Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Szefowa resortu funduszy Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz i minister rozwoju Krzysztof Paszyk od soboty wymieniają się wpisami w mediach społecznościowych o wydatkach na budownictwo społeczne. Chodzi o pół miliarda, które zamiast na mieszkania, poszło na pomoc dla powodzian
W sobotę 1 lutego doszło do wymiany zdań na portalu X (dawny Twitter) pomiędzy ministrą Katarzyną Pełczyńską-Nałęcz z Polski 2050 a ministrem Krzysztofem Paszykiem z PSL.
Poszło o finansowanie budownictwa społecznego. Pełczyńska-Nałęcz napisała na platformie X, że zwiększenie dostępności mieszkań było zobowiązaniem całej Koalicji 15 października.
Dlatego w koalicyjnym budżecie na 2024 rok, zagwarantowano 1,1 mld zł na budownictwo społeczne, a pod koniec 2024 r., przy aprobacie ministra finansów, obiecano samorządom kolejny miliard złotych na ten cel.
“Tymczasem właśnie »tylnymi drzwiami«, obcięto środki na społeczne budownictwo do zaledwie 618 mln zł. To 4 razy mniej niż za rządów PiS w 2023!” – alarmuje Pełczyńska-Nałęcz.
Ministra zapowiedziała, że Polska 2050 złoży ustawę zwiększającą limity Funduszu Dopłat o 1 mld złotych i oczekuje poparcia tej inicjatywy przez koalicjantów.
“A pieniądze na budownictwo społeczne powinny wrócić tam, gdzie były – na budowę mieszkań na tani wynajem” – podsumowała szefowa resortu funduszy i polityki regionalnej.
Na apel ministry odpowiedział minister rozwoju i technologii Krzysztof Paszyk. To nie tylko kolega z rządu Pełczyńskiej, ale wyborczy koalicjant jej partii – reprezentowane przez Paszyka PSL tworzy z Polską 2050 Trzecią Drogę.
„Pani Minister, środki, o których Pani pisze, zostały przekazane na pomoc dla poszkodowanych w ubiegłorocznej powodzi – konkretnie na odbudowę ich mieszkań. Oczywiście będziemy szukać pieniędzy na budownictwo społeczne. Możemy zawsze o tym porozmawiać. Serdecznie zapraszam” – napisał Paszyk.
Ministra skorzystała z zaproszenia do rozmowy i w kolejnym wpisie na X podkreśliła, że pomoc ofiarom powodzi należy się bezdyskusyjnie, ale nie powinny to być pieniądze przeznaczone na budownictwo społeczne.
“Są różne wydatki, z których można ciąć, np. TVP i Fundusz Kościelny, rozmaite rezerwy. Czy naprawdę trzeba ciąć z obszaru, który Polacy uważają za kluczowy dla ich jakości życia?
Czy naprawdę, w czasie gdy nasza gospodarka dobrze się rozwija, ambitna polityka mieszkaniowa koalicji to 600 mln zł? To 4 razy mniej, niż na społeczne budownictwo przeznaczył w 2023 PiS”
- podkreślała Pełczyńska-Nałęcz.
Szymon Hołownia zapytany przez dziennikarzy o wymianę zdań ministrów podkreślił, że pieniądze na budownictwo społeczne “muszą się w budżecie znaleźć, w takiej wysokości, na jaką się umówiliśmy”.
“Jeżeli nie będziemy mieli mieszkań, to nie będziemy mieli dzieci. Jeżeli nie będziemy mieli dzieci, to nie będziemy mieli rynku pracy. Jeżeli nie będziemy mieli rynku pracy, to będziemy mieli problemy migracyjne. Będziemy mieli problemy z wysokością emerytur” – tłumaczył lider Polski 2050.
“Obiecaliśmy to ludziom, że tych mieszkań będzie więcej, więc musimy je po prostu zbudować. To jest nasze zobowiązanie, a nie przedmiot do toczenia jakichś wojen na Twitterze” – zakończył Hołownia.
Tuż po powodzi OKO.press rozmawiało z ministrą Pełczyńską-Nałęcz o pomocy dla powodzian w odbudowywaniu zniszczonych mieszkań. Środki na ten cel miały być przekierowane z unijnego funduszu spójności.
“Będzie prefinansowanie inwestycji zamiast ich refinansowania, nie będzie potrzeba do tego wkładu własnego, gdyż 100 procent środków będzie z funduszy europejskich. Będzie także dużo prostszy i szybszy tryb składania wniosków i uzyskania finansowania” – tłumaczyła szefowa resortu funduszy i polityki regionalnej.
Ministra tłumaczyła także, dlaczego Koalicja 15 października powinna inwestować w budownictwo społeczne, a nie w program kredyt 0 proc. forsowany przez KO i PSL.
“Skutkiem wprowadzenia kredytu 0 proc. jest znaczny wzrost cen mieszkań, ale też drenaż, bo kiedy środki nie idą na budownictwo społeczne, nie ma zachęty do tego, żeby ludzie zostawali w średnich czy mniejszych miejscowościach. Bo tam nie ma budownictwa deweloperskiego”.
Ministra tłumaczyła także, kiedy i na jakich warunkach najemcy mieszkań społecznych mogliby je wykupywać, i ile takich mieszkań mogłoby powstać z pieniędzy z KPO.
Całą rozmowę z Katarzyną Pełczyńską-Nałęcz przeczytasz tutaj:
„Prezydent powinien wyznaczać kierunki, a nie tylko stać z boku i czekać aż ktoś przyniesie mu ustawę do podpisania” – zapowiada kandydatka Lewicy w wyborach prezydenckich
„Łączy nas więcej” – to hasło wyborcze Magdaleny Biejat, kandydatki Lewicy na prezydentkę Polski.
„Przy wszystkich różnicach, jakie nas dzielą, warto szukać rzeczy wspólnych. Pracownicy są silniejsi w związku zawodowym. Kobiety są w stanie obalać rządy, kiedy wspólnie wyjdą na ulicę. Kraje europejskie, tylko zjednoczone, będą w stanie odpowiedzieć na wyzwania, które przed nimi stoją” – tłumaczyła Biejat podczas konwencji.
Kandydatka Lewicy rozpoczęła przemówienie od skrytykowania swoich kontrkandydatów za próby upodabniania się do Donalda Trumpa.
„Administracja Trumpa to ucieleśnienie tego, z czym walczę. Polityki budowanej na strachu, manipulacji i uprzywilejowaniu najbogatszych kosztem zwykłych ludzi”
Biejat uderzyła także w „cyfrowych oligarchów” takich jak właściciela Twittera (obecnie X) oraz twórcy Facebooka Marka Zuckerberga.
"Nie zgodzilibyśmy się, żeby Elon Musk zmieniał nam kanały w telewizji, a Mark Zuckerberg wybierał gazety do czytania. A tak właśnie działają algorytmy mediów społecznościowych.
Albo to się zmieni, albo cyfrowi giganci, także ci jawnie wspierani przez amerykańską administrację ,będą musieli zniknąć z europejskiego rynku" – mówiła Biejat i przechodząc do przedstawienia planu na swoją prezydenturę.
"Polska nie będzie krajem, w którym garstka miliarderów rządzi większością, w którym odmawia się praw kobietom i mniejszościom, w której kwestionuje się naukę i odwraca plecami do planety.
Moja prezydentura to gwarancja innej polityki, opartej na sprawiedliwości, solidarności i demokracji".
Kandydatka Lewicy chce przekonać do siebie wyborców programem społecznym, m.in. lepszą ochroną praw pracowniczych, większą dostępność mieszkań i walką z wykluczeniem komunikacyjnym.
„Pracownicy muszą czuć, że państwo ich wspiera. Wreszcie po raz pierwszy od 20 lat, dzięki ministrze Dzieminowicz-Bąk z Lewicy zostanie zmieniona definicja mobbingu, aby można było rzeczywiście pracowników przed mobbingiem chronić” – mówiła Biejat.
Pomysłem na poprawę sytuacji w mieszkalnictwie ma być tzw. Piątka Lewicy:
Podczas niedzielnej konwencji poparcia Magdalenie Biejat udzielił Waldemar Witkowski, kandydat Unii Pracy w wyborach prezydenckich w 2020 roku (0becnie senator Lewicy).
Dowództwo Operacyjne poinformowało o samobójczej śmierci polskiego żołnierza na granicy polsko-białoruskiej.
W nocy z 1 na 2 lutego na granicy z Białorusią zmarł żołnierz. Jak informuje Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych, była to śmierć samobójcza.
Nie wiadomo, dlaczego żołnierz targnął się na swoje życie. Przyczyny i okoliczności zdarzenia bada Żandarmeria Wojskowa pod nadzorem prokuratury.
Do tragedii doszło na terenie działań operacyjnych „Bezpieczne Podlasie”. Ciało żołnierza zostało znalezione w okolicy Białowieży, blisko granicy z Białorusią. Wojsko nie ujawniło personaliów zmarłego.
Operacja „Bezpieczne Podlasie” rozpoczęła się latem 2022 roku w odpowiedzi na zwiększoną liczbę migrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, chcących przekroczyć granicę polsko-białoruską.
Na Podlasie wysłano żołnierzy, funkcjonariuszy straży granicznej i policji, którzy mieli patrolować okolice zbudowanej przez rząd PiS zapory i udaremniać próby nielegalnego przekraczania granicy. Część ekspertów krytykowała zaangażowanie wojska na granicy. Wskazywano, że – z wyjątkiem Żandarmerii – formacji wojskowych nie powinno się wykorzystywać do takich działań
W czerwcu 2024 roku, jeden z próbujących przedostać się przez granicę migrantów ugodził nożem żołnierza podczas patrolu. Szeregowy Mateusz Skitek zmarł po przewiezieniu do szpitala.
Podczas operacji „Bezpieczne Podlasie” dochodziło do niebezpiecznych incydentów z udziałem żołnierzy. 1 stycznia pijany żołnierz ostrzelał samochód osobowy, w którym podróżowali ojciec z 13-letnią córką.
Na granicy dochodziło też już do samobójstw żołnierzy — w styczniu i w marcu 2024 roku.
W październiku 2024 roku Donald Tusk ogłosił rządową strategię migracyjną, która przewidywała m.in. możliwość czasowego zawieszenia przyjmowania wniosków o azyl. Decyzja rządu spotkała się z protestami organizacji zajmujących się migracją. Bo choć od nieprzyjmowania wniosków o azyl przewidziano wyjątki (chodzi m.in. o dzieci pozostające bez opieki, kobiety w ciąży, czy osoby, którym zagraża poważna krzywda w państwie, z którego przybywają), to przynależność do wymienionych grup będzie przedmiotem arbitralnej oceny Straży Granicznej, bez określonej procedury. 18 grudnia 2024 roku rząd przyjął projekt nowelizacji ustawy o udzielaniu cudzoziemcom ochrony międzynarodowej, wprowadzający zapowiadane zmiany. Projekt trafi teraz pod obrady Sejmu.
Premier Kanady Justin Trudeau ogłasza nałożenie na USA 25 proc. ceł i namawia Kanadyjczyków do bojkotu amerykańskich produktów. Trump podwyższył cła na towary przywożone z Kanady i Meksyku fałszywie obarczając rządy tych państw odpowiedzialnością za kryzys narkotykowy w USA
Przywódcy Kanady i Meksyku odpowiedzieli na podwyżki ceł wprowadzone przez Donalda Trumpa.
Premier Kanady Justin Trudeau ogłosił stopniowe wprowadzenie 25 proc. cła na amerykańskie produkty. Od 4 lutego będą nimi objęte towary o łącznej wartości do 20 mld USD (30 mld dolarów kanadyjskich – CAD). W ciągu trzech tygodni 25 proc. cłem będzie objęty import amerykańskich towarów o wartości 107 mld USD (125 mld CAD)
Trudeau powiedział, że Trump naraził amerykańskich konsumentów i przemysł na ryzyko dostępu do bardzo potrzebnych kanadyjskich surowców.
„Cła na Kanadę narażą wasze miejsca pracy na ryzyko, potencjalnie zamykając amerykańskie zakłady montażowe samochodów i inne zakłady produkcyjne. Podniosą koszty, w tym żywności w sklepie spożywczym i benzynę na stacji benzynowej. Utrudnią wam dostęp do niedrogich dostaw niezbędnych towarów, które są kluczowe dla bezpieczeństwa USA, takich jak nikiel, potas, uran, stal i aluminium” – zwrócił się do Amerykanów premier Kanady w telewizyjnym przemówieniu, które wygłosił wieczorem 1 lutego.
Trudeau zapowiedział, że kanadyjski rząd wykorzysta wszelkie możliwe środki, aby “zachęcić” Amerykanów do wycofania się z podwyżek taryf.
Jako przykłady podał, że cła obejmą amerykańskie piwo, wino i bourbon, a także owoce i soki, w tym sok pomarańczowy z rodzinnego stanu Trumpa, Florydy. Kanada wyższymi cłami obejmie także odzież, sprzęt sportowy i sprzęt gospodarstwa domowego.
W orędziu Trudeau wezwał także Kanadyjczyków, aby zamiast amerykańskich produktów, wybierali kanadyjskie.
„Nie prosiliśmy o to, ale się nie wycofamy” — powiedział Trudeau.|
„Cła nie powodują inflacji. Przynoszą sukces” – stwierdził Donald Trump i wyraził nadzieję, że Amerykanie zrozumieją, dlaczego je nakłada.
1 lutego Donald Trump podpisał trzy rozporządzenia wykonawcze nakładające cła w wysokości 25 proc. na wszystkie towary z Meksyku i Kanady. Trump nałożył także 10 proc. cło na kanadyjską ropę naftową i 10 proc. cło na import z Chin.
Trump uzasadnił podwyższenie ceł na towary z Kanady, Meksyku i Chin kryzysem narkotykowym w USA.
„Musimy chronić Amerykanów, a moim obowiązkiem jako prezydenta jest zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim. Złożyłem obietnicę w mojej kampanii, że powstrzymam napływ nielegalnych imigrantów i narkotyków przez nasze granice, a Amerykanie zdecydowaną większością głosów poparli tę decyzję” – napisał Trump w poście na platformie Truth Social.
Zdaniem Trumpa, za kryzys narkotykowy w USA są odpowiedzialne Chiny, ponieważ siejący spustoszenie w Stanach fentanyl jest wytwarzany z chińskich składników. Z kolei rząd Kanady Trump obarczył “dużą częścią winy za handel narkotykami” w Stanach, a meksykańskim handlarzom „nieznośny sojusz z rządem Meksyku”.
W oświadczeniu opublikowanym w mediach społecznościowych prezydentka Meksyku Claudia Sheinbaum odpowiedziała: „Kategorycznie odrzucamy oszczerstwa Białego Domu, jakoby rząd Meksyku miał sojusze z organizacjami przestępczymi”.
Jak podkreśliła Sheinbaum, jej rząd w ciągu ostatnich czterech miesięcy przechwycił ponad 40 ton narkotyków, w tym 20 milionów dawek fentanylu. Meksykańskie służby aresztowały także ponad dziesięć tysięcy osób związanych z narkotykowym biznesem.
Sheinbaum zaproponowała utworzenie wspólnej grupy roboczej z prezydentem Trumpem w celu zwalczania handlu narkotykami.
“Ten problem nie zostanie rozwiązany poprzez nakładanie ceł, ale przez rozmowy i dialog”.
Cła, które z początkiem lutego podwyższył Trump, naruszają umowę o wolnym handlu (USMCA), którą Stany Zjednoczone, Meksyk i Kanada podpisały w 2018 roku. Poprzednia umowa, obowiązujący od 1992 roku północnoamerykański układ o wolnym handlu (NAFTA), została zerwana przez Trumpa podczas jego pierwszej kadencji. Nowa umowa (USMCA) została sporządzona i wynegocjowana na polecenie Donalda Trumpa.
Prezydent USA grozi także podwyższeniem ceł na towary importowane do USA z terenów Unii Europejskiej.
Wśród ekspertów panuje jednogłośna ocena ruchu Trumpa: podwyższenie ceł będzie mieć fatalny wpływ na gospodarki USA, Kanady i Meksyku.
„To sypanie piachu w tryby międzynarodowego handlu i przemysłu” – powiedział Paul Krugman, ekspert w dziedzinie ekonomii handlu międzynarodowego. laureat ekonomicznej Nagrody im. Nobla. Krugman zwraca uwagę, że gospodarki tych krajów są ze sobą ściśle związane, np. produkcja samochodów w USA jest zależna od części sprowadzanych z Meksyku i Kanady. „Mozna to ująć w ten sposób, że do niedawna nie było czegoś takiego jak produkcja w USA, Kanadzie czy Meksyku, tylko produkcja w Ameryce Północnej – wysoce wydajny, wzajemnie korzystny system, który rozciągał się ponad granicami trzech krajów” – pisze Krugman.
„Praktycznie wszyscy ekonomiści uważają, że wpływ ceł będzie bardzo zły dla Ameryki i świata” – komentował Joseph Stiglitz, także laureat Nagrody im. Nobla w dziedzinie nauk ekonomicznych. „Niemal na pewno spowodują wzrost inflacji”.
Jak na ironię ,Trump prowadził kampanię pod hasłem walki z inflacją, a nawet obniżenia cen w amerykańskich sklepach. Był to też jeden najważniejszych tematów dla jego wyborców. Tymczasem po decyzji Trumpa wzrosną między innymi ceny żywności.
W nocy na 1 lutego rosyjska armia przeprowadziła zmasowany atak na ukraińskie miasta. Do ataku Rosjanie mieli wykorzystać 165 typów broni: 42 rakiety oraz 123 drony. W Połtawie blok mieszkalny został zrównany z ziemią
Według Dowództwa Sił Powietrznych Ukrainy zaatakowane zostały obwody zaporoski, odeski, sumski, charkowski, chmielnicki oraz kijowski. Ukraińskie obrona zestrzeliła 56 dronów.
Jak podają Siły Powietrzne, znaczna liczba rakiet nie dotarła do celu – miały im przeszkodzić działania Sił Obronnych. Jednak są też trafienia. Dowództwo SP na razie nie ujawnia szczegółowej informacji na ten temat.
Wiadomo tylko, że cześć pocisków oraz drony uderzeniowe trafiły w obiekty infrastruktury krytycznej, sieci energetycznej oraz cywilnej infrastruktury.
W kilku obwodach zostały wprowadzone awaryjne przerwy w dostawie prądu.
Rakieta Ch-22 trafiła w pięciopiętrowy blok mieszkalny w Połtawie, który od uderzenia się zawalił. Wybuchł pożar. Zostały uszkodzone też budynki obok oraz 12 samochodów.
Według ostatnich informacji Państwowej Służby ds. Sytuacji Nadzwyczajnych Ukrainy
wskutek ataku zginęło osiem osób, w tym dziecko.
17 osób odniosło obrażenia i trafiło do szpitala. Wśród nich jest czwórka dzieci: 3 miesiące, 2, 8 i 12 lat.
Ratownikom udało się uratować 22 osoby. Pod gruzami wciąż mogą być ludzie. Akcja ratownicza trwa. Ratownikom pomagają wyszkolone psy. W akcję poszukiwawczą zaangażowanych jest ponad 460 ratowników, policjantów oraz służb miejskich.
Akcja poszukiwawcza została zakończona. W gruzach ratownicy znaleźli jeszcze sześć ciał. W Połtawie rosyjska rakieta zabiła 14 osób, w tym dwoje dzieci: 9 oraz 12 lat. 20 osób odniosło obrażenia.
Wskutek rosyjskiego ataku w nocy na 1 lutego w Ukrainie zginęło 17 osób.
Dzień wcześniej, wieczorem 31 stycznia, Rosja zaatakowała centrum historyczne Odessy. Rannych jest siedem osób.
Ostatnio nasiliły się rosyjskie ataki na Ukrainę. Cel Rosjan pozostaje niezmienny – terroryzują ludność cywilną, zabijają zwykłych Ukraińców. Od początku tzw. operacji specjalnej, która trwa już prawie trzy lata, zaprzeczają, że celują w obiekty cywilne.
„Każdy taki atak terrorystyczny dowodzi, że potrzebujemy większego wsparcia w obronie przed rosyjskim terrorem. Każdy system obrony powietrznej, każdy antyrakietowy pocisk ratuje nam życie. Bardzo ważne jