Wewnętrzne prawybory w Koalicji Obywatelskiej wygrał Rafał Trzaskowski i to on będzie kandydatem KO na prezydenta RP w wyborach w maju 2025 r.
W wywiadzie dla Wirtualnej Polski Łukasz Jasina przyznał, że jako były rzecznik MSZ przygotował pytania, które potem na antenie TVP zadała szefowi polskiej dyplomacji Danuta Holecka
Były rzecznik MSZ Łukasz Jasina w wywiadzie dla Wirtualnej Polski oskarżył Zbigniewa Raua o mobbing. I zdradził kulisy pracy w resorcie spraw zagranicznych za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości.
Jasina przyznał, że przynajmniej raz minister Rau, który miał się bać kontaktu z mediami, znał pytania, które zostaną mu zadane na antenie podległej PiS TVP. Według Jasiny stało się tak na prośbę telewizji, a nie samego ministra.
„TVP zwróciła się do mnie z prośbą o pomoc w przygotowaniu fachowych pytań, gdyż wydawcy ”Gościa Wiadomości„ nie czuli się wystarczająco kompetentni w sprawach polityki zagranicznej. To była prośba skierowana przez wydawcę, prowadzącą rozmowy była Danuta Holecka. To był wieczór, kiedy zmarła królowa Elżbieta II. Ładnie udało nam się to przygotować” – opowiadał Jasina. „Rzecznikowanie to też sztuka dawania mediom tego, czego chcą” – tłumaczył.
Jasina przekonywał, że jego zadanie polegało na byciu „buforem”, chronieniu ministra przed popełnianiem błędów w relacji z mediami.
Dziś Jasina przed sądem walczy o przywrócenie do pracy w MSZ. Został z niej wyrzucony w tuż przed ciszą wyborczą poprzedzającą wybory parlamentarne 15 października 2023 po wypowiedzi, w której stwierdził, że za granicą znajdą się komisje, w których nie uda się zliczyć głosów na czas. Wypowiedź ta nie spodobała się politykom PiS.
Jasina pytany o to, czy naprawdę liczy na to, że znajdzie pracę w resorcie kierowanym dziś przez Radosława Sikorskiego, stwierdził, że „mógłby się przydać”, a urzędnicy mogą pracować lojalnie dla państwa, nawet jeśli nie podzielają poglądów obecnej władzy.
„Jak mowa o łatkach, to ja mam ich więcej niż tylko »PiS-owca« dla ludzi z PO. Dla części PiS-u jestem zdrajcą, a jeszcze inni uważają, że to niewybaczalne, że jako reprezentant środowiska LGBT w ogóle wszedłem w relacje z PiS” – mówił Jasina.
Gdy dziennikarz zapytał go o stosunek do homofobii poprzedniej władzy, Jasina odpowiedział, że hasło „szczucie na gejów” w odniesieniu do PiS to przesada. „Wszyscy wiedzieli, że jestem gejem, a twarz dawałem polskiej polityce zagranicznej, którą popierałem (...) Na to, co się działo w sprawach osób LGBT pod rządami PiS, można mieć wiele spojrzeń. Pańskie, nieco ekstremalne, jest tylko jednym z wielu” – mówił Jasina.
Michał K., były szef Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych (RARS), pozostanie w areszcie do czasu rozprawy ekstradycyjnej. Tak zdecydował dziś londyński sąd
Michał K., były szef Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, został zatrzymany w poniedziałek 2 września w Londynie, w wynajmowanym na Airbnb mieszkaniu. Był za nim wystawiony Europejski Nakaz Aresztowania. Prokuratura stawia mu zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Grozi mu 10 lat więzienia.
We wtorek 4 września Michał K. stanął przed Westminster Magistrates' Court, gdzie odbywała się wstępna rozprawa ws. jego ekstradycji. Ale były szef RARS na ekstradycję się nie zgodził, co cały proces wydłuży.
Sąd w Londynie zdecydował jednak, że do czasu właściwej rozprawy Michał K. pozostanie w areszcie.
Brytyjskie przepisy pozwalają odmówić ekstradycji w wyjątkowych przypadkach. Chodzi o dwukrotne sądzenie za to samo przestępstwo lub prawdopodobieństwo prześladowań ze względu na rasę, religię, płeć, orientację seksualną czy poglądy polityczne.
Rzecznik Prokuratury Krajowej Przemysław Nowak zastrzegał, że decyzja o ekstradycji nie zapadnie w ciągu najbliższych dni czy tygodni.
Śledczy w Polsce badają dostawy dla agencji po zawyżonych cenach realizowane przez podmioty związane z Pawłem Sz., twórcą odzieży patriotycznej „Red is Bad”, którą reklamował m.in. prezydent Andrzej Duda. Szopa miał sprzedać Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych po zawyżonych cenach sprzęt za pół miliarda złotych.
Drugi wątek śledztwa dotyczy kontraktów zawartych przez RARS ze spółkami powiązanymi z Dominikiem Basiorem, pijarowcem Mateusza Morawieckiego z kampanii w 2019 roku. Jak ujawnił Onet, w ciągu czterech lat między 2019-2023 firmy związane z Dominikiem Basiorem sprzedały Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych sprzęt za co najmniej 147 mln zł, w tym materiały do walki z pandemią koronawirusa — półmaski, rękawiczki i agregaty prądotwórcze. W zespole osób oceniających oferty na sprowadzanie do RARS antycovidowych artykułów miał pracować znajomy Basiora — Paweł Kleszczewski z agencji PR Świeża Bazylia, świadczącej usługi dla spółek Skarbu Państwa i samej agencji.
Szczegóły z przesłuchania urzędniczki RARS, byłej dyrektorki Biura Zakupów i bliskiej współpracownicy zatrzymanego wczoraj w Londynie Michała K., byłego szefa Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, opublikowała Gazeta Wyborcza.
Jak wynika z zeznań Justyny G., były szef RARS w trakcie ich wspólnej pracy przekazywał jej decyzje o kontraktach zawieranych przez Agencję „na małych karteczkach, które następnie niszczył”.
Według zeznań Justyny G. Michał K. „pisał na kartce nazwę firmy, nazwisko, decyzję”, którą jej pokazywał, „a następnie wkładał tę kartkę do niszczarki”. Urzędniczka wyjaśniła, że to były „małe białe karteczki z kostki lub żółte, samoprzylepne”. Justyna G. taki zapis odczytywała i karteczkę oddawała. Nieraz, jeśli na karteczce były dużo danych trudnych do zapamiętania, brała karteczkę do swojego notatnika, a następnie sama je niszczyła.
„Wiele młodych osób czeka na dobrą informację w tej kwestii. Jeśli nie będzie większości, bo ugrupowanie Szymona Hołowni uzna, że nie chcą kredytu, to przegłosują na nie, ale byłbym zdziwiony, gdyby tak się stało” – tak o przyszłości kredytu 0 proc. mówił we wtorek 3 września premier Donald Tusk
W projekcie budżetu na rok 2025 przewidziano 4,2 mld zł na mieszkalnictwo. To dwukrotny wzrost licząc rok do roku, ale wciąż 1/10 tego, co na mieszkania wydaje się średnio w Unii Europejskiej (0,1 proc. PKB w Polsce do 1 proc. PKB w UE). Większość pieniędzy ma zasilić rozwój budownictwa społecznego. Wciąż nie wiadomo jednak, czy wśród wydatków znajdą się pieniądze na kredyt 0 proc. Definitywne „nie” mówią Lewica i Polska 2050. Powód? Każdy kolejny program dopłat do kredytów będzie oznaczał wzrost cen mieszkań na rynku i ograniczenie ich dostępności dla najbardziej potrzebujących. Stymulowanie popytu przy nierozgrzanej podaży to przepis na katastrofę. Mimo to Koalicja Obywatelska i PSL pracują nad przebudową propozycji kredytu 0 proc.
„Moim zdaniem z tej kwoty, która została przeznaczona na mieszkalnictwo w budżecie na przyszły rok, wystarczy również, aby wdrożyć program kredytowy, a więc program, który pozwoli wielu Polakom oczekującym na zakup mieszkania na własność zmierzyć się z najdroższym kredytem w UE, jaki ma Polska” – powiedział we wtorek, 3 września minister rozwoju Krzysztof Paszyk (PSL). „8 procent średnio w Polsce kosztuje kredyt mieszkaniowy. Jeśli my z tych 8 procent zbijamy oprocentowanie do 5-4 procent, to bardzo często na koszcie raty miesięcznej to jest 800 – 1200 złotych mniej. To jest cel, który zakłada ten projekt” – tłumaczył.
Krzysztof Paszyk dodał, że wydatki na program są już wstępnie rozpisane.
W pierwszym roku jego obowiązywania pochłonąłby on 500 mln zł z budżetu.
Według ministra kwartalne limity w programie miałyby zapobiec wzrostowi cen mieszkań. „Ilość pieniądza, która trafi na rynek, będziemy stabilizować i rozkładać w czasie, aby zapobiec pikowi popytowemu” – mówił Paszyk.
Premier Donald Tusk we wtorek podczas konferencji prasowej po posiedzeniu rządu stwierdził, że los projektu zależy od politycznych decyzji.
„Na Radzie Ministrów ustaliliśmy, że jak wszystkie projekty [red. mieszkaniowe] będą gotowe, to wspólnie zdecydujemy, które z nich, na jakie wsparcie mogą liczyć” – mówił Tusk. "Wiele młodych osób czeka na dobrą informację w tej kwestii.
Jeśli nie będzie większości, bo ugrupowanie Szymona Hołowni uzna, że nie chcą kredytu, to przegłosują na nie, ale byłbym zdziwiony, gdyby tak się stało" – dodał.
Próbę przejęcia kontroli I prezes SN Małgorzaty Manowskiej nad Izbą Pracy i Ubezpieczeń Społecznych premier Donald Tusk nazwał „zamachem”. I dodał, że minister Bodnar szykuje w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury
„Będzie zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa w odniesieniu do pani Manowskiej” – zapowiedział podczas konferencji prasowej po posiedzeniu rządu premier Donald Tusk. Pierwsza prezes Sądu Najwyższego próbuje siłowo przejąć kontrolę nad Izbą Pracy i Ubezpieczeń Społecznych. Jak pisał w OKO.press Mariusz Jałoszewski, od 3 września Izba nie ma prezesa, bo legalni sędziowie nie chcą głosować z neosędziami nad kandydaturami następców. Zgodnie z prawem obowiązki prezesa przejął najstarszy stażem sędziowskim przewodniczący wydziału w Izbie Pracy, legalny sędzia Dawid Miąsik. Ale Małgorzata Manowska podczas zebrania przewodniczących wydziałów Izby Pracy zakwestionowała tę decyzję. I ogłosiła, że przejmuje bezpośrednie zarządzanie Izbą Pracy jako prezeska SN. Powołała się na artykuł 14 ustawy o SN, który daje jej ogólną kompetencję do zarządzania SN. Tyle że z innych przepisów ustawy o SN wynika, że Izba ma oddzielnych prezesów i jest ona autonomiczna.
Premier Donald Tusk decyzję Manowskiej nazwał „absolutnie bezprawną”. „To zamach” – mówił szef rządu. Dodał, że wniosek do prokuratury w tej sprawie przygotowuje minister sprawiedliwości Adam Bodnar. Szczegóły mają być znane najpóźniej w piątek, 6 września. „Jest coś koszmarnego, że mamy kogoś na czele tego pseudo Sądu Najwyższego – pseudo z winy PiS – co do którego istnieje uzasadnione przekonanie, że popełnia przestępstwa” – mówił Donald Tusk.
Więcej o ruchu Manowskiej można przeczytać tutaj:
Zamiast policji czekał na niego czerwony dywan, kwiaty i dyplomatyczny komitet powitalny. Poszukiwany międzynarodowym listem gończym prezydent Rosji Władimir Putin w Mongolii.
„To koniec obowiązywania prawa międzynarodowego” w Mongolii — piszą rozgoryczeni komentatorzy.
Kraj, który jest sygnatariuszem Statutu Rzymskiego, dokumentu, na podstawie którego działa Międzynarodowy Trybunał Karny, zignorował międzynarodowy nakaz aresztowania wobec Władimira Putina, wydany przez MTK 17 marca 2023 roku.
Prezydent Rosji Władimir Putin (na zdjęciu podczas ceremonii otwarcia wizyty 3 września 2024 z prezydentem Mongolii Uchnaagijnem Chürelsüchem) został podjęty w Mongolii z najwyższymi honorami: był czerwony dywan, kwiaty, orkiestra państwowa i uściski dłoni z prezydentem Mongolii w błysku fleszy fotoreporterów.
To pierwsza międzynarodowa wizyta Putina w kraju, który jest objęty jurysdykcją MTK. Mongolia, jako państwo-sygnatariusz Statutu Rzymskiego ma obowiązek prawny wykonać postanowienie o aresztowaniu wydane przez MTK.
Do niczego takiego jednak nie doszło. Pomimo że do aresztowania prezydenta Rosji Mongolię wezwała Unia Europejska, Ukraina oraz międzynarodowe organizacje broniące praw człowieka.
„Mongolia jest państwem-stroną Rzymskiego Statutu MTK od 2002 r., a z tego wynikają konkretne zobowiązania prawne” – podkreślił w poniedziałek 2 września Eric Mamer, rzecznik Komisji. Mamer zapewnił, że Komisja Europejska przekazała Mongolii swoje oczekiwanie w sprawie wizyty Putina.
„UE popiera dochodzenie prowadzone przez prokuratora MTK w Ukrainie i wzywa do współpracy wszystkie państwa-strony” – powiedział rzecznik KE.
W MTK toczy się postępowanie w sprawie zbrodni wojennych na Ukrainie, w tym bezprawnej deportacji oraz przesiedleniu ludności, przede wszystkim dzieci, z okupowanych obszarów Ukrainy do Rosji.