Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
W Strefie Gazy działa już tymczasowy amerykański port, którym do enklawy zaczęłą wpływać pomoc humanitarna. Izrael odzyskał ciała trójki zakładników
Budowany od kilku tygodni przez Amerykanów port tymczasowy na wybrzerzu Strefy Gazy rozpoczął prace wczoraj późnym wieczorem. Pierwsze ciężarówki z pomocą humanitarną wjechały przez tymczasowy most pontonowy do palestyńskiej enklawy.
Główne lądowe przejścia graniczne są albo całkowicie zamknięte, albo operują w bardzo ograniczonym zakresie. Są kontrolowane przez armię izraelską. W ostatnich dniach kilkukrotnie słyszelismy doniesienia o izraelskich prawicowych „aktywistach”, którzy atakowali konwoje z pomocą humanitarną dla Gazy.
Według Amerykanów w najbliższych dniach przez port tymczasowy do Gazy ma wjechać 500 ton pomocy humanitarnej. Działanie portu to oczywiście dobra wiadomość. Ale ONZ ostrzega, że nie może on w pełni zastąpić dużo bardziej wydajnych konwojów lądowych. Unia Europejska wyraziła zadowolenie z otwarcia drogi morskiej, ale jednocześnie wezwała Izrael do „rozszerzenia dostaw lądowych i natychmiastowego otwarcia dodatkowych przejść granicznych”.
W piątek wieczorem Hamas wydał oświadczenie w którym, podobnie jak ONZ, przekonywał, że pomoc dostarczana drogą morską nie jest alternatywą dla dostaw lądowych. Hamas odrzucił też jakąkolwiek obecność obcych wojsk na terenie Strefy Gazy.
Również dziś Izraelska armia ogłosiła, że odzyskała z Gazy ciała trójki zakładników, porwanych do Strefy 7 października. Trójka ofiar to 22-letnia Szani Luk, 28-letnia Amit Buskila i 56-letni Icchak Gelerentner. Według armii cała trójka została zamordowana 7 października podczas festiwalu muzycznego Nova, a ich ciała zabrane do Strefy Gazy.
„To wstyd, żeby w 2024 roku trzeba było kogoś namawiać do tego, żeby uznał, że związki jednopłciowe można sformalizować” – mówi nam ministra równości Katarzyna Kotula podczas Marszu Równości w Krakowie
Anton Ambroziak, OKO.press: W przemówieniu mówiła pani o politykach, którzy chowają się za zielonym listkiem. Rozumiem, że to był oczywisty przytyk do PSL-u, czyli koalicjantów. Na co możemy liczyć w najbliższych tygodniach, w takim razie ze strony rządu? Jaki jest stan gry?
Katarzyna Kotula, ministra równości: Jeśli jest kampania do europarlamentu, a wszyscy startujemy i mówimy dużo o europejskich wartościach, to warto kolegom i koleżankom przypominać, że te europejskie wartości to są także prawa człowieka, a przede wszystkim prawa osób LGBT. Mamy czerwoną lampkę w postaci ostatniego raportu, który ciągle plasuje Polskę na ostatnim miejscu pod względem homofobii. Moją ambicją, moim celem jest, żeby za rok ta zmiana była widoczna.
Tak się stało w Niemczech, kiedy weszła w życie ustawa o umowie nienawiści, która chroni osoby LGBT. Tak się stało, kiedy wprowadzono w poszczególnych państwach regulacje dotyczące związków partnerskich i równości małżeńskiej. Nie ma się czego bać, jeśli konserwatywne państwa, takie jak na przykład Grecja, zdecydowały się na ten ruch, a konserwatywni politycy na zachodzie brali udział nawet w tworzeniu takiego prawa. To znaczy, że nie ma się czym już zasłaniać.
To wstyd, żeby w 2024 roku trzeba było kogoś namawiać do tego, żeby uznał, że związki jednopłciowe można sformalizować. Ja zrobię wszystko, żeby to się stało. Mamy plan A, B i C. Teraz idzie mowa nienawiści, za chwilę na Komitecie Stałym Rady Ministrów, potem na rządzie, potem na Sejmie. My nie będziemy czekać bez końca na polityków PSL-u.
A czemu rozmawiacie o tym w kampanii wyborczej, we fleszu kamer, a nie po cichu, nieoficjalnie?
Rozmawiamy o tym bardzo dużo w zaciszu gabinetu. Stąd moje cierpliwe podejście. Jestem otwarta na dialog, rozmowę. Rozmawiamy. Od miesięcy i od tygodni rozmawiamy.
Ale wie pani, że społeczność LGBT jest zniecierpliwiona. Bo przystąpiła do rozmów już z niższego poziomu niż chciała. Dziś mamy rozmowę nie o równości małżeńskiej, a o związkach partnerstwach.
Zdecydowanie. I nadal tego nie ma. I to jest absolutne minimum.
Dlatego ja walczę o to, żeby pozostało w tym projekcie przysposobienie dzieci w parach jednopłciowych. Stąd ta sytuacja patowa i dlatego ten projekt stanął na chwilę. Ja bardzo bym chciała, że jeśli już mówimy o związkach, a nie równości, to żeby to była godna ustawa. Taka, która gwarantuje nie tylko tym osobom, ale także ich dzieciom poczucie bezpieczeństwa, wsparcia i troski. To jest ustawa o obowiązkach i o prawach. I tam są też obowiązki, o których trzeba pamiętać.
A te obowiązki, które są skierowane w stosunku do dziecka, stają się także prawem dziecka do rodziny. Nie możemy o tych dzieciach zapominać.
Część osób też zastanawia się, dlaczego premier Donald Tusk, skoro mówił w kampanii wyborczej, że to dla niego ważne, nie tupnie nogą i nie powie słuchajcie, musimy to zrobić. Są wybory europejskie, liczymy na młodych ludzi, musimy to przygotować.
A ja liczę na to, że premier w odpowiednim momencie tupnie, a ja jestem gotowa i premier zobowiązał mnie do tego, żeby powstał projekt rządowy. On jest, jest jeszcze do przygotowania dużo dodatkowych przepisów, bo to będzie jeden z największych projektów rządowych, jaki wyjdzie z tego rządu przez te cztery lata.
To ma być instytucja, której nikt nigdy już nie zmiecie z planszy. Nawet jakby zmieniły się rządy, te wyroki europejskich trybunałów mówią jasno, musimy iść w kierunku minimum związków partnerskich. My to zrobimy, niezależnie od tego, co mówią i myślą ludzie spod znaku zielonego listka.
Na otwarcie 20. marszu przemawiali między innymi prezydent miasta Aleksander Miszalski i ministra równości Katarzyna Kotula. Pierwszy raz w historii udział wzięła delegacja urzędników miejskich
20. Marsz Równości w Krakowie otworzyła ministra Katarzyna Kotula i nowy prezydent Krakowa Aleksander Miszalski. Pierwszy raz w historii z oficjalna delegacja w marszu przejdą miejscy urzędnicy. Na miejscu jest kilkanaście tysięcy osoby.
„Mega się cieszę, że jest tu tyle osób – uśmiechniętych, kolorowych, tolerancyjnych, radosnych. Bo mamy co dzisiaj świętować!” – rozpoczął swoje krótkie przemówienie prezydent Miszalski, mając na myśli jubileuszową edycę Marszu w Krakowie.
„Bo Kraków to miasto otwarte, tolerancyjne” – przekonywał. I zobowiązał się, by słuchać głosów społeczności LGBT+ poczas swoich rządów.
Przypomniał o swojej obietnicy wyborczej, gdy przekonywał, że pójdzie w krakowskim Marszu Równości i o tym, że brał udział w imprezie, gdy był krakowskim radnym i gdy był posłem. I obiecał, że będzie brał w imprezie udział dalej, co roku.
Tuż po nim przemawiała ministra równości Katarzyna Kotula.
„Ja już wiem, że to będzie najpiękniejszy marsz!” – krzyczała do mikrofonu z entuzjazmem. I kontunuowała:
„Po raz pierwszy idę z wami jako ministra. Czas jest szczególny. Za trzy tygodnie odbędą się wybory do Europarlamentu. [...] Dlaczego to takie ważne? Myślę, że warto przypomnieć kolegom i koleżankom, którzy chowają się za zielonym listkiem” – mówiła, mając na myśli PSL – „że członkostwo w Unii Europejskiej to nie tylko przywileje, to nie tylko korzyści, ale także, a może przede wszystkim – obowiązki. Obowiązki, których Polska od lat nie spełnia. Jesteśmy w UE od 20 lat, to 20. marsz, a w Polsce nadal nie udało się choćby minimalnie zapewnić równych praw osobom LGBT” – przekonywała. I przypomniała, że ci, którzy chcą się nazywać Europejczykami i Europejkami, muszą walczyć o podstawowe prawa człowieka, równość małżeńską i walczyć z mową nienawiści wobec osób LGBT.
„Pamiętam pierwszy Marsz, kiedy przyszliśmy na miejsce, skąd miał wyruszyć to urząd miasta nagle wykopał tam dziurę i oznajmił, że rozpoczyna tam roboty drogowe więc Marsz się nie może tam odbyć. Taki mieliśmy klimat, że rzucano w nas butelkami, kamieniami, kiedy także ci, którzy stoją z nami dziś skandowali straszne hasła. Żyjemy w innym kraju” – mówił z kolei europoseł Lewicy Robert Biedroń.
Zdaniem organizatorów spod Muzeum Narodowego ruszyło w stronę krakowskiego rynku kilkanaście tysięcy osób.
fot. Anton Ambroziak
fot. Anton Ambroziak
fot. Anton Ambroziak
fot. Anton Ambroziak
fot. Anton Ambroziak
Większość z nas odpowiada w sondażu, że nie chce zakazu wyjazdu z Polski dla osób w wieku poborowym. Szczególnie protestowaliby młodzi
Pracownicy firmy IBRIS na zlecenie Radia Zet zadali respondentom pytanie „czy w razie ewentualnego konfliktu zbrojnego należy wprowadzić zakaz wyjazdu z Polski dla mężczyzn w wieku poborowym?”
Ponad 54 proc. pytanych odpowiedziało przecząco. Za takim zakazem jest 37 proc. badanych.
Wyniki różnią się znacznie pod względem genderowym. 55 proc. kobiet jest przeciwko takiemu zakazowi, aż 73 proc. mężczyzn go popiera. Może wydawać się to zaskakujące – bo ewentualny zakaz dotyczyłby właśnie mężczyzn. Nieco lepiej wyniki można zrozumieć, jeśli spojrzymy na rokład odpowiedzi według wieku.
W wynikach widać prostą zasadę: osoby do 40 są niechętne zakazowi, te powyżej 40 lat w zdecydowanej większości zakaz wyjazdu popierają. Nie mamy podziału na płeć i wiek, ale można się domyślić, że młode kobiety również mogą być niechętne takiemu zakazowi z powodów praktycznych – np. niemożności wyjazdu z własnym partnerem.
72 proc. osób w grupie wiekowej 18-29 lat jest przeciwna zakazowi. W grupie 30-39 lat to nawet więcej – 79 proc. W kolejnych grupach wiekowych proporcja się odwraca, a najbardziej jaskrawa jest wśród osób 60-69 lat – to aż 87 proc. osób popierających zakaz.
Wyniki są więc jasne: młodzi nie chcą, by ograniczono im możliwość ucieczki w razie wojny, osoby starsze natomiast wolałyby, by taki zakaz wprowadzić i zatrzymać młodych w kraju – w domyśle, by bronili Polski.
Interesujące są wyniki według preferencji partyjnych. Wprowadzenia zakazu wjazdu chce:
75 proc. wyborców Konfederacji jest przeciw, tak jak 55 proc. zwolenników Trzeciej Drogi.
Badanie zostało przeprowadzone w dniach 10 i 11 maja 2024 roku metodą CATI na ogólnopolskiej próbie 1071 osób
Stan premiera Słowacji jest ciężki, ale stabilny. Pierwszy raz od czwartku słyszymy o optymistycznych prognozach
Stan zdrowia postrzelonego Roberta Ficy jest stabilny, ale poważny – przekazał dziś po południu słowacki minister obrony Robert Kaliniak. Dodał też, że wciąż nie jest możliwe przeniesienie premiera Słowacji do innej placówki.
Premier Słowacji Robert Fico został poważnie postrzelony w czwartek 16. Zamachowiec, 71-letni Juraj C. dosięgnął premiera pięcioma kulami. Od tego czasu Fico był operowany kilkukrotnie w szpitalu w Bańskiej Bystrzycy, w okolicach miejsca zamachu.
Zdaniem ministry zdrowia Zuzanny Dolnikowej po piątkowej operacji można być optymistycznym co do prognoz co do stanu zdrowia Ficy. W piątek przeszedł operację usunięcia martwych tkanek. Według słowackich mediów premier Fico jest dziś przytomny.