0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. ANDY BUCHANAN / AFPFot. ANDY BUCHANAN /...

Dzień na żywo. Zwycięstwo Partii Pracy w Wielkiej Brytanii

Na żywo

Partia Pracy z ogromna przewagą wygrywa wybory w Wielkiej Brytanii. Była kuratorka Barbara Nowak rezygnuje z mandatu radnej sejmiku małopolskiego po tym, jak marszałkiem został Łukasz Smółka

Google News

11:06 30-05-2024

Prawa autorskie: Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plFot. Slawomir Kamins...

Ministra funduszy: w KPO jest 5 mld zł, które możemy wydać na Izerę

5 mld zł mogłoby zostać wydanych na powstanie polskiego samochodu elektrycznego – poinformowała Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. O tym, czy rząd zdecyduje się inwestować w Izerę, ma zdecydować Ministerstwo Aktywów Państwowych

„Nie ma żadnych zawartych umów – pomimo tego, co było mówione – i żadnych zapisów w Krajowym Planie Odbudowy dotyczących Izery” – powiedziała Polskiej Agencji Prasowej ministra funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. Podkreśliła jednak, że w KPO jest 5 mld zł, które mogą, ale nie muszą zostać wydane na Izerę.

Jak pisaliśmy w OKO.press, jednym z warunków wypłaty 1,16 mld euro środków z KPO na „wsparcie dla gospodarki zeroemisyjnej” jest stworzenie nowych linii pozwalających na produkcje 100 tys. pojazdów elektrycznych do połowy 2026 roku. Choć słowo „Izera” nie pada bezpośrednio, to jest to dokładnie taka liczba aut, jaka miała zjeżdżać z linii produkcyjnych w Jaworznie. Przedstawiciele odpowiedzialnej za Izerę spółki ElectroMobility Poland przekonywali, że na wypełnienie tego warunku pozwoli jedynie inwestycja w polskiego elektryka. Gdyby nie udało się spełnić kamienia milowego, środki z tej części KPO byłyby zagrożone. Czasu jest coraz mniej, więc stało się jasne, że Polska nie zdąży ruszyć z produkcją za dwa lata.

Przeczytaj także:

Pełczyńska-Nałęcz w PAP wyjaśniała, że rząd znalazł wyjście z tej sytuacji. „One (środki na auta elektryczne – od aut.) były w części grantowej KPO, ale myśmy je przesunęli na preferencyjną pożyczkę. Chodzi o to, że środki z grantu muszą być wydatkowane do połowy 2026 r., a nie ma takiej możliwości, żeby była gotowa linia produkcyjna – a taki był wymóg – do połowy 2026 r. Ten projekt nie jest tak zaawansowany, to była jakaś iluzja” – powiedziała. Projekty z części pożyczkowej można realizować później, więc Polska miałaby więcej czasu na zbudowanie fabryki i uruchomienie produkcji Izery. „Wystarczy, że do 2026 r. zostanie zakontraktowana umowa i wtedy w kolejnych latach można prowadzić inwestycje” – wytłumaczyła ministra. „To jest główny powód, dla którego te środki zostały przesunięte, tym samym dając możliwość wydatkowania środków KPO na Izerę” – dodała szefowa resortu funduszy i polityki regionalnej.

Jak wyliczała, dzięki tej decyzji, na Izerę będzie można przeznaczyć 5 mld zł. Jednocześnie, skoro słowo „Izera” nie pada w KPO, można te pieniądze przeznaczyć na inne pojazdy elektryczne, od ciężarówek do hulajnóg. Decyzję, czy te pieniądze zasilą produkcję polskiego auta elektrycznego, podejmie Ministerstwo Aktywów Państwowych. Ma na to czas do połowy czerwca.

10:01 30-05-2024

Prawa autorskie: MKiŚMKiŚ

Olimpia Pabian dyrektorką Białowieskiego PN. W 2017 odwołał ją Jan Szyszko

Ministra klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska powołała nowych dyrektorów dwóch parków narodowych: Słowińskiego i Białowieskiego. W tym drugim dyrektorką została odwołana w 2017 roku Olimpia Pabian.

Ministerstwo Klimatu i Środowiska poinformowało na portalu X, że ministra Paulina Hennig-Kloska „powołała nowych dyrektorów parków narodowych: Olimpię Pabian na Dyrektora Białowieskiego Parku Narodowego i Łukasza Ciżmowskiego na Dyrektora Słowińskiego Parku Narodowego”. Olimpia Pabian wraca na swoje dawne stanowisko, z którego w 2017 roku odwołał ją nieżyjący już minister Jan Szyszko – bez podania przyczyny.

„Działamy dla dobra Parków Narodowych!” – dodaje resort, informując o nowych dyrektorach.

Dyrektor powołany przez Jana Szyszko zwolniony

Odwołanie poprzedniego dyrektora Białowieskiego Parku Narodowego, który objął tę funkcję podczas rządów PiS, było jedną z pierwszych decyzji nowego resortu środowiska. Michał Krzysiak, który został dyrektorem w 2018, stracił swoje stanowisko 5 stycznia 2024. "Mamy konkretny plan: »konstytucja« dla Białowieży, umożliwienie naukowcom pracy w rezerwacie, konsultacje międzyresortowe, otwarte konkursy na koordynatora ds. UNESCO i nowego dyrektora Białowieskiego PN. Czas zacząć chronić nasze dziedzictwo narodowe!" – pisał wtedy wiceminister Mikołaj Dorożała na X.

Olimpia Pabian, która wygrała konkurs i po siedmiu latach wraca na stanowisko, jest zwolenniczką poszerzenia Białowieskiego Parku Narodowego.

„Od dawna byłam zaangażowana w pomysł poszerzenia parku narodowego na obszar całej Puszczy Białowieskiej. Wydaje mi się, że jest to przyszłość dla nas wszystkich – taka koncepcja logicznie opracowana i wdrażana z wkładem finansowym z zewnątrz, z odpowiednim dostępem do lasu mieszkańców i turystów. To przyszłość Puszczy, jeśli chodzi zarówno o zachowanie jej najcenniejszej przyrody, jak i rozwój puszczańskich terenów, co może iść w parze” – mówiła w „Wyborczej” po tym, jak Jan Szyszko odwołał ją ze stanowiska.

PiS nie chciał na stanowisko obrończyni żubrów?

Posadę dyrektora nieoficjalnie straciła przez swój sprzeciw wobec pomysłu komercyjnego odstrzału żubrów w Puszczy Białowieskiej. Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska postulowała wtedy odstrzał 40 żubrów w parku narodowym. „W BPN ostrzały żubrów są prowadzone od lat. Zgodnie z decyzjami generalnego dyrektora ochrony środowiska podlegają mu osobniki głównie chore. I tak ma być dalej. Jednak zmienić się ma to, kto będzie zarządzał poszczególną częścią populacji. I tu jest pytanie: w jaki sposób zarządcy populacji będą podchodzić do wnioskowania o odstrzał i na jakich zasadach. Tego nie wiemy” – mówiła wtedy Olimpia Pabian. Przyrodnicy alarmowali, że celem tego działania jest umożliwienie myśliwym odstrzału komercyjnego tych objętych ochroną zwierząt. „Żubr to gatunek chroniony i komercja musi ten gatunek ominąć” – podkreślała Olimpia Pabian w rozmowie z „GW”.

O jej odwołaniu pisaliśmy w 2017 roku w OKO.press:

Przeczytaj także:

08:37 30-05-2024

Prawa autorskie: BBCBBC

Fala gorąca w Indiach. Padł historyczny rekord temperatury

W New Delhi zanotowano 52,3 stopnie Celsjusza – to najwyższa temperatura w historii pomiarów w Indiach. Lokalne media informują o pierwszej w tym roku śmierci związanej z falą gorąca

Reuters informuje o śmierci 40-letniego robotnika, który zmarł na skutek udaru słonecznego. Władze New Delhi wezwały rząd do ochrony pracowników fizycznych, apelując m.in. o zapewnienie im dostępu do wody i zacienionych miejsc na placach budowy. Proponują przyznanie im płatnej przerwy w godzinach 12-15. W całym kraju możliwe są przerwy w dostawie wody, a „nieuzasadnione korzystanie” z niej jest karalne. Mandaty dostają m.in. osoby, które myją samochody.

To efekt fali upałów, która trwa w Indiach od kilku dni. W tym tygodniu w ponad 37 miastach w kraju temperatury przekroczyły 45°C. W środę, 29 maja, w stolicy Indii odnotowano 52,3°C – to najwyższa temperatura w historii pomiarów. Władze Indii podważają jednak ten wynik.

Indyjski Departament Meteorologii (IMD) oświadczył, że bada dane i czujniki na stacji Mungeshpur po tym, jak zarejestrowano na niej duże różnice temperatur w porównaniu z innymi stacjami.

Nie da się jednak zaprzeczyć, że upał w Indiach jest ekstremalny.

„Wcześniej także mierziliśmy się z upałem, ale tym razem jest on nie do zniesienia” – mówią mieszkańcy New Delhi. -„Trudno nawet stać na zewnątrz”.

BBC podaje, że zapotrzebowanie stolicy na energię wzrosło do najwyższego w historii poziomu, a mieszkańcy zaczęli korzystać z klimatyzacji, chłodnic i wentylatorów sufitowych, by poradzić sobie z upałem. We wtorek, 28 maja, sąd w New Delhi wstrzymał we wtorek rozpatrywanie spraw po tym, jak jeden z sędziów stwierdził, że jest zbyt gorąco, aby pracować bez klimatyzacji. Coraz więcej osób zgłasza się do lekarzy z dolegliwościami związanymi z falą upałów. Mieszkańcy mówią o poparzeniach palców od dotknięcia kierownicy samochodu oraz wypływającego z kranu wrzątku.

Upał nie tylko w Indiach

Szef regionalny IMD Kuldeep Srivastava powiedział, że przyczyną wzrostu temperatury w Delhi jest napływ gorących wiatrów ze stanu Radżastan. W mieście Churu w Radżastanie odnotowano temperatury przekraczające 50°C.

Upał panuje również w Pakistanie. W prowincji Sindh zanotowano ponad 52°C. Zam

„Co najmniej 26 milionów dzieci w najludniejszej prowincji Pakistanu, Pendżabie, czyli 52 procent całkowitej liczby uczniów w przedszkolach, szkołach podstawowych i średnich w kraju, nie będzie uczęszczało do szkół od 25 do 31 maja” – podał pakistański departament edukacji w ubiegłym tygodniu.

„Guardian” informował, że wysokie majowe temperatury nastąpiły po najbardziej mokrym kwietniu w kraju od 1961 r., z ponad dwukrotnie większymi niż zwykle miesięcznymi opadami deszczu.

Ekstremalne zjawiska pogodowe – w tym wydłużające się fale gorąca – są wynikiem zmiany klimatu spowodowanej przez działalność człowieka. O kryzysie klimatycznym piszemy w OKO.press regularnie:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

21:00 29-05-2024

Prawa autorskie: 09.02.2024 Warszawa , ul. Wiejska , Sejm . Minister sprawiedliwosci, prokurator generalny Adam Bodnar podczas posiedzenia sejmowej Komisji Sprawiedliwosci i Praw Czlowieka . Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.pl09.02.2024 Warszawa ...

