Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
„Cieszę się, że się tego dorobiłem, że inni mówią to, co ja miałem wcześniej do powiedzenia” – mówił o Karolu Nawrockim Grzegorz Braun. Wcześniej Nawrockiego oficjalnie poparł. Przekonywał, że wprowadzi swoją partię do Sejmu, bo jego prezydencki wynik to więcej niż pięcioprocentowy próg wyborczy
W piątek wieczorek, kilka godzin przed ciszą wyborczą, w Kanale Zero Krzysztof Stanowski rozmawiał z Grzegorzem Braunem.
Braun wyrażał zadowolenie ze swojego wyniku w pierwszej turze wyborów prezydenckich: „Jestem kontent, że nie poszła na marne ta robota polityczna”. Przypomnijmy: głos oddało na niego 1 242 917 osób (6,34 proc.), a wynik Brauna jest powszechnie uznawany za największą niespodziankę pierwszej tury.
„My jesteśmy od 10 dni w tej następnej kampanii, idziemy już do następnego Sejmu” – opowiadał Stanowskiemu Braun. Swój wynik uznał za prognostyk tego, że jego partia — Konfederacja Korony Polskiej — przekroczy w najbliższych wyborach pięcioprocentowy próg wyborczy.
„Szeroki front gaśnicowy wprowadzi do Sejmu większą liczbę posłów” – mówił Braun.
Zapowiedział też, że za kilka tygodni powstanie koło poselskie Konfederacji Korony Polskie. W tej chwili Braun ma w Sejmie dwóch posłów. To by znaczyło, że ktoś zdecydował się dołączyć do jego partii albo że Braun blefuje i robi medialny szum, żeby kogoś przyciągnąć.
Stanowski pytał Brauna o poparcie dla Karola Nawrockiego, którego ten dzień wcześniej udzielił. „Nie jestem taki, żeby siedzieć okrakiem na płocie. Jak grzecznie pytają, to grzecznie odpowiadam: zagłosuję na Nawrockiego” – mówił Braun.
Tłumaczył, że to poparcie jest elementem jego szerszej strategii politycznej. Braun chce, żeby Nawrocki wygrał po to, żeby rząd Tuska nie miał możliwości realizowania swojego programu.
„Jestem czołgiem przełamania” – mówił o sobie i wyjaśniał, że jako taki czołg robi wyłom (w systemie politycznym), ale sam nie jest w stanie wygrać wojny.
„Jak nie możemy przeciwnika zmieść, to przynajmniej prowadzimy działania opóźniające” – opowiadał. Kim jest ten wróg? To eurokomuna i eurofederaści — wywodził Braun. Straszył „eurokołchozem” (tak mówi o Unii Europejskiej) „paradami dewiantów” (tak mówi o osobach LGBT) i tym, że jak wygra Trzaskowski, to polskie państwo zostanie zlikwidowane.
Cała rozmowa przebiegała w bardzo sympatycznej atmosferze. „Magnetyzm serc” – łasił się do Stanowskiego Braun.
Grzegorz Braun udzieli Nawrockiemu poparcia niemal w ostatniej chwili. Wcześniej wyraził niezadowolenie z tego, jak Nawrocki odpowiedział na jego „siedem postulatów”.
Wyborcy Brauna mogą odegrać dużą rolę w niedzielnych wyborach. Sondaże pokazują, że o wyniku może zdecydować od kilkudziesięciu do dwustu-trzystu tysięcy głosów. Na Brauna — przypomnijmy — zagłosowało milion dwieście osób. Wiele z nich to osoby zniechęcone do politycznego establishmentu i jest bardzo prawdopodobne, że nie pójdą głosować. W prognozie OKO.press na drugą turę zakładamy, że zagłosuje w niej 60 proc. wyborców Brauna z pierwszej tury.
Jeśli jednak przez ostatnie dwa dni, w tym występując w Kanale Zero, Braun przekonał część swoich zwolenników, by udali się do urn w imię „prowadzenia działań opóźniających”, może mieć to wpływ na ostateczny wynik.
Przeczytaj także:
Znani influencerzy zachęcają Polaków do udziału w wyborach w niedzielę 1 czerwca. W nagrodę zaoferowali wóz strażacki. Do akcji włączają się miasta — Wrocław dorzucił krasnala, a Kraków smoka.
Jakobe Mansztajn i Michał Marszał postanowili wykorzystać swoje zasięgi, by zachęcić Polaków do udziału w nadchodzącej turze wyborów.
Z humorem, ale i pełnym zaangażowaniem zachęcali już w nagraniu sprzed Pałacu Prezydenckiego, które opublikowali we wtorek, 27 maja.
„Chcemy, żeby cała Polska poszła na wybory i potrzebujemy Waszej pomocy” – apelują do swoich obserwujących. „Zachęcamy do podsyłania nam fotek, na których 1 czerwca tłumnie wybieracie głowę państwa. Osoba z najliczniejszą ekipą głosujących otrzyma widoczny na nagraniu wóz strażacki” – napisali na Instagramie.
Do akcji włączyły się różne miasta z całej Polski. Wrocław łączy siły z Wałbrzychem. „Toczymy przyjacielską rywalizację, której stawką jest darmowy dzień w jednej z popularnych atrakcji turystycznych w tych miastach” – czytamy na stronie wrocławskiego urzędu.
Co więcej, do osiedla we Wrocławiu, które będzie miało największą frekwencję w obu turach wyborów prezydenckich, trafi figurka Krasnalki o imieniu Frekwencja.
Podobny pojedynek jest między prezydentkami Gdańska i Gdyni. Aleksandra Dulkiewicz z Gdańska opublikowała film, w którym powiedziała, że prezydentka miasta z mniejszą frekwencją będzie musiała posadzić drzewo w zwycięskim mieście. Aleksandra Kosiorek z Gdyni wyzwanie przyjęła.
Co ciekawe oba miasta w pierwszej turze wyborów prezydenckich odnotowały zbliżoną frekwencję:
Wyborczego zakładu dokonali także prezydenci Katowic i Sosnowca. Ten, kto przegra przepłynie kajakiem. Za wiosło będzie musiał chwycić ten, którego mieszkańcy w mniejszej liczbie pójdą do urn w drugiej turze wyborów prezydenckich. W pierwszej turze o prawie 3 punkty proc. wygrały Katowice.
W podobnej akcji uczestniczą też prezydenci Bydgoszczy i Torunia. Przegrany, zamiast kajakiem ma przebyć trasę na rowerze i przyjechać do miasta zwycięzcy. Z Bydgoszczy do Torunia jest około 45-50 km, w zależności od wybranej trasy. Średni czas przejazdu, jeśli jedziemy tempem rekreacyjnym to około od 2,5 do 3,5 godzin.
Legnica obiecała miastu z największą frekwencją przekazanie złotego lwa znajdującego się w miejskim herbie. Elbląg zaoferował swój symbol — figurę legendarnego Piekarczyka.
Do akcji włączył się także Kraków. „Kraków, jak na królewskie miasto przystało, nie zostaje w tyle (...). Mamy smoka i nie zawahamy się go użyć!” – ogłoszono. Miejscowość z rekordową frekwencją ma otrzymać od Krakowa smoka, który „zamieszka na specjalnym zamiejscowym odcinku Smoczego Szlaku”.
Włocławek chce przekazać „Fajansowego Wicka” – jeden z najbardziej popularnych wazonów z lokalnej Fabryki Fajansu.
Wybory już w niedzielę 1 czerwca. Lokale wyborcze w Polsce będą otwarte od godz. 7 do godz. 21. Wyborcy, przebywający za granicą, mogą oddać swój głos w utworzonych tam komisjach wyborczych między godz. 7 a 21 (czasu lokalnego).
Przeczytaj także:
Banery z dezinformacyjnymi hasłami, uderzającymi w kandydata na prezydenta Rafała Trzaskowskiego, rozwieszono ostatniej nocy w Warszawie. Nie ma na nich oznaczeń żadnego komitetu wyborczego. Sprawdziliśmy, kto może stać za tą akcją.
W nocy z czwartku na piątek, 29 na 30 maja, w Warszawie i podwarszawskich miejscowościach ktoś rozwiesił banery, uderzające w Rafała Trzaskowskiego, kandydata PO na prezydenta. Na pierwszy rzut oka wyglądają jak typowe banery wyborcze, jednak ich celem jest wprowadzenie w błąd wyborców.
Trzaskowski jest tam pokazany na tle flagi unijnej oraz tęczowej flagi środowiska LGBT. Nieprawdziwe są napisy, które zamieszczono na banerach. Obok nazwiska Trzaskowskiego można przeczytać:
Te slogany sugerują, że taki właśnie jest program wyborczy Trzaskowskiego. Tymczasem kandydat PO, który wielokrotnie wypowiadał się na ten temat, ma zupełnie inne poglądy zupełnie. Zaledwie tydzień temu w czasie telewizyjnej debaty stwierdził, że jego zdaniem unijny „pakt migracyjny nigdy nie wejdzie w życie”, jeśli chodzi o zobowiązania dla Polski, ponieważ Polska wcześniej przyjęła miliony migrantów z Ukrainy. „To ja wpisałem w unijne dokumenty, że jeżeli pomożemy Ukraińcom, to nie będziemy nikogo więcej przyjmowali” – powiedział wtedy.
Wiele razy mówił również, że jest przeciwny wysyłaniu polskich wojsk do Ukrainy. Wyjaśniał też, że Zielony Ład jako program unijny już nie istnieje, nie ma więc możliwości, by Polska go wprowadziła. Teza o promocji LGBT+ w szkołach w ogóle nie przystaje do rzeczywistości. To hasło znane z kampanii sprzed kilku lat, kiedy PiS atakował środowiska LGBT oraz Trzaskowskiego, realizując masywną dezinformacyjną kampanię na ten temat.
Hasła zamieszczone na banerach są więc fałszywe i wprowadzają w błąd odbiorców.
Z informacji OKO.press wynika, że banery rozwieszono niedaleko punków, w których w niedzielę będą pracować komisje wyborcze. Jeśli nie zostaną zdjęte, wyborcy będą je mijać po drodze na głosowanie.
Sygnały o pojawieniu się banerów dostawaliśmy od naszych Czytelników od rana. Jednak wtedy nie było wiadomo, kto stoi za całą akcją. Postanowiliśmy to sprawdzić, przeszukując media społecznościowe. Szybko okazało się, że już w czwartek wieczorem, czyli na początku akcji, zdjęcie z zawieszonym na płocie banerem zamieścił na platformie X Oskar Szafarowicz.
Szafarowicz to działacz pisowskiej młodzieżówki, ostatnio współpracujący z posłem PiS (dawniej Suwerenna Polska) Januszem Kowalskim. Obaj na początku kampanii byli zaangażowani w uruchomienie fanpage`a Stop Trzaskowski, który publikował uderzające w Trzaskowskiego reklamy na Facebooku. Opisywaliśmy go w OKO.press.
"Najnowsze reklamy opłacono w taki sposób, by nie było widać, jaka osoba dokonywała płatności. Jednak we wcześniejszych zarządzający kontem nie byli aż tak precyzyjni. Z raportu Facebooka dowiadujemy się więc, że pierwszy promowany post opłacił w styczniu Janusz Kowalski. Wydał na ten cel 935 zł. Natomiast dwie kolejne reklamy opłacił Patryk Horczak, wymieniany już wcześniej działacz pisowskiej młodzieżówki" – informowałam wówczas.
Później zarówno Szafarowicz, jak i Kowalski zaangażowali się w Ruch Obrony Granic, który założył Robert Bąkiewicz, działacz skrajnie prawicowy, były lider Marszu Niepodległości. Ruch Obrony Granic to antymigracyjna inicjatywa, której działania miały związek z kampanią prezydencką. Chodziło o nakręcanie strachu wobec migrantów w taki sposób, by dotyczące tego tematu nastroje społeczne było korzystne dla kandydata PiS, a niekorzystne dla kandydata PO.
Co najistotniejsze, Szafarowicz w swoim czwartkowym wpisie, prezentującym baner, wskazał właśnie na Ruch Obrony Granic jako na inicjatorów akcji wywieszania fałszywych reklam. „Ruch Obrony Granic mówi NIE – 1 czerwca głosujmy STOP TRZASKOWSKI” – napisał pisowski działacz, zamieszczając zdjęcie baneru.
Wpisy podobnej treści znalazły się także na kanałach inicjatywy Stop Trzaskowski. Jednak w nich nie wskazano autorów akcji.
Przeczytaj także:
Przewodniczący PKW Sylwester Marciniak wyraził nadzieję, że wyniki II tury wyborów na prezydenta uda się ogłosić równie szybko, jak po pierwszej turze, czyli w poniedziałek rano lub wczesnym popołudniem.
Szef PKW podkreślił, że dwa tygodnie temu szybkie ogłoszenie wyników po pierwszej turze wyborów było możliwe dzięki sprawnej pracy pracowników MSZ. Wyraził nadzieję, że tym razem protokoły z zagranicy również dotrą bez opóźnień.
Marciniak przypomniał, że największą frekwencję w drugiej turze wyborów prezydenckich odnotowano w 1995 roku – wyniosła wtedy 68,23 proc. Niewiele niższa była w 2020 roku (68,18 proc.). Najmniejszą frekwencję – poniżej 51 proc. – zanotowano w 2005 roku.
Zwrócił również uwagę, że rekordowa frekwencja w historii III RP miała miejsce podczas wyborów parlamentarnych 15 października 2023 roku – wyniosła wtedy 74,38 proc.
Liczba wydanych wyborcom zaświadczeń w stosunku do I tury wzrosła o około 80 proc.
Znacząco wzrosła też liczba wydanych zaświadczeń o prawie do głosowania – w drugiej turze wydano ich 571 999, co oznacza wzrost o ponad 260 tys. względem pierwszej tury, czyli o około 80 proc.
Liczba uprawnionych do głosowania wynosi obecnie 28 mln 848 tys. 733 osoby. Rośnie także liczba głosujących korespondencyjnie – w drugiej turze z tej formy skorzysta 12 076 osób, co stanowi wzrost o 30 proc. względem pierwszej tury. W drugiej turze przez pełnomocnika zagłosuje 42 085 osób, czyli blisko o połowę więcej niż w turze poprzedniej.
Marciniak dodał, że wzrosła też liczba członków obwodowych komisji wyborczych i wynosi 266 tys. 782 osoby.
Przypomniał, że utworzonych zostało 32 tys. 143 obwody głosowania, w tym 29 tys. 815 stałych i 1 tys. 812 odrębnych. „Na odrębne obwody głosowania składają się 932 obwody utworzone w zakładach leczniczych, zwłaszcza w szpitalach, 703 w domach pomocy społecznej, 140 w zakładach karnych i aresztach śledczych, 14 w zespołach domów studenckich. Za granicą też nic się nie zmieniło i tak jak mieliśmy (tak dalej mamy) 511 utworzonych obwodów” – powiedział Marciniak.
Przypomniał, że również na statkach utworzonych zostało pięć obwodów.
Przeczytaj także:
Korea Północna wspiera Rosję w amunicji i pociskach, które są wykorzystywane do ataków na kluczową infrastrukturę cywilną w Ukrainie. Dokument ujawnia, jak silna jest zależność Moskwy od reżimu Kim Dzong Una.
Raport został przygotowany przez grupę Multilateral Sanctions Monitoring Team (MSMT). To grupa składająca się z 11 państw — m.in. USA, Korei Południowej i Japonii. Została uruchomiona w październiku ubiegłego roku w celu monitorowania sankcji ONZ wobec Korei Północnej.
Zespół monitorujący powstał po tym, jak Rosja w marcu 2024 roku zawetowała rezolucję, która miała przedłużyć działalność panelu ekspertów ONZ nadzorujących przestrzeganie sankcji wobec Korei Północnej.
Z raportu wynika, że od września 2023 roku Korea Północna dostarczyła Rosji ponad 20 tys. kontenerów z amunicją. Zebrane dowody pokazują, że Rosja i Korea Północna angażują się w „szereg nielegalnych działań” sprzecznych z rezolucjami Rady Bezpieczeństwa ONZ.
Jak informuje „The Guardian”, w czerwcu 2024 roku Kim Dzong Un i Władimir Putin podpisali traktat o kompleksowym partnerstwie strategicznym, zobowiązując się do wzajemnej pomocy w przypadku ataku na którykolwiek z krajów.
W swoim pierwszym raporcie od momentu powstania w 2024 roku zespół MSMT szacuje, że z Korei Północnej wysłano do Rosji nawet 9 mln sztuk amunicji artyleryjskiej i rakietowej.
„Co najmniej w najbliższej przyszłości Korea Północna i Rosja zamierzają kontynuować i pogłębiać współpracę wojskową, łamiąc tym samym obowiązujące rezolucje Rady Bezpieczeństwa ONZ” – czytamy w dokumencie. Korea Północna „przyczyniła się również do zwiększenia rosyjskich ataków rakietowych na ukraińskie miasta, w tym precyzyjnych uderzeń w newralgiczne obiekty cywilne”.
W zamian za wsparcie militarne – w tym tysiące żołnierzy – Pjongjang liczy na pomoc Rosji w swoim programie satelitów szpiegowskich.
Jak wynika z raportu, od września 2023 roku Korea Północna przekazała Rosji co najmniej 100 pocisków balistycznych, działa artyleryjskie, wyrzutnie rakiet dalekiego zasięgu oraz amunicję.
Transporty broni i innego sprzętu odbywały się drogą morską, lotniczą i kolejową.
Pociski balistyczne z Korei Północnej są wykorzystywane do „niszczenia infrastruktury cywilnej i siania terroru w zaludnionych obszarach, takich jak Kijów i Zaporoże” – czytamy.
Rosja dostarczyła Korei Północnej systemy obrony powietrznej, rakiety przeciwlotnicze oraz urządzenia do walki elektronicznej.
Około 11 tys. północnokoreańskich żołnierzy, którzy w zeszłym roku trafili na front w Ukrainie, zdobyło doświadczenie bojowe – co z niepokojem obserwują południowokoreańskie władze. Z raportu wynika, że niedawno wysłano kolejne 3 tys. żołnierzy.
Miesiąc temu Kim i Putin po raz pierwszy oficjalnie potwierdzili, że północnokoreańscy żołnierze walczą u boku Rosjan w Ukrainie, określając ich mianem „bohaterów”.
Od wieczora 29 maja rosyjskie wojska przeprowadziły zmasowany atak na Ukrainę, wykorzystując dwie rakiety balistyczne Iskander-M/KN-23 oraz 90 dronów – w tym bezzałogowce i inne modele symulacyjne.
Jak poinformowały Siły Powietrzne Sił Zbrojnych Ukrainy na Telegramie, do wczesnych godzin porannych udało się zneutralizować 56 wrogich dronów: 26 zostało zestrzelonych, a 30 unieszkodliwionych. Atak objął m.in. obwody charkowski, odeski i doniecki.
Według strony ukraińskiej drony zostały wystrzelone z takich miast Rosji: Millerowo, Orzeł, Szatałowo, Kursk i Primorsko-Achtarsk, a rakiety – z obwodu woroneskiego. W odpowiedzi siły ukraińskie zaangażowały lotnictwo, systemy obrony przeciwlotniczej, jednostki walki elektronicznej oraz mobilne grupy ogniowe.
„Atak powietrzny został odparty dzięki wspólnym działaniom naszych jednostek” – podsumowały Siły Powietrzne.