu sabotażu” – mówił wtedy Robin Lardot, dyrektor fińskiego Krajowego Biura Śledczego. „Według naszych ustaleń, to kotwica statku spowodowała uszkodzenie.”
To nie pierwszy taki przypadek. 6 listopada 2023 roku Finlandia poinformowała, że zniszczeniu uległ też rosyjski kabel energetyczny Baltika. Do zniszczenia miało dojść 12 października, mniej więcej w tym samym czasie, w którym zniszczeniu uległ Balticconnector. Baltika to linia energetyczna o długości około tysiąca kilometrów, która łączy Sankt Petersburg z Kaliningradem. Miejsce zniszczenia kabla oddalone jest zaledwie 28 kilometrów od miejsca, w którym zniszczeniu uległ Balticconnector. To wskazuje, że incydenty mogą być ze sobą powiązane.
Do kolejnego incydentu doszło w połowie listopada 2024 roku. Zniszczeniu uległy dwa podmorskie kable do transmisji danych. Jeden z nich to C-Lion 1, łączący Niemcy i Finlandię. Drugi to BCS-East-West, położony pomiędzy szwedzką Gotlandią a Litwą. Podejrzenie padło na chiński masowiec „Yi Peng 3”. Statek podczas rejsu z rosyjskiego portu Ust-Ługa do Port-Saidu miał dość karkołomnym kursem przepłynąć nad oboma kablami na kilka minut przed ich awariami. Do zdarzenia doszło na szwedzkich wodach terytorialnych — informował niemiecki nadawca publiczny Deutsche Welle.