Witaj w sekcji depeszowej OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Jarosław W., były strażnik więzienny, który śmiertelnie zranił nożem lekarza Tomasza Soleckiego ze Szpitala Uniwersyteckiego, nie stanie przed sądem. Krakowska prokuratura chce umorzyć postępowanie, a mężczyznę skierować do zakładu psychiatrycznego.
Prokuratura Okręgowa w Krakowie kończy sprawę zabójstwa lekarza-ortopedy Tomasza Soleckiego.
Jak przekazała w komunikacie, w najbliższym czasie prokuratur skieruje do sądu wniosek o umorzenie postępowania. Powód: niepoczytalność mężczyzny, kiedy atakował nożem doktora.
Prokuratura otrzymała opinię biegłych psychiatrów, z której wynika, że Jarosław W. „miał zniesioną zdolność rozpoznania znaczenia czynu i pokierowania swoim postępowaniem”. Prokuratura chce, by nożownik trafił do zakładu psychiatrycznego.
„Istnieje wysokie prawdopodobieństwo dokonania przez niego w przyszłości podobnego czynu, który związany jest z jego chorobą psychiczną” – wyjaśnia Oliwia Bożek-Michalec, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Tomasz Solecki miał 47 lat. Był cenionym lekarzem ortopedą, specjalizował się m.in. w chirurgii rekonstrukcyjnej ręki. Leczył m.in. Jarosława W., byłego funkcjonariusza służby więziennej we Wronkach i Katowicach. To on 29 kwietnia 2025 roku wtargnął do gabinetu dra Soleckiego w krakowskim Szpitalu Uniwersyteckim i zadał lekarzowi kilkadziesiąt ciosów nożem; w brzuch, ręce, serce.
Lekarz tego samego dnia zmarł. Nie przeżył operacji.
Jarosław W. już wcześniej miał nękać ortopedę. Był niezadowolony z leczenia; twierdził, że doszło do nieprawidłowości podczas operacji. Zarzuty te zbadała Izba Lekarska w Krakowie, ale nie potwierdziła uchybień. Pacjent jednak nie odpuścił. Jak mówiła dziennikarzom Oliwia Bożek-Michalec, mężczyzna domagał się od Soleckiego pieniędzy, które miały rekompensować rzekomy błąd. Lekarz o sprawie informował dyrekcję szpitala, chciał, by ta poinformowała policję. Przełożeni Jarosława W. otrzymywali sygnały o niepokojących zachowaniach pracownika — ale nie objęli go opieką psychologiczną.
Przeczytaj także:
Węgierski parlament, zdominowany przez koalicję premiera Viktora Orbána, zatwierdził wczoraj ustawę utrudniającą odwołanie prezydenta kraju ze stanowiska.
Choć prezydent na Węgrzech – podobnie jak w Polsce – pełni głównie funkcje ceremonialne, ma też istotne narzędzia polityczne. Może wetować ustawy lub kierować je do Trybunału Konstytucyjnego, co pozwala mu blokować działania rządu.
Do tej pory parlament Węgier mógł uznać, że prezydent nie jest zdolny do pełnienia obowiązków, zwykłą większością głosów.
Nowe przepisy zmieniają tę procedurę. Każda taka decyzja będzie teraz musiała zostać zweryfikowana przez Trybunał Konstytucyjny, który dodatkowo zyska prawo odrzucenia takiej decyzji.
Obecnie prezydentem Węgier jest Tamás Sulyok, były szef Trybunału Konstytucyjnego i bliski współpracownik Orbána. Jego pięcioletnia kadencja kończy się w 2030 roku.
Ustawę przyjęto głosami 134 posłów, przy 49 przeciw i 2 wstrzymujących się. Wszelkie przyszłe zmiany w tych przepisach będą wymagały większości dwóch trzecich.
Trybunał Konstytucyjny kierowany jest obecnie przez byłego prokuratora generalnego Pétera Polta, bliskiego sojusznika Orbána, którego parlament zatwierdził na 12 letnią kadencję na początku roku.
„Prezydent Republiki zwrócił uwagę na lukę w swoich kompetencjach, która mogłaby prowadzić do nadużyć, dlatego przyjęliśmy jego sugestię” powiedział w środę szef kancelarii premiera Gergely Gulyás.
Wybory parlamentarne odbędą się za cztery miesiące. Sondaże dają wyraźne prowadzenie opozycyjnemu liderowi, Péterowi Magyarowi i jego partii TISZA.
TISZA oceniła jednak w rozmowie z niezależnym portalem Telex, że ustawa jest „kolejnym dowodem” na to, iż
rząd Orbána obawia się, że wyborcy nie przedłużą mu mandatu w kwietniowych wyborach.
Viktor Orbán niedługo skończy czwartą kadencję i pozostaje najdłużej nieprzerwanie urzędującym liderem w Unii Europejskiej. Ta ciągłość daje mu nie tylko polityczną siłę, ale też kapitał wiedzy i doświadczenia, który w unijnych realiach bywa atutem.
„Orbán od lat buduje system, który ma go chronić przed utratą władzy: zmienione procedury wyborcze, sprzyjające prawo, kontrola nad mediami, agresywny marketing polityczny, sieć instytucjonalnych zabezpieczeń” – wskazywał w rozmowie z OKO.press Wojciech Przybylski, redaktor naczelny międzynarodowego magazynu „Visegrad Insight” i prezes fundacji Res Publica.
„On naprawdę nie zakłada scenariusza, w którym dobrowolnie zejdzie ze sceny” – dodał.
Ale jeżeli wybory przyniosą jasną większość po stronie opozycji, premier nie będzie miał narzędzi, by temu zapobiec. Ostatecznie pozostanie rezygnacja. Co to będzie znaczyć dla niego osobiście, to inna sprawa, ale sam mechanizm przekazania władzy formalnie istnieje.
„To znaczy, że Węgrzy nadal mają w rękach instrument, który pozwala na pokojową zmianę rządu. Tylko muszą z niego naprawdę skorzystać” – ocenił Przybylski.
Przeczytaj także:
Meksykańscy ustawodawcy zatwierdzili pakiet nowych taryf obejmujących setki produktów, z których wiele pochodzi z Chin.
Pakiet, który prezydent Meksyku Claudia Sheinbaum uzasadnia potrzebą wzmocnienia krajowej produkcji, został przyjęty w środę przez meksykański Senat.
Nowe cła mają wejść w życie 1 stycznia 2026 roku i obejmą m.in. metale, samochody, odzież oraz sprzęt AGD. Prócz Chin dotkną dziesiątek państw, które nie mają z Meksykiem umów o wolnym handlu np. Tajlandię, Indie oraz Indonezję.
Zgodnie z informacjami BBC, środki te przewidują wprowadzenie ceł sięgających nawet 50 proc. na ponad 1,4 tys. produktów.
Rzecznik chińskiego ministerstwa handlu oświadczył w czwartek, że nowe opłaty „poważnie zaszkodzą interesom partnerów handlowych”. Dodał, że Pekin prowadzi dochodzenie w sprawie polityki handlowej Meksyku i wezwał władze w Meksyku do „skorygowania” swojej decyzji.
W tym tygodniu Chiny zasygnalizowały także chęć zwiększenia zaangażowania w krajach Ameryki Łacińskiej i Karaibów, zapowiadając pogłębianie relacji z regionem poprzez handel i innowacje.
W ostatnich latach chińskie firmy wyraźnie zwiększyły swoją obecność w Meksyku, a producenci samochodów tacy jak BYD czy MG otworzyli tam swoje oddziały.
Producenci uzależnieni od chińskich części ostrzegają przed rosnącymi kosztami, a część ustawodawców wyraża obawy o pogorszenie relacji z regionem, który wielu uważa za kluczowy dla dywersyfikacji meksykańskiego handlu.
Waszyngton ostrzega jednak, że Pekin może wykorzystywać Meksyk jako sposób na omijanie amerykańskich ceł.
Towary z Meksyku, podobnie jak z Kanady, już na początku kadencji Trumpa zostały obłożone 25 proc. cłami, choć prezydent USA kilkakrotnie odkładał wejście ich w życie i łagodził je.
Latem prezydent Donald Trump przedłużył umowę, by Meksyk płacił 25-proc. cła na fentanyl, 25-proc. cła na samochody oraz 50-proc. cła na stal, aluminium i miedź.
Rozporządzenie wykonawcze Trupa stwierdzało, że wcześniejsza stawka nie wystarczała do utrzymania produkcji amerykańskiej.
Rząd meksykańskiej prezydent Claudii Sheinbaum prowadzi rozmowy z administracją Trumpa, próbując złagodzić taryfy.
Trump zapowiedział również możliwość nałożenia dodatkowych ceł na Meksyk z różnych powodów, w tym 25 proc. w ramach presji na kraje, by podejmowały większe działania przeciwko przemytowi fentanylu do USA.
W poniedziałek 8 grudnia prezydent USA zagroził kolejnym, pięcioprocentowym cłem na Meksyk, oskarżając kraj o naruszenie umowy gwarantującej amerykańskim rolnikom dostęp do wody.
Trump odwołał się do ponad 80-letniego traktatu przyznającego Stanom Zjednoczonym wodę z dopływów Rio Grande. USA od dekad zarzuca Meksykowi, że kraj nie wypełnia warunków porozumienia.
Stany Zjednoczone pozostają największym partnerem handlowym Meksyku.
Nie widać recesji na horyzoncie gospodarczym Rosji. Rosjan czekają jednak kolejne podwyżki opłat i podatków, a rosyjskie firmy likwidacje ulg.
Podwyżki podatków, dalszy spadek wydatków na zdrowie, edukację i wsparcie regionów, wzrost wydatków na aparat bezpieczeństwa – prezydent Rosji Władimir Putin podpisał ustawę budżetową na 2026 rok.
Rządowe prognozy nie przewidują recesji w nadchodzących latach. Rosyjska gospodarka znalazła się jednak w stagnacji i najprawdopodobniej będzie trwać w tym stanie – pisze Ośrodek Studiów Wschodnich w analizie.
Rząd Federacji Rosyjskiej zakłada, że 2025 roku rosyjska gospodarka zamknie na poziomie 1 proc. wzrostu gospodarczego. W 2026 roku ma odnotować wzrost 1,3 proc., w 2027 – 2,8 proc., a w 2028 roku – 2,5 proc..
Jak wskazuje OSW, prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) są mniej optymistyczne niż rosyjskie. Przewidziano w nich niższy wzrost gospodarczy, tj. zwiększenie PKB w 2026 r. o odpowiednio 1,1 proc., a rok później o 0,7 proc.
To wciąż jednak nie recesja, której jesienią obawiał się German Gref, szef Sberbanku, największego banku w Rosji.
Inflacja ma wynieść: w 2024 roku – 9,5 proc., w 2025 – 6,8 proc., w 2026 – 4,0 proc., w 2027 – 4,0 proc.
„Największym problemem są ceny ropy na światowych rynkach. Prognozy w tym zakresie nie są dla Rosji optymistyczne” – piszą analitycy OSW.
Większość instytucji międzynarodowych przewiduje, że cena ropy spadnie znacznie poniżej 60 dolarów za baryłkę, a rosyjski rząd prognozy dochodów budżetowych opiera na założeniu średniej ceny ropy marki Brent w dolarach na poziomie 70 dolarów.
„Kreml będzie się starał minimalizować negatywne konsekwencje niskich cen ropy poprzez osłabienie kursu rubla” – prognozują analitycy OSW.
Kreml planuje też 10 proc. wzrost dochodów do budżetu. Środki będą pochodzić głównie z podwyżek podatków. Stawka VAT na towary i usługi ma zostać podniesiona o 2 p.p. (do 22 proc.). Zniesiona ma też zostać większość ulg dla małych i średnich przedsiębiorstw. Wzrosną także inne opłaty oraz zostaną wprowadzone nowe, m.in. od importowanej elektroniki.
Analitycy OSW podkreślają też, że po raz pierwszy od agresji na Ukrainę w 2022 r. spadną nakłady na obronę narodową. Zgodnie z założeniami mają się one zmniejszyć o 4 proc. rok do roku, co oznacza większy spadek w ujęciu realnym, bo inflacja w 2025 roku wyniosła 6,8 proc. Wzrosną natomiast wydatki na bezpieczeństwo wewnętrzne, które obejmują zarówno wydatki na działania wojenne, jak i system represji i kontroli nad społeczeństwem.
Łącznie wydatki militarne i na bezpieczeństwo wewnętrzne pochłoną 38 proc. całości nominalnych wydatków budżetowych.
Ta wartość może nie odzwierciedlać jednak realnych wydatków militarnych, ponieważ 25 proc. wydatków budżetowych pozostaje utajniona. Głównie (ponad 80 proc.) są to środki przeznaczone na potrzeby armii – pisze OSW.
„Wzrost nakładów na armię i aparat represji odbywa się kosztem społeczeństwa. Łączne wydatki na politykę społeczną, edukację i służbę zdrowia pochłoną jedynie niespełna 24,4 proc. całości budżetu, aż o jedną trzecią mniej niż przed inwazją. Co istotne, władze nie ukrywają przed społeczeństwem, co jest ich priorytetem. Informując o konieczności podniesienia stawki VAT w 2026 r., minister finansów FR Anton Siłuanow przyznał, że pozyskane w ten sposób środki trafią do sektora militarnego” – piszą analitycy OSW.
Mimo kolejnego zwiększenia obciążeń podatkowych budżet na przyszły rok zakłada deficyt – zabraknie środków na prawie 9 proc. przewidzianych wydatków. Ma on zostać pokryty poprzez wzrost zadłużenia i dalszą emisję obligacji. Mimo że zadłużenie publiczne Rosji jest stosunkowo niewielkie, to na jego finansowanie rząd będzie musiał przeznaczyć prawie 1,7 proc. PKB.
Wojna pozostaje najważniejszym priorytetem Kremla i na jej finansowanie może on wygospodarować dodatkowe środki, choćby kosztem innych sfer – piszą analitycy OSW. Sytuacja gospodarcza Rosji ma ogromne znaczenie dla losów wojny. Im trudniejsza, tym większa szansa na to, że wojenny zapał Putina się wyczerpie.
Od samego początku pełnoskalowej inwazji Putina na Ukrainę ekonomiści twierdzili, że wojna skończy się dla Rosji ekonomiczną katastrofą. Z drugiej strony, przez ostatnie trzy i pół roku Moskwa mogła pochwalić się dobrymi wynikami gospodarczymi. Jeszcze rok temu rosyjski PKB urósł o 4,3 proc.
Większość ekonomistów spodziewała się w 2025 roku spowolnienia, ale wciąż jednak wzrostu, z typową prognozą na poziomie około półtora punktu procent. Kreml stawiał na przedział 2 do 2,5 proc. Podpisana przez Putina ustawa budżetowa pokazuje więc, że były to założenia znacznie przesadzone.
Widać jednak, że możliwości wzrostu napędzanego wojną, wyczerpują się. O tym we wrześniu 2025 mówiła m.in. Elwira Nabiullina, szefowa Rosyjskiego Banku Centralnego, która stwierdziła, że Rosja „osiągnęła kres swych możliwości”.
Unia Europejska nałożyła na Rosję już 19 pakietów sankcji. W mocy pozostają sankcje amerykańskie nałożone przez administrację prezydenta Joe Bidena, ale niezniesione przez administrację Trumpa.
Jak wynika z europejskich analiz, sankcje są bolesne dla rosyjskiej gospodarki. Brytyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Współpracy Rozwojowej (FCDO) szacuje, że sankcje nałożone na Rosję pozbawiły państwo rosyjskie co najmniej 450 miliardów dolarów funduszy na prowadzenie wojny w okresie od lutego 2022 r. do czerwca 2025 r.
Analiza Chatman House z lipca 2025 r. pokazuje, że sankcje systematycznie osłabiają możliwości modernizacji rosyjskiej armii i wydajność przemysłu obronnego Rosji. Rosyjska gospodarka przeszła w stan adaptacji do izolacji międzynarodowej, której w dużym stopniu doświadcza, pomimo zintensyfikowanej wymiany handlowej i rozwoju stosunków gospodarczych ze wschodem.
Analiza ekspertów z think tanku Bruegel z lipca 2025 pokazuje, że rosyjska gospodarka ponosi skumulowane koszty strukturalne — spowolnienie wzrostu, problemy z inwestycjami i technologią oraz trudności budżetowe. Bruegel podkreśla, że „model gospodarczy Rosji pod wpływem sankcji i wojny ”traci efektywność".
Przeczytaj także:
Pierwszej wizycie prezydenta Karola Nawrockiego w Waszyngtonie towarzyszyła konferencja biznesowa, której organizację sfinansowała giełda kryptowalut Zondacrytpo. Ta sama firma sponsorowała prawicową konferencję CPAC, podczas której kandydat na prezydenta zapewniał, że nie zgodzi się na regulację rynku kryptowalut.
„Gazeta Wyborcza” dotarła do poufnej notatki polskiego rządu, która informuje o „agresywnej działalności lobbyingowej” firmy Zondacrypto, operatora giełdy kryptowalut. Zondacrypto sponsorowała m.in. organizację prawicowej konferencji CPAC w Rzeszowie, podczas której ówczesny kandydat na prezydenta Karol Nawrocki obiecywał, że jeśli zostanie prezydentem, nie podpisze rządowej ustawy kontrolującej rynek kryptowalut, bo jest „przeciwko nadregulacjom" – pisze Gazeta Wyborcza.
Gazeta podaje, że Zondacrytpo była też organizatorem Polsko-Amerykańskiego Szczytu Strategicznego, który odbył się równolegle z pierwszą wizytą prezydenta Nawrockiego w Waszyngtonie. Szczyt był organizowany przez telewizję Republika, zdalny udział wziął w niej m.in. były prezydent Andrzej Duda (na zdjęciu powyżej zrzut ekranu z relacji z konferencji w serwisie YouTube). Jak ustaliła Wyborcza, część dziennikarzy TV Republika, którzy do Stanów polecieli prezydenckim samolotem, pracowali przy obsłudze wizyty prezydenta, a część przy obsłudze konferencji.
Według poufnej oceny polskiego rządu, do której dotarła „Gazeta”, „opłacenie szczytu TV Republika [przez Zondacrypto]” było „de facto częścią kampanii lobbingowej wycelowanej w członków administracji Donalda Trumpa”. Notatka podkreśla, że w 2025 r. Zondacrypto złożyła wnioski o licencje federalne i stanowe na handel kryptowalutami w USA.
„Zondacrypto działa bardzo agresywnie jako lobbysta w sprawie regulacji krypto. P. Kral [właściciel firmy – red.] otwarcie krytykuje działania rządu RP w sprawie krypto” – cytuje „Wyborcza” fragment notatki.
Notatka przypomina też, że w listopadzie 2021 roku „spółka [Zondacrypto] przejęła polską giełdę krytpowalut BitBay (...) Kilka miesięcy później w niewyjaśnionych okolicznościach zaginął założyciel i były prezes BitBay (do czasu przejęcia) Sylwester Suszek. S. Suszek miał liczne powiązania ze światem przestępczym. Giełda BitBay była popularnym medium prania i transferowania środków finansowych pochodzących z nielegalnej działalności lub w celu uniknięcia opodatkowania” – cytuje „Wyborcza” fragment notatki.
O tym, że firma Zondacrypto ma powiązania ze środowiskiem polskiej prawicy OKO.press pisało już przy okazji konferencji CPAC w Rzeszowie. To podczas tej konferencji ówczesny kandydat na prezydenta Karol Nawrocki obiecywał, że jeśli zostanie prezydentem, nie podpisze rządowej ustawy kontrolującej rynek kryptowalut, bo jest „przeciwko nadregulacjom".
Nawrocki słowa dotrzymał. 1 grudnia 2025 zawetował ustawę o rynku kryptowalut. Według oceny prezydenta „zawetowane przepisy realnie zagrażają wolnościom Polaków, ich majątkowi i stabilności państwa”.
Ustawa o rynku kryptowalut miała w założeniu dostosować nasze prawo do unijnego rozporządzenia MiCA (The Markets in Crypto-Assets Regulation). Wdrożenie postanowień dyrektywy jest obowiązkiem każdego państwa członkowskiego. Rząd będzie musiał więc przygotować kolejną ustawę, bo taki ma obowiązek. Prezydent – jeśli chce stosować się do zasad członkostwa Polski w Unii Europejskiej – powinien taką ustawę podpisać.
Na weto prezydenta we wtorek 2 grudnia zareagował premier Donald Tusk. „Powiedzieć, że weto prezydenta w sprawie kryptowalut jest dwuznaczne, to nic nie powiedzieć. W tle wielkie pieniądze, afery i śledztwa, tajemnicze zaginięcie „króla kryptowalut”, wspieranie kampanii radykalnej prawicy z udziałem prezydentów Dudy i Nawrockiego. Źle to wygląda”.
W piątek 5 grudnia przed głosowaniem w sprawie odrzucenia prezydenckiego weta, w trakcie utajnionej części posiedzenia Sejmu premier Donald Tusk przedstawiał posłom informacje o powiązaniach niektórych firm kryptowalutowych z podmiotami rosyjskimi i strukturami zorganizowanej przestępczości. Według niektórych relacji informacje premiera miały dotyczyć także firm intensywnie reklamujących się w prawicowych mediach. Posłów PiS i Konfederacji przedstawione przez premiera dane nie przekonały – prezydenckiego weta nie udało się odrzucić.
Przeczytaj także: