Po kolejnych rewelacjach o kłopotach, których napytał sobie minister nauki, trwa dyskusja, czy nadaje się na to stanowisko
Prokuratura Rejonowa w Gdyni 12 grudnia wszczęła śledztwo w sprawie znanego reżysera i byłego wykładowcy Gdyńskiej Szkoły Filmowej Andrzeja Fidyka — dowiedział się Onet. Studentka Fidyka na łamach OKO.press ujawniła, że reżyser molestował ją seksualnie
„Obudziłam się w gościnnym pokoju Szkoły. Naga. Obok mnie mój profesor. Moje ubrania rozrzucone na podłodze, na parapecie dwie szklanki z niedopitym alkoholem (...). Szkoła była jeszcze pusta, ale i tak wyszłam bocznym wyjściem. Żadnych emocji, poza tym, że trzeba stamtąd uciekać. W drodze do domu pierwszy raz poczułam obrzydzenie (...). Reszta za mgłą” – tak Zuzanna, rozmówczyni Agaty Całkowskiej, w poruszającym tekście ”Zuzanna i Fidyk" relacjonowała dramatyczne doświadczenie molestowania seksualnego, którego dopuścił się wobec niej Andrzej Fidyk, ceniony reżyser i dokumentalista, były już wykładowca Gdyńskiej Szkoły Filmowej.
Do zdarzeń opisywanych w tekście doszło w maju 2021 roku. Reportaż wywołał lawinę reakcji. Kolejne szkoły filmowe, w których zajęcia prowadził Andrzeja Fidyk, zaczęły przeprowadzać własne dochodzenia, czy u nich także dochodziło do nadużyć. Badaniem sprawy zajął się też Urząd Miejski w Gdyni, który od początku współfinansował Gdyńską Szkołę Filmową.
Teraz śledztwo w sprawie wszczęła Prokuratura Rejonowa w Gdyni – ustalił Onet.
Zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez Andrzeja Fidyka oraz zawiadomienie na Leszka Kopcia i Jerzego Radosa, kolejno dyrektora i zastępcę dyrektora Gdyńskiej Szkoły Filmowej, zgłosiła 18 listopada aktywistka i aktorka Alina Czyżewska.
Na razie postępowanie jest prowadzenie ws. czynu z art. 231 par. 1 kk. – informuje portal. Chodzi o nadużycia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego (czyli np. nauczyciela lub dyrektora placówki edukacyjnej), który „przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.
Postępowanie jest w fazie in rem, czyli w sprawie. W tej fazie organy ścigania próbują ustalić, czy doszło do czynu zabronionego, w jakich okolicznościach i kto jest sprawcą zdarzenia.
Więcej o sprawie przeczytasz w poniższych tekstach:
Rada UE powołała dziś polską prokurator na stanowisko członka kolegium Prokuratury Europejskiej. To kolejny krok w ramach dołączenia Polski do tego ważnego europejskiego organu ścigania.
Rada UE powołała dziś dwoje kolejnych prokuratorów do Prokuratury Europejskiej – z Polski i ze Szwecji. Prokuratorką z Polski została Grażyna Stronikowska, doktor nauk prawnych, prokurator Prokuratury Krajowej, członkini Krajowej Rady Prokuratorów przy Prokuratorze Generalnym, a w latach 2016-2022 członkini Komitetu Nadzoru Europejskiego Urzędu do Spraw Zwalczania Nadużyć Finansowych.
Powołanie prokuratora z Polski to kolejny krok na drodze integracji Polski w struktury Prokuratury Europejskiej, kluczowego europejskiego organu ścigania. Polska ogłosiła plan przystąpienia do Prokuratury Europejskiej 13 grudnia 2023.
Prokuratorzy europejscy nadzorują postępowania przygotowawcze oraz wnoszenie i popieranie oskarżeń, a także – wraz z europejskim prokuratorem generalnym – tworzą kolegium Prokuratury Europejskiej.
Są powoływani na jedną 6-letnią kadencję. Po upływie tego okresu Rada może podjąć decyzję o jej przedłużeniu o maksymalnie 3 lata.
Kandydaci na prokuratorów europejskich wskazywani są przez państwa członkowskie. Muszą być aktywnymi członkami prokuratury lub sądownictwa danego państwa, odznaczać się niekwestionowaną niezależnością oraz posiadać kwalifikacje niezbędne do powołania na wysokie stanowisko prokuratorskie lub sędziowskie w swoich państwach.
W sumie trzy osoby walczyły o nominację na prokuratora z Polski: Agnieszka Adamowicz z Prokuratury Okręgowej w Lublinie, Grażyna Stronikowska z Prokuratury Krajowej i Paweł Wąsik z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Zostali oni wyłonieni w konkursie Ministerstwa Sprawiedliwości zorganizowanym po przystąpieniu przez Polskę do EPPO.
Kandydatury zostały przekazane Radzie UE, a ta w czwartek 12 grudnia zdecydowała o powołaniu Stronikowskiej.
Prokuratura Europejska jest niezależnym organem Unii odpowiedzialnym za postępowania przygotowawcze, wnoszenie i popieranie oskarżeń oraz stawianie przed sądem sprawców przestępstw naruszających interesy finansowe Unii. Chodzi np. o nadużycia finansowe, korupcję lub transgraniczne oszustwa VAT-owskie na kwotę powyżej 10 mln EUR.
EPPO wnosi akty oskarżenia oraz pełni funkcje oskarżyciela publicznego przed właściwymi sądami państw członkowskich.
Prokuraturę Europejską tworzą obecnie 24 państwa członkowskie: Austria, Belgia, Bułgaria, Chorwacja, Cypr, Czechy, Estonia, Finlandia, Francja, Grecja, Hiszpania, Holandia, Litwa, Luksemburg, Łotwa, Malta, Niemcy, Polska, Portugalia, Rumunia, Słowacja, Słowenia, Szwecja i Włochy.
Zaczęła ona działać pod koniec 2020 r., a jej siedziba znajduje się w Luksemburgu. Na jej czele stoi europejska Prokurator Generalna. Tę funkcję pełnie obecnie Laura Kövesi (na zdjęciu powyżej podczas spotkania z ministrem sprawiedliwości Adamem Bodnarem 29 stycznia 2024 w Warszawie).
Polska po raz pierwszy wyśle do EPPO swojego przedstawiciela lub przedstawicielkę. Rząd Zjednoczonej Prawicy sprzeciwiał się przystąpieniu do EPPO. Były minister Zbigniew Ziobro przekonywał, że krajowa prokuratura dostatecznie dobrze radzi sobie z przestępstwami na szkodę unijnego budżetu.
Przy wyborze premiera prezydent Francji znowu sięga po kandydata ze swojego obozu politycznego, którego może spotkać los Michela Barniera.
Prezydent Francji Emmanuel Macron wskazał kandydata na premiera. Został nim François Bayrou, przewodniczący ugrupowania Ruch Demokratyczny (MoDem, grupa Odnowić Europę), które należy do obozu wspierającego francuskiego prezydenta – donoszą francuskie media.
François Bayrou ma 73 lata i przewodzi stosunkowo dużej, jak na realia niezwykle rozdrobnionej francuskiej sceny politycznej, bo liczącej 31 posłów, partii o profilu liberalnym i socjaldemokratycznym. Ruch Demokratyczny to druga największa partia sojusznicza wobec Macrona po centroprawicowych Republikanach, z których wywodził się poprzedni premier, Michel Barnier. Powołany na początku września rząd Barniera przetrwał jednak ledwo trzy miesiące. Upadł ze względu na brak poparcia dla budżetu.
Bayrou do ostatniej chwili w piątek 13 grudnia negocjował z Macronem podczas spotkania w cztery oczy, choć jego powołanie było raczej pewne – był wskazywany jako faworyt. Przed Bayrou trudne zadanie wyciągnięcia Francji z wielomiesięcznego kryzysu politycznego.
Francuskie media zwracają uwagę na to, że pozycja francuskiego premiera w tych negocjacjach jest bardzo słaba, o czym ma świadczyć to, że sam Macron nie zdołał dotrzymać osobiście narzuconego sobie terminu wskazania nowego szefa rządu. Zapowiadał, że decyzję ogłosi w czwartek 12 grudnia, a ogłosił ją dzień później.
To druga próba uformowania sprawnie działającego rządu po przedterminowych wyborach parlamentarnych we Francji, których pierwsza tura odbyła się 30 czerwca 2024, a druga 7 lipca 2024.
Zdobywając 188 miejsc, przedterminowe wybory parlamentarne we Francji wygrała lewicowa koalicja Nowy Front Ludowy, złożona z opozycyjnej wobec Macrona skrajnie lewicowej partii Francja Nieujarzmiona (LFI), Partii Socjalistycznej (PS), Partii Komunistycznej i mniejszego ugrupowania Ekologów. NFL nie zdobyła jednak większości w Zgromadzeniu Narodowym, która dawałaby szansę na samodzielne rządzenie.
Na drugim miejscu uplasowała się koalicja liberałów skupiona wokół prezydenckiego obozu politycznego. Razem dla Republiki uzyskało 161 mandatów. Typowana do zwycięstwa skrajna prawica zdobyła trzecie miejsce. Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen dysponuje 142 miejscami w parlamencie. Republikanie zdobyli 48 mandatów. Do parlamentu weszło jeszcze 38 osób z innych ugrupowań.
Zachowując prawo do wskazania kandydata na premiera, typowe dla francuskiego systemu semiprezydenckiego, prezydent Macron nie uznał roszczeń zwycięzcy wyborów do wskazania kandydata na premiera i w pierwszej próbie uformowania rządu wskazał kandydata centroprawicy, Michela Barniera. Liderzy zwycięskiego Nowego Frontu Ludowego ostro krytykowali decyzję prezydenta, nawet określając ją „próbą zamachu stanu”. Rząd Barniera nie miał jednak stabilnego poparcia i upadł w wyniku głosowania wotum nieufności w związku z przedstawioną ustawą budżetową.
Rząd Barniera zaproponował projekt ustawy budżetowej, w którym zapisano podwyżki podatków oraz cięcia wydatków, mające zmniejszyć deficyt, oscylujący obecnie wokół 6 proc. PKB. Premier chciał obniżenia deficytu do 5 proc. w przyszłym roku, do czego Francja zobowiązana jest w związku z procedurą nadmiernego deficytu.
W rządzie brakowało jednak wystarczającego poparcia dla tego projektu, szczególnie ze względu na sprzeciw skrajnie prawicowej partii Marine Le Pen, Zjednoczenia Narodowego.
„Podczas zimnej wojny NATO wydawało na zbrojenia co najmniej 3 proc. PKB. Dzięki temu wygraliśmy zimną wojnę (...) Dziś mamy wydawać co najmniej 2 proc., ale wierzcie mi – potrzebujemy znacznie więcej” – mówi Mark Rutte.
Rosja szykuje się do długiej konfrontacji – zarówno z Ukrainą, jak i z NATO – twierdzi szef NATO Mark Rutte. I wzywa państwa członkowskie sojuszu: konieczne jest dalsze zwiększanie wydatków na obronność, ponad pułap 2 proc. PKB, który obecnie obowiązuje.
Mark Rutte, szef NATO, wygłosił w czwartek 12 grudnia w Brukseli pierwsze duże wystąpienie od czasu objęcia funkcji w październiku.
Na spotkaniu zorganizowanym przez amerykański think tank Carnegie Europe w Brukseli Rutte podkreślił ogromną potrzebę zwiększenia przez członków NATO wydatków na obronność i produkcję obronną. Wezwał też członków Sojuszu do „przestawienia się na wojenny sposób myślenia i turbodoładowania naszej produkcji obronnej i wydatków na obronność”.
„Rosyjska gospodarka przeszła w tryb wojenny. W 2025 r. całkowite wydatki wojskowe Rosji wyniosą od 7 do 8 proc. PKB, jeśli nie więcej. To najwyższy poziom od czasów zimnej wojny (...). Tymczasem w 2023 roku sojusznicy NATO zgodzili się, że wydawać co najmniej 2 proc. Ale wierzcie mi – 2 proc. to za mało, potrzebujemy znacznie więcej” – apelował szef NATO Mark Rutte.
Rutte podkreślił, że nie ma obecnie bezpośredniego zagrożenia dla któregoś z 32 sojuszników NATO, ale „nie jesteśmy gotowi na to, co może się wydarzyć w ciągu czterech – pięciu lat”.
“Niebezpieczeństwo zbliża się w naszą stronę z dużą prędkością. Nie możemy odwracać wzroku, musimy stawić mu czoła. To, co dzieje się w Ukrainie, może wydarzyć się także na naszym terytorium (…). Musimy się na to przygotować” – mówił Rutte.
Dlatego wezwał członków Sojuszu do „przestawienia się na wojenny sposób myślenia i turbodoładowania naszej produkcji obronnej i wydatków na obronność”.
„Podczas zimnej wojny NATO wydawało na zbrojenia co najmniej 3 proc. PKB. Dzięki temu wygraliśmy zimną wojnę (...) Dziś mamy wydawać co najmniej 2 proc., ale wierzcie mi – potrzebujemy znacznie więcej” – mówi Mark Rutte.
A potrzeba jest ogromna: niebezpieczeństwo wobec Zachodu nie pochodzi tylko ze strony Rosji, lecz także ze strony Chin, Iranu i Korei Północnej.
„Putin uważa, że toczy się w tej chwili walka o utworzenie nowego porządku światowego. To są jego własne słowa. Inni podzielają to przekonanie (...). Rosja, Chiny, ale także Korea Północna i Iran, ciężko pracują, aby osłabić Amerykę Północną i Europę (...) Chcą przeorganizować porządek międzynarodowy nie po to, by stał się on bardziej sprawiedliwy, lecz by umocnić ich strefy wpływów” – mówił Mark Rutte.
Rutte podkreślił też, że „musimy mieć jasność co do ambicji Chin”.
„Chiny znacząco rozbudowują swoje siły zbrojne, w tym arsenał nuklearny — bez przejrzystości i ograniczeń. Szacuje się, że z 200 głowic, które Chiny posiadały w 2020 r., do 2030 r. będą miały ponad 1000 sztuk broni jądrowej. Gwałtownie rosną inwestycje w rakiety kosmiczne. Chiny nękają Tajwan i dążą do uzyskania dostępu do naszej krytycznej infrastruktury w taki sposób, który umożliwi im paraliż naszych społeczeństw”.
Wniosek z tego jest jeden: Europa też musi przejść w tryb myślenia wojennego.
"Wiem, że zwiększanie wydatków zbrojeniowych budzi opór, bo to zawsze dzieje się kosztem innych celów. Ale jeśli wziąć pod uwagę, że państwa europejskie wydają średnio nawet 25 proc. swojego dochodu narodowego na emerytury, służbę zdrowia i wszystkie cele społeczne, okaże się, że aby wydatnie wzmocnić obronność, wystarczy ułamek tych środków” – przekonywał szef NATO.
Dodał, że priorytetyzowanie wydatków obronnych wymaga mocnego przywództwa i wydaje się ryzykowne w krótkim okresie, ale w długim okresie okaże się „absolutnie niezbędne”.
Wystąpienie Marka Ruttego, wzywające sojuszników do wydatnego zwiększenia wydatków na cele obronne — nawet do poziomu 3 proc. PKB, pojawia się niecały tydzień po tym, jak prezydent elekt Donald Trump udzielił wywiadu telewizji NBC, w którym wyjaśniał kwestię swoich zamiarów względem NATO.
Donald Trump znowu wezwał europejskie kraje NATO do większych wydatków na obronność.
Zapowiedział też, że obecność USA w NATO będzie zależna od tego, czy Europa będzie „płacić swoje rachunki” i „traktować USA uczciwie”.
„Oni [państwa europejskie należące do NATO – red.] muszą zapłacić swoje rachunki (...). My płacimy na NATO, a oni tylko częściowo (...). Jeśli oni będą płacić swoje rachunki, zostaniemy w NATO” – zapowiedział Trump.
W podobnym tonie Donald Trump wypowiedział się też w sprawie finansowego zaangażowania w pomoc Ukrainie. Podkreślił, że po objęciu przez niego władzy można się spodziewać zmniejszenia amerykańskiego zaangażowania w pomoc dla Kijowa, bo to Europa powinna angażować się bardziej.
„Ta wojna jest ważniejsza dla Europy niż dla nas. To znaczy, jest ważna dla wszystkich, ale między nami a Rosją jest ocean” – powiedział Trump.
Jak wynika z danych o wydatkach na obronność gromadzonych przez Sztokholmski Międzynarodowy Instytut Badań Pokojowych (SIPRI – Stockholm International Peace Research Institute) próg 3 proc. PKB na obronność już dziś przekraczają trzy państwa członkowskie: Polska, Grecja i Stany Zjednoczone. Kolejnych dziewięć państw przekracza próg 2 proc. Są to Dania, Estonia, Finlandia, Francja, Litwa, Łotwa, Słowacja, Wielka Brytania i Węgry.
Progu 2 proc. wydatków na obronność nie przekracza wciąż aż 19 państw członkowskich sojuszu.
Najgorzej wyglądają wydatki takich państw jak Luksemburg (0,56 proc. PKB — tu jednak odsetek jest mało wymierną miarą, Luksemburg ma jeden z najwyższych PKB w UE), Belgia (1,2 proc.), Kanada (1,3 proc.) oraz Słowenia (1,3 proc.).
Półtora procent lub ponad 1,5 proc. wydają takie kraje jak Albania (1,7 proc.), Bułgaria (1,8 proc.), Czarnogóra (1,6 proc.), Chorwacja (1,8 proc.), Czechy (1,5 proc.), Hiszpania (1,5 proc.), Holandia (1,5 proc.), Niemcy (1,5 proc.), Macedonia Północna (1,7 proc.), Norwegia (1,6 proc.), Portugalia (1,5 proc.), Rumunia (1,6 proc.), Szwecja (1,5 proc.), Włochy (1,6 proc.) i Turcja (1,5 proc.).
Zmiana na stanowisku przewodniczącego grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, drugiej największej grupy eurosceptyków w PE. Były premier Mateusz Morawiecki od stycznia ma zastąpić dotychczasową szefową grupę Giorgię Meloni.
Były premier Mateusz Morawiecki przejmie stery w grupie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów na początku stycznia – donosi portal Euractiv, powołując się na włoskie media. Możliwa sukcesja władzy w grupie była dyskutowana od kilku miesięcy. Stanowisko w grupie EKR ma być nagrodą pocieszenia dla Morawieckiego po tym, jak nie został wybrany kandydatem partii na prezydenta – donosi portal.
Oficjalnie namaszczenie Mateusza Morawieckiego do roli przewodniczącego grupy ma nastąpić w niedzielę 15 grudnia podczas ostatniego dnia festiwalu młodzieżówki Braci Włochów w Rzymie. Morawiecki ma się tam pojawić u boku premierki Włoch Giorgi Meloni i wygłosić przemówienie zamykające festiwal. Były premier Polski już potwierdził chęć objęcia stanowiska po Meloni.
Giorgia Meloni, która władzę w grupie objęła w 2020 roku, dwa lata przed objęciem fotela premiera we Włoszech, rezygnuje z funkcji ze względu na natłok innych obowiązków.
Meloni, obok Donalda Tuska, Olafa Scholza i Emmanuela Macrona, jest dziś jedną z najważniejszych liderek UE. Jej pozycja w gronie państw członkowskich jeszcze wzrasta w związku z objęciem prezydentury w Stanach przez Donalda Trumpa. Od przyszłego roku Giorgia Meloni chce się poświęcić głównie polityce europejskiej i transatlantyckiej. Na zaangażowanie na forum europejskiej grupy politycznej nie będzie już miejsca.
Grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów to druga po Patriotach dla Europy największa grupa zrzeszająca partie narodowo-konserwatywne oraz skrajnie prawicowe w PE, ale dopiero czwarta pod względem liczebności grupa w PE na tle wszystkich grup.
Z ostatnich wyborów europejskich grupa EKR wyszła wzmocniona — jej liczebność wzrosła o 9 osób, ale nie tak bardzo jak Patrioci dla Europy. Liczący dziś 84 europosłów Patrioci dla Europy powstali z części grupy Tożsamość i Demokracja, która przed wyborami liczyła zaledwie 49 europosłów. To tej grupie udało się przyciągnąć najwięcej nowych europosłów oraz część partii, które zdecydowały się opuścić EKR.
Grupę EKR czeka więc w tej chwili próba wzmocnienia względem konkurencji z prawej strony.
Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy stoją przed wyzwaniami wizerunkowymi. Patrioci dla Europy mocno zagospodarowali bowiem wątki dotychczas kojarzone z EKR — eurosceptycyzm, sprzeciw wobec pogłębianiu europejskiej integracji i reformy UE, czy całą narrację suwerenistyczną.
Ze względu na pojawienie się dużej i silnej grupy po prawej stronie, EKR siłą rzeczy przesuwa się w stronę centrum, co podkreśla nawet szef Europejskiej Partii Ludowej Manfred Weber w swoich kontrowersyjnych wypowiedziach o tym, jakoby EKR był elementem europejskiego politycznego centrum.
Pomimo że to przesunięcie EKR do centrum jest tylko pozorne — partie z EKR to w większości partie nacjonalistyczne i wyraźnie antyeuropejskie; ich antyeuropejskość polega na tym, że chcą sprowadzić europejską integrację do kwestii wspólnego rynku, rezygnując z ochrony europejskich wartości i praw podstawowych — pozostaje wizerunkowym wyzwaniem dla partii z tej grupy.
To Mateusz Morawiecki ma poradzić sobie ze znalezieniem nowej recepty na pozycjonowanie grupy na forum UE.
Największą delegacją w tej grupie są europosłowie z Włoch, z partii Bracia Włosi premierki Włoch Giorgii Meloni – 24 osoby. Drugą najliczniejszą delegacją są europosłowie Prawa i Sprawiedliwości – 20 osób. Poza tym w grupie dość licznie reprezentowani są Rumuni ze Związku Jedności Rumunów (AUR, 6 europosłów) oraz Francuzi z Dumnej Francji – 4 osoby. Do grupy należą też europosłowie z takich partii jak Nowy Sojusz Flamandzki z Belgii (N-VA), Szwedzcy Demokraci czy Partia Finów.