Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Po wielogodzinnej, nocnej akcji z torfowiska udało się wyciągnąć zatopiony w nim amerykański transporter.
Aktualizacja z godziny 12:00: Litewski dziennik Lietuvos Rytas podaje, że akcja poszukiwawcza została zakończona, znaleziono cztery ciała amerykańskich wojskowych, które znajdowały się w transporterze. Przeczy to informacjom wcześniej podanym przez litewskie władze.
Służby zakończyły akcję holowania amerykańskiego wozu opancerzonego M88 Hercules, który we wtorek w zeszłym tygodniu zatonął na bagnistym terenie poligonu w Podbrodziu na Litwie. To oficjalna informacja litewskiej ministry obrony Narodowej Dovilė Šakalienė. Polityczka potwierdziła, że pojazd został wyłowiony, ale bez wojskowych, którzy znajdowali się w nim w momencie utonięcia. Zapowiedziała też, że w przypadku odnalezienia na razie uznanych za zaginionych żołnierzy informację tę przekaże w pierwszej kolejności administracja amerykańska.
Po sześciu dniach akcji w niedzielę udało się znaleźć dwa miejsca na karoserii transportera, do których dało się przymocować liny holownicze. Wyciąganie pojazdu z bagna trwało do 4:30. Było to wyjątkowo trudne zadanie — mówiła Šakalienė w litewskim radiu LRT.
„Do zakotwiczenia użyto dwóch maszyn M88 i dwóch dodatkowych buldożerów, ponieważ to nie wystarczyło. Na miejscu zdarzenia pracują śledczy z USA i litewska żandarmeria wojskowa. Nie możemy udzielić żadnych dodatkowych informacji na temat obecnej sytuacji” – mówiła ministra.
Utonięcie transportera M88 jest jednym z głównych tematów, którymi zajmują się media na Litwie. Komentatorzy i politycy próbują dotrzeć do przyczyn zdarzenia. Swoje dochodzenie rozpoczęła prokuratura. Jedna z tez mówi o luce w mapach wojskowych, które nie pokazywały zabagnionego miejsca na terenie poligonu.
"Torfowisko to w ogóle nie było zaznaczone na mapach dostępnych dla instytucji państwowych. Ochrona terenów podmokłych budzi wiele wątpliwości, wiele terenów podmokłych jest wykorzystywanych rolniczo, więc podejmowane są wysiłki, aby sztucznie zmniejszyć powierzchnię terenów podmokłych” – zarzucał władzom państwowym Nerijus Zableckis z Fundacji Przywracania i Ochrony Terenów Podmokłych. Ministerstwo obrony zdementowało te informacje i zapewniła, że mapy są kompletne.
W porannym wywiadzie z amerykańską stacją NBC prezydent USA wyraził irytację na podejście rosyjskiego przywódcy do negocjacji z Ukrainą
Dziś rano prezydent USA Donald Trump udzielił wywiadu telefonicznego telewizji NBC News. W rozmowie Trump powiedział, że był wściekły, gdy usłyszał ostatnie komentarze Władimira Putina na temat ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. W piątek 28 marca Putin zasugerował, że na czas rozmów pokojowych, Ukraina powinna powołać rząd tymczasowy, najpewniej bez prezydenta Zełenskiego. Zdaniem Trumpa takie słowa sprawiają, że rozmowy pokojowe nie idą w dobrym kierunku.
„Jeśli nie jestem w stanie osiągnąć porozumienia z Rosją o zaprzestaniu przelewu krwi w Ukrainie, i jeśli uważa, że to wina Rosji — choć wcale tak być nie musi – ale jeśli tak uważam, zamierzam wówczas nałożyć cła wtórne na ropę, na całą ropę z Rosji” – powiedział amerykański prezydent.
I dodał:
„Oznaczałoby to, że jeśli kupujesz z Rosji ropę, nie możesz prowadzić interesów w Stanach Zjednoczonych. Byłby to 25-procentowe cło na całą ropę, 25 do 50-procentowe cło na całą ropę”.
Wytłumaczenia Trumpa z dzisiejszego wywiadu o tym, jak miałby działać dany instrument, nie są jasne. Trump mówił już o „wtórnych cłach” w kontekście ropy z Wenezueli. Zdaniem Bloomberga, byłoby to zupełnie nowe rozwiązanie w światowym handlu. Najpewniej ma to być połączenie wtórnych sankcji — nakładanych na kraje współpracujące z krajem objętym sankcjami — i ceł.
Dotychczas Trump częściej krytykował Ukrainę i prezydenta Zełenskiego. Słowa z wywiadu sugerują, że Trump tym razem próbuje nałożyć presję na Rosję, by ta na poważnie podjęła rozmowy z Ukrainą. W piątek 28 marca Witold Głowacki pisał, że „Szanse na to, że rozmowy prowadzone przez Donalda Trumpa z Władimirem Putinem przyczynią się realnie do zakończenia wojny w Ukrainie, stają się coraz bardziej iluzoryczne”.
Choć rozmowy między Ukrainą i USA oraz między Rosją a USA trwają od początku kadencji Trumpa, to, jak pisze Głowacki, Trumpowi nie udało się dotychczas osiągnąć nic wymiernego. Rosja zwodzi Trumpa, ale nie zamierza kończyć wojny bez pełnego opanowania czterech ukraińskich obwodów — ługańskiego, donieckiego, chersońskiego i zaporoskiego. A by to osiągnąć, musi kontynuować wojnę.
Jeśli Trump to rozumie, to wie jednocześnie, że jego upragniony tytuł wielkiego negocjatora wymyka mu się z rąk. Stąd irytacja słowami Putina. Rosja jednak najpewniej nie przestraszy się dodatkowych sankcji. Zachodni reżim sankcyjny uderzył w Rosję, ale tamtejsza gospodarka znalazła sobie też alternatywy w globalnym handlu, jak bliska współpraca z Chinami.
Drugi rok z rzędu mieszkańcy Strefy Gazy przeżywają koniec ramadanu przy dźwięku izraelskich pocisków. Szanse na powrót do zawieszenia broni w najbliższym czasie są niewielkie
W ten weekend (29-30.03) muzułmanie na całym świecie obchodzą jedno z najważniejszych świąt islamu — id al-fitr. To celebracja zakończenia miesiąca postu, ramadanu. To radosne święto, które w Strefie Gazy drugi rok z rzędu jest obchodzone w dramatycznie trudnych okolicznościach.
W środę 26 marca ONZ przekazywało, że do enklawy nie trafiła żadna pomoc humanitarna od trzech tygodni. Według przedstawicieli organizacji Izrael odmawia ciężarówkom z pomocą dostępu.
Wczoraj, w pierwszym dniu święta Izrael uderzył między innymi w al-Mauasi, gdzie znajduje się wiele namiotów uchodźców. W ataku zginęły 22 osoby, w tym trójka dziewczynek.
Al Dżazira donosi, że dziś w ataku na Tuffah, dzielnicę Gazy, zginęło przynajmniej siedem osób, w tym trójka dzieci.
W tym tygodniu premier Izraela Benjamin Netanjahu w przemówieniu po uchwaleniu budżetu podkreślał, że osiągnięcie „ostatecznego zwycięstwa” w Strefie Gazy" jest już o krok od realizacji. Dwa główne cele, jakie Izrael chce osiągnąć w Gazie to według Netanjahu odzyskanie izraelskich zakładników przetrzymywanych przez Hamas i całkowita eliminacja Hamasu. Dotychczas zdecydowana większość uwolnionych zakładników wróciła do domu dzięki negocjacjom, a nie dzięki działaniom wojennym. Jeśli chodzi o realizację drugiego punktu, pomimo 1,5 roku działań wojennych na terenie niewielkiej enklawy, Hamas wciąż stawia mocny opór izraelskiej armii.
Wynegocjowanego w połowie stycznia zawieszenia broni nie udało się przekuć w trwały pokój. 18 marca, w trakcie ramadanu, izraelski minister obrony Izrael Kac ogłosił „powrót wojny do Gazy”. Powrót ten miał oblicze niezapowiedzianych ataków rakietowych w nocy. Zginęło w nich 436 osób, w tym 183 dzieci, 94 kobiety i 34 osoby powyżej 65. roku życia. Był to jeden z najkrwawszych dni w Strefie Gazy od 7 października 2023 roku.
Negocjacje w sprawie powrotu do zawieszenia broni wciąż trwają. Lider Hamasu Chalil al-Hajja przekazał 29 marca, że jego organizacja przyjęła dwa dni wcześniej egipską propozycję. Jednocześnie dodał jednak, że wyklucza rozbrojenie Hamasu, jeśli Izrael będzie kontynuował okupację Strefy Gazy. W ten sposób pozycje negocjacyjne Izraela i Hamasu są niemal nie do pogodzenia. Izrael uważa swoją obecność w strategicznych miejscach strefy (takich jak „korytarz Filadelfia”) za niezbędną.
Trump grozi Iranowi: jeśli nie dojdziemy do porozumienia, Iranowi przydarzą się „złe rzeczy”. To Trump zerwał poprzednie porozumienie podczas swojej pierwszej kadencji
W czwartek prezydent USA Donald Trump wysłał do przywódców Iranu list na temat ewentualnego podjęcia negocjacji w sprawie irańskiego programu nuklearnego. Według oficjalnej irańskiej agencji prasowej prezydent Iranu Masud Pezeszkian odpowiedział na list, kategorycznie odrzucając bezpośrednie negocjacje z USA. Jednocześnie irański prezydent nie wykluczył rozmów innymi kanałami.
Iran przekazał odpowiedź Amerykanom za pośrednictwem Omanu.
Pezeszkian przypomniał, że to Trump wycofał się z wcześniejszego porozumienia atomowego w trakcie swojej poprzedniej kadencji na stanowisku prezydenta USA. Jego zdaniem Iran nigdy wcześniej nie uchylał się od negocjacji, a za dotychczasowy brak postępów obwinił Amerykanów. Irański prezydent twierdzi, że rozmowy ostatecznie można wznowić, ale konieczne jest odbudowanie zaufania pomiędzy dyplomatami obu krajów, które zostało zniszczone właśnie podczas pierwszej kadencji Donalda Trumpa.
W piątek amerykański prezydent mówił, że jeżeli nie uda się osiągnąć porozumienia z Iranem, Iranowi przytrafią się „złe rzeczy”.
„Iran jest bardzo wysoko na mojej liście do obserwowania. Będziemy musieli to przedyskutować, albo Iranowi przytrafią się bardzo złe rzeczy, a ja nie chcę, żeby tak się stało”.
W połowie marca Trump ostrzegał z kolei Iran przed wspieraniem jemeńskich rebeliantów Huti. „Każdy strzał oddany przez Hutich będzie odtąd postrzegany jako strzał oddany z broni i pod przywództwem Iranu” – mówił Trump. Iran stoi na stanowisku, że Huti podejmują decyzje strategiczne w pełni niezależnie od Iranu.
Historia napiętych stosunków dyplomatycznych między Iranem a USA ma już 46 lat i sięga samego począku rewolucji islamskiej. Wcześniej kraj ten był kluczowym sojusznikiem USA w regionie. Po obaleniu ostatniego monarchy Iranu Mohameda Rezy Pahlawiego władzę przejęli szyiccy duchowni, zamienili kraj w islamską teokrację. Jednym z głównych spoiw ideologicznych tamtejszego reżimu jest antyamerykanizm.
Spór o ewentualne budowanie przez Iran broni jądrowej też trwa już dekady. Irańczycy nigdy publicznie nie przyznali, że dążą do posiadania broni jądrowej. Posiadają jednak aktywny program nuklearny, który ich zdaniem służy tylko i wyłącznie do celów cywilnych. Między innymi z powodu programu nuklearnego 43. prezydent USA George W. Bush zaliczył Iran do „osi zła” razem z Koreą Północną i Irakiem Saddama Husajna. Administracja następcy Busha, Baracka Obamy podjęła rozmowy z Iranem, co zaowocowało osiągniętym w 2015 roku porozumieniem. Według ówczesnych ustaleń USA zdjęły część bolesnych sankcji gospodarczych na Iran w zamian za dokładniejszą kontrolę irańskiego programu atomowego.
Ówczesne porozumienie, znane pod nazwą Joint Comprehensive Plan of Action (JCPOA, wspólny kompleksowy plan działania), było podpisane nie tylko przez Iran i USA. Jego stroną i gwarantem były również Rosja, Wielka Brytania, Niemcy, Chiny i Francja. Jednostronnie wypowiadając porozumienie, Trump znacznie utrudnił implementację porozumienia, a w konsekwencji — międzynarodową kontrolę irańskiego programu nuklearnego.
Ogłaszając swoją decyzję, Trump w maju 2018 roku powiedział, że była to „okropna, jednostronna umowa”, która nie miała szans na doprowadzenie do pokoju. Pozostałe strony starały się utrzymać porozumienie, ale bez USA było to niemal niemożliwe. W 2019 roku Iran wznowił wzbogacanie uranu na poziomie 5 proc., ogłaszając jednocześnie, że ma możliwość osiągnięcia 20 proc.
Administracja Joe Bidena próbowała wrócić do negocjacji nuklearnych, ale bez większych sukcesów.
Liczba ofiar z pewnością jeszcze wzrośnie. Było to najsilniejsze trzęsienie ziemi w Mjanmie od 1912 roku. Kraj od 2021 roku zmaga się z permanentnym kryzysem i wojną domową
Trzeci dzień trwa poszukiwanie zaginionych osób po wyjątkowo silnym trzęsieniu ziemi, które w piątek 28 marca nawiedziło Azję południowo-wschodnią. Media społecznościowe obiegły filmy, na których widać, jak trzęsą się hotele w stolicy Tajlandii Bangkoku. Woda wylewała się z basenów umieszczonych na szczycie drapaczy chmur, a turyści uciekali do wnętrza budynków w popłochu.
Pomimo popularności tych zdjęć, epicentrum trzęsienia o magnitudzie 7,7 znajdowało się w oddalonym o ponad 1000 km Mandalaj w Mjanmie. To właśnie ten kraj ucierpiał najsilniej, to tam zniszczenia są najdotkliwsze, a liczba ofiar największa. Wiemy już o przynajmniej 1600 ofiarach zdarzenia w Mjanmie. Oficjalna liczba rannych to na tę chwilę 3400. 139 osób uznaje się za zaginione. W Bangkoku życie straciło 17 osób.
Pracownicy ONZ ostrzegają, że wysiłki ratowników są utrudniane przez zawalone budynki, zniszczoną infrastrukturę i zablokowane drogi.
„Poważne braki środków medycznych utrudniają pomoc, brakuje apteczek modułówych, worków na krew, środków znieczulających, urządzeń wspomagających, podstawowych leków i namiotów dla pracowników medycznych” – przekazało w oświadczeniu Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej.
Przedstawiciel ONZ Marcoluigi Corsi powiedział, że Mjanma i tak zmagała się już z poważnym kryzysem humanitarnym spowodowanym przez koflikt wewnętrzny i powtarzające się katastrofy naturalne.
„W tym krytycznym momencie, ludność Mjanmy pilnie potrzebuje silnej pomocy społeczności międzynarodowej” – powiedział Corsi.
Trzęsienie ziemi uderzyło w Mjanmę około 12:50 czasu lokalnego w piątek. Epicentrum znajdowało się blisko Mandalaj w środkowej części kraju. Mandalaj jest drugim największym miastem w 55-milionowym kraju z populacją około 1,7 mln. Według geologów mieliśmy do czynienia z bardzo silnym wstrząsem. Trzęsienia w takiej intensywności w Mjanmnie są nieczęste. Było to najsilniejsze trzęsienie ziemi w Mjanmie od 1912 roku.
Od 2021 roku Mjanma zmaga się z permanentnym kryzysem politycznym. Od 2016 roku premierką kraju była Aung San Suu Kyi, laureatka pokojowej nagrody Nobla. Cztery lata temu wojskowa junta obaliła jej rząd i siłą przejęła władzę. Protesty przeciwko zamachowi stanu przerodziły się w zbrojne powstanie. Dziś wojskowa junta nie kontroluje dużej części kraju.
Wojna niszczy życia milionów osób i hamuje rozwój kraju. Już w 2023 roku ONZ szacowało, że aż około 17,6 mln osób w kraju wymaga pomocy humanitarnej. W 2021 roku Mjanma zaliczyła 12 proc. spadek PKB. W tym czasie inne kraje regionu, jak Tajlandia i Wietnam, odbijały się już po kryzysie covidowym. Tak poważne trzęsienie ziemi ponownie spowoduje ogromne straty w kruchej gospodarce Mjanmy.