Restart Funduszu Sprawiedliwości, Bodnar unieważnia 23 umowy z czasów Ziobry – podsumowanie dnia 29 maja

Organizacje powiązane z Suwerenną Polską, PiS i Kościołem będą musiały zwrócić grube miliony do kasy Funduszu Sprawiedliwości. OKO.press ujawnia nową aferę: z Funduszem Patriotycznym. Donald Tusk zapowiedział przywrócenie strefy buforowej na granicy polsko-białoruskiej. PiS umieszcza na listach do PE najwięcej osób ze skandalami na koncie

Oto najważniejsze wydarzenia 29 maja:

Pięć miesięcy trwały w resorcie sprawiedliwości kontrole dotyczące realizacji ponad stu dwudziestu umów dotacyjnych zawartych przez Fundusz Sprawiedliwości w okresie rządów PiS i Suwerennej Polski.

Jak ogłosili na konferencji prasowej minister Adam Bodnar i jego zastępczyni Zuzanna Rudzińska-Bluszcz, około 40 procent z nich budziło różnego kalibru wątpliwości. W wypadku 23 umów stwierdzono aż tak daleko idące nieprawidłowości, że skończy się to albo zwrotem dotacji, albo utratą tych przewidzianych do wypłaty przez instytucje będące ich beneficjentami.

Chodzi o umowy na ponad 200 milionów złotych – z czego do około 105 milionów złotych ma zostać zwróconych.

Przeczytaj także:

Adam Bodnar: „Wiedziałem, że w Funduszu Sprawiedliwości jest źle”

Adam Bodnar komentował tę sprawę podczas konferencji prasowej w ciągu dnia oraz wieczorem w programie „Kropka nad I”. Jak powiedział na antenie TVN24, już złożył wniosek do Państwowej Komisji Wyborczej, aby ta zbadała sprawozdania finansowe partii — zarówno Suwerennej Polski, jak i Prawa i Sprawiedliwości.

Jak tłumaczył, przygotowana w zespole ministry Zuzanny Rudzińskiej-Bluszcz mapka sieci relacji między osobami powiązanymi z Suwerenną Polską oraz otrzymującymi dotacje z Funduszu Sprawiedliwości, może bowiem posłużyć do prześledzenia korelacji między dotacjami z FS, a być może nielegalnym finansowaniem kampanii wyborczej przez polityków Suwerennej Polski.

Przeczytaj także:

Jak donosił Onetu dwaj posłowie Suwerennej Polski – Marcin Romanowski i Dariusz Matecki – mają usłyszeć zarzuty ustawiania konkursów na milionowe dotacje z Funduszu Sprawiedliwości. Według informacji portalu prokuratura przygotowuje już wnioski do Sejmu o uchylenie im immunitetów.

Bodnar nie chciał komentować tych doniesień, tłumacząc, że to leży w gestii prokuratorów prowadzących sprawy, a nie nadzorującego prace prokuratury prokuratora generalnego.

Patriotyczna „willa plus”

Fundusz Sprawiedliwości to niejedyny fundusz publiczny, z którego środki mogły być przyznawane w ten sam, nielegalny sposób: poprzez faworyzowanie jakiejś określonej grupy osób — czy to bezpośrednio powiązanych z partia polityczną, czy dobieranych na zasadzie ideowej.

Pamiętny skandal z „willą plus” pokazał proceder wykorzystywania środków publicznych Ministerstwa Edukacji do uwłaszczania się powiązanych z władzą organizacji. Podobny mechanizm występuje w przypadku Funduszu Patriotycznego.

Jedna z prawicowych fundacji dostała kasę na centrum konferencyjno-szkoleniowe, ale zakupiła 35-metrowe mieszkanie. Prezes innej kupował nieruchomość od siebie samego. Ujawniamy tajemnice Funduszu Patriotycznego. Może śmiało konkurować z „willą plus”.

Przeczytaj także:

Tusk chce powrotu do „strefy buforowej” na granicy

W środę rano premier Donald Tusk wystąpił z konferencją prasową w miejscowości Dubicze Cerkiewne w powiecie hajnowskim, by poinformować o wprowadzeniu nowych obostrzeń na granicy po tym, jak 28 maja doszło do brutalnego ataku na żołnierza ze strony migranta. Zaatakowany wciąż przebywa w szpitalu.

Premier Donald Tusk zapowiedział przywrócenie „strefy buforowej” na granicy z Białorusią oraz po raz kolejny zaskoczył ostrą, antyimigrancką retoryką.

„Nie mamy tutaj do czynienia z żadnymi azylantami, mamy do czynienia ze zorganizowaną akcją łamania polskiej granicy i prób destabilizowania państwa. Nieprzypadkowo ta przemoc jest coraz większa (...). Chciałbym, żeby to dotarło do wszystkich, również do mediów i do aktywistów: polska granica musi być chroniona, bo obiektami agresji są polscy funkcjonariusze i funkcjonariusze” – mówił.

Przeczytaj także:

„To nie będzie 200 metrów”

Ostrą retorykę premiera Tuska pochwalił Mateusz Morawiecki, były premier rządu Zjednoczonej Prawicy. „Cieszę się, że Donald Tusk i Platforma przejmują mój język, nasz język [PiS-u ws. migracji — red.]. Oni dzisiaj mówią tak, jak ja mówiłem pół roku temu, dwa lata temu, czy 5 lat temu: bezpieczeństwo przede wszystkim” – powiedział były premier Mateusz Morawiecki w Sejmie.

Przeczytaj także:

Wieczorem poznaliśmy szczegóły rozporządzenia o zamkniętej strefie przy granicy z Białorusią. Nie będzie to tak, jak zapowiadał premier 200 metrów. W niektórych miejscach strefa buforowa będzie miała nawet kilka kilometrów. Jak podczas stanu wyjątkowego za rządów PiS.

Przeczytaj także:

Komisja Europejska oficjalnie zamknęła procedurę art. 7 wobec Polski

Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Věra Jourová przekazała ocenę Komisji Europejskiej: w Polsce nie ma już wyraźnego ryzyka naruszeń praworządności.

W marcu w Brukseli minister sprawiedliwości Adam Bodnar na radzie do spraw ogólnych przedstawił rządom państw członkowskich postępy w realizacji Planu Działań na rzecz naprawy praworządności w Polsce. Dwadzieścia sześć państw UE – wszystkie oprócz Węgier – poparło pomysł zamknięcia procedury Artykułu 7.1 Traktatu o Unii Europejskiej, prowadzonej wobec Polski od 2017 roku.

Przeczytaj także:

PiS gorszy niż AfD i Front Narodowy. Wystawia do PE najwięcej kandydatów ze skandalami na koncie

Międzynarodowe konsorcjum dziennikarskie przeanalizowało doniesienia medialne na temat 472 kandydatów i kandydatek na europosłów w 10 krajach UE. Do bazy Follow the Money trafiło w sumie 86 osób, w przypadku których zidentyfikowano aż 150 naruszeń zasad lub prawa.

Spośród 20 kandydatów o największej liczbie skandali, aż sześciu to kandydaci Zjednoczonej Prawicy – pięć osób z PiS i jedna z Suwerennej Polski. Z 21 kandydatów PiS objętych badaniem (badaliśmy tylko osoby, które zgodnie z sondażami mają największą szansę na zdobycie mandatów), aż 14 ma na koncie jakieś wykroczenia, uchybienia czy niegodziwości.

To więcej niż w przypadku innych partii.

Grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów – w dużym stopniu za sprawą PiS-u – to też grupa polityczna w PE z największym odsetkiem kandydatów o problematycznej reputacji na listach.

Przeczytaj także:

„Nie” dla uznania języka śląskiego za język regionalny. Prezydent wetuje ustawę

Prezydent Andrzej Duda zawetował nowelizację ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych, która uznaje język śląski za język regionalny. Odmawiając Ślązakom uznania ich języka, prezydent Andrzej Duda przywołuje „odpowiedzialność za państwo” oraz mówi o „zagrożeniach hybrydowych”, z którymi w obecnej sytuacji społecznej i geopolitycznej musi się liczyć Polska.

Przeczytaj także:

20:09 29-05-2024

Prawa autorskie: Fot . Jakub Wlodek / Agencja Wyborcza.plFot . Jakub Wlodek /...

Dyrektor Teatru im. Słowackiego w Krakowie zostaje na stanowisku. Po 800 dniach prób odwołania

Zarząd województwa małopolskiego poinformował o zamknięciu procedury odwołania Krzysztofa Głuchowskiego, wieloletniego dyrektora Teatru im. Słowackiego w Krakowie. Za Głuchowskim murem stał cały zespół, a oskarżenia wobec niego okazały się chybione

To wiadomość, na którą wielu mieszkańców Krakowa czekało ponad 2 lata. Niemal 800 dni — tyle trwała procedura odwoławcza Krzysztofa Głuchowskiego, dyrektora naczelnego i artystycznego Teatru im. Słowackiego w Krakowie.

Pod koniec kwietnia zarząd województwa pod wodzą wciąż jeszcze urzędującego marszałka Witolda Kozłowskiego z PiS, podjął decyzję o jej zamknięciu. Tym samym najdłużej odwoływany przez Zjednoczoną Prawicę szef instytucji kulturalnej w Polsce pozostanie na stanowisku — jak zauważa krakowska Wyborcza.

Jak pisała na łamach OKO.press Katarzyna Kojzar, konflikt między Krzysztofem Głuchowskim a władzami województwa rozpoczął się od premiery spektaklu „Dziady” w reżyserii Mai Kleczewskiej. Odważna i miejscami zaskakująca interpretacja dzieła Adama Mickiewicza wzbudziła kontrowersje wśród konserwatywnych polityków.

Spektakl skrytykowała małopolska kurator oświaty Barbara Nowak, a resort kultury w efekcie wycofał się z finansowego wspierania Teatru. Zaraz po tym zaczęły się też kontrole w teatrze.

17 lutego 2022 rok zarząd województwa poinformował o rozpoczęciu procedury odwołania dyrektora. Powód? „Naruszenie przepisów w zakresie stosowania ustawy Prawo zamówień publicznych” oraz złamanie „zobowiązania dyrektora do dbałości o dobre imię Teatru”.

Głuchowski tłumaczył, że owo naruszenie przepisów o prawie zamówień publicznych dotyczyło przetargu na sprzątanie teatru i było celowe — chodziło o uniknięcie strat finansowych w pandemii. A naruszenie dobrego imienia? Nieoficjalnie miało chodzić o planowany koncert Marii Peszek, czyli „wulgaryzację sceny”, i oczywiście o „Dziady”.

Zespół stanął murem za dyrektorem. Sprawa ciągnęła się ponad dwa lata. W styczniu tego roku Regionalna Izba Obrachunkowa w Krakowie uniewinniła Głuchowskiego od zarzutu złamania dyscypliny finansów publicznych. Izba orzekła, że przedłużenie umowy firmie sprzątającej teatr w czasie pandemii, nie było żadnym wykroczeniem. Wręcz przeciwnie, decyzja dyrektora nie naraziła teatru na dodatkowe straty finansowe — przytacza sprawę Wyborcza.

Jak wynika z relacji Wyborczej, okazuje się, że decyzję o zakończeniu procedury odwoławczej zarząd województwa podjął po cichu, w uchwale z 26 kwietnia. Dopiero niemal miesiąc później informacja o tym została opublikowana w Biuletynie Informacji Publicznej, a władze teatru do dziś żadnego pisma w sprawie nie otrzymały.

„Gdy tylko potwierdziliśmy, że to nie jakiś żart, od razu dzielimy się tą radosną informacją. Dla nas to wielka radość, że ta procedura dobiegła końca. Cieszę się w imieniu zespołu i widzów, którzy razem z nami protestowali i krzyczeli hasła ”Teatr jest nasz!„. Nasz, czyli publiczny, aktorów, zespołu i widzów, a nie urzędników” — przytacza wypowiedź Krzysztofa Głuchowskiego Gazeta Wyborcza.

Przeczytaj także: