Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Nowojorska giełda rozpoczęła dzień od dużych spadków, ale nagle notowania zaczęły rosnąć. Przyczyną była plotka o możliwym zawieszeniu ceł przez Donalda Trumpa. Szybko okazało się, że to tylko głuchy telefon
Poniedziałek 7 kwietnia to pierwszy dzień obowiązywania ceł ogłoszonych w piątek przez prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa. To decyzja, którą komentatorzy i eksperci oceniają jako początek wojny handlowej i być może początek końca wolnego handlu takiego, jakim go znamy od kilkudziesięciu lat. Światowe giełdy zareagowały na decyzję o cłach wyprzedażą.
Główny indeks giełdy w Tokio stracił na zamknięciu 7,8 proc., w Hong Kongu – ponad 13 proc., w Singapurze – 7,5 proc. Spadki dotknęły także giełd europejskich. Główne indeksy giełd we Frankfurcie, Paryżu i Londynie w zależności od pory dnia spadały od 10 do ponad 4 proc. Również polski WIG20 spadł o poranku o 6 proc., a po południu Polska Giełda Papierów Wartościowych poinformowała, że o godz. 15:15 wstrzymuje na godzinę notowania. Powodem tej nietypowej decyzji miało być zapewnienie „bezpieczeństwa obrotu”. Przed wstrzymaniem handlu WIG20 tracił 2 proc.
O czasie wystartowała nowojorska giełda i zaczęła poniedziałek od kolejnych spadków: na otwarciu indeks S&P 500 stracił 3,5 proc., a Nasdaq 3,7 proc. Wtedy w mediach społecznościowych zaczęła krążyć rzekoma wypowiedź Kevina Hassetta, głównego doradcy ekonomicznego Białego Domu, który miał ogłosić, że prezydent Donald Trump rozważa 90-dniowe zawieszenie ceł z wyłączeniem Chin. Indeksy wystrzeliły w górę, ale szybko okazało się, że informacja jest bardzo przesadzona. Hassett rozmawiał wcześniej rano z telewizją Fox News, gdzie zapytano go o ewentualne zawieszenie ceł, ale odpowiedź była pozbawiona konkretów: „Myślę, że prezydent podejmie decyzję, jaką podejmie„ – miał stwierdzić Hasset. Również Biały Dom nazwał plotki o zawieszeniu ceł ”fake newsem".
Jednocześnie Trum ogłosił w poniedziałek, że jeśli Chiny nie wycofają się z ceł wprowadzonych w odpowiedzi na decyzję USA, Stany Zjednoczone zareagują podniesieniem w środę 9 kwietnia ceł na towary z Chin do 50 proc.
Po godzinie 17 polskiego czasu główne indeksy na Wall Street ponownie świeciły się na czerwono, notując spadki w okolicach 1 proc.
Ostra reakcja rynków na zmianę amerykańskiej polityki handlowej, może według ekspertów zwiastować spowolnienie amerykańskiej gospodarki lub nawet recesję.
To pierwsze notowania giełd światowych od czasu wejścia w życie ogłoszonej przez Donalda Trumpa podwyżki ceł dla praktycznie wszystkich krajów na świecie. Najniższe, 10-procentowe cła weszły w życie o północy czasu waszyngtońskiego w sobotę 5 kwietnia. Wyższe cła obowiązują od dzisiaj, czyli od poniedziałku 7 kwietnia.
W jaki sposób administracja Trumpa wyliczyła nowe taryfy, w prosty sposób wytłumaczył na łamach OKO.press Jakub Szymczak. Nowa polityka handlowa to sposób Donalda Trumpa na “przywracanie świetności” Stanom Zjednoczonym i powrót produkcji przemysłowej do USA. Na razie jednak Amerykanie zniszczyli zaufanie partnerów handlowych, a Amerykanów czekają spore wzrosty cen podstawowych produktów.
„Amerykańskie firmy mogą być konkurencyjne na rynkach światowych m.in. dlatego że korzystają z importowanej stali, części samochodowych itd. Co więcej, import tych dóbr pozwala rozwijać branże o wyższej wydajności i wyższych płacach – w tym na eksportowe, takie jak przemysł lotniczy czy projektowanie oprogramowania” – mówi w rozmowie z OKO.press dr Łukasz Rachel, adiunkt ekonomii w University College London.
Rośnie niepokój wokół otwartego ośrodka dla uchodźców w Czerwonym Borze. Kilka dni temu grupa zamaskowanych mężczyzn zaatakowała cudzoziemców idących do sklepu. Wczoraj pod ośrodkiem odbył się „obywatelski spacer”
W niedzielę 6 kwietnia przed otwartym ośrodkiem dla uchodźców w Czerwonym Borze odbył się „spacer obywatelski” (tak promowane było to wydarzenie na Facebooku).
Jak relacjonuje Joanna Klimowicz na blogu Czaban Robi Raban, tuż przed zmrokiem pod ośrodkiem pojawiła się grupa około 150 osób, mieszkańców pobliskich miejscowości. Niektórzy przyszli całymi rodzinami.
“Na zdjęciach i filmach, które wysyłali z ośrodka przestraszeni ludzie, widać kilkudziesięciu mężczyzn, część jest mocno zbudowana, zakapturzona, niektórzy w dresach” – relacjonuje Klimowicz.
https://www.facebook.com/czabanrobiraban/posts/976190658012586
W ośrodku w Czerwonym Borze przebywają legalnie cudzoziemcy, którzy czekają na decyzje o przyznaniu im statusu uchodźcy czy innej formy ochrony międzynarodowej.
Położony jest na uboczu, w lesie, do najbliższego sklepu jest kilka kilometrów. Jest to jednak ośrodek otwarty, przypomina małe, kilkublokowe osiedle. Do tej pory przebywali tam głównie Czeczeni, Tadżykowie i Afgańczycy, ale w ostatnim czasie kwaterowani byli tam również cudzoziemcu pochodzenia afrykańskiego.
Jak przekazał Gazecie Wyborczej Tomasz Krupa, rzecznik prasowy podlaskiej policji, grupa około 50 mężczyzn zebrała się pod ośrodkiem około godz. 17.
„Niektórzy z nich zostali wylegitymowani, policja zna ich tożsamość. Około godz. 18 wszyscy się rozjechali. Policja nadal będzie tu czuwać” – zapewnił rzecznik.
Niepokoje w Czerwonym Borze zaczęły się od interwencji Sebastiana Mrówki, radnego PiS z powiatu zambrowskiego, na terenie którego leży ośrodek.
Radny napisał do wojewody podlaskiego list, w którym informował, że mieszkańcy boją się o swoje bezpieczeństwo, w związku z pojawieniem się migrantów, którzy “od niedawna swobodnie przemieszczają się po okolicznych wsiach”.
Sprawą zainteresowały się prawicowe media. W Telewizji Republika czy wPolsce24 pojawiały się materiały podsycające atmosferę wrogości wobec mieszkańców ośrodka.
„Cudzoziemcy wychodzą i kręcą się po okolicznych wsiach i miejscowościach, wzbudzając niepokój mieszkańców, dlatego że chodzą grupami. To są młodzi mężczyźni, w wieku 20-30 lat (...) Obserwują podwórka, domy, zdarza się, że ciągają za klamki” – relacjonowała sprzed ośrodka w Czerwonym Borze reporterka Telewizji Republika.
1 kwietnia do Czerwonego Boru przyjechał z kontrolą poselską poseł Janusz Kowalski z PiS i Robert Bąkiewicz, były szef stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Nie zostali wpuszczeni przez ochronę, więc zrobili relację spod ośrodka.
W czwartek 3 kwietnia w Czerwonym Borze pięciu mieszkańców ośrodka, którzy szli po zakupy, zaatakowała grupa zamaskowanych mężczyzn, uzbrojonych w kije bejsbolowe i metalową pałkę.
W piątek 4 kwietnia Donald Tusk opublikował spot, w którym zapewnia, że polska granica jest szczelna, a swój przekaz zilustrował filmem z kamery umieszczonej przy zaporze na granicy z Białorusią.
Widać na nim grupę ciemnoskórych ludzi, przechodzących przez wycięty w granicznym płocie otwór. Po chwili nadjeżdża pojazd opancerzony, z którego wyskakują funkcjonariusze, a cudzoziemcy kładą się przed nimi twarzą do ziemi.
W niedzielę 6 kwietnia, na kilka godzin przed “obywatelskim spacerem” w Czerwonym Borze, Jarosław Kaczyński wspomniał o nim podczas wystąpienia w Wysokim Mazowieckim (od ok. 28 min.):
“Dzisiaj w Czerwonym Borze nie ma bandytów, ale za to są cudzoziemcy, którzy chodzą sobie wielkimi grupami, już zaczynają szarpać za klamki, chodzą po kilkunastu, po dwudziestu kilku, ludzie zaczynają się bać. Słyszałem niedawno jak jeden z mieszkańców mówił, że teraz żadna pani nie pójdzie – co tam było normą – na grzyby czy na jagody do lasu.
(...) Powtarzam, wystarczyłoby tam wysłać czy to policję, czy to może – w końcu nadzwyczajna sytuacja – żandarmerię. Są też wojska obrony terytorialnej. Po prostu przywrócić tam poczucie bezpieczeństwa. Żeby ludzie wiedzieli, że jest bezpiecznie. No ale to się nie dzieje. Takich Czerwonych Borów może być w Polsce bardzo, bardzo wiele.
Ja słyszałem o inicjatywie, też przed chwilą, podejmowania przez miejscowe samorządy, począwszy od gminnych, takich uchwał, które odnoszą się do sprzeciwu przeciwko przyjmowaniu tych cudzoziemców.
To bardzo dobra inicjatywa. Trzeba, proszę państwa, w tej sprawie być zdecydowanym".
Rosyjski atak na Krzywy Róg, w którym zginęło w piątek dziewięcioro dzieci, był najtragiczniejszym pojedynczym atakiem na dzieci od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę – oświadczył w niedzielę Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka (UNHCHR) Volker Türk.
Pracownicy Biura UNHCHR na Ukrainie byli obecni w sobotę na miejscu ostrzału, dokumentując zniszczenia i ustalając tożsamość ofiar.
„To najbardziej śmiercionośny pojedynczy atak, który dotknął dzieci, jaki Biuro zweryfikowało od początku inwazji na pełną skalę w lutym 2022 r.” – napisano w niedzielnym oświadczeniu UNHCHR. Według Türka użycie przez Rosjan „broni o szerokim zasięgu rażenia w gęsto zaludnionym obszarze, bez widocznej obecności wojskowej, świadczy o lekceważeniu życia cywilów”.
W ataku na Krzywy Róg, rodzinne miasto Wołodymyra Zełenskiego zginęło 4 kwietnia co najmniej 19 osób. Kreml uderzył dwukrotnie: pierwszy pocisk balistyczny spadł na dzielnicę mieszkalną w samym centrum ukraińskiego miasta. Zginęło 16 osób, w tym sześcioro dzieci. Do szpitala z poważnymi obrażeniami trafiło 30 osób, w tym trzymiesięczne niemowlę. W sumie rannych zostało ponad 50 mieszkańców Krzywego Rogu.
Atak odbywa się w czasie rosyjsko-amerykańskich rozmów i został udokumentowany przez międzynarodową organizację, do której Kreml się ciągle odwołuje — ONZ. Amerykanie zareagowali bardzo miękko: „Reakcja ambasady amerykańskiej jest niemile zaskakująca: taki silny kraj, taki silny naród, a taka słaba reakcja. Boją się nawet użyć słowa »rosyjski«, mówiąc o rakiecie, która zabiła dzieci” – napisał w Telegramie prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
Kreml przekonuje cały czas, że jest za pokojem w Ukrainie, a winną wojny jest Ukraina, gdyż nie uznaje rosyjskich roszczeń dominacji nad sobą. Moskwa zapewnia przy tym, że ostrzeliwując Ukrainę „przestrzega energetycznego rozejmu” – uzgodnionego między Putinem a Trumpem zakazu ostrzeliwania infrastruktury energetycznej. Tymczasem Ukraina — mówi Kreml — cały czas tę rosyjską infrastrukturę rozwala. W ten sposób Putin zwala winę za swe zbrodnie na ofiarę, a przy okazji może spokojnie przyznawać się do strat, jakie Rosji zadaje Ukraina.
Co dalej? Prezydent Donald Trump cały czas powtarza, że wierzy, iż Putin prawdziwie chce pokoju. W piątek sekretarz stanu Marco Rubio delikatnie ostrzegł, że USA zmienią nastawienie do Rosji, jeśli uznają, że gra ona na zwłokę. „Nadal mam nadzieję, że Rosja jest poważna” – powiedział jednak i dał Moskwie „jeszcze kilka tygodni” na przekonanie się, czy poważnie myśli o pokoju. Zgadza się z tym specjalny wysłannik Putina do Waszyngtonu Kirył Dmitrijew: „Rosja i Stany Zjednoczone będą potrzebować jeszcze wielu spotkań, aby rozwiązać wszystkie nieporozumienia między stronami”.
W niedzielę Biały Dom ogłosił też, że nie objął Rosji cłami, jak resztę świata, z pingwinami włącznie, gdyż „prowadzi z Rosją rozmowy”.
Tymczasem — jak wynika z rosyjskiej propagandy — Rosja czeka, czy przypadkiem Trump nie wywali się na swoich ostatnich decyzjach i rosnącej fali protestów w kraju. I czy nie będzie bardziej skłonny do podziału Ukrainy, by móc pochwalić się jakimkolwiek sukcesem.
Dowodem chwiejności Trumpa jest zdaniem propagandy Kremla ignorowanie przez USA propozycji Putina sprzed tygodnia, by natychmiast wprowadzić zarząd komisaryczny w Ukrainie, pod auspicjami ONZ (wtedy wybrałoby się odpowiednie ukraińskie władze, które podpisałyby porozumienie pokojowe z Rosją). Niestety, USA tę propozycję odrzuciły, a i sama ONZ ogłosiła, że o niczym takim nie słyszała. „A przecież to USA sprawują taki komisaryczny zarząd w Ukrainie, skoro cały czas wspierają wojskowo, a Wielka Brytania przez dwa stulecia zarządzała tak Indiami. Zarząd komisaryczny nie jest więc niczym złym, jeśli naprawdę pragnie się pokoju” – przekonuje Kreml (w telewizyjnym programie "Wiesti Niedieli 6 kwietnia).
Śmierć dzieci w Krzywym Rogu w rosyjskim przekazie nie istnieje.
Komisja Europejska zaproponuje w poniedziałek wieczorem członkom UE listę amerykańskich produktów, które zostaną objęte dodatkowymi cłami w odpowiedzi na cła Trumpa na stal i aluminium, a nie szerszymi cłami wzajemnymi.
Kraje Unii Europejskiej próbują stworzyć jednolity front wobec nowych ceł prezydenta USA Donalda Trumpa. Pierwszy wspólny „ukierunkowanych środków zaradczych” będzie oznaczał, że UE dołączy do Chin i Kanady. Te nałożyły już cła odwetowe na Stany Zjednoczone. Wojna handlowa zaostrzy się więc, towary staną się droższe dla miliardów konsumentów, a gospodarki na całym świecie wpadną w recesję.
Cła europejskie mają objąć amerykańskie mięso, płatki zbożowe, wino, drewno i odzież, a także gumę do żucia, nici dentystyczne, odkurzacze i papier toaletowy. Nie ma zgody, czy odwetowymi cłami objąć bourbon — Trump zagroził, że w takim razie nałoży 200-proc. cła na wszystkie europejskie alkohole.
„Wyważenie odpowiedzi będzie trudne. Środki nie mogą być zbyt łagodne, bo nie skłonią Stany Zjednoczone do rozmów, ale nie mogą być też zbyt surowe, aby doprowadzić do eskalacji” – powiedział Reutersowi jeden z dyplomatów UE.
Amerykanie twierdzą, że w weekend aż 50 państw zgłosiło chęć negocjacji handlowych z USA. Wobec tego — pisze „Guardian” – nie jest jasne, czy cła będą obowiązywać na stałe, czy też Waszyngton obniży je lub wycofa w odpowiedzi na propozycje innych krajów i groźbę kontr-ceł. Na razie sekretarz handlu Howard Lutnick zapowiedział, że USA ceł nie odroczą. Ekonomiści z zespołu Trumpa występowali w niedzielę w porannych programach politycznych, gdzie przekonywali do koncepcji ceł i umniejszali ryzyko recesji.
W odpowiedzi na decyzje Donalda Trumpa, chińskie Ministerstwo Finansów ogłosiło w piątek 4 kwietnia cła odwetowe w wysokości 34 proc. Z kolei Ministerstwo Handlu dodało 11 amerykańskich firm do tzw. listy podmiotów niegodnych zaufania. Z kolei chińska agencja celna dodała, że wstrzymuje import drobiu od części amerykańskich producentów — pisze w OKO.press Jakub Szymczak:
Nagranie odzyskane z telefonu jednego z zabitych medyków pokazuje, że żołnierze izraelskiej armii otworzyli ogień do wyraźnie oznaczonych oraz oświetlonych wozów.
Izraelska armia zmienia wstępną wersję wydarzeń dotyczącą okoliczności zabicia przez nią 15 ratowników i paramedyków 23 marca w Strefie Gazy — podaje Reuters.
ONZ opublikowało 30 marca komunikat, w którym poinformowano o zakończeniu trwającej tydzień operacji ratunkowej, dzięki której odzyskano ciała zabitych: ośmiu z Palestyńskiego Czerwonego Półksiężyca, sześciu z Palestyńskiej Obrony Cywilnej oraz jednego z Organizacji Narodów Zjednoczonych. Ich współpracownicy odnaleźli ich pogrzebanych w rejonie Tal as-Sultan w Rafah, w południowej Strefie Gazy.
"Dostępne informacje wskazują, że pierwszy zespół został zabity przez izraelskie siły 23 marca, a kolejne ekipy ratunkowe i pomocowe były atakowane jedna po drugiej przez kilka godzin, podczas gdy poszukiwały swoich zaginionych kolegów. Zostali oni pogrzebani pod piaskiem, razem ze zniszczonymi pojazdami ratunkowymi – wyraźnie oznakowanymi ambulansami, wozem strażackim i samochodem ONZ” – czytamy w opublikowanym 30 marca komunikacie ONZ.
Po ujawnieniu tej informacji izraelska armia przekazała, że według „wstępnej oceny” armia otworzyła ogień do kilku pojazdów, które „w podejrzany sposób” zbliżały się w stronę izraelskich pozycji, bez nadania odpowiednich sygnałów oraz bez oświetlenia. Izraelczycy przekazali również, że ekipa ratunkowa nie skoordynowała swoich ruchów z armią. Według Czerwonego Półksiężyca taka koordynacja nie była konieczna, bo organizacja nie otrzymała informacji, że okolica Tal as-Sultan jest miejscem operacji wojskowej.
Palestyński Czerwony Krzyż opublikował jednak nagranie odzyskane z telefonu komórkowego jednego z zabitych mężczyzn. Widać na nim pracowników służb ratunkowych w mundurach i wyraźnie oznakowanych karetkach i wozach strażackich z włączonymi światłami, którzy są ostrzeliwani przez żołnierzy. Taką wersję wydarzeń potwierdza także jedyny znany ocalały z incydentu ratownik medyczny Palestyńskiego Czerwonego Półksiężyca Munther Abed.
Izraelskie wojsko Izraelskie wojsko w sobotę zapowiedziało, że nagranie jest badane przez śledczych, a wnioski zostaną przedstawione dowódcom armii w niedzielę. Urzędnik wojskowy cytowany przez agencję Reuters stwierdził także, że rozbieżności w przedstawieniu sytuacji były wynikiem błędu osoby, która zdawała wstępną relację z przebiegu wydarzenia. Wojsko stoi także na stanowisku, że sześciu z piętnastu zabitych zidentyfikowano jako terrorystów, ale do tej pory nie przedstawiono żadnych dowodów na potwierdzenie tej tezy.
18 marca Izrael wznowił ofensywę w Strefie Gazy po trwającym niecałe dwa miesiące zawieszeniu broni. Dla premiera Netanjahu niewznowienie inwazji oznaczałoby odejście z koalicji dwóch skrajnie prawicowych, rasistowskich partii i potencjalną utratę rządów. Od tego momentu w Strefie Gazy zginęło już ponad tysiąc osób.
Według ONZ od 7 października 2023 roku w Strefie Gazy zginęło już co najmniej 1060 pracowników medycznych.