Szczyt odbędzie się 27 i 28 listopada w mieście Harpsund. „Zachód musi mieć jednolite stanowisko dotyczące wsparcia Ukrainy i wspólnego bezpieczeństwa” – napisał na X Donald Tusk
W środę, 29 maja, w Rządowym Centrum Legislacyjnym pojawił się projekt rozporządzenia o „strefie buforowej” przy granicy z Białorusią. Naukowiec i mieszkaniec Podlasia, prof. Michał Żmihorski alarmuje — zakaz wstępu będzie obowiązywał nawet 7 km od granicy
Podczas środowej (29 maja) konferencji w Dubiczach Cerkiewnych premier Donald Tusk zapowiedział przywrócenie zamkniętej strefy przy granicy z Białorusią. Wyjaśniał, że będzie wynosić tyle, ile wprowadzona przez PiS strefa obowiązująca od 1 lipca do 31 grudnia 2022 roku – 200 metrów. Decyzja zapadła po ataku na jednego ze strażników granicznych — osoba próbująca dostać się do Polski przez granicę z Białorusią, ugodziła go nożem umieszczonym na kiju.
„Migranci coraz częściej zachowują się w sposób agresywny i atakują polskie patrole – rzucają w stronę funkcjonariuszy i żołnierzy kamieniami, butelkami oraz tlącymi się konarami. W posiadaniu migrantów zauważano również niebezpieczne narzędzia, w tym noże, zaostrzone kije, konary z nabitymi gwoździami, gaz pieprzowy, czy paralizatory. Duże grupy próbują przekroczyć granicę w sposób siłowy, a ich działania są koordynowane i dobrze zorganizowane” – napisano w uzasadnieniu rozporządzenia „w sprawie wprowadzenia czasowego zakazu przebywania na określonym obszarze w strefie nadgranicznej przyległej do granicy państwowej z Republiką Białorusi”. Opublikowano je w Rządowym Centrum Legislacyjnym w środę późnym wieczorem.
Z rozporządzenia wynika, że strefa wcale nie będzie wynosić 200 metrów od granicy.
„Miał być zakaz wstępu 200 m od granicy, a jest zakaz wstępu do Białowieskiego Parku Narodowego 5 i 7 km od granicy!” – napisał na portalu X prof. Michał Żmihorski, dyrektor Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży. Opublikował również mapę strefy:
Wynika z niej, że zakaz obejmie trasę turystyczną w Białowieskim Parku Narodowym, która biegnie 5 km od granicy. Turyści nie dotrą również do platformy przy ostoi żubrów „Kosy Most”. „Prosimy o korektę strefy, bo obecna wykończy turystykę” – dodał naukowiec.
Zakaz wjazdu (choć nie wiemy jeszcze, kogo obejmie) ma obowiązywać w sumie w 27 miejscowościach. Mieszkańcy strefy przygranicznej nie mieli szansy, żeby zadać Tuskowi pytania w sprawie nowych regulacji. Na profilu Monitora Dubickiego na Facebooku, prowadzonego przez jednego z mieszkańców Dubicz Cerkiewnych, można przeczytać: „Po pierwsze premier Tusk ostentacyjnie zignorował nasze władze lokalne. Wójt ani nikt inny z gminy nie został poinformowany o wizycie Tuska, ani na nią zaproszony. Cywilne, demokratycznie wybrane władze lokalne potraktowano, jak to się mówi, per noga. Nie odbyło się żadne kurtuazyjne spotkanie z mieszkańcami, nie uściśnięto dłoni, nie zapewniono nas, że o naszym problemach też rząd pamięta. Nikt nie zechciał wysłuchać tego, co my jako gospodarze naszego regionu mamy do powiedzenia”.
Strefa zamknięta zacznie obowiązywać od 4 czerwca przez 90 dni. O szczegółach rozporządzenia pisaliśmy w OKO.press:
5 mld zł mogłoby zostać wydanych na powstanie polskiego samochodu elektrycznego – poinformowała Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. O tym, czy rząd zdecyduje się inwestować w Izerę, ma zdecydować Ministerstwo Aktywów Państwowych
„Nie ma żadnych zawartych umów – pomimo tego, co było mówione – i żadnych zapisów w Krajowym Planie Odbudowy dotyczących Izery” – powiedziała Polskiej Agencji Prasowej ministra funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. Podkreśliła jednak, że w KPO jest 5 mld zł, które mogą, ale nie muszą zostać wydane na Izerę.
Jak pisaliśmy w OKO.press, jednym z warunków wypłaty 1,16 mld euro środków z KPO na „wsparcie dla gospodarki zeroemisyjnej” jest stworzenie nowych linii pozwalających na produkcje 100 tys. pojazdów elektrycznych do połowy 2026 roku. Choć słowo „Izera” nie pada bezpośrednio, to jest to dokładnie taka liczba aut, jaka miała zjeżdżać z linii produkcyjnych w Jaworznie. Przedstawiciele odpowiedzialnej za Izerę spółki ElectroMobility Poland przekonywali, że na wypełnienie tego warunku pozwoli jedynie inwestycja w polskiego elektryka. Gdyby nie udało się spełnić kamienia milowego, środki z tej części KPO byłyby zagrożone. Czasu jest coraz mniej, więc stało się jasne, że Polska nie zdąży ruszyć z produkcją za dwa lata.
Pełczyńska-Nałęcz w PAP wyjaśniała, że rząd znalazł wyjście z tej sytuacji. „One (środki na auta elektryczne – od aut.) były w części grantowej KPO, ale myśmy je przesunęli na preferencyjną pożyczkę. Chodzi o to, że środki z grantu muszą być wydatkowane do połowy 2026 r., a nie ma takiej możliwości, żeby była gotowa linia produkcyjna – a taki był wymóg – do połowy 2026 r. Ten projekt nie jest tak zaawansowany, to była jakaś iluzja” – powiedziała. Projekty z części pożyczkowej można realizować później, więc Polska miałaby więcej czasu na zbudowanie fabryki i uruchomienie produkcji Izery. „Wystarczy, że do 2026 r. zostanie zakontraktowana umowa i wtedy w kolejnych latach można prowadzić inwestycje” – wytłumaczyła ministra. „To jest główny powód, dla którego te środki zostały przesunięte, tym samym dając możliwość wydatkowania środków KPO na Izerę” – dodała szefowa resortu funduszy i polityki regionalnej.
Jak wyliczała, dzięki tej decyzji, na Izerę będzie można przeznaczyć 5 mld zł. Jednocześnie, skoro słowo „Izera” nie pada w KPO, można te pieniądze przeznaczyć na inne pojazdy elektryczne, od ciężarówek do hulajnóg. Decyzję, czy te pieniądze zasilą produkcję polskiego auta elektrycznego, podejmie Ministerstwo Aktywów Państwowych. Ma na to czas do połowy czerwca.
Ministra klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska powołała nowych dyrektorów dwóch parków narodowych: Słowińskiego i Białowieskiego. W tym drugim dyrektorką została odwołana w 2017 roku Olimpia Pabian.
Ministerstwo Klimatu i Środowiska poinformowało na portalu X, że ministra Paulina Hennig-Kloska „powołała nowych dyrektorów parków narodowych: Olimpię Pabian na Dyrektora Białowieskiego Parku Narodowego i Łukasza Ciżmowskiego na Dyrektora Słowińskiego Parku Narodowego”. Olimpia Pabian wraca na swoje dawne stanowisko, z którego w 2017 roku odwołał ją nieżyjący już minister Jan Szyszko – bez podania przyczyny.
„Działamy dla dobra Parków Narodowych!” – dodaje resort, informując o nowych dyrektorach.
Odwołanie poprzedniego dyrektora Białowieskiego Parku Narodowego, który objął tę funkcję podczas rządów PiS, było jedną z pierwszych decyzji nowego resortu środowiska. Michał Krzysiak, który został dyrektorem w 2018, stracił swoje stanowisko 5 stycznia 2024. "Mamy konkretny plan: »konstytucja« dla Białowieży, umożliwienie naukowcom pracy w rezerwacie, konsultacje międzyresortowe, otwarte konkursy na koordynatora ds. UNESCO i nowego dyrektora Białowieskiego PN. Czas zacząć chronić nasze dziedzictwo narodowe!" – pisał wtedy wiceminister Mikołaj Dorożała na X.
Olimpia Pabian, która wygrała konkurs i po siedmiu latach wraca na stanowisko, jest zwolenniczką poszerzenia Białowieskiego Parku Narodowego.
„Od dawna byłam zaangażowana w pomysł poszerzenia parku narodowego na obszar całej Puszczy Białowieskiej. Wydaje mi się, że jest to przyszłość dla nas wszystkich – taka koncepcja logicznie opracowana i wdrażana z wkładem finansowym z zewnątrz, z odpowiednim dostępem do lasu mieszkańców i turystów. To przyszłość Puszczy, jeśli chodzi zarówno o zachowanie jej najcenniejszej przyrody, jak i rozwój puszczańskich terenów, co może iść w parze” – mówiła w „Wyborczej” po tym, jak Jan Szyszko odwołał ją ze stanowiska.
Posadę dyrektora nieoficjalnie straciła przez swój sprzeciw wobec pomysłu komercyjnego odstrzału żubrów w Puszczy Białowieskiej. Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska postulowała wtedy odstrzał 40 żubrów w parku narodowym. „W BPN ostrzały żubrów są prowadzone od lat. Zgodnie z decyzjami generalnego dyrektora ochrony środowiska podlegają mu osobniki głównie chore. I tak ma być dalej. Jednak zmienić się ma to, kto będzie zarządzał poszczególną częścią populacji. I tu jest pytanie: w jaki sposób zarządcy populacji będą podchodzić do wnioskowania o odstrzał i na jakich zasadach. Tego nie wiemy” – mówiła wtedy Olimpia Pabian. Przyrodnicy alarmowali, że celem tego działania jest umożliwienie myśliwym odstrzału komercyjnego tych objętych ochroną zwierząt. „Żubr to gatunek chroniony i komercja musi ten gatunek ominąć” – podkreślała Olimpia Pabian w rozmowie z „GW”.
O jej odwołaniu pisaliśmy w 2017 roku w OKO.press:
W New Delhi zanotowano 52,3 stopnie Celsjusza – to najwyższa temperatura w historii pomiarów w Indiach. Lokalne media informują o pierwszej w tym roku śmierci związanej z falą gorąca
Reuters informuje o śmierci 40-letniego robotnika, który zmarł na skutek udaru słonecznego. Władze New Delhi wezwały rząd do ochrony pracowników fizycznych, apelując m.in. o zapewnienie im dostępu do wody i zacienionych miejsc na placach budowy. Proponują przyznanie im płatnej przerwy w godzinach 12-15. W całym kraju możliwe są przerwy w dostawie wody, a „nieuzasadnione korzystanie” z niej jest karalne. Mandaty dostają m.in. osoby, które myją samochody.
To efekt fali upałów, która trwa w Indiach od kilku dni. W tym tygodniu w ponad 37 miastach w kraju temperatury przekroczyły 45°C. W środę, 29 maja, w stolicy Indii odnotowano 52,3°C – to najwyższa temperatura w historii pomiarów. Władze Indii podważają jednak ten wynik.
Indyjski Departament Meteorologii (IMD) oświadczył, że bada dane i czujniki na stacji Mungeshpur po tym, jak zarejestrowano na niej duże różnice temperatur w porównaniu z innymi stacjami.
Nie da się jednak zaprzeczyć, że upał w Indiach jest ekstremalny.
„Wcześniej także mierziliśmy się z upałem, ale tym razem jest on nie do zniesienia” – mówią mieszkańcy New Delhi. -„Trudno nawet stać na zewnątrz”.
BBC podaje, że zapotrzebowanie stolicy na energię wzrosło do najwyższego w historii poziomu, a mieszkańcy zaczęli korzystać z klimatyzacji, chłodnic i wentylatorów sufitowych, by poradzić sobie z upałem. We wtorek, 28 maja, sąd w New Delhi wstrzymał we wtorek rozpatrywanie spraw po tym, jak jeden z sędziów stwierdził, że jest zbyt gorąco, aby pracować bez klimatyzacji. Coraz więcej osób zgłasza się do lekarzy z dolegliwościami związanymi z falą upałów. Mieszkańcy mówią o poparzeniach palców od dotknięcia kierownicy samochodu oraz wypływającego z kranu wrzątku.
Szef regionalny IMD Kuldeep Srivastava powiedział, że przyczyną wzrostu temperatury w Delhi jest napływ gorących wiatrów ze stanu Radżastan. W mieście Churu w Radżastanie odnotowano temperatury przekraczające 50°C.
Upał panuje również w Pakistanie. W prowincji Sindh zanotowano ponad 52°C. Zam
„Co najmniej 26 milionów dzieci w najludniejszej prowincji Pakistanu, Pendżabie, czyli 52 procent całkowitej liczby uczniów w przedszkolach, szkołach podstawowych i średnich w kraju, nie będzie uczęszczało do szkół od 25 do 31 maja” – podał pakistański departament edukacji w ubiegłym tygodniu.
„Guardian” informował, że wysokie majowe temperatury nastąpiły po najbardziej mokrym kwietniu w kraju od 1961 r., z ponad dwukrotnie większymi niż zwykle miesięcznymi opadami deszczu.
Ekstremalne zjawiska pogodowe – w tym wydłużające się fale gorąca – są wynikiem zmiany klimatu spowodowanej przez działalność człowieka. O kryzysie klimatycznym piszemy w OKO.press regularnie:
Organizacje powiązane z Suwerenną Polską, PiS i Kościołem będą musiały zwrócić grube miliony do kasy Funduszu Sprawiedliwości. OKO.press ujawnia nową aferę: z Funduszem Patriotycznym. Donald Tusk zapowiedział przywrócenie strefy buforowej na granicy polsko-białoruskiej. PiS umieszcza na listach do PE najwięcej osób ze skandalami na koncie
Oto najważniejsze wydarzenia 29 maja:
Pięć miesięcy trwały w resorcie sprawiedliwości kontrole dotyczące realizacji ponad stu dwudziestu umów dotacyjnych zawartych przez Fundusz Sprawiedliwości w okresie rządów PiS i Suwerennej Polski.
Jak ogłosili na konferencji prasowej minister Adam Bodnar i jego zastępczyni Zuzanna Rudzińska-Bluszcz, około 40 procent z nich budziło różnego kalibru wątpliwości. W wypadku 23 umów stwierdzono aż tak daleko idące nieprawidłowości, że skończy się to albo zwrotem dotacji, albo utratą tych przewidzianych do wypłaty przez instytucje będące ich beneficjentami.
Chodzi o umowy na ponad 200 milionów złotych – z czego do około 105 milionów złotych ma zostać zwróconych.
Adam Bodnar komentował tę sprawę podczas konferencji prasowej w ciągu dnia oraz wieczorem w programie „Kropka nad I”. Jak powiedział na antenie TVN24, już złożył wniosek do Państwowej Komisji Wyborczej, aby ta zbadała sprawozdania finansowe partii — zarówno Suwerennej Polski, jak i Prawa i Sprawiedliwości.
Jak tłumaczył, przygotowana w zespole ministry Zuzanny Rudzińskiej-Bluszcz mapka sieci relacji między osobami powiązanymi z Suwerenną Polską oraz otrzymującymi dotacje z Funduszu Sprawiedliwości, może bowiem posłużyć do prześledzenia korelacji między dotacjami z FS, a być może nielegalnym finansowaniem kampanii wyborczej przez polityków Suwerennej Polski.
Jak donosił Onetu dwaj posłowie Suwerennej Polski – Marcin Romanowski i Dariusz Matecki – mają usłyszeć zarzuty ustawiania konkursów na milionowe dotacje z Funduszu Sprawiedliwości. Według informacji portalu prokuratura przygotowuje już wnioski do Sejmu o uchylenie im immunitetów.
Bodnar nie chciał komentować tych doniesień, tłumacząc, że to leży w gestii prokuratorów prowadzących sprawy, a nie nadzorującego prace prokuratury prokuratora generalnego.
Fundusz Sprawiedliwości to niejedyny fundusz publiczny, z którego środki mogły być przyznawane w ten sam, nielegalny sposób: poprzez faworyzowanie jakiejś określonej grupy osób — czy to bezpośrednio powiązanych z partia polityczną, czy dobieranych na zasadzie ideowej.
Pamiętny skandal z „willą plus” pokazał proceder wykorzystywania środków publicznych Ministerstwa Edukacji do uwłaszczania się powiązanych z władzą organizacji. Podobny mechanizm występuje w przypadku Funduszu Patriotycznego.
Jedna z prawicowych fundacji dostała kasę na centrum konferencyjno-szkoleniowe, ale zakupiła 35-metrowe mieszkanie. Prezes innej kupował nieruchomość od siebie samego. Ujawniamy tajemnice Funduszu Patriotycznego. Może śmiało konkurować z „willą plus”.
W środę rano premier Donald Tusk wystąpił z konferencją prasową w miejscowości Dubicze Cerkiewne w powiecie hajnowskim, by poinformować o wprowadzeniu nowych obostrzeń na granicy po tym, jak 28 maja doszło do brutalnego ataku na żołnierza ze strony migranta. Zaatakowany wciąż przebywa w szpitalu.
Premier Donald Tusk zapowiedział przywrócenie „strefy buforowej” na granicy z Białorusią oraz po raz kolejny zaskoczył ostrą, antyimigrancką retoryką.
„Nie mamy tutaj do czynienia z żadnymi azylantami, mamy do czynienia ze zorganizowaną akcją łamania polskiej granicy i prób destabilizowania państwa. Nieprzypadkowo ta przemoc jest coraz większa (...). Chciałbym, żeby to dotarło do wszystkich, również do mediów i do aktywistów: polska granica musi być chroniona, bo obiektami agresji są polscy funkcjonariusze i funkcjonariusze” – mówił.
Ostrą retorykę premiera Tuska pochwalił Mateusz Morawiecki, były premier rządu Zjednoczonej Prawicy. „Cieszę się, że Donald Tusk i Platforma przejmują mój język, nasz język [PiS-u ws. migracji — red.]. Oni dzisiaj mówią tak, jak ja mówiłem pół roku temu, dwa lata temu, czy 5 lat temu: bezpieczeństwo przede wszystkim” – powiedział były premier Mateusz Morawiecki w Sejmie.
Wieczorem poznaliśmy szczegóły rozporządzenia o zamkniętej strefie przy granicy z Białorusią. Nie będzie to tak, jak zapowiadał premier 200 metrów. W niektórych miejscach strefa buforowa będzie miała nawet kilka kilometrów. Jak podczas stanu wyjątkowego za rządów PiS.
Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Věra Jourová przekazała ocenę Komisji Europejskiej: w Polsce nie ma już wyraźnego ryzyka naruszeń praworządności.
W marcu w Brukseli minister sprawiedliwości Adam Bodnar na radzie do spraw ogólnych przedstawił rządom państw członkowskich postępy w realizacji Planu Działań na rzecz naprawy praworządności w Polsce. Dwadzieścia sześć państw UE – wszystkie oprócz Węgier – poparło pomysł zamknięcia procedury Artykułu 7.1 Traktatu o Unii Europejskiej, prowadzonej wobec Polski od 2017 roku.
Międzynarodowe konsorcjum dziennikarskie przeanalizowało doniesienia medialne na temat 472 kandydatów i kandydatek na europosłów w 10 krajach UE. Do bazy Follow the Money trafiło w sumie 86 osób, w przypadku których zidentyfikowano aż 150 naruszeń zasad lub prawa.
Spośród 20 kandydatów o największej liczbie skandali, aż sześciu to kandydaci Zjednoczonej Prawicy – pięć osób z PiS i jedna z Suwerennej Polski. Z 21 kandydatów PiS objętych badaniem (badaliśmy tylko osoby, które zgodnie z sondażami mają największą szansę na zdobycie mandatów), aż 14 ma na koncie jakieś wykroczenia, uchybienia czy niegodziwości.
To więcej niż w przypadku innych partii.
Grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów – w dużym stopniu za sprawą PiS-u – to też grupa polityczna w PE z największym odsetkiem kandydatów o problematycznej reputacji na listach.
Prezydent Andrzej Duda zawetował nowelizację ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych, która uznaje język śląski za język regionalny. Odmawiając Ślązakom uznania ich języka, prezydent Andrzej Duda przywołuje „odpowiedzialność za państwo” oraz mówi o „zagrożeniach hybrydowych”, z którymi w obecnej sytuacji społecznej i geopolitycznej musi się liczyć Polska.