Hamas odrzucił amerykańską propozycję przedłużenia zawieszenia broni, która zakładała przekazanie połowy wszystkich zakładników i zakładniczek pierwszego dnia nowego porozumienia. Izrael odpowiedział wstrzymaniem dostaw pomocy humanitarnej do Gazy. Teraz grozi również odcięciem prądu
Ta ostatnia groźba została skrytykowana zarówno przez Hamas, jak i izraelskie organizacje pozarządowe. „Ograniczenie dostępu do żywności czy prądu nie zagraża Hamasowi, ale cywilnej ludności Gazy i porwanym zakładnikom” – stwierdzili przedstawiciele Standing Together, organizacji, która w zeszłym roku dostarczyła 180 ciężarówek pomocy humanitarnej do Gazy.
W Kairze spotkają się dzisiaj, we wtorek 5 marca członkowie Ligi Arabskiej – pierwotnym celem szczytu miało być zaproponowanie realistycznego planu zarządzania Gazą podczas drugiego etapu porozumienia oraz jej odbudowa na trzecim etapie. Decyzja o wstrzymaniu pomocy humanitarnej jest jednak przez wielu widziana jako pierwszy krok ku wznowieniu wojny – tym samym Izrael i USA oraz państwa Ligi Arabskiej zdają się poruszać wzdłuż dwóch różnych trajektorii i ciężko wyobrazić sobie punkt, w którym interesy i plany wszystkich stron się spotykają.
Konsensus panuje jednak co do tego, że Hamas nie powinien być partnerem w zarządzaniu Gazą.
W zeszłym tygodniu w Izraelu doszło też do trzech ataków terrorystycznych: najpierw wybuchły trzy puste autobusy na przedmieściach Tel Awiwu, potem na północy kraju uzbrojony mężczyzna wjechał samochodem w grupę przechodniów, raniąc dziesięcioro. W poniedziałek 3 marca jedna osoba zmarła z powodu obrażeń zadanych przez nożownika na dworcu autobusowym w Hajfie.
Ataki na cywilów są wodą na młyn radykalnie prawicowych izraelskich polityków – po wybuchach w Tel Awiwie izraelski rząd nakazał zintensyfikowanie wojskowych nalotów na Zachodni Brzeg, a skrajnie prawicowy minister Bezalel Smotricz zaapelował do premiera Netanjahu o „otwarcie bram piekła” w odwecie za ataki obywateli i obywatelki Izraela.
Izraelska opinia publiczna tymczasem nie otrząsnęła się jeszcze po pogrzebie Sziri, Kfira i Ariela Bibasów, których ciała zostały zwrócone w ramach porozumienia między Izraelem a Hamasem. W ceremonii 26 lutego wzięły udział tysiące ludzi. Wcześniej z niewoli wrócił mąż Sziri i ojciec chłopców, Jarden Bibas. Izraelczykom przekazano też ciało Odeda Lifszica, izraelskiego aktywisty pokojowego, który miał polskie obywatelstwo i którego wnuczka udzieliła wywiadu Krytyce Politycznej jesienią zeszłego roku.
Na zdjęciu: demonstracja w dniu pogrzebu Sziri, Kfira i Ariela Bibasów, 26 lutego 2025 r., Tel Aviw.
Wieść o śmierci Sziri, Kfira i Ariela zszokowała Izraelczyków i Izraelki – do samego końca wierzono bowiem, że pozostają przy życiu. Kfir, który w momencie porwania miał jedynie 9 miesięcy, dla izraelskiego społeczeństwa stał się symbolem brutalności i tragedii, która dotknęła Izrael 7 października 2023 roku. Śmierć (władze izraelskie twierdzą, że wyniki autopsji wskazują na to, że nie nastąpiła wskutek izraelskiego nalotu, jak twierdzi Hamas, ale że cała rodzina została brutalnie zamordowana) Bibasów upamiętniono w Izraelu i w społecznościach żydowskich (w tym w Polsce) licznymi demonstracjami, na których widać pomarańczowe flagi i wstęgi – symbol rodziny, nawiązujący do koloru ich włosów.
„Sziri, od 7 października nigdy nie byłem bliżej ciebie i załamuje mnie to, że nie mogę cię przytulić czy pocałować” – mówił podczas pogrzebu Jarden Bibas, który następnie zwrócił się do swoich synów, przepraszając ich za to, że nie zdołał ich uratować. Przemawiająca po nim Silbermann Sitton, siostra Sziri Bibas, mówiła, że ”Hamas nie osiągnął sukcesu, bo chciał nas osłabić i złamać, ale my zjednoczyliśmy się i staliśmy się silniejsi”.
Podczas ceremonii nie zabrakło też przemówień adresowanych do izraelskiego rządu. Ofri Bibas-Lewi, siostra Jardena, powiedziała, że jej bratowa i bratankowie mogli zostać uratowani, ale izraelski rząd wybrał zemstę na Hamasie za 7 października. „Walka z naszymi wrogami jest wieczna, ale musimy pamiętać, że życie, miłość wobec innych ludzi i szacunek, który należy się martwym, są święte” – dodała.
W poniedziałek 3 marca w Knesecie odczytano też list Jardena Bibasa skierowany do Binjamina Netanjahu, w którym ten apeluje o jak najszybszy powrót pozostałych zakładników do Izraela. „Wiem, że ja już nie przytulę moich dzieci, ani mojej żony, ale Emma i Juli, córki mojego najlepszego przyjaciela Dawida, który trzymany jest w tunelach Hamasu, nadal na niego czekają” – mówił.
Jarden Bibas, jak i 83 proc. izraelskiego społeczeństwa domagają się ustanowienia państwowej komisji, która ma ustalić polityczne i systemowe przyczyny ataku 7 października 2023. Na tej samej sesji Knesetu Netanjahu kategoryczne sprzeciwił się propozycji powołania komisji, która jego zdaniem „stronniczo wskazałaby winnych przed przeprowadzeniem jakiegokolwiek śledztwa”.
Ciała Bibasów wróciły do Izraela w ramach pierwszej fazy porozumienia między Izraelem a Hamasem, na mocy którego Hamas co kilka dni wypuszcza z niewoli żyjących zakładników lub ciała porwanych w zamian za kilkaset palestyńskich więźniów i więźniarek odsiadujących wyroki w izraelskich zakładach karnych. Część z wypuszczonych trafiło do więzień za akty przemocy, część jednak nigdy nie usłyszała zarzutów. Odzyskanie ciał Sziri, Kfira i Ariela Bibasów „kosztowało” Izrael 600 uwolnionych osób.
Od czasu zwrócenia ciał rodziny Bibasów do Izraela doszło do jeszcze jednej wymiany ciał zakładników za więźniów – 26 lutego do Izraela trafiły ciała Icchaka Elgarata, Cachiego Idana, Ohada Jahalomiego i Szlomo Mansura, a na Zachodni Brzeg, do Egiptu i Gazy Izrael wypuścił 620 Palestyńczyków i Palestynek. Mansur także był w Izraelu zakładnikiem-symbolem Ataku 7 Października, bo jako dziecko przeżył Farhud – pogrom w Bagdadzie w 1941 roku, w którym życie straciło ok. 180 irackich Żydów i który zaliczany jest przez historyków do dziedzictwa Holokaustu.
Z porwanych 7 października 251 (plus czworga pojmanych wcześniej) zakładników Hamas wypuścił 139, a ośmioro udało się uratować izraelskiej armii. Stronie izraelskiej przekazano też ciała ośmiorga zabitych, a 41 ciał odnalazło wojsko. W niewoli w Gazie pozostaje jeszcze 27 obywateli i obywatelek Izraela (32 kolejne osób uznano za zmarłe), a także czworo izraelskich żołnierzy (dziewięcioro pozostałych Izrael uznaje za zabitych), obywatel Tajlandii i obywatel Nepalu (troje innych cudzoziemców również najprawdopodobniej nie żyje).
Los zakładników, którzy ponieśli śmierć, jest obiektem wojny informacyjnej pomiędzy Hamasem i Izraelem – pierwsi twierdzą, że zginęli w nalotach i podczas wymiany ognia, drudzy – że część z nich została zamordowana z zimną krwią. Los wszystkich, żywych i martwych, jest też przedmiotem sporu w samym Izraelu:
nie tylko bliscy pojmanych uważają, że rząd powinien zrobić wszystko, by wrócili do domu żywi, zamiast równać Gazę z ziemią w wielomiesięcznej kampanii, która nie doprowadziła do ostatecznego pokonania Hamasu.
Pierwsza faza umowy weszła w życie 19 stycznia i miała bardzo trudny przebieg. Hamas zamiast ciała Sziri Bibas zwrócił ciało zmarłej palestyńskiej kobiety i kilkakrotnie groził zerwaniem umowy, a żywych zakładników przed oddaniem w ręce Izraelczyków prezentował na scenie w mrożących żyłach teatralnych ceremoniach.
Donald Trump w tym samym czasie szokował opinię publiczną absurdalnymi fantazjami o wygnaniu Palestyńczyków i Palestynek ze swoich domów, żeby Gazę zamienić w wielki amerykański kurort.
W wysiłkach na rzecz utrudniania negocjacji nie ustawał też Izrael, który na ostatniej prostej zaczął kluczyć w sprawie wycofania się z Korytarza Filadelfii – wąskiego pasa lądowego między Gazą a Egiptem. Hamas już zdążył ogłosić, że pozostanie izraelskich sił w Korytarzu Filadelfii, będzie oznaczać zerwanie umowy. Jej pierwsza faza zakończyła się w niedzielę 2 marca. Przyszłość drugiego etapu pozostaje niejasna. Dopiero w czwartek 27 lutego w Kairze wylądował izraelski zespół negocjacyjny, który ma ustalić, co stanie się w następnych kilku tygodniach.
W Izraelu wrze z jeszcze jednego powodu – w tym tygodniu opublikowano wyniki dochodzenia izraelskiej armii, którego celem było ustalenie powodu porażki wojska podczas ataku 7 października. Raport głosi, że miała miejsce trwająca latami seria błędnych decyzji wywiadu wojskowego, który zakwalifikował Hamas jako "drugorzędnie zagrożenie” oraz przyjął filozofię zarządzania konfliktem bez zaoferowania alternatywy mieszkańcom Gazy. Głównym wnioskiem płynącym ze śledztwa jest jednak kompletnie błędna postawa wobec Hamasu, który przez wiele lat był traktowany przez izraelskich polityków, a szczególnie przez premiera Netanjahu, jako w gruncie rzeczy przydatny aktor w Gazie.
Zwrócono też uwagę na to, że już 2018 izraelski wywiad miał informacje o ćwiczeniach Hamasu, w których 3 tys. terrorystów miałoby przejąć bazy wojskowe na południu Izraela, ale uznał je za „nierealistyczne”. Co ważne, raport nie wymienił protestów w obronie niezależności izraelskiego sądownictwa jako jednej z przyczyn przeprowadzenia ataku, co zaprzecza narracji koalicji rządowej, która obwiniała protestujących o „osłabienie jedności narodu żydowskiego”.
Dochodzenie wskazało na dziesiątki błędnych założeń ze strony dowództwa wojskowego i rządu. Rząd Netanjahu, jak i sam premier, na razie milczą. O samym raporcie zapewne jednak jeszcze usłyszymy, bo izraelskie wojsko publikuje teraz dzień po dniu szczegółowy opis działania armii i powodów porażki. ,,Siły Obronne Izraela zapomniały, jak bronić” – komentował jeden z wojskowych zaangażowanych w dochodzenie.
Wojsko to nie jedyna instytucja, która przeprowadza wewnętrzne śledztwo – w wyniku głośnego artykułu Haarec, w którym ujawniono, że Jonatan Urich i Izrael Einhorn, doradcy i bliscy współpracownicy Netanjahu, pracowali na rzecz ocieplenia wizerunku Kataru i promowali jego interesy w kancelarii premiera, w czwartek 27 lutego policja oraz Szin Bet [służba bezpieczeństwa odpowiedzialna za kontrwywiad i bezpieczeństwo wewnętrzne] ogłosiły własne dochodzenie w tej sprawie, po tym, jak dwóch posłów opozycji zwróciło się do nich z apelem o priorytetowe potraktowanie sprawy. Izraelskie media oraz liderzy partii opozycyjnych ostrzegają, że Netanjahu najpewniej spróbuje zdymisjonować w związku z tym szefa Szin Betu, Ronena Bara.
Samo porozumienie między Izraelem a Hamasem oraz politycznie zamieszanie wokół niego przebiega w akompaniamencie masowych izraelskich protestów, które odbywają się w każdą sobotę od rozpoczęcia wojny w Gazie. Izraelczycy i Izraelki demonstrują w całym kraju, a w wielu miejscach, jak przed Knesetem w Jerozolimie czy na Placu Zakładników w Tel Awiwie, protesty przyjęły formę stałych okupacji i miasteczek protestu. Największe manifestacje, te w Tel Awiwie, ewoluowały od zeszłego roku – przez długi czas były podzielone na trzy: był protest antyokupacyjny na ulicy Kaplana, protest antyrządowy na ulicy Begina oraz i protest domagający się powrotu zakładników i zakładniczek na placu ich imienia. Jakiś czas temu doszło do połączenia w jedną demonstrację, która teraz odbywa się na ulicy Begina.
Atmosfera podczas protestów zmienia się – czasami, jak na przykład po powrocie ciał rodziny Bibasów, dominuje smutek i żałoba, czasami – pełna złość i zniecierpliwienie. Podczas demonstracji rozprowadzane są naklejki o antyrządowym wydźwięku (Nowa władza czy Porozumienie teraz!), sprzedawane polityczne książki i koszulki.
Większość transparentów odnosi się do sytuacji wojennej i powrotów zakładników i zakładniczek do domu – Możemy uratować resztę, Netanjahu przeprasza po angielsku i porzuca zakładników po hebrajsku, a także Pomścić – Uratować wszystkich porwanych. Niekiedy transparenty, jak i przemowy dotykają innych bieżących tematów – poparcia dla saudyjskiej inicjatywy pokoju, niedawnego aresztowania przez funkcjonariuszy pracowników aktywistycznej księgarni w Jerozolimie czy sprzeciwu wobec ataków premiera na izraelską prokuratorkę generalną, Gali Bacharaw-Miarę.
Szczególnie dwa hasła protestujący skandują najczęściej: Dlaczego oni [zakładnicy i/lub wojsko] nadal są w Gazie!? oraz Przede wszystkim zakładnicy!. Demonstrujący często zwracają się do Netanjahu, słynącego z unikania odpowiedzialności za tragedię 7 października: To ty jesteś premierem, to ty jesteś winny. Na protestach zawsze przemawiają krewni zakładników i zakładniczek stowarzyszeni w Forum Rodzin Zakładników, organizacji, która powstała po ataku 7 października oraz lokalni aktywiści i aktywistki, organizujący protest. Co jakiś czas można usłyszeć członków wojskowego establishmentu, prawników oraz polityków.
W zeszłym tygodniu ze sceny wygłoszono przemowę skierowaną do Donalda Trumpa. „Błagamy cię, abyś użył swojej mocy i wymusił na Netanjahu podpisanie porozumienia, zwracającego nam wszystkich naszych zakładników” – mówili aktywiści. „Świat musi zrozumieć, że walka o życie zakładników jest walką nie tylko Nir Oz [kibucu, z którego uprowadzono największą liczbę zakładników i zakładniczek], nie tylko Izraela, ale też świata – nasza walka jest walką o człowieczeństwo”.
Dwa hebrajskie słowa, które dobrze zna każdy, kto był na izraelskich protestach to: achszaw i slicha, czyli teraz i przepraszamy, padają równie często na scenie, jak i pod nią. Tradycją jest też wspólne odliczenie od jednego do liczby zakładników i zakładniczek nadal przetrzymywanych w Gazie oraz odczytywanie wszystkich ich imion. Protestują wszystkie grupy wiekowe, osoby o różnych poziomach religijności, imigranci oraz miejscowi. Palestyńczycy i Palestynki co prawda rzadko pojawiają się „z imienia” w przemowach protestujących, ale nie są zupełnie nieobecni – demonstrujący regularnie domagają się równości dla wszystkich mieszkańców i mieszkanek Izraela, sprzeciwiają się filozofii zemsty w Gazie i opowiadają się za bezpieczeństwem należącym się wszystkim ludziom.
Co więcej, żeby dostać się do głównej sceny protestu trzeba też przejść przez grupę, która bardziej bezpośrednio protestuje przeciwko okupacji Zachodniego Brzegu czy traktowaniu Palestyńczyków i Palestynek przez izraelskie wojsko. Ta grupa jest jednak mniejsza, młodsza i niezbyt dobrze widziana podczas protestów – w 2024 roku skandowała antyokupacyjne hasła podczas minuty ciszy dla ofiar ataku 7 października.
Wydaje się, że policja zaakceptowała obecność protestujących, a incydenty przemocy czy zatrzymań, które w pierwszych kilku miesiącach wojny były codziennością, stały się relatywnie rzadkie.
Nie wszyscy w Izraelu domagają się jednak zakończenia wojny – w czwartek 27 lutego w Jerozolimie setki protestujących żądało przeprowadzenia „transferu” ludności Gazy, okupacji militarnej i założenia nowych osiedli. Na demonstracji przemawiał m.in. skrajnie prawicowy Itamar Ben Gwir, były minister w rządzie Netanjahu, który opuścił go po tym, gdy Netanjahu zgodził się na pierwszą fazę porozumienia. „Dzisiaj wszyscy wiedzą, że miałem rację, mówiąc o transferze. Nazywali mnie mesjanistą, a teraz prezydent najpotężniejszego kraju na świecie mówi o nim [transferze]” – powiedział Ben Gwir, nawiązując do kontrowersyjnych wypowiedzi Trumpa z ostatnich kilku tygodni.
Wliczając protesty przeciwko wrogiej próbie przejęcia władzy sądowniczej przez rząd, Izraelczycy i Izraelki protestują już prawie 112 tygodni z tylko jedną sobotą przerwy – 7 października 2023 roku. Same manifestacje zmieniały swoje formuły i musiały znosić najróżniejsze represje ze strony władzy, lecz trwają do dzisiaj, przypominając izraelskiemu rządowi o jego obowiązkach wobec swoich obywateli i obywatelek. I na pewno nie skończą się szybko.
Autor publikacji „Smolanim - Leftists. Voices of the Israeli Left in a post-October 7th world", aktywista klimatyczny i pokojowy, student historii i socjologii na Uniwersytecie Humboldta.
Autor publikacji „Smolanim - Leftists. Voices of the Israeli Left in a post-October 7th world", aktywista klimatyczny i pokojowy, student historii i socjologii na Uniwersytecie Humboldta.
Komentarze