Witaj w sekcji depeszowej OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Parlament Europejski uchylił immunitet Grzegorzowi Braunowi. Europoseł Konfederacji będzie ścigany przez polską prokuraturę między innymi za napaść na ginekolożkę Gizelę Jagielską ze szpitala w Oleśnicy
13 listopada w Parlamencie Europejskim odbyło się głosowanie w sprawie immunitetu Grzegorza Brauna. Za uchyleniem immunitetu Braunowi zagłosowało 554 europosłów. 60 było przeciw, a 20 wstrzymało się od głosu.
O uchylenie Braunowi immunitetu zawnioskował 2 czerwca 2025 roku ówczesny prokurator generalny i minister sprawiedliwości Adam Bodnar. Prokuratura chce postawić liderowi Konfederacji Korony Polskiej zarzuty w związku z kilkoma jego „interwencjami”, w tym za napaść na ginekolog Gizelę Jagielską ze szpitala w Oleśnicy oraz zniszczenie wystawy Stowarzyszenia Tęczowe Opole
To nie pierwsze głosowanie Parlamentu Europejskiego w sprawie pozbawienia Brauna immunitetu. W maju PE uchylił europosłowi immunitet w związku z zarzutami dotyczącymi użycia przez niego gaśnicy do zgaszenia świec chanukowych w Sejmie w grudniu 2023 roku.
Tym razem prokuratura chce postawić Braunowi zarzuty popełnienia sześciu przestępstw.
Po pierwsze, prokuratura chce postawić europosłowi zarzuty w związku z jego działaniami w Oleśnicy. W tamtejszym szpitalu dr Gizela Jagielska przeprowadziła aborcję w dziewiątym miesiącu ciąży z powodu ciężkiej postaci wrodzonej łamliwości kości płodu. Lekarka twierdzi, że terminacja ciąży odbyła się zgodnie z prawem, a jej podstawą była tzw. przesłanka psychiatryczna.
16 kwietnia 2025 w szpitalu zjawił się Grzegorz Braun, który chciał dokonać „zatrzymania obywatelskiego” Jagielskiej. Zdaniem śledczych, Braun pozbawił wolności dr Gizelę Jagielską, uniemożliwiając jej opuszczenie szpitalnego gabinetu. Lekarka relacjonowała, że była uwięziona przez Brauna przez godzinę. Prokuratura uważa, że lider Konfederacji Korony Polskiej naruszył także nietykalność cielesną Jagielskiej poprzez jej popychanie i przytrzymywanie. Według śledczych europoseł dopuścił się także znieważenia oraz pomówienia lekarki.
Prokuratura chce ścigać Grzegorza Brauna także za zniszczenie w marcu 2025 roku wystawy Stowarzyszenia Tęczowe Opole. Europoseł napisał czarną farbą na wyeksponowanych przez organizację plakatach hasło „Stop propagandzie zboczeń”. Według śledczych naraził tym stowarzyszenie na szkodę w wysokości 5327 złotych.
Po trzecie, śledczy chcą postawić Braunowi zarzut publicznego nawoływania do nienawiści. W wywiadzie, którego udzielił w grudniu 2023 roku, Braun zachęcał odbiorców do naśladowania jego wyczynu z gaśnicą. Nazwał też Chanukę „przejawem satanistycznej i rasistowskiej celebracji stanowiącej zagrożenie dla polskich katolików" i zagrożeniem, któremu „należy przeciwdziałać”.
Przeczytaj także:
Szef MSWiA Marcin Kierwiński zapowiedział, że policja będzie szukać osób, które, mimo zakazu, odpalały race podczas tegorocznego Marszu Niepodległości. Wśród jest także Sławomir Mentzen
Minister spraw wewnętrznych zapewnia, że osoby, które odpalały race podczas Marszu Niepodległości w Warszawie, będą za to ścigane. Wśród nich ma być jeden z liderów Konfederacji, Sławomir Mentzen.
„Osoby, które odpaliły race mimo zakazu, będą musiały liczyć się z tym, że dostaną grzywnę. Niektórzy robili to w sposób dość ostentacyjny. Mówię tutaj na przykład o panu pośle Mentzenie” – powiedział 12 listopada w „Faktach po Faktach” w TVN24 szef MSWiA Marcin Kierwiński.
Jak dodał, zabezpieczająca marsz policja skonfiskowała w sumie ponad 400 rac.
„Jeżeli ktoś szedł z racą, poruszał się po Warszawie, w związku z tym zakazem i został wylegitymowany, takie materiały zostały mu zabrane” – powiedział Kierwiński.
Oprócz rac, przy wylegitymowanych osobach znaleziono także około 120 granatów hukowych, kilka maczet i noży.
Aby ukarać Sławomira Mentzena grzywną, Sejm musi najpierw wyrazić zgodę na uchylenie mu immunitetu. Policja ma przygotować wniosek w tej sprawie.
Podczas Święta Niepodległości w Warszawie wojewoda mazowiecki wprowadził bezwzględny zakaz noszenia broni i używania pirotechniki podczas zgromadzeń.
Odbywający się już po raz 15. Marsz Niepodległości zgromadził według szacunków warszawskiego ratusza około 100 tys. osób. Wśród maszerujących byli także prezydent Karol Nawrocki, politycy Prawa i Sprawiedliwości oraz reporterzy OKO.press. Ich relację przeczytasz (i obejrzysz) tutaj.
Przeczytaj także:
Trwał 43 dni, najdłużej w historii. 12 listopada wieczorem Donald Trump podpisał ustawę o finansowaniu rządu federalnego. To oznacza koniec shutdownu
Najdłuższy w historii Ameryki shutdown był spowodowany ciągłym odrzucaniem przez Senat prowizorycznego projektu budżetu Donald Trumpa na kolejny rok. Republikanie dotąd nie mieli wymaganych 60 głosów, by powiedzieć „tak”, a Demokraci nie chcieli zgodzić się na cięcia w tzw. Obamacare, czyli państwowym ubezpieczeniu zdrowotnym.
W nocy z 9 na 10 listopada Republikanie wreszcie dogadali się z częścią Demokratów i przyjęli porozumienie. Teraz podpisał je Donald Trump – to oznacza koniec shutdownu.
Porozumienie zakłada finansowanie rządu do końca stycznia, całoroczne finansowanie dla agencji rządowych i cofnięcie masowych zwolnień pracowników federalnych po 1 października. W grudniu odbędzie się też głosowanie nad dopłatami do obamacare, które wygasają z końcem roku. O te dopłaty walczyli Demokraci.
Shutdown, czyli „zamknięcie rządu”, oznacza, że Kongres odrzuca projekt budżetu. A to oznacza, że część administracji przestaje pracować. Oznacza to kryzys w wielu dziedzinach, związany z brakiem finansowania. Zanim shutdown się skończy, część pracowników zostaje zwolniona lub nie otrzymuje wynagrodzenia.
Ostatni shutdown trwał na przełomie 2018 i 2019 r. – 35 dni, także za administracji Trumpa. Wtedy kością niezgody był mur na granicy z Meksykiem. Każde takie wstrzymanie działalności rządu jest bardzo kosztowne – kończący się właśnie shutdown ma kosztować gospodarkę nawet 11 mld dolarów, jak oblicza Biuro Budżetowe Kongresu.
Według najnowszego raportu Amnesty International i Better Planet Laboratory (BPL) w 170 krajach świata działa ponad 18 tys. instalacji wydobycia i przetwarzania węgla, ropy i gazu.
Mieszkanie w sąsiedztwie takich instalacji wiąże się z podwyższonym ryzykiem groźnych chorób, degradacji środowiska naturalnego i utrwala status quo utrudniające przeciwdziałanie kryzysowi klimatycznemu.
Raport Amnesty International został opublikowany w czasie, gdy w brazylijskim mieście Belém rozpoczyna się kolejny szczyt klimatyczny ONZ, tzw. COP30. Szczyt ma podjąć próbę rozpisania mapy drogowej odejścia od paliw kopalnych, których spalanie zwiększa koncentrację gazów cieplarnianych w atmosferze, powodując wzrost temperatury. Od lat 1850-1900 średnia temperatura Ziemi wzrosła o ok. 1,5°C.
„Przemysł paliw kopalnych zagraża miliardom ludzi i nieodwracalnie zmienia system klimatyczny… Era paliw kopalnych musi się skończyć teraz” – powiedziała cytowana w komunikacie Agnès Callamard, sekretarz generalna Amnesty International.
W odległości do 5 km od jednej z instalacji wydobywczych bądź przetwórczych paliw kopalnych mieszka aż 2 mld ludzi, a więc ok. 25 proc. populacji globu. Około 463 mln osób mieszka w promieniu 1 km od takich miejsc – w tym 124 mln dzieci.
Ponad 3 500 nowych instalacji paliw kopalnych jest w fazie planowania lub budowy i może narazić kolejne 135 mln ludzi na emisje, spaliny i wycieki. Zamieszkiwanie w sąsiedztwie takich instalacji zwiększa ryzyko nowotworów, chorób serca, zaburzeń rozrodczych oraz przedwczesnej śmierci. Dochodzi również do degradacji środowiska – wody, gleby i powietrza – oraz niszczenia ekosystemów, które są kluczowe dla bioróżnorodności i pochłaniania dwutlenku węgla.
Według raportu ok. 1/3 obszaru działalności firm zajmujących się wydobyciem i przetwórstwem węgla, ropy i gazu obejmuje co najmniej jeden „ekosystem krytyczny” – czyli ekosystemy mokradłowe, leśne lub rzeczne o wyjątkowym znaczeniu. Jedna szósta instalacji znajduje się na terytoriach rdzennych społeczności, które stanowią około 5 proc. populacji świata. Wiele z tych terenów jest silnie skażonych, a zarazem zamieszkują je społeczności ubogie, marginalizowane, często rdzenni mieszkańcy.
„Ekspansja przemysłu paliw kopalnych wiąże się również z przejmowaniem ziemi, grabieżą kultury, podziałami w społecznościach i utratą źródeł utrzymania, a także z przemocą, groźbami w sieci i procesami sądowymi – zarówno karnymi, jak i cywilnymi – przeciwko liderom społeczności, którzy pokojowo sprzeciwiają się budowie rurociągów, projektom wiertniczym i innym inwestycjom infrastrukturalnym” – pisze brytyjski „The Guardian” w omówieniu raportu.
Pomimo deklaracji państw o odejściu od paliw kopalnych, raport wskazuje na rosnącą liczbę nowych projektów wydobywczych i przetwórczych. Chiny i Indie przodują w inwestycjach w instalacje węglowe; inwestycje w ropę i gaz są bardziej rozproszone terytorialnie.
Amnesty International zwraca uwagę, że przemysł paliw kopalnych nadal dostarcza około 80 proc. światowej energii pierwotnej i aktywnie wpływa na politykę klimatyczną, blokując reformy.
Według Międzynarodowej Agencji Energii, której raport na temat przyszłości wytwarzania energii ukazał się także dziś, choć popyt na węgiel osłabnie już pod koniec trwającej dekady, popyt na ropę i gaz będzie rósł nieprzerwanie do 2050 roku – o ile nie nastąpią zasadnicze zmiany na rzecz gospodarki nisko- lub zeroemisyjnej.
Przeczytaj także:
Przeczytaj także:
Ustalenia dziennikarzy BBC potwierdzają, że na części strefy Gazy kontrolowanej przez izraelską armię Izraelczycy dalej chętnie korzystają z buldożerów i niszczą infrastrukturę cywilną
Dziennikarze faktczekingowego serwisu BBC Verify przeanalizowali dostępne dane i zdjęcia satelitarne. Najnowsze ze zdjęć pochodzą z 10 listopada. Na ich podstawie stwierdzili, że od 10 października (a więc przez niecały miesiąc) – gdy w życie weszło zawieszenie broni w Strefie Gazy – izraelska armia zniszczyła w palestyńskiej enklawie ponad 1,5 tys. budynków.
Z ich analizy wynika, że izraelska armia przez ostatni miesiąc zdołała zniszczyć całe dzielnice. W odpowiedzi na pytania dziennikarzy izraelska armia przekazała, że działa zgodnie z ustaleniami zawartymi w porozumieniu.
Zdjęcia satelitarne przeanalizowane przez BBC wskazują, że część zrównanych z ziemią po 10 października budynków najpewniej nie była zniszczona. Na zdjęciach satelitarnych z Abasan al-Kabira, dzielnicy miasta Chan Junus nie widać wyraźnych zniszczeń między październikiem 2023 roku a październikiem 2025. Na zdjęciach z 10 listopada większość budynków jest zrównania z ziemią.
Cytowany przez BBC izraelski ekspert do spraw bezpieczeństwa Eitan Szamir uważa, że systematyczne burzenie palestyńskich budynków nie jest jednak naruszeniem zawieszenia broni, bo budynki te znajdują się za tak zwaną żółtą linią.
Przypomnijmy – 10 października w życie weszło narzucone Izraelowi przez Donalda Trumpa porozumienie o zawieszeniu broni między Izraelem a Hamasem. Zakładało ono między innymi powrót izraelskich zakładników z Gazy i palestyńskich więźniów przetrzymywanych w izraelskich więzieniach do domów, zaprzestanie działań wojennych i zorganizowanie międzynarodowej siły pokojowej w przyszłości, która będzie zarządzać Gazą w czasie transformacji politycznej.
Żółta linia dzieli obecnie Strefę Gazy na dwie części — tę przylegającą do granicy z Izraelem w pełni kontroluje izraelska armia. Ustalenia BBC potwierdzają, że w części kontrolowanej przez Izrael armia dalej prowadzi politykę niszczenia palestyńskich domów. Według palestyńskich danych od 10 października działania izraelskiej armii zabiły 242 osoby.
Przeczytaj także: