Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
„Jakiekolwiek pogorszenie sytuacji finansowej w systemie ochrony zdrowia jest zwyczajnie nieakceptowalne” – piszą lekarze rezydenci o ostatniej decyzji Sejmu w sprawie obniżenia składki zdrowotnej dla osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą.
W piątek Sejm przyjął przepisy obniżające wysokość składki zdrowotnej dla ok. 2,5 mln osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą. Ustawa trafi teraz do Senatu. Porozumienie Rezydentów OZZL skierowało do Andrzeja Dudy apel o zawetowanie nowelizacji, podkreślając, że polski system ochrony zdrowia już teraz jest skrajnie niedofinansowany.
"Ta decyzja to spadek wpływów do NFZ o 4,6 mld zł w 2026 r. Dla porównania stanowi to ponad dwa razy więcej niż w planie finansowym NFZ na 2024 kosztowała chemioterapia (2,1 mld) albo nieco mniej niż ówczesny koszt finansowania całej psychiatrii wraz z leczeniem uzależnień (5,7 mld). Choć deklaracją rządu jest uzupełnienie tych pieniędzy z budżetu państwa, to należy zaznaczyć, że nie jest to ustawowe zobowiązanie, a jedynie obietnica. Nie ma gwarancji spełnienia jej w kolejnych latach przez następne rządy, ani informacji o tym, jaka kwota miałaby być wpłacana do NFZ.
Podkreślić należy, że funkcjonujemy w kraju ze skrajnie niedofinansowaną opieką zdrowotną – plasujemy się na trzecim od końca miejscu w Unii Europejskiej. Natomiast aż 27% naszych wydatków na zdrowie obywatele pokrywają “z kieszeni” (out-of-pocket). Jakiekolwiek pogorszenie sytuacji finansowej w systemie ochrony zdrowia jest zwyczajnie nieakceptowalne"
- czytamy w liście.
O ruch prezydenta w sprawie składki zapytano także Małgorzatę Paprocką, szefową Kancelarii Prezydenta.
„Kancelaria monitoruje proces legislacyjny. Jest za wcześnie, aby mówić o decyzji prezydenta. Przepisami zajmie się teraz Senat. Trzeba poczekać na ostateczny kształt ustawy, bo ten temat wywołuje tarcia także w koalicji. Mogę zapewnić, że prezydent weźmie pod uwagę wszystkie konstytucyjne zasady dotyczące dostępu do opieki zdrowotnej, równości i sprawiedliwości społecznej” – odpowiedziała urzędniczka w rozmowie z „DGP”.
Obniżkę składki zdrowotnej dla osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą krytykują także politycy Nowej Lewicy oraz partii Razem.
„Obniżenie składki zdrowotnej dla dowolnej grupy społecznej w tej sytuacji, w której dziś znajduje się ochrona zdrowia, jest po prostu wyciąganiem z niej pieniędzy, które ratują życie. Bo i bez obniżenia składki dodatkowe pieniądze z budżetu byłyby i są potrzebne. Wyciąganie kasy z ochrony zdrowia odbywa się po prostu ze szkodą dla zdrowia publicznego” – mówi ministra pracy, rodziny i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk w rozmowie z SuperExpressem. Nowa Lewica proponuje likwidację systemu opartego na składce zdrowotnej i wprowadzenie podatku zdrowotnego, który objąłby także korporacje.
W piątek 4 kwietnia 2025 Sejm przegłosował rządowy projekt ustawy o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz niektórych innych ustaw.
Według projektu samozatrudnieni, bez względu na formę opodatkowania, mają płacić istotnie niższą składkę zdrowotną niż dziś. Reforma obejmuje ok. 2,6 mln przedsiębiorców, z czego zyskuje ok. 2,45 mln. Wyjątkiem są osoby korzystające z ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych z bardzo wysokimi przychodami – zapłacą więcej niż teraz (chodzi w praktyce o ryczałtowców z ponad 56 tys. przychodu miesięcznie.
Przedsiębiorcy będą płacić znacząco niższą składkę niż pracownicy o tych samych dochodach. Np. przedsiębiorca z dochodem odpowiadającym przeciętnemu wynagrodzeniu (dziś ok. 8,5 tys. zł brutto) zapłaci dwa razy niższą składkę niż pracownik z taką pensją. Jak wskazuje w podsumowaniu zmian organizacja audytorsko-doradcza Grant Thornton, pracownik na minimalnym wynagrodzeniu zapłaci wyższą składkę niż przedsiębiorcy z dochodem na poziomie 10 tys. zł, albo ryczałtowcy z 25 tys. zł przychodu.
NFZ straci 5,854 mld zł, ale przez niektóre przepisy ustawy (wycofanie możliwości odliczenia składek zdrowotnych od podstawy dla podatku liniowego oraz częściowo od podatku dla ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych i karty podatkowej) budżet państwa zyska 1,223 mld zł. Łączna strata dla sektora finansów publicznych jest więc szacowana na 4,626 mld zł w 2026 roku.
Minister finansów zapewnia, że prawie 6-miliardowa dziura w budżecie NFZ, która będzie skutkiem ustawy, zostanie zasypana ze środków budżetu państwa. Nowe przepisy miałby wejść w życie od 2026 roku.
4 kwietnia w Sejmie projekt poparło 213 posłów. W tym: 152 z Koalicji Obywatelskiej, 29 z Polski 2050, 30 z Polskiego Stronnictwa Ludowego. Przeciw było 190 posłów: 166 z PiS, 20 z Lewicy, 4 z Razem. Wstrzymało się 25 posłów: 12 z Konfederacji, 7 z PiS, 1 z KO.
Białe, piszczące szczeniaczki zaprezentowane 7 kwietnia 2025 roku noszą 20 genów wilka strasznego, canis dirus. Do ich urodzenia doprowadziła firma Colossal Biosciences. Badacze wilków są jednak wobec tego pomysłu sceptyczni. „Ściema roku” – mówi jeden z nich.
Na okładce magazynu „Time„ pojawił się piękny – i bardzo duży – biały wilk, a nad nim przekreślony napis „extinct” (wymarły). Wilk to Remus, nazwany tak od legendarnego założyciela Rzymu, wychowanego przez wilczycę. Ma też oczywiście brata Romulusa – obaj mają 6 miesięcy i wychowują się gdzieś w Stanach Zjednoczonych – lokalizacja nie została ujawniona, by uniknąć tłumów ciekawskich. Ich młodsza siostra, Khaleesi, jest o 4 miesiące młodsza, a imię nosi na cześć bohaterki „Gry o tron". Czwarte z rodzeństwa zmarło wkrótce po urodzeniu, ale z przyczyn losowych, niezależnych od interwencji naukowców.
Pojawił się też filmik, na którym opiekun trzyma dwa małe, kilkutygodniowe piszczące głośno – no dobrze, to pierwsze próby wycia – wilczki.
Trójka wilków nosi w sobie 20 genów wyekstraktowanych ze szkieletów wilka strasznego, zwierzęcia, które było królem amerykańskich stepów w późnym plejstocenie (125–10 tys. lat temu). Wyginął 10 tys. lat temu. Naukowcy wybrali przede wszystkim te geny, które odpowiadają za jego rozmiary – jest większy od wilka szarego – i białe futro. Poza tym genom wilka szarego i wilka strasznego jest identyczny w 99 proc.
Marzenia o przywróceniu do życia wymarłych gatunków zwierząt i roślin towarzyszą naukowcom od dawna. Najbardziej rozreklamowane są chyba próby „ożywienia" mamuta. Badacze z Colossal Bioscience eksperymentowali z genami ptaka dodo i właśnie mamuta włochatego, ale najbardziej obiecujące okazały się wilki straszne. Surogatkami w ich przypadku były suki dużych ras psów, którym wszczepiono zmodyfikowane genetycznie jajeczka wilka szarego. Co ciekawe, dopiero dzięki badaniom DNA pozostałości tego wymarłego zwierzęcia można było ustalić, że miały one białe futro – wcześniej wyobrażano je sobie jako płowe.
Ale czy Remus i jego rodzeństwo to prawdziwe wilki straszne? Cytowany przez The New York Times Adam Boyko, genetyk z Cornell University, zwraca uwagę, że cała trójka jest wychowywana pod kontrolą ludzi, nie wykształci więc zachowań typowych dla wilczej sfory. Ich dieta również różni się od tej sprzed dziesiątków tysięcy lat, co powoduje, że nie mają podobnej do przodków flory bakteryjnej.
Niedługo po opublikowaniu okładki magazynu „Time” z białym wilkiem, pojawił się artykuł na portalu New Scientist. Jego autor podkreśla, że wilk straszny nie został przywrócony. Nadal jest gatunkiem wymarłym i działania firmy Colosal Bioscience tego nie zmieniły. Sensacyjną wiadomość komentują też naukowcy zajmujący się biologią tych drapieżników.
„Firma Colossal Bioscence nie odtworzyła wilka strasznego” – mówi prof. Robert Mysłajek, badacz wilków ze Stowarzyszenia dla Natury „Wilk”. „Doprowadziła do tego, że suka psa domowego urodziła zwierzę, które posiada genom wilka szarego i niewielką liczbę genów edytowanych na podobieństwo wilka strasznego” – dodaje. Jak podkreśla, białe szczenięta to nie wilk straszny, a genetyczna hybryda.
„To sprytna i głośna akcja marketingowa” – dodaje naukowiec w nagraniu, które opublikował na swoim Facebooku. „Z punktu widzenia ochrony przyrody to działanie fatalne, bo niezorientowany odbiorca odnosi wrażenie, że mamy magiczną różdżkę, dzięki której można odtworzyć wymarłe gatunki” – podkreśla prof. Mysłajek. To może dawać złudzenie, że nie musimy więc dbać o te gatunki, które dziś są na granicy wymarcia.
Doktor Robert Maślak, biolog z Uniwersytetu Wrocławskiego sensację w sprawie wilka strasznego nazywa „ściemą roku”.
„Firma twierdzi, że wprowadziła do genomu wilka szarego 20 fragmentów DNA w 14 genach pochodzących od wilka strasznego. Pięć z nich warunkuje białą barwę sierści. Pozostałe dotyczą wielkości, muskulatury i kształtu uszu. Mają się ujawnić w wyglądzie w ciągu pół roku. 14 zmienionych genów to bardzo mało. Ssaki mają około 20 000 genów kodujących białka oraz około 40 000 genów niekodujących. Wilk szary ma 99,5 proc. wspólnych genów z Aenocyon dirus i te szczenięta też mają 99,5 proc. wspólnych genów z tym wymarłym gatunkiem. Są nieco zmodyfikowanymi wilkami szarymi” – wskazuje. Zaznacza również, że w czasie, gdy mamy wielkie wymieranie gatunków, przywracanie tych, których nie ma na Ziemi od dziesiątek tysięcy lat, nie znajduje uzasadnienia. Również dlatego, że ekosystemy uległy zmianie, więc dla wilka strasznego nie byłoby miejsca w naturze.
Prof. Robert Mysłajek dodaje: „Tymczasem ochrona bioróżnorodności, to ochrona gatunków w ich naturalnych siedliskach i ograniczenie dewastacji czynionych obecnie przez ludzi”.
Na zdjęciu: czaszka wilka strasznego wykopana w Stanach Zjednoczonych. Fot. AFP
Komisja ma wyjaśnić i udokumentować mechanizmy represji wobec organizacji społecznych i aktywistów w latach 2015-2023. Na początek polecamy komisji lekturę dwóch raportów „Na celowniku” przygotowanych przez redakcję OKO.press
Ruszają prace komisji, która będzie wyjaśniać mechanizmy represji wobec organizacji społecznych i aktywistów w latach 2015-2023.
“To komisja będzie miała za zadanie zbadać i przeanalizować różne metody ograniczania korzystania z konstytucyjnych wolności” – powiedział Adam Bodnar na konferencji prasowej.
Przewodniczącą komisji została adw. Sylwia Gregorczyk-Abram, współtwórczyni obywatelskiej inicjatywy “Wolne Sądy”.
Oprócz niej, w składzie komisji znajdzie się 10 osób:
Jak zastrzega Adam Bodnar, powołana przez premiera komisja, nie będzie miała funkcji śledczych.
“Ta komisja będzie działać na zasadzie gromadzenia dokumentacji, rozmowy z organizacjami pozarządowymi i działaczami społecznymi oraz współpracy z innymi organami władzy, które zakładam, że w ramach zasady współdziałania organów władzy, będą przekazywały odpowiednie informacje” – powiedział Adam Bodnar.
Jak podkreślił szef MSWiA, celem komisji nie będzie też represjonowanie szeregowych funkcjonariuszy wykonujących rozkazy.
“Komisja ma się zająć tymi politykami, którzy z nadużywania władzy, wykorzystywania służb i mediów publicznych uczynili metodę swojego funkcjonowania” – powiedział Tomasz Siemoniak.
Prace komisji mają skupić się na przypadkach łamania wolności zgromadzeń, łamania wolności słowa i działalności mediów publicznych. O represjach wobec aktywistów oraz tzw. SLAPP-ach pisaliśmy wielokrotnie na łamach OKO.press.
Przygotowaliśmy między innymi dwa raporty “Na celowniku”, w których opisaliśmy systemowy mechanizm łamania praw obywatelskich przez władzę Zjednoczonej Prawicy. “W dzisiejszej Polsce inicjatorem SLAPP nie jest biznes czy wpływowe organizacje, ale przede wszystkim upartyjnione państwo, które używa przeciwko aktywistom wszystkich narzędzi, jakimi dysponuje – policji, prokuratury i mediów publicznych” – pisaliśmy w pierwszym raporcie “Na Celowniku”.
Jego kontynuacją była druga edycja raportu opisująca to, jak państwo PiS nękało aktywistów, którzy po ataku Rosji na Ukrainę ruszyli na pomoc uciekającym przed wojną uchodźcom.
Nowojorska giełda rozpoczęła dzień od dużych spadków, ale nagle notowania zaczęły rosnąć. Przyczyną była plotka o możliwym zawieszeniu ceł przez Donalda Trumpa. Szybko okazało się, że to tylko głuchy telefon
Poniedziałek 7 kwietnia to pierwszy dzień obowiązywania ceł ogłoszonych w piątek przez prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa. To decyzja, którą komentatorzy i eksperci oceniają jako początek wojny handlowej i być może początek końca wolnego handlu takiego, jakim go znamy od kilkudziesięciu lat. Światowe giełdy zareagowały na decyzję o cłach wyprzedażą.
Główny indeks giełdy w Tokio stracił na zamknięciu 7,8 proc., w Hong Kongu – ponad 13 proc., w Singapurze – 7,5 proc. Spadki dotknęły także giełd europejskich. Główne indeksy giełd we Frankfurcie, Paryżu i Londynie w zależności od pory dnia spadały od 10 do ponad 4 proc. Również polski WIG20 spadł o poranku o 6 proc., a po południu Polska Giełda Papierów Wartościowych poinformowała, że o godz. 15:15 wstrzymuje na godzinę notowania. Powodem tej nietypowej decyzji miało być zapewnienie „bezpieczeństwa obrotu”. Przed wstrzymaniem handlu WIG20 tracił 2 proc.
O czasie wystartowała nowojorska giełda i zaczęła poniedziałek od kolejnych spadków: na otwarciu indeks S&P 500 stracił 3,5 proc., a Nasdaq 3,7 proc. Wtedy w mediach społecznościowych zaczęła krążyć rzekoma wypowiedź Kevina Hassetta, głównego doradcy ekonomicznego Białego Domu, który miał ogłosić, że prezydent Donald Trump rozważa 90-dniowe zawieszenie ceł z wyłączeniem Chin. Indeksy wystrzeliły w górę, ale szybko okazało się, że informacja jest bardzo przesadzona. Hassett rozmawiał wcześniej rano z telewizją Fox News, gdzie zapytano go o ewentualne zawieszenie ceł, ale odpowiedź była pozbawiona konkretów: „Myślę, że prezydent podejmie decyzję, jaką podejmie„ – miał stwierdzić Hasset. Również Biały Dom nazwał plotki o zawieszeniu ceł ”fake newsem".
Jednocześnie Trum ogłosił w poniedziałek, że jeśli Chiny nie wycofają się z ceł wprowadzonych w odpowiedzi na decyzję USA, Stany Zjednoczone zareagują podniesieniem w środę 9 kwietnia ceł na towary z Chin do 50 proc.
Po godzinie 17 polskiego czasu główne indeksy na Wall Street ponownie świeciły się na czerwono, notując spadki w okolicach 1 proc.
Ostra reakcja rynków na zmianę amerykańskiej polityki handlowej, może według ekspertów zwiastować spowolnienie amerykańskiej gospodarki lub nawet recesję.
To pierwsze notowania giełd światowych od czasu wejścia w życie ogłoszonej przez Donalda Trumpa podwyżki ceł dla praktycznie wszystkich krajów na świecie. Najniższe, 10-procentowe cła weszły w życie o północy czasu waszyngtońskiego w sobotę 5 kwietnia. Wyższe cła obowiązują od dzisiaj, czyli od poniedziałku 7 kwietnia.
W jaki sposób administracja Trumpa wyliczyła nowe taryfy, w prosty sposób wytłumaczył na łamach OKO.press Jakub Szymczak. Nowa polityka handlowa to sposób Donalda Trumpa na “przywracanie świetności” Stanom Zjednoczonym i powrót produkcji przemysłowej do USA. Na razie jednak Amerykanie zniszczyli zaufanie partnerów handlowych, a Amerykanów czekają spore wzrosty cen podstawowych produktów.
„Amerykańskie firmy mogą być konkurencyjne na rynkach światowych m.in. dlatego że korzystają z importowanej stali, części samochodowych itd. Co więcej, import tych dóbr pozwala rozwijać branże o wyższej wydajności i wyższych płacach – w tym na eksportowe, takie jak przemysł lotniczy czy projektowanie oprogramowania” – mówi w rozmowie z OKO.press dr Łukasz Rachel, adiunkt ekonomii w University College London.
Rośnie niepokój wokół otwartego ośrodka dla uchodźców w Czerwonym Borze. Kilka dni temu grupa zamaskowanych mężczyzn zaatakowała cudzoziemców idących do sklepu. Wczoraj pod ośrodkiem odbył się „obywatelski spacer”
W niedzielę 6 kwietnia przed otwartym ośrodkiem dla uchodźców w Czerwonym Borze odbył się „spacer obywatelski” (tak promowane było to wydarzenie na Facebooku).
Jak relacjonuje Joanna Klimowicz na blogu Czaban Robi Raban, tuż przed zmrokiem pod ośrodkiem pojawiła się grupa około 150 osób, mieszkańców pobliskich miejscowości. Niektórzy przyszli całymi rodzinami.
“Na zdjęciach i filmach, które wysyłali z ośrodka przestraszeni ludzie, widać kilkudziesięciu mężczyzn, część jest mocno zbudowana, zakapturzona, niektórzy w dresach” – relacjonuje Klimowicz.
https://www.facebook.com/czabanrobiraban/posts/976190658012586
W ośrodku w Czerwonym Borze przebywają legalnie cudzoziemcy, którzy czekają na decyzje o przyznaniu im statusu uchodźcy czy innej formy ochrony międzynarodowej.
Położony jest na uboczu, w lesie, do najbliższego sklepu jest kilka kilometrów. Jest to jednak ośrodek otwarty, przypomina małe, kilkublokowe osiedle. Do tej pory przebywali tam głównie Czeczeni, Tadżykowie i Afgańczycy, ale w ostatnim czasie kwaterowani byli tam również cudzoziemcu pochodzenia afrykańskiego.
Jak przekazał Gazecie Wyborczej Tomasz Krupa, rzecznik prasowy podlaskiej policji, grupa około 50 mężczyzn zebrała się pod ośrodkiem około godz. 17.
„Niektórzy z nich zostali wylegitymowani, policja zna ich tożsamość. Około godz. 18 wszyscy się rozjechali. Policja nadal będzie tu czuwać” – zapewnił rzecznik.
Niepokoje w Czerwonym Borze zaczęły się od interwencji Sebastiana Mrówki, radnego PiS z powiatu zambrowskiego, na terenie którego leży ośrodek.
Radny napisał do wojewody podlaskiego list, w którym informował, że mieszkańcy boją się o swoje bezpieczeństwo, w związku z pojawieniem się migrantów, którzy “od niedawna swobodnie przemieszczają się po okolicznych wsiach”.
Sprawą zainteresowały się prawicowe media. W Telewizji Republika czy wPolsce24 pojawiały się materiały podsycające atmosferę wrogości wobec mieszkańców ośrodka.
„Cudzoziemcy wychodzą i kręcą się po okolicznych wsiach i miejscowościach, wzbudzając niepokój mieszkańców, dlatego że chodzą grupami. To są młodzi mężczyźni, w wieku 20-30 lat (...) Obserwują podwórka, domy, zdarza się, że ciągają za klamki” – relacjonowała sprzed ośrodka w Czerwonym Borze reporterka Telewizji Republika.
1 kwietnia do Czerwonego Boru przyjechał z kontrolą poselską poseł Janusz Kowalski z PiS i Robert Bąkiewicz, były szef stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Nie zostali wpuszczeni przez ochronę, więc zrobili relację spod ośrodka.
W czwartek 3 kwietnia w Czerwonym Borze pięciu mieszkańców ośrodka, którzy szli po zakupy, zaatakowała grupa zamaskowanych mężczyzn, uzbrojonych w kije bejsbolowe i metalową pałkę.
W piątek 4 kwietnia Donald Tusk opublikował spot, w którym zapewnia, że polska granica jest szczelna, a swój przekaz zilustrował filmem z kamery umieszczonej przy zaporze na granicy z Białorusią.
Widać na nim grupę ciemnoskórych ludzi, przechodzących przez wycięty w granicznym płocie otwór. Po chwili nadjeżdża pojazd opancerzony, z którego wyskakują funkcjonariusze, a cudzoziemcy kładą się przed nimi twarzą do ziemi.
W niedzielę 6 kwietnia, na kilka godzin przed “obywatelskim spacerem” w Czerwonym Borze, Jarosław Kaczyński wspomniał o nim podczas wystąpienia w Wysokim Mazowieckim (od ok. 28 min.):
“Dzisiaj w Czerwonym Borze nie ma bandytów, ale za to są cudzoziemcy, którzy chodzą sobie wielkimi grupami, już zaczynają szarpać za klamki, chodzą po kilkunastu, po dwudziestu kilku, ludzie zaczynają się bać. Słyszałem niedawno jak jeden z mieszkańców mówił, że teraz żadna pani nie pójdzie – co tam było normą – na grzyby czy na jagody do lasu.
(...) Powtarzam, wystarczyłoby tam wysłać czy to policję, czy to może – w końcu nadzwyczajna sytuacja – żandarmerię. Są też wojska obrony terytorialnej. Po prostu przywrócić tam poczucie bezpieczeństwa. Żeby ludzie wiedzieli, że jest bezpiecznie. No ale to się nie dzieje. Takich Czerwonych Borów może być w Polsce bardzo, bardzo wiele.
Ja słyszałem o inicjatywie, też przed chwilą, podejmowania przez miejscowe samorządy, począwszy od gminnych, takich uchwał, które odnoszą się do sprzeciwu przeciwko przyjmowaniu tych cudzoziemców.
To bardzo dobra inicjatywa. Trzeba, proszę państwa, w tej sprawie być zdecydowanym".