Kaczyński, Czerwińska i Suski mogą stracić immunitety. Będzie nad tym głosował Sejm. Chodzi o niszczenie przez nich wieńców pod pomnikiem smoleńskim. We Francji parlament ma przegłosować wotum nieufności wobec rządu Barniera.
Dwa tygodnie przed rozpoczęciem roku szkolnego nieobsadzonych jest 23,9 proc. etatów psychologów szkolnych – informuje Fundacja GrowSPACE. „To i tak postęp względem zeszłego roku”
W skali kraju aż 308 gmin nie ma ani jednego psychologa szkolnego na nadchodzący rok szkolny. Najwięcej „punktów krytycznych” znajduje się w województwie podkarpackim, łódzkim oraz zachodniopomorskim. Ale i tak jest lepiej niż w zeszłym roku, gdy gmin bez psychologa było aż 450, o 1/3 więcej niż dziś.
Dane zebrane przez Fundację GrowSPACE pochodzą z arkuszów organizacyjnych szkół publicznych na dwa tygodnie przed rozpoczęciem roku szkolnego. To oznacza, że wciąż trwa ruch kadrowy, a część wakatów może się zapełnić. W sumie w skali kraju do obsadzenia jest 9,5 tys. etatów, z czego zajętych stanowisk – 7,3 tys. Co piąte miejsce pozostaje dziś puste.
Na pytania Fundacji GrowSPACE odpowiedziało 88,5 proc. polskich samorządów.
„Walczymy o to, żeby żadne dziecko nie pozostało za burtą” – mówił podczas konferencji prasowej Dominik Kuc, członek zarządu fundacji. „Dążymy do tego, żeby w każdej szkole był chociaż jeden psycholog. Wciąż występuje zjawisko »psychologa objazdowego«, który pracuje w pięciu szkołach w jednej gminie. A powinien mieć czas i warunki do tego, by budować relacje z dziećmi, w środowisku szkolnym, pracować prewencyjnie i współpracować z kadrą” – dodał.
„Wsparcie psychologa szkolnego jest kluczowym elementem ochrony zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży. Każde dziecko zasługuje na wsparcie i pomoc i żadne z nich nie może być krzywdzone przez wieloletnie zaniedbania systemowe” – mówiła psycholożka Aleksandra Stube.
Bizon, który od kilku miesięcy przemieszczał po terytorium Polski, został zastrzelony na zlecenie Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska. Akcję łowiecką przeprowadzono w okolicach Wisły na wysokości Tarłowa. Ale środowisko łowieckie jest wzburzone i oskarża RDOŚ o „partyzantkę”
„Na zlecenie Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska, myśliwi dokonali eliminacji bizona, który uciekł z nielegalnej hodowli. Jednoznaczną rekomendację, co do postępowania w tej sprawie, wydali naukowcy z Państwowej Rady Ochrony Przyrody. Bizon stanowił bezpośrednie zagrożenie dla stada żubrów w Bałtowie, do którego zbliżał się od kilku dni” – czytamy w komunikacie Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska.
Bizon nazywany przez leśników Forest uciekł wraz z samicą z nielegalnej hodowli na Śląsku jesienią 2023 roku. Para przemieszczała się na wschód kraju. Zimę spędziła na wolności, a podczas wędrówki doczekała się potomka. Bizony zostały odłowione i umieszczone w legalnym azylu dla zwierząt w Kurozwękach. Ale samiec z zagrody uciekł.
Polski Związek Łowiecki z Tarnobrzegu zaczął zbierać pieniądze na budowę specjalnej zagrody dla Foresta. „Prawo dopuszcza nie tylko bezwzględne rozprawienie się z tą sytuacją poprzez odstrzelenie zwierzęcia, ale drugim rozwiązaniem jest odłów, uśpienie go i przewóz do zagrody, którą budowaliśmy. Wybraliśmy tę ścieżkę, bo zdajemy sobie sprawę z tego, że jest to gatunek inwazyjny, według dyrektyw unijnych” – mówił w rozmowie z mediami Robert Bąk z PZŁ. „Zebraliśmy 45 tys. zł, wysłaliśmy już zaliczkę dla wykonawcy, który miał zbudować ogrodzenie dla bizona”.
RDOŚ podjął jednak decyzję o odstrzale. W ich opinii dalsza wędrówka bizona mogła zagrażać wolnym stadom żubrów.
„Dopuszczenie do możliwości krzyżowania się tego objętego ochroną i umieszczonego na czerwonych listach i w czerwonych księgach gatunku, z obcym geograficznie, amerykańskim bizonem zniweczyłoby pracę osób ratujących żubra przed całkowitym wymarciem. Prowadziłoby do wytworzenia mieszańców międzygatunkowych, nieposiadających cech gatunkowych żadnego z gatunków wyjściowych, a z czasem do całkowitego zaniku żubra w Polsce i Europie. Z tego powodu bizon uznany został za obcy gatunek inwazyjny (IGO) stwarzający zagrożenie dla Polski, podlegający szybkiej eliminacji” – wyjaśniał Lech Buchholz, Regionalny Konserwator Przyrody w Kielcach.
Jak informuje PAP, łowczy zapowiedzieli złożenie doniesienia do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa.
„Nasze działania na każdym etapie były zgodne z obowiązującym prawem. Rozwiązania zawarte w ustawie o inwazyjnych gatunkach obcych i w ustawie Prawo łowieckie mają za zadanie przyczynić się do eliminacji lub zminimalizowania negatywnego wpływu gatunków obcych na rodzimą przyrodę, rodzime gatunki, usługi ekosystemowe, gospodarkę oraz ludzkie zdrowie” – zastrzega RDOŚ.
„Rada Liderów wskazała Sławomira Mentzena, jako kandydata Konfederacji w wyborach na Prezydenta RP, które zostaną przeprowadzone w 2025 roku” – poinformowała partia w mediach społecznościowych
„Chcemy szybko zacząć kampanię, bo przy słabym kandydacie PiS z wielu powodów nic nie jest przesadzone w wyborach” – mówił w poniedziałek 19 sierpnia polityk Konfederacji Przemysław Wipler. We wtorek 20 sierpnia Rada Liderów zdecydowała, że w wyścigu o fotel prezydencki partia wystawi Sławomira Mentzena. Szefem kampanii ma zostać sekretarz Nowej Nadziei Bartosz Bocheńczak, autor sukcesu Konfederacji w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Jak pisała w OKO.press Agata Szczęśniak, Konfederacja liczy, że wobec pogubionego PiS-u i słabnącej Trzeciej Drogi to właśnie Mentzen zapewni tej formacji wejście na stałe na polityczne podium. Bosak, który jeszcze do niedawna był domyślnym kandydatem skrajnej prawicy w wyborach prezydenckich, tym razem ustąpił. Zaważyć na tym miało dobro całej partii: walka o zaistnienie w politycznym centrum. A także kwestie wizerunkowe: Bosak mimo nie najgorszych notowań, ma łatkę wiecznego przegranego oraz narodowego radykała. Na korzyść Mentzena działa nie tylko świeżość, ale i biografia: w odróżnieniu od Bosaka nie jest zawodowym politykiem, jest postrzegany jako człowiek, który zna życie i odniósł sukces.
„Musimy iść szeroko i budować stabilne ugrupowanie na polskiej prawicy. Prezes Mentzen jest gotowy stanąć do rywalizacji w tych wyborach. Przygotowywał się do tego momentu od dłuższego czasu” – komentował polityk Konfederacji Krzysztof Rzońca.
Newsweek ustalił, że bank PKO BP domaga się natychmiastowej spłaty kredytu zaciągniętego przez Prawo i Sprawiedliwość na pokrycie kosztów kampanii wyborczych. Ale w kasie partii jest pusto, bo PKW wciąż nie przyjęła sprawozdania finansowego komitetu PiS
Z rocznego sprawozdania finansowego partii Kaczyńskiego wynika, że chodzi w sumie o 15 mln złotych. Prawo i Sprawiedliwość miało spłacić cały kredyt lub ostatnią ratę do końca lipca 2024. Termin nie był przypadkowy. PiS liczył, że dostanie szybki zwrot pieniędzy wydanych na kampanię do parlamentu z budżetu państwa. Ale PKW nie przyjęło sprawozdania finansowego komitetu PiS, bo wciąż bada nieprawidłowości przy wydawaniu środków w okresie przedwyborczym. Ostateczną decyzję w tej sprawie poznamy 29 sierpnia.
Jak informuje Newsweek, od sierpnia bank PKO BP, którego największym udziałowcem jest Skarb Państwa, nie tylko nakłada na PiS karne odsetki, ale żąda natychmiastowej spłaty kredytu. „Jak w końcu nie dostaniemy pieniędzy z dotacji z budżetu, to nas nie będzie” – mówi portalowi osoba z partii Kaczyńskiego.
A wiele źródeł w PKW, w tym te, z którym rozmawiało OKO.press, twierdzą, że odrzucenie sprawozdania nie budzi wątpliwości. PiS będzie mógł jeszcze odwołać się do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, ale to spowoduje kolejne przesunięcia w wypłacie subwencji.
Konsekwencją odrzucenia sprawozdania finansowego jest utrata nawet 75 proc. rocznej subwencji (w przypadku PiS ok. 19,5 mln zł) oraz 75 proc. dotacji, w ramach której budżet państwa zwraca komitetom pieniądze za kampanię.
O tym, ile dokładnie może stracić PiS, pisał w OKO.press Piotr Pacewicz:
W PiS, działania PKW, rządu i banku są traktowane jako skoordynowana akcja, której celem jest pogrążenie największej partii opozycyjnej. „Nie ma żadnych podstaw do tego, aby PiS straciło subwencję; jeśli straci, będzie to po prostu kolejne kryminalne działanie tej władzy” – komentował już w lipcu prezes Jarosław Kaczyński.
TK pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej orzekł, że Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej nie ma prawa procedować wstępnego wniosku dotyczącego prezesa NBP Adama Glapińskiego.
Trybunał Konstytucyjny orzekł we wtorek 20 sierpnia po trwającej około 40 minut rozprawie, że przepisy ustawy o Trybunale Stanu, które dotyczą skierowania przez marszałka Sejmu wniosku do Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej oraz procedur prowadzonych przez tę Komisję są niezgodne z Konstytucją w zakresie, w jakim odnoszą się do prezesa Narodowego Banku Polskiego. Zdaniem TK pociągnięcie prezesa NBP do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu jest naruszeniem konstytucyjnej zasady niezależności tego organu.
Wyrok wydano w składzie: Julia Przyłębska, Zbigniew Jędrzejewski, Krystyna Pawłowicz, Bartłomiej Sochański, Bogdan Święczkowski.
Wniosek do Trybunału skierowała w marcu grupa posłów Prawa i Sprawiedliwości. Miał on oczywiście bezpośredni związek ze wstępnym wnioskiem posłów rządzącej koalicji dotyczącym postawienie prezesa NBP Adama Glapińskiego przed Trybunałem Stanu. Posłowie zarzucają Glapińskiemu m.in. porozumiewanie się z rządem w sprawie skupu obligacji Skarbu Państwa, czym miał naruszyć art. 220 ust. 2 Konstytucji, działania bez upoważnienia Rady Polityki Pieniężnej przy okazji skupu obligacji.
W kwietniu TK wydał postanowienie zabezpieczające, w którym zakazał marszałkowi Sejmu Szymonowi Hołowni oraz członkom Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej zajmowania się wnioskiem dotyczącym Adama Glapińskiego, do czasu aż zapadnie w Trybunale rozstrzygnięcie. Zarówno marszałek, jak i Komisja zignorowali to wezwanie. Tak stanie się również z wydanym dzisiaj wyrokiem, który, podobnie jak wszystkie wyroki TK wydane po 6 marca 2024 r., czyli po dniu podjęcia przez Sejm uchwały o TK, nie zostanie nawet opublikowany w dzienniku urzędowym.
To nie pierwszy wyrok, w którym TK zarządzany przez Julię Przyłębską broni Adama Glapińskiego przed postawieniem go przed Trybunałem Stanu. Jeszcze w styczniu 2024 roku TK orzekł, że pociąganie prezesa NBP do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu bezwzględną większością głosów w Sejmie jest niezgodne z Konstytucją. I stwierdził, że Sejm ma obowiązek uchwalenia ustawy przewidującej większość 3/5 w tym głosowaniu.
Pomimo faktu, że decyzja TK będą najprawdopodobniej przez większość sejmową ignorowane, nie oznacza to, że Adam Glapiński szybko usłyszy zarzuty. Doprowadzenie do go do odpowiedzialności przed TS nastręcza wiele problemów proceduralnych oraz merytorycznych, co analizowaliśmy w tekście: