Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Barack Obama jest coraz bardziej zaniepokojony kandydaturą Joe Bidena – donosi „Washington Post”
W amerykańskich mediach coraz więcej jest doniesień o możliwej rychłej rezygnacji Joe Bidena z kandydowania w wyborach prezydenckich. Wśród osób, które są przekonane, że Biden powinien zrezygnować, ma być Barack Obama. Były prezydent jest bodaj najbardziej wpływową osobą w Partii Demokratycznej, a prywatnie przyjacielem Bidena.
W środę 17 lipca Joe Biden poinformował, że choruje na covid.
„Czołowi liderzy partii [demokratycznej], przyjaciele oraz kluczowi darczyńcy uważają, że [Biden] nie może wygrać, nie jest w stanie zmienić publicznego postrzegania jego wieku i sprawności, oraz nie jest w stanie zapewnić [demokratom] większości w Kongresie” – pisze portal Axios na podstawie rozmów z politykami z najwyższych kręgów w Partii Demokratycznej.
Według informatorów portalu presja na Bidena jest tak wielka, że możliwa jest jego rezygnacja już w najbliższy weekend.
Przywódcy Partii Demokratycznej obawiają się nie tylko porażki w wyborach prezydenckich. Uważają, że dalsza kampania 81-letniego Bidena ściągnie w dół demokratycznych kandydatów w wyborach do Kongresu, które odbywają się równolegle z wyborami prezydenckimi.
„Były prezydent Barack Obama wypowiedział się głośno poprzez swoje milczenie” – napisał w czwartek 18 lipca 2024 portal Axios.
Milczał Obama, nie milczeli jego najbliżsi doradcy, którzy wprost krytykowali Bidena. Wśród nich David Axelrod — szef kampanii Obamy. Na portalu CNN Axelrod napisał, że spodziewa się, że Biden „w końcu zrobi to, czego wymaga od niego obowiązek i miłość do ojczyzny. I odsunie się na bok”.
Jednak jak donosi „Washington Post”, Obama prowadzi intensywne rozmowy na temat kandydatury Bidena. „Były prezydent, niezwykle wpływowy w partii, powiedział współpracownikom, że szanse Bidena na zwycięstwo znacznie się skurczyły” – pisze amerykański dziennik.
Według wielu informatorów z otoczenia Obamy były prezydent uważa, że Biden musi poważnie rozważyć to, czy jego kandydatura jeszcze jest zasadna.
Tuż po debacie Obama wyraził jednoznaczne poparcie dla Bidena: „Zdarzają się kiepskie debaty. Uwierzcie mi, wiem to z własnego doświadczenia. Ale te wybory to wciąż wybór między kimś, kto przez całe życie walczył o zwykłych ludzi, a kimś, kto dba tylko o siebie. Między kimś, kto mówi prawdę; kto zna różnicę między dobrem a złem i będzie mówił wprost do amerykańskiego narodu – a kimś, kto kłamie na własną korzyść. Wczorajsza noc tego nie zmieniła i dlatego tak wiele jest na szali w listopadzie”.
Jednak jak pisze „Washington Post”, ten tweet nie oddawał zaniepokojenia byłego prezydenta.
Po debacie Obama tylko raz rozmawiał z Bidenem. Współpracownikom miał powiedzieć, że to Biden musi sam podjąć decyzję. A on nie będzie wywierał presji.
Obama miał też powiedzieć niektórym rozmówcom, że na podstawie danych widzi zmniejszające się poparcie dla Bidena, a rosnące dla Donalda Trumpa. Zauważa też, że darczyńcy odpływają od Bidena.
Panika w obozie Demokratów zaczęła się po debacie Joe Bidena z Donaldem Trumpem 28 czerwca 2024. Debata, na którą nalegał sztab Bidena, okazała się jego porażką. Brak refleksu i zdecydowania, kłopoty z pamięcią i formułowaniem myśli, słowem: niedołężność — ukazały się milionom widzów. W kolejnych tygodniach kolejni politycy z obozu Demokratów ogłaszali, że są za tym, by Biden się wycofał.
Co ważne: wyborcy Demokratów od wielu miesięcy zgłaszali wiek Bidena jako coś, co zniechęca ich do popierania go. Mimo to partyjny establishment naciskał, by Biden ubiegał się o reelekcję.
To, że po debacie partia ma kłopot ze swoim kandydatem, potwierdzały sondaże.
Sztabowcy Bidena i on sam utrzymywali jednak, że prezydent jest w stanie powtórnie wygrać wybory. Tłumaczyli, że debata była tylko jednorazową wpadką, a za jego kandydaturą stoją cztery lata udanych rządów.
„Prezydent podjął decyzję. Nie chcę być niegrzeczny, ale nie wiem, ile razy jeszcze mamy to powtarzać” – powiedział dziennikowi „Washington Post” w czwartek Quentin Fulks, zastępca szefa kampanii Bidena.
Kluczowy argument za kandydaturą Bidena brzmiał: tylko on jest w stanie zjednoczyć różnorodny elektorat Demokratów i różne frakcje w partii. Faktycznie w 2020 roku Biden okazał się kandydatem, który pogodził wszystkich — zarówno progresywnych zwolenników Berniego Sandersa, jak i centrowo-liberalnych entuzjastów Pete'a Buttigieg'a czy Amy Klobuchar.
Biden „nie zostanie siłą ściągnięty ze sceny... Celem jest, aby sam zszedł ze sceny” – powiedział kilka dni temu portalowi Axios jeden z Demokratów.
Być może faktycznie Biden zejdzie ze sceny w najbliższy weekend.
Kto wówczas mógłby go zastąpić? W ostatnich dniach komentatorzy najczęściej wymieniają nazwisko wiceprezydentki — Kamali Harris.
W sondażach różnica między poparciem dla Harris i poparciem dla Trumpa jest zbliżona do różnicy poparcia między Bidenem a Trumpem (2-3 pkt proc.). Jednak poparcie dla Harris rośnie, a dla Bidena (generalnie) – maleje.
16 lipca 2024 występując na konwencji The National Association for the Advancement of Colored People (NAACP, Narodowe Stowarzyszenie na rzecz Wspierania Ludności Kolorowej) Biden powiedział o Harris: „Ona mogłaby zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych”.
Gdyby Biden nawet wygrał w listopadzie 2024, a później nie był w stanie pełnić swoich obowiązków, to Harris by go zastąpiła.
„Sprawa Romanowskiego trafi do polskiego sądu” – powiedział w Polsat News poseł PO Marcin Bosacki. Jego zdaniem Romanowskiego nie chroni drugi immunitet
Sprawę nieskutecznego aresztowania Marcina Romanowskiego komentowali wieczorem 18 lipca 2024 politycy PO i PiS.
„Romanowski jest tylko nerwem tej operacji. Mózgiem jest Ziobro. Operacji przywłaszczania setek milionów publicznych pieniędzy. Sprawa Romanowskiego trafi do polskiego sądu” – powiedział w Polsat News Marcin Bosacki, poseł Platformy Obywatelskiej.
Romanowski, któremu prokuratura stawia 11 zarzutów, był jednym z najbliższych współpracowników Zbigniewa Ziobry.
„Marcin Romanowski miał do niedawna dwie misje. Jako numerariusz Opus Dei dbał o formację religijną młodych członków tej organizacji, czyli wychowanie zgodne z naukami Josemarii Escrivy de Balaguera. Jako twórca Pracowni Liderów Prawa przygotowywał wiernych i oddanych pracowników resortu Zbigniewa Ziobry. 4 czerwca 2019 został wiceministrem sprawiedliwości” – pisał w OKO.press Sebastian Klauziński w czerwcu 2019 roku.
Pytany o błędy popełnione w trakcie próby aresztowania byłego wiceministra sprawiedliwości, Bosacki powiedział: „To, czego zaniechano, to poinformowania Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy o krokach, które są podejmowane wobec Romanowskiego”.
Bosacki stwierdził jednak, że nie jest potrzebne zdjęcie Romanowskiemu „drugiego immunitetu”. Według niego dowodzi tego pismo przewodniczącego ZPRE do Marszałka Sejmu Szymona Hołowni.
Bosacki nie jest jedyny politykiem obozu rządzącego, który uważa, że Romanowskiego nie chroni dodatkowy immunitet. „Czy ten immunitet jest aż tak wiążący?” – pytała Barbara Nowacka w TVP Info. „Prokuratura ma twarde dowody. To, co się działo wokół tych pieniędzy, było potężnym nadużyciem finansowym” – dodała.
Wokół tego, czy Romanowski ma drugi immunitet, czy nie, trwają spory prawników. W rozmowie z OKO.press Agata Bzdyń, która byłą prawniczką w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w latach 2012-2016, twierdzi, że immunitet obowiązuje.
„Kompletna kompromitacja i prokuratury, ale również niestety Polski” – skomentował próbę aresztowania Romanowskiego Radosław Fogiel, poseł PiS. „Państwa koledzy postawili Polskę w jednej linii z takimi krajami jak Rosja i Białoruś” – powiedział.
„Znaj proporcje, mocium panie!” – zareagował Bosacki.
PiS porównuje Romanowskiego od kilku dni z Nadią Sawczenko. To ukraińska żołnierka i była posłanka. Była delegatką do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. W czerwcu 2014 roku została pojmana przez prorosyjskich separatystów z Donbasu i osadzona w rosyjskim areszcie. Początkowo była ukraińską bohaterką, potem zaczęła tracić sympatię. Nawoływała m.in. do wymiany Krymu za Donbas.
Dlaczego Romanowski nie zrzekł się immunitetem? Dlaczego mu nie zależy, żeby się oczyścić? – pytał prowadzący rozmowę Dariusz Ociepa.
„To jest pytanie do niego samego” – odpowiedział Radosław Fogiel. Po czym zaczął spekulować. „Może wiedząc, jak działa prokuratura [Adama] Bodnara...”
„Ale to sądy. Sędzia z Iustitii podejmowała decyzję” – przerwał dziennikarz.
„Ta decyzja jest na rękę stanowi prawnemu. Ale cały czas mamy do czynienia z upolitycznianiem tych spraw. Ciśniecie tę sprawę politycznym kolanem!” – powiedział Fogiel.
Była minister rodziny odpowiada na zarzuty. Według Marleny Maląg w piknikach 800+ chodziło o „wywołanie pozytywnego nastroju i nastawienia społecznego na rzecz promocji wartości rodziny”. A oskarżenia, które wysuwa Agnieszka Dziemianowicz-Bąk to „demagogia i złośliwość”
Obecna ministra rodziny zawiadomiła prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez poprzednią ministrę. Marlena Maląg odpowiedziała Agnieszce Dziemianowicz-Bąk na portalu X (dawniej Twitter).
Dziemianowicz-Bąk poinformowała, że w zawiadomieniu do prokuratury mowa jest o dwóch przepisach, które miałyby złamać Marlena Maląg i była dyrektor komunikacji i promocji w ministerstwie rodziny.
To art. 231 Kodeksu karnego (nadużycie władzy) i art. 507 Kodeksu wyborczego (przekazywanie i przyjmowanie niedozwolonych wartości niepieniężnych).
„Demagogia i złośliwość w sprawie pikników 800+: „Niegospodarność” i „niecelowość”, to najbardziej ogólne i demagogiczne zarzuty, jakie można uczynić każdemu decydentowi” – napisała Marlena Maląg. „Znaczą one wszystko, a zarazem nic. Takie zarzuty można stawiać członkowi rodziny, zarządowi spółki, czy np. prezydentowi miasta, w zasadzie co do każdego wydatku, który jest dla kogoś wątpliwy”.
Była minister rodziny wyjaśnia też, co według niej było istotą pikników 800+.
„W tej akcji nie chodziło o zachęcanie do tego, aby ludzie sięgnęli po pieniądze im należne, bo do tego zachęcać ludzi nie trzeba. W tym działaniu chodziło przede wszystkim o wywołanie pozytywnego nastroju i nastawienia społecznego na rzecz promocji wartości rodziny” – pisze Marlena Maląg.
„Obraz wspólnej zabawy rodziców z dziećmi, atmosfery radości i świadomości tego, że rodzicielstwo jest i ma być wspierane przez Państwo, było inwestycją – długoterminową – w propagowanie dzietności i poczucia bezpieczeństwa oraz zaufania społecznego związanego z realizacją zadań rodzicielskich. Trzeba złej woli by tego nie rozumieć”.
Marlena Maląg była sensacją w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Startując z trzeciego miejsca w Poznaniu (okręg nr 7) z listy PiS, zdobyła ponad 115 tysięcy głosów i mandat.
I pokonała dwóch kandydatów z wyższych miejsc: Wojciecha Kolarskiego i Ryszarda Czarneckiego. Tego drugiego pozbawiła mandatu po czterech kadencjach w europarlamencie. Kolarski zaś był kandydatem Andrzeja Dudy, którego prezydent osobiście wspierał w kampanii. Też się nie dostał.
Nazwisko byłej ministry rodziny pojawiało się w spekulacjach dotyczących osoby, którą PiS mógłby wystawić w wyborach prezydenckich. Jednak Jarosław Kaczyński je uciął mówiąc, że PiS nie wystawi kobiety.
W PiS-ie Maląg należy do frakcji Mateusza Morawieckiego.
„Podejrzenie działania na szkodę interesu publicznego”. Chodzi o pikniki, na których Marlena Maląg ogłaszała, że 500+ wzrośnie do 800+. Dziwnym trafem tuż przed wyborami
„Składamy zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez byłą Minister Rodziny i Polityki Społecznej Marlenę Maląg i byłą Dyrektor Departamentu Komunikacji i Promocji w MRiPS” – ogłosiła w czwartek 18 lipca 2024 ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Chodzi o pikniki 800 plus.
„Pikniki to wyborcze odkrycie sezonu Zjednoczonej Prawicy” – pisał w OKO.press Sebastian Klauziński. Latem 2023 roku w całym kraju PiS organizował pikniki „dotyczące zmiany wysokości świadczenia wychowawczego”. Minister Marlena Maląg ogłaszała, że świadczenie 500+ wzrasta do 800+.
Pikniki od początku przykuwały uwagę mediów i polityków opozycji, bo – w praktyce – za publiczne pieniądze rząd po prostu promuje jeden z postulatów wyborczych PiS, ogłoszony hucznie podczas „Programowego Ula” w połowie maja 2023
Reporterzy OKO.press opisywali te pikniki. Byliśmy w Lanckoronie. „Idziemy pod namiot z wielkim napisem „800+”. Wita nas urzędnik z gabinetu wojewody, rozkładający na stoliku darmowe gadżety dla uczestników pikniku. Są balony, wiatraczki, a nawet porządnie wyglądające bawełniane torby, wszystko ozdobione dużym logiem z nową kwotą świadczenia” – pisali Katarzyna Kojzar i Marcel Wandas.
Byliśmy też w Łomży:
Pisaliśmy też, że na piknik w Tarczynie policja nie wpuściła aktywisty Lotnej Brygady Opozycji i osoby w koszulce z napisem „Konstytucja”.
W OKO.press ujawniliśmy, że Mateusz Morawiecki 16 czerwca zdecydował o przekazaniu resortowi rodziny 10 mln złotych na „realizację działań informacyjnych dotyczących podwyższenia wysokości świadczenia wychowawczego od stycznia 2024 roku". Część z tych pieniędzy poszła na reklamę 800+ w portalach internetowych i lokalnych mediach. Lwia część została przeznaczona na organizację pikników.
Sprawą pikników zajmowała się też Najwyższa Izba Kontroli. W czerwcu 2024 kontrolerzy NIK ogłosili: „Kancelaria premiera Mateusza Morawieckiego niecelowo i niegospodarnie wydała niemal 7 mln na kampanię w sprawie podwyżki świadczenia”.
Obecne kierownictwo ministerstwa rodziny wymienia w zawiadomieniu dwa przepisy, które mogły naruszyć poprzednie władze.
„W związku z uzasadnionym podejrzeniem działania na szkodę interesu publicznego i tym samym popełnienia przestępstwa z art. 231 Kodeksu karnego, a także podejrzeniem naruszenia art. 507 Kodeksu wyborczego skierowaliśmy dziś odpowiednie wnioski do Prokuratora Generalnego i Państwowej Komisji Wyborczej” – informuje ministra Dziemianowicz-Bąk.
§ 1. Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
Kto, w związku z wyborami, udziela komitetowi wyborczemu lub przyjmuje w jego imieniu korzyść majątkową o charakterze niepieniężnym inną niż nieodpłatne usługi polegające na rozpowszechnianiu plakatów i ulotek wyborczych przez osoby fizyczne, pomocy w pracach biurowych udzielanej przez osoby fizyczne, wykorzystanie przedmiotów i urządzeń, w tym pojazdów mechanicznych, udostępnianych nieodpłatnie przez osoby fizyczne, nieodpłatne udostępnianie miejsc do ekspozycji materiałów wyborczych przez osoby fizyczne nieprowadzące działalności gospodarczej w zakresie reklamy — podlega grzywnie od 1000 do 100 000 złotych.
Tuż przed północą 16 lipca 2024 Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa odrzucił wniosek prokuratury o tymczasowe aresztowanie Marcina Romanowskiego. Do dziś nie było wiadomo, jakie były powody takiej decyzji sądu.
W czwartek 18 lipca 2024 rzecznik Prokuratury Krajowej Przemysław Nowak przekazał: „Prokuratura Krajowa otrzymała postanowienie Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa dotyczące odmowy zastosowania tymczasowego aresztu wobec Marcina Romanowskiego wraz z pisemnym uzasadnieniem tej decyzji. Podlega ona obecnie analizie prokuratorów”.
A zatem jak sąd uzasadnił swoją decyzję? „Jest to formalne postanowienie, bez żadnej oceny materiału dowodowego, wskazujące na to, że zachodzi przeszkoda procesowa w postaci immunitetu” – powiedział Nowak.
Prokuratura ma teraz siedem dni na ewentualne złożenie zażalenia. Rzecznik Nowak zapowiedział, że prokuratura podejmie decyzję w tej sprawie najpóźniej do przyszłego wtorku. Ma nadzieję, że do tego czasu dostanie odpowiedź od przewodniczącego Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy.
W środę prokurator krajowy Dariusz Korneluk zwrócił się do przewodniczącego Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy Theodorosa Rousopoulosa „o wyrażenie stanowiska w przedmiocie zakresu obowiązywania immunitetu ZPRE Marcina Romanowskiego, przedstawiając jednocześnie okoliczności niniejszej sprawy, w tym charakter zarzutów (czas popełnienia czynów, brak związku z wykonywaniem mandatu) oraz sytuację procesową (uchylenie immunitetu przez parlament krajowy”.