Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
W Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie 35-letni mężczyzna zaatakował nożem jednego z lekarzy, gdy ten przyjmował pacjentkę w swoim gabinecie. Życia zaatakowanego lekarza nie udało się uratować.
Co się wydarzyło
Informację o śmierci lekarza przekazała na platformie X minister zdrowia Izabela Leszczyna. „Nie ma słów, które wyraziłyby mój smutek i gniew po śmierci Pana Doktora z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Krakowie, śmierci po ataku nożownika” – napisała w mediach społecznościowych.
"Jeden z lekarzy poległ, bo tak to można określić, poległ w trakcie wykonywania obowiązków służbowych. Został zaatakowany przez pacjenta bez żadnego ostrzeżenia w trakcie wizyty pacjentki – mówił podczas konferencji prasowej dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie Marcin Jędrychowski.
Jak podają media (Gazeta Wyborcza, Onet), do ataku na lekarza doszło w krakowskim Szpitalu Uniwersyteckim przy ul. Jakubowskiego, w poradni ortopedycznej, na parterze budynku. Mężczyzna udał się do gabinetu, w którym jeden z lekarzy przyjmował pacjentkę. Tam zadał mu kilka ciosów w brzuch ostrym narzędziem.
„Około godziny 10:30 mężczyzna wszedł do poradni, a następnie wtargnął do gabinetu, w którym lekarz przebywał z pacjentką. Zaatakował go, poważnie zranił, po czym wybiegł ze szpitala” – przekazał „Wyborczej” młodszy aspirant Mateusz Lenartowicz.
Rzecznik prasowy policji później przekazał, że podejrzany, który został zatrzymany, nie jest mieszkańcem Małopolski i pacjentem przychodni — pochodzi z powiatu jędrzejowskiego (woj. świętokrzyskie).
Nie wiadomo, jakie były motywy jego działania, sprawę ustala policja.
Z informacji radia RMF FM wynika, że lekarz miał około 40 lat. Po ataku był operowany, a jego stan od początku był ciężki.
To kolejny atak na pracownika ochrony zdrowia w ostatnim czasie. W styczniu nożem został ugodzony podczas interwencji w Siedlcach ratownik medyczny. Zmarł w szpitalu. Policja zatrzymała 57-letniego sprawcę. Był pod wpływem alkoholu. Sprawą zajęły się odpowiednie służby.
Minister Zdrowia Izabela Leszczyna zapowiedziała zmiany legislacyjne, zapewniające bezpieczeństwo ratownikom.
W ataku Rosji zginęło co najmniej osiem osób, a 24 zostały ranne. Wśród ofiar są także dzieci. Ucierpieli przede wszystkim mieszkańcy obwodu dnipropetrowskiego. Celem Rosjan był również Kijów.
W ataku sił moskiewskich dronów w obwodzie dnipropetrowskim w Ukrainie zginęła 12-letnia dziewczynka, a jej rodzice zostali ranni. Poinformowały o tym służby ratownicze. Spod gruzów zniszczonego budynku wydobyto drugie dziecko. Ukraińskie siły powietrzne podały, że w nocy zestrzelono 37 ze 100 rosyjskich dronów bojowych, a 47 zostało unieszkodliwionych środkami walki elektronicznej. Rosyjskie ataki spowodowały szkody w obwodzie dnipropetrowskim, charkowskim, donieckim i kijowskim.
"W obwodzie czernihowskim dron uderzył w budynek mieszkalny, zabijając 68-letniego mężczyznę: — poinformował Wiaczesław Chaus, szef czernihowskiej administracji wojskowej.
„W wyniku rosyjskich ataków w obwodzie dnipropetrowskim zginęło dziecko, a pięć osób zostało rannych” — przekazał z kolei gubernator Serhij Łysak, szef dnipropetrowskiej administracji wojskowej.
Zginęła 12-letnia dziewczynka, a sześcioletnia dziewczynka oraz dwoje dorosłych zostało rannych. W wyniku ataków na rejon Nikopola ranny został 59-letni mężczyzna i 47-letnia kobieta.
W obwodzie donieckim zginęło pięć osób, a cztery zostały ranne. W obwodzie sumskim zginęła jedna osoba. Według strony ukraińskiej, siły Moskwy użyły przeciwko temu regionowi niemal 20 bomb kierowanych KAB oraz 35 dronów bojowych.
W obwodzie charkowskim rannych zostało dwóch mężczyzn w wieku 61 i 65 lat. Siły rosyjskie wystrzeliły tam około 20 dronów uderzeniowych i 31 bomb kierowanych.
W obwodzie chersońskim w rosyjskich atakach rannych zostało dwanaście osób. Zniszczeniu uległy trzy budynki mieszkalne, dziewięć domów, przedsiębiorstwo rolnicze, garaż, gazociąg oraz samochody.
Rosyjskie siły nasiliły ataki na ukraińskie miejscowości, mimo że Kijów wzywa do bezwarunkowego zawieszenia broni. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski zaproponował Rosji zawieszenie ataków za pomocą dronów i rakiet dalekiego zasięgu na infrastrukturę cywilną przez co najmniej 30 dni, z możliwością przedłużenia tego okresu. Rosja nie podjęła tej propozycji.
Jak podaje PAP, Kreml poinformował, że Rosja ogłasza rozejm w wojnie na Ukrainie od północy z 7 na 8 maja do północy z 10 na 11 maja „z powodów humanitarnych”. Moskwa uważa, że „strona ukraińska powinna pójść za tym przykładem”.
Oświadczenie Kremla głosi, że termin rozejmu jest związany „z 80. rocznicą Zwycięstwa”. Rosja świętuje rocznicę pokonania hitlerowskich Niemiec w II wojnie światowej jako Dzień Zwycięstwa, obchodzony 9 maja.
Żródło: The Kyiv Independent
Liberalna Partia Kanady wygrała wybory w Kanadzie i będzie rządzić czwartą kadencję z rzędu. To zwycięstwo tym bardziej znaczące, że jeszcze w lutym liberałowie tracili do konserwatystów nawet 20 pkt. proc. Odrodzenie poparcia przyszło wraz z agresywną polityką Donalda Trumpa wobec Kanady
W przedterminowych wyborach parlamentarnych w Kanadzie wygrali Liberałowie i będą rządzić kolejną kadencję, mimo że sondaże długo pokazywały bezpieczną przewagę opozycyjnych konserwatystów.
Liberałowie to centrolewicowa formacja jeszcze do niedawna kierowana przez byłego premiera Justina Trudeau, który w marcu tego roku po 10 latach ustąpił ze stanowiska i przekazał kierowanie krajem i partią w ręce ekonomisty Marka Carneya, byłego prezesa Banku Kanady i Banku Anglii. Trudeau ustępował, gdy wydawało się, że los polityczny liberałów jest przesądzony i będą musieli oddać władzę Konserwatystom, do których jeszcze w lutym tracili w sondażach nawet ponad 20 pkt. proc. Ale wtedy na scenę polityczną Kanady wkroczył prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump.
Trump rozpoczął z Kanadą agresywną wojnę celną, premiera Trudeau nazywał „gubernatorem” i zapowiadał, że jego celem politycznym jest przyłączenie Kanady do USA w roli 51. amerykańskiego stanu. Wywołało to ogromny sprzeciw kanadyjskiego społeczeństwa i rozpoczęło spektakularne odrodzenie sondażowe Liberałów, którzy w dwa miesiąc odrobili kilkadziesiąt punktów procentowych i w przeddzień wyborów byli w sondażach na kilkopunktowym prowadzeniu, które potwierdziło się przy urnach.
We wtorek nad ranem polskiego czasu po podliczeniu prawie 96 proc. głosów Liberałowie mogą liczyć na 167 miejsc w kanadyjskim parlamencie, Konserwatyści na 145 miejsc, regionalny Blok Quebecki na 23 mandaty, lewicowa partia NDP na 7 miejsc, a Zieloni na jedno miejsce.
Oznacza to, że mimo wygranej Liberałowie nie osiągną wymaganych 172 mandatów do uzyskania samodzielnej większości i będą musieli liczyć na poparcie mniejszych partnerów w parlamencie – w poprzedniej kadencji była to lewica z NDP.
Pewne jest jednak, że pozostaną przy władzy, a Mike Carney pozostanie premierem.
„Zmiana w sondażach była absolutnie bez precedensu” – mówił w wyborczy wieczór cytowany przez „Guardiana” David Coletto, szef firmy sondażowej Abacus. „Nie mogę sobie wyobrazić innych państw na świecie, gdzie widzielibyśmy tak całkowity reset w badaniach. A wynikał on z dwóch czynników: tego jak wcześniej niepopularny był Justin Trudeau i jak wielkim zagrożeniem dla Kanady później okazał się Donald Trump”.
Hiszpania bardzo powoli przywraca dostęp do prądu w swoim kraju, Portugalczycy nie wiedzą, kiedy nastąpi powrót do normalności. Na razie tysiące osób utknęło w zatrzymanych pociągach, a Półwysep Iberyjski może czekać ciemna noc
Hiszpańska agencja prasowa EFE poinformowała, że o godzinie 16:30 konsumpcja energii elektrycznej w kraju przekroczyła 50 proc. wartości oczekiwanej dla tej pory dnia. To oznacza, że dostęp do prądu udaje się stopniowo przywracać w niektórych częściach kraju. Ale sytuacja jest daleka od normalności.
Hiszpańskie pociągi intercity nie wyjadą dziś na swoje trasy, bez względu na to, czy dostęp do energii uda się dziś przywrócić do normalnych poziomów, czy też nie. Zatrzymanie wszystkich pociągów to poważne wyzwanie logistyczne. Wiele z nich zatrzymało się daleko od miejscowości, w pociągach lub przy nich utknęły tysiące osób, a organizacja masowego transportu zastępczego w sytuacji utrudnionej komunikacji jest niemal niemożliwa. A ewakuacji wymaga około 30 tys. osób.
Wszystkie mecze odwołał prestiżowy turniej tenisowy w Madrycie Mutua Madrid Open. Swoje mecze miały tam dziś rozgrywać między innymi liderka światowego rankingu Aryna Sabalenka i najlepsza polska tenisistka Iga Świątek.
O 15:30 portugalski dystrybutor energii elektrycznej nie potrafił powiedzieć, kiedy uda się przywrócić sytuację do normalności. W Hiszpanii o o godzinie 17 udało się przywrócić 1,5 GW mocy od momentu blackoutu o 12:35. Do wypełnienia zapotrzebowania wciąż brakowało jednak aż 10 GW, a w godzinach wieczornych zapotrzebowanie będzie rosło.
Prezydent Rady Europejskiej Antonio Costa, premier Portugalii w latach 2015-2024 przekazał dziś na konferencji prasowej, że na razie nie ma żadnych dowodów na to, że blackout był spowodowany cyberatakiem. Podobnie wypowiadał się hiszpański premier Pedro Sanchez na konferencji prasowej po godzinie 18. Rzetelne zbadanie tej hipotezy zajmie przynajmniej kilka dni.
Sanchez zaapelował do Hiszpanów, by powstrzymać się od spekulacji i czerpać wiadomości na temat sytuacji z oficjalnych źródeł. Prosił też rodaków, by odpowiedzialnie korzystali z sieci komórkowej, ponieważ jest ona przeciążona, a połączenia dopiero są przywracane oraz powstrzymali się od niepotrzebnych podróży. Dodał też, że dostęp do energii w części miejsc na południu i północy kraju udało się odzyskać dzięki pomocy Maroka i Francji.
Najpewniej mieliśmy do czynienia z największym blackoutem w XXI wieku w Europie.
Portugalski operator sieci elektrycznej REN podał o godzinie 16, że za problem odpowiada „rzadki fenomen atmosferyczny”, który spowodował nagłe zmiany temperatury. Strona hiszpańska na razie nie potwierdziła takiej oceny. Kolejne potencjalne tłumaczenie — o pożarze na południu Francji — najpewniej również jest nieprawdziwe.
Ministerstwo ogłosiło, że będzie testować skrócony czas pracy w Polsce. Nabór firm do programu po wakacjach
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej ogłasiło, że rozpoczyna pilotaż programu skróconego czasu pracy.
„To odpowiedź na zmieniające się realia rynku pracy, wyzwania związane z automatyzacją i potrzebę zwiększenia efektywności pracy – przy jednoczesnym zachowaniu pełnych wynagrodzeń” – czytamy w komunikacie ministerstwa.
Ministerstwo zaprezentowało swój plan na dzisiejszym spotkaniu w resorcie, po roku prac koncepcyjnych. Szczegółowe zasady programu zostaną ogłoszone w najbliższym czasie, a nabór – po wakacjach. Ministerstwo rozważa dwa warianty — pierwszy to 35 godzin pracy w tygodniu, drugi — czterodniowy tydzień pracy.
„Skrócenie czasu pracy ma szansę stać się odpowiedzią na zmiany, które niesie ze sobą współczesny świat. Pracujemy wydajniej — pracujemy lepiej – pracujemy mądrzej – czas abyśmy zaczęli pracować krócej!” – mówiła ministra Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.
Na realizację pilotażu Fundusz Pracy przeznaczy 10 mln zł. Pierwsze trzy miesiące programu będzie przeznaczone na przygotowanie, kolejne – na testowanie rozwiązań w praktyce. Mogą w nim wziąć udział podmioty publiczne i prywatne. Za przebieg projektu odpowiadać będzie Zespół ds. skróconego Czasu Pracy, który złożony będzie z przedstawicieli MRPiPS. Zadaniem zespołu będzie monitoring pilotażu, wsparcie uczestniczących w nim firm i opracowanie rekomendacji legislacyjnych.
Na spotkaniu w ministerstwie przekazano, że według ministerialnej analizy wynika, że skrócenie czasu pracy wpływa pozytywnie na zdrowie pracowników, zmniejsza ryzyko wypalenia zawodowego. Pracownicy popełniają mniej błędów, rzadziej przebywają na zwolnieniu lekarskim, a przedsiębiorstwa mogą osiągnąć wyższą efektywność i konkurencyjność.
„Skrócenie czasu pracy jest nieuchronne” – mówił w 2022 roku dla OKO.press Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego. – „Mamy ciągły wzrost produktywności, rozwijamy technologie, cały czas czeka nas rewolucja polegająca na wdrożeniu sztucznej inteligencji do świata pracy na szeroką skalę. I to musi prowadzić do skrócenia czasu pracy. Przykład skracania czasu pracy z sześciu do pięciu dni pokazał, że gospodarki są w stanie funkcjonować, ale zmiana była rozłożona w czasie — w Polsce prawie 20 lat”.
Wiele krajów od lat ma krótszy ustawowy tydzień pracy niż Polska, jak choćby Francja, gdzie 35-godzinny tydzień pracy obowiązuje od 2000 roku. Żadne państwo nie ma jednak jeszcze usankcjonowanego, powszechnego czterodniowego tygodnia pracy. W niektórych miejscach pracy w Polsce już teraz testuje się skrócenie czasu pracy. Na przykład w urzędzie miejskim w Lesznie.
"Zrobimy ewaluację jesienią, na ten moment wychodzi, że się da, ale danych mamy jeszcze za mało. Obsługujemy mieszkańców tak jak dotychczas, w poniedziałki nawet dłużej, bo aż do godziny 18. W pozostałe dni pracę zaczynamy o godz. 7, ale kończymy ją o godz. 14. Jesienią i zimą planujemy przejść na pracę w godzinach 8-15” – mówił w sierpniu 2024 roku OKO.press sekretarz miasta Maciej Dziamski.
Ministerialny pilotaż może być pierwszym krokiem do trwałej zmiany, która może jednak zabrać sporo czasu.