Po kolejnych rewelacjach o kłopotach, których napytał sobie minister nauki, trwa dyskusja, czy nadaje się na to stanowisko
Prezydent Wołodymyr Zełenski opublikował oświadczenie, w którym przypomniał tragiczny bilans rosyjskiej agresji. Zarysował też w szerszym kontekście skutki polityki Władimira Putina. Czy Donald Trump opowie się po stronie Ukrainy?
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski przekazał na platformie X informację o ukraińskich stratach wojennych od początku pełnoskalowej inwazji Rosji.
„Nasi ludzie bronią swoich domów za cenę życia, a każde życie naszych żołnierzy i cywilów jest dla nas cenne. Od początku wojny na pełną skalę Ukraina straciła 43 tys. żołnierzy, którzy zginęli na polu bitwy. Mamy 370 tys. przypadków pomocy rannym i trzeba brać pod uwagę, że w naszej armii około 50 proc. rannych wraca do służby, a wszystkie rany, w tym lekkie i powtarzające się, są rejestrowane” – napisał Zełenski
Według Zełenskiego Rosja poniosła dużo większe straty, a od września tego roku jej żołnierze giną na froncie nawet sześciokrotnie częściej.
„W ten sposób chcą zagarnąć więcej ziemi, zanim światowa presja na nich stanie się nie do zniesienia. [...] Zaktualizowane dane dotyczące strat rosyjskich przekraczają 750 tys. ich obywateli. W tym 198 tys. zabitych i ponad 550 tys. rannych” – wylicza Zełenski.
Prezydent Ukrainy przypomniał też o tysiącach Ukraińców przetrzymywanych w rosyjskiej niewoli od 2014 roku. Jak zaznaczył, od lutego 2022 roku Ukrainie udało się uwolnić 3935 osób, w tym głównie żołnierzy. We wpisie Zełenskiego czytamy też o porwanych z Ukrainy dzieciach. „Sami Rosjanie mówią, że takich skradzionych dzieci są setki tysięcy, a Rosja rozrzuca je po całym swoim terytorium. Ich powrót będzie najtrudniejszym zadaniem” – podkreślił.
Zełenski opublikował ten wpis dzień po spotkaniu z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem oraz prezydentem-elektem USA Donaldem Trumpem. Zełenski gościł w Paryżu z okazji otwarcia odbudowanej katedry Notre Dame. Trójstronne rozmowy nie były planowane, miało do nich dojść w wyniku zabiegów strony francuskiej. Ich efekt trudno oszacować, bo Trump unika opowiedzenia się jednoznacznie po stronie Ukrainy.
Wpis Zełenskiego – rekapitulacja wojny i największych przewin Putina – wydaje się adresowany właśnie do uszu Trumpa. Amerykanin wielokrotnie zapowiadał, że ekspresowo zakończy wojnę w Ukrainie, jak tylko odzyska władzę. Ukraina obawia się, że będzie próbował zmusić ją do oddania Rosji części zajętego terytorium w Donbasie. Dlatego nie ustaje w dyplomatycznej ofensywie, by przekonać do swoich racji nieobliczalnego polityka. Domaga się przy tym oficjalnego zaproszenia do członkostwa w NATO i gwarancji pokoju.
„Ukraińcy chcą pokoju bardziej niż ktokolwiek inny. Rosja przyniosła wojnę na nasze ziemie i to właśnie Rosja próbuje zniweczyć szanse na pokój” – podkreślił Zełenski.
Wydarzenia w Ukrainie prezydent umieścił we wpisie w szerszym kontekście, wskazując na agresywną politykę Putina w innych krajach.
„Widzimy, jak Rosja próbuje teraz podbić Gruzję po kilku wojnach z tym krajem. Rosja wciąż nie odpuszcza Mołdawii. Rosjanie uciekają teraz z Syrii, ale to nie znaczy, że nie będą próbowali ponownie siać tam śmierci. Rosyjskie wojska są obecne nawet w Afryce, a ich celem jest destabilizacja” – napisał Zełenski.
Podkreślił, że Putin „jest uzależniony od wojny”. „Rozpoczął karierę od brutalnej wojny przeciwko Czeczenii i od tego czasu bezustanie podsyca kolejne konflikty. Można go powstrzymać tylko siłą, siłą przywódców świata, którzy mogą stać się przywódcami pokoju. Liczymy na to, że Ameryka i reszta świata pomogą nam powstrzymać Putina. On boi się tylko Ameryki i światowej jedności” – napisał Zełenski.
Rosja przyznaje, że syryjski dyktator opuścił kraj i wzywa do poszanowania rezolucji ONZ. Izrael przekonuje, że rewolucja w Syrii nie byłaby możliwa, gdyby nie jego ataki na Iran i Hezbollah
W Syrii upadł reżim Baszszara al-Asada, a każda godzina przynosi nowe informacje. Media piszą o powracających do kraju syryjskich uchodźcach, m.in. z Libanu. Opozycja szturmuje pałac prezydencki w Damaszku, a także ambasadę Iranu. W sieci pojawiły się nagrania z momentu wypuszczenia z zakładów karnych więźniów przetrzymywanych tam przez obaloną władzę.
Na wydarzenia reagują rządy kolejnych krajów i międzynarodowi gracze.
Rosyjskie MSZ wydało komunikat, w którym stwierdza, że „przygląda się wydarzeniom w Syrii z ogromnym niepokojem”. Potwierdza, że Baszszar al-Asad opuścił kraj, ale przekonuje, że stało się to „w wyniku negocjacji z wieloma uczestnikami zbrojnego konfliktu w Syrii”. I że dyktator zostawił „instrukcję pokojowego przekazania władzy”.
Rosjanie twierdzą, że rozmawiają ze wszystkimi grupami opozycyjnymi w Syrii, wzywają do poszanowania opinii wszystkich grup etniczno-wyznaniowych, odwołują się też do rezolucji ONZ z grudnia 2015 roku. Komunikat jest oszczędny w treści i zdaje się sugerować, że Moskwa przyjęła już do wiadomości, że rządy al-Asada, które latami wspierała, nie są do uratowania.
Zareagował także Iran, również należący do popleczników al-Asada. W oświadczeniu irańskiego MSZ cytowanym przez Reuters napisano, że „Iran szanuje jedność, suwerenność i integralność terytorialną Syrii”. „Przyszłość Syrii i proces, który zadecyduje o jej losie, spoczywa wyłącznie w rękach Syryjczyków, bez obcych wpływów czy destrukcyjnej interwencji”. Iran zapowiada zarazem „pomoc” w zaprowadzeniu bezpieczeństwa i przywróceniu stabilności w Syrii – zamierza w tym celu „kontynuować rozmowy z wpływowymi graczami, zwłaszcza w regionie”.
Arabia Saudyjska nie wydała jeszcze oficjalnego komunikatu. W rozmowie z agencją Reuters, wysoki urzędnik tego kraju stwierdził, że obecna sytuacja jest wynikiem zaniedbań rządu al-Asada, który nie chciał negocjować i zignorował ostrzeżenia. Szef MSZ Turcji podkreślił, że należy zapewnić, by organizacje terrorystyczne nie wykorzystały niestabilnej sytuacji w Syrii.
Izrael nie kryje zadowolenia z upadku wrogiego syryjskiego reżimu, zbratanego z jego największymi wrogami: Iranem i Hezbollahem. Premier Binjamin Netanjahu stwierdził, że to właśnie izraelskie ataki na Iran i Hezbollah umożliwiły rebeliantom ten sukces. Zarazem Izrael uznał to za pretekst, by „dla bezpieczeństwa” zająć strefę buforową rozdzielającą okupowane przez Izrael Wzgórza Golan od właściwego terytorium Syrii. W strefie stacjonują siły ONZ. Izrael podejrzewany jest także o ostrzał baz wojskowych na terytorium Syrii w ostatnich kilkudziesięciu godzinach.
W triumfalnym tonie głos zabrał amerykański prezydent-elekt Donald Trump. „Asada już nie ma, uciekł z kraju. Jego obrońca – Rosja, Rosja, Rosja, którą kieruje Władimir Putin, nie była zainteresowana dalszym wsparciem. Rosja i Iran są osłabione z powodu Ukrainy, złej koniunktury gospodarczej oraz sukcesów wojskowych Izraela” – napisał Trump na platformie X.
W imieniu Unii Europejskiej wydarzenia skomentowała nowa Wysoka Przedstawicielka UE ds. Polityki Zagranicznej Kaja Kallas. „Koniec dyktatury al-Asada to pozytywna i długo wyczekiwana wiadomość. Pokazuje też, jak słabi są jego sojusznicy – Rosja i Iran. Naszym priorytetem pozostaje bezpieczeństwo regionu. Będę współpracować ze wszystkimi konstruktywnymi partnerami w Syrii i w regionie” – podała Kallas na X.
Upadek reżimu al-Asada to wynik błyskawicznej operacji przeprowadzonej przez rebeliantów w ostatnich dwóch tygodniach. A zarazem efekt 13 lat wojny domowej w tym kraju (zamrożonej od 2020 roku), która przyniosła setki tysięcy ofiar, a miliony Syryjczyków zmusiła do uchodźstwa. Baszszar al-Asad zarządzał systemem opresji, który stworzył jeszcze jego ojciec. Łącznie al-Asadowie rządzili Syrią przez 53 lata. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie wojskowe wsparcie Rosji i Iranu.
Syrię czeka teraz trudny proces zmiany systemu politycznego, którego przyszłość jest niepewna. Hajat Tahrir Asz-Szam (HTS), główna grupa rebeliantów, która rozpoczęła 27 listopada błyskawiczny marsz na południe, wywodzi się z Dżabhat an-Nusry, odłamu al-Kaidy w Syrii. Obecnie przekonuje, że Syria jest miejscem dla wszystkich i zamierza chronić prawa mniejszości.
Duża część Syrii na północy i północnym zachodzie to tereny kurdyjskie, których bronią Syryjskie Siły Demokratyczne. Stowarzyszona z HTS w marszu na Damaszek proturecka Syryjska Armia Narodowa już teraz ściera się z kurdyjskim SSD. Kluczowa będzie próba zbudowania w Syrii takiego państwa, w którym będą mogły bezpiecznie funkcjonować wszystkie grupy etniczne i religijne. Do jedności na razie daleko, mimo powszechnego w kraju entuzjazmu.
Baszszar al-Asad najpewniej uciekł z Syrii i jak dotąd nie wiadomo, gdzie się znajduje. Amerykańscy urzędnicy, z którymi rozmawiał izraelski dziennikarz Barak Ravid, twierdzą, że miał w planach udać się do Moskwy. W Damaszku został natomiast premier Mohammed Gazi al-Dżalili, który przekazał, że zamierza współpracować z rebeliantami w przekazaniu władzy.
Ponowne otwarcie katedry Notre Dame w obiecanym terminie wzmocniło prezydenta Emmanuela Macrona, który przy okazji doprowadził do rozmów Zełenski–Trump. Ale Francja mierzy się z poważnym kryzysem na własnym podwórku
W sobotę 7 grudnia w Paryżu uroczyście otwarto odbudowaną katedrę Notre Dame. Jeden z najsłynniejszych budynków Paryża, Francji i Europy został poważnie uszkodzony w pożarze w kwietniu 2019 roku. Ogień zniszczył przede wszystkim pokryty ołowiem dach budowli, nienaruszona pozostała jej główna struktura. Prezydent Francji Emmanuel Macron zapowiedział wówczas odbudowę świątyni w ciągu pięciu lat.
Obietnicy dotrzymał. Zrekonstruowana Notre Dame robi ogromne wrażenie. Korespondentka brytyjskiego dziennika „The Guardian” Kim Willsher, relacjonowała, że czuła się jak podróżniczka w czasie. Tak musiała wyglądać świątynia,„gdy otwierano ją w XIV wieku, zanim jej mury przez stulecia pociemniały od paryskiego smogu i dymu kadzideł”, „w 1345 roku, kiedy górowała nad liczącym 200 tys. mieszkańców Paryżem”. Odbudowa kosztowała 700 mln euro.
Uroczystość miała rzecz jasna wymiar liturgiczny – udział w niej wzięli katoliccy kardynałowie, francuskie duchowieństwo i przedstawiciele innych religii. Rozpoczęła się od bicia dzwonu Emmanuela z 1683 r., którego „ojcem chrzestnym” był król Ludwik XIV. Odśpiewano psalmy, a na otwarcie nabożeństwa po raz pierwszy od pięciu lat zagrały odrestaurowane katedralne ograny.
Wyświetlono także krótki film przedstawiający historię pożaru i odbudowy. Prezydent Emmanuel Macron podzielił się nim także na swoim profilu na platformie X.
W tle uroczystości rozgrywała się wielka polityka.
Zaproszonych zostało ponad 100 VIPów, a wśród nich głowy państw europejskich (z Andrzejem Dudą włącznie), a także amerykański prezydent-elekt Donald Trump. Wcześniej Trump i Macron spotkali się w Pałacu Elizejskim z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. Rozmowy trójstronne nie były zapowiadane, potwierdzono je w ostatniej chwili. Dotyczyć miały konfliktów w Ukrainie i na Bliskim Wschodzie. Dla Macrona to dyplomatyczny sukces, mimo że Trump nadal unika jednoznacznej deklaracji wsparcia dla Ukrainy w wojnie z Rosją.
Tymczasem we Francji trwa kryzys polityczny po tym, jak rząd premiera Michela Barniera 5 grudnia przegrał głosowanie o wotum nieufności i podał się do dymisji. Formalnie poszło o projekt ustawy budżetowej, w którym zapisano podwyżki podatków oraz cięcia wydatków, mające zmniejszyć deficyt, oscylujący wokół 6 proc. PKB. Projektowi sprzeciwiła się zarówno lewica, jak i skrajna prawica, czyli Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen.
Emmanuel Macron od tego czasu odbył serię nadzwyczajnych spotkań z liderami partii politycznych. Trwają poszukiwania nowego premiera, który mógłby uzyskać poparcie umiarkowanej lewicy i prawicy i przetrwał kolejne głosowanie o wotum nieufności. Macron gra na rozbicie zjednoczonej lewicy (blok o nazwie Nowy Front Ludowy, NFP), która wygrała przedterminowe wybory w lipcu, ale nie dostała szansy na wyznaczenie szefa rządu. Prezydent ma problem zwłaszcza z radykalnie lewicową, ale bardzo silną w NFP partią Francja Niepokorna (fr. La France insoumise), której przewodzi Jean-Luc Mélenchon.
„Gazeta Wyborcza” odkrywa kulisy piątkowego głosowania w Trybunale Konstytucyjnym. Prezydent Andrzej Duda wskaże prezesa tej instytucji spośród dwóch nazwisk z największą liczbą głosów
„Gazeta Wyborcza” opisuje trudności, z jakimi mierzyła się, próbując dotrzeć do informacji o wyborach prezesa Trybunału Konstytucyjnego. TK nie chciał potwierdzić dziennikarzom wyników głosowania, a na stronie nie podał informacji o posiedzeniu Zgromadzenia Ogólnego sędziów. Ostatecznie nazwiska potwierdziła w piątkowy wieczór odchodząca prezeska Julia Przyłębska.
Spośród czworga kandydatów najwięcej głosów otrzymali Bartłomiej Sochański oraz Bogdan Święczkowski. To oni zostaną przedstawieni przez Trybunał Andrzejowi Dudzie, który ostatecznie wskaże nowego prezesa.
Według źródeł „Wyborczej” głosy w Trybunale rozłożyły się następująco:
W głosowaniu wzięło udział 13 osób, bo tylu sędziów obecnie liczy Trybunał po tym, jak we wtorek TK opuścili Piotr Pszczółkowski oraz jeden z tzw. dublerów, Mariusz Muszyński. Ich 9-letnie kadencje dobiegły końca.
Bartłomiej Sochański to były radny Prawa i Sprawiedliwości, niegdyś prezydent Szczecina, w TK od kwietnia 2020 roku. Bogdan Święczkowski w latach 2016-2022 był Prokuratorem Krajowym, najbliższym współpracownikiem Zbigniewa Ziobry. Do Trybunału trafił w lutym 2022 roku.
W dzisiejszym Trybunale Konstytucyjnym zasiadają wyłącznie sędziowie powołani przez Sejm za rządów Prawa i Sprawiedliwości.
TK stał się w ostatnich latach instytucją wykorzystywaną do przyklepywania rozwiązań dobrych dla poprzedniej władzy i blokowania tego, co się tej władzy nie podobało. PiS w 2019 roku zakpił z zasad dotyczących niezależności i wysokich standardów etycznych sędziów, powołując do TK swoich polityków: Stanisława Piotrowicza i Krystynę Pawłowicz. Od 2016 roku zasiadają w nim trzej tzw. dublerzy, czyli sędziowie wybrani nielegalnie na formalnie zajęte miejsca. Ze względu na obecność dublerów legalność TK była podważana przez Europejski Trybunał Praw Człowieka.
Ale choć TK jest dziś wydmuszką dawnej instytucji, trwa w nim realna walka o władzę i wpływy.
Stronnictwo bliskie Julii Przyłębskiej starło się z tzw. „buntownikami”, którzy nie uznawali jej prezesury po 20 grudnia 2022 roku. To wtedy Przyłębskiej minęło sześć lat w fotelu prezeski. Ona sama postanowiła jednak prezeską pozostać do końca 9-letniej kadencji sędziowskiej – czyli do 9 grudnia 2024.
Ostatecznie Przyłębska zrezgnowała z prezesury tydzień przed tym terminem, pozostając „osobą kierującą pracami TK”. Chodziło o to, by wyboru nowego prezesa dokonano w dogodnym dla niej terminie – by jeszcze jako sędzia sama mogła wziąć udział w głosowaniu.
Posiedzenie Zgromadzenia Ogólnego sędziów Przyłębska zwołała 6 grudnia 2024, czyli po zakończeniu kadencji jej dwóch przeciwników: Muszyńskiego i Pszczółkowskiego. Chodziło o to, by wzmocnić szanse jej kandydata, Bartłomieja Sochańskiego. Według „Gazety Wyborczej” start Krystyny Pawłowicz, gorącej zwolenniczki Przyłębskiej, był jedynie zagrywką taktyczną na wypadek, gdyby „buntownicy” nie wystawili w wyborach żadnej osoby. Wtedy Zgromadzenie trzeba by zwołać po raz kolejny. Ale „buntownicy” ostatecznie wystawili Bogdana Święczkowskiego. Jakub Stelina – także nieprzychylny Przyłębskiej – wystartował niespodziewanie.
Andrzej Duda zapowiedział już, że zamierza szybko powołać nowego prezesa TK. Według źródeł „Wyborczej” Przyłębska jest przekonana, że to Sochański dostanie to stanowisko.
Jak dotąd żadna z partii zasiadających w Sejmie nie przedstawiła swoich kandydatów na stanowiska trójki sędziów TK, których kadencja kończy się w 2024 roku. Trybunał od poniedziałku będzie działał w 12-osobowym składzie.
W marcu 2024 roku większość sejmowa podjęła uchwałę dotyczącą naruszeń w TK. Od tego czasu wyroki wydawane przez Trybunał nie są publikowane. Sejm uchwalił także dwie ustawy zakładające głęboką reformę TK. Andrzej Duda jednak ich nie podpisał, ale odesłał je do Trybunału w trybie kontroli prewencyjnej.
6 grudnia Sejm, debatując nad przyszłorocznym budżetem, poparł obcięcie pensji sędziom Trybunału Konstytucyjnego w 2025 roku. Koalicja 15 października nie chce legitymizować działań obecnego TK. Rozwiązanie to musi jeszcze poprzeć Senat. Prezydent Andrzej Duda budżetu zawetować nie może, ale może... odesłać go do TK.
Zaledwie 11 dni po rozpoczęciu marszu rebeliantów na Damaszek, stolica Syrii padła. Baszszar al-Asad, który utopił własny naród we krwi, najpewniej uciekł z kraju
Historia w Syrii dzieje się na naszych oczach. Zaczęło się od błyskawicznej ofensywy rebeliantów z północy w stronę Aleppo, potem Hamy i Homs. Reżimowa armia stawiała ograniczony opór, z czasem poddawała się coraz częściej. Od kilku dni spontaniczne wystąpienia miały miejsce w całej Syrii. Dziś rano ludzie przechadzają się już po pałacu prezydenckim w Damaszku.
Baszszar al-Asad najpewniej uciekł z kraju, choć na razie nie mamy potwierdzonych informacji o jego miejscu pobytu. W Damaszku został jego premier Mohammed Gazi al-Dżalili. Premier ogłosił, że zostaje w kraju, bo jest częścią tego narodu. Al-Dżalili twierdzi, że ostatni raz był w kontakcie z Assadem wczoraj wieczorem. Rebelianci z wiodącej w rebelii islamistycznej grupy Hajat Tahrir Asz-Szam (HTS) mieli być z al-Dżalilim w kontakcie od kilku dni. W sobotę zatrzymali premiera w jego mieszkaniu:
Al-Dżaili zamierza współpracować z rebeliantami w przekazaniu władzy. Powiedział też, że Syria powinna przeprowadzić wolne wybory, by to ludzie wybrali swoich przywódców.
HTS, pomimo uruchomienia dużej liczby rebeliantów na południu, którzy nie brali udziału w ofensywie od końca listopada, stara się utrzymać wiodącą rolę w procesie przejęcia władzy. W niedzielę nad ranem lider grupy wydał odezwę, w której apeluje do rebeliantów, by powstrzymali się od naruszania i plądrowania instytucji państwowych. Według instrukcji HTS Abu Mohammada al-Dżaulaniego instytucje mają pozostać pod nadzorem premiera al-Dzailiego aż do oficjalnego przekazania władzy.
Nad ranem wyzwolone zostało również więzienie Saidnaja, miejsce, które było miejscem tortur wobec przeciwników reżimu. Według niektórych relacji do Saidnaji wysyłano ludzi na śmierć. Na poniższym filmie widać moment otwarcia drzwi jednej z cel. Więźniowie nie dowierzają, co się dzieje, nie rozumieją, że mogą po prostu wyjść na wolność.
Upadek reżimu Assada w ostatnich dwóch tygodniach nastąpił błyskawicznie. Ale moment ten jest konsekwencją 13 lat wojny domowej (od 2020 niemal zamrożonej) i brutalnego wystąpienia Baszszara al-Asada przeciwko swojemu narodowi.
Syryjski dyktator zarządzał systemem opresji stworzonym przez swojego ojca. Gdy Syryjczycy zbuntowali się w 2011 roku, odpowiedział siłą i kulami w stronę pokojowych protestów. Gdy okazało się, że samemu jest zbyt słaby, by odeprzeć rebelię, która rozlała się na cały kraj, a którą wsparli dżihadyści m.in. z Iraku – odwołał się do swoich zagranicznych sojuszników. Utrzymał się na swoim tronie dzięki pomocy wojskowej Iranu i Rosji.
Gdy oba kraje okazały się dziś zbyt słabe i zajęte swoimi sprawami, by uratować dyktatora, Asad bardzo szybko przekonał się, że nikt w Syrii nie jest zainteresowany tym, by został. Jednym z mitów dyktatury al-Asadów było to, że jest on protektorem mniejszości religijnych. Sami al-Asadowie są alawitami – to sekta religijna wywodząca się z islamu szyickiego.
Alawici stanowią około 10-15 proc. syryjskiego społeczeństwa, chrześcijanie również około dziesięciu (przed rewolucją, dziś bardzo trudno określić to dokładnie). Dziś świętują wszyscy. Nawet w nadmorskich miejscowościach Latakia i Tartus, które miały być twierdzami reżimu, nikt nie stawia dziś oporu. Pomniki Hafiza al-Asada i portrety Baszszara al-Asada są niszczone w całym kraju.
Syrię czeka teraz trudny proces zmiany systemu politycznego i trudno przewidzieć, jak się on zakończy. Głównych aktorów wewnętrznych jest kilku, dokładniej pisaliśmy o nich w tekstach poniżej.
HTS, główna grupa rebeliantów, która rozpoczęła 27 listopada błyskawiczny marsz na południe, wywodzi się z Dżabhat an-Nusry, odłamu al-Kaidy w Syrii, choć obecnie przekonuje, że Syria jest miejscem dla wszystkich i zamierza chronić prawa mniejszości. Ale nie ma doświadczenia z demokracją, o której mówi teraz premier al-Dżaili. A on sam również z doświadczenia wie o niej niewiele. Od ponad pięciu dekad dwaj członkowie rodziny al-Asadów otrzymywali zawsze blisko 100 proc. głosów w nieuczciwych wyborach.
Duża część Syrii na północy i północnym-zachodzie to tereny kurdyjskie, bronione dziś przez Syryjskie Siły Demokratyczne. Stowarzyszona z HTS w marszu na Damaszek proturecka Syryjska Armia Narodowa już teraz ściera się z kurdyjskim SSD. Przed Syryjczykami stoi więc dziś wielka szansa, ale też ogromne wyzwanie, by poskładać naród zmęczony dekadami brutalnej dyktatury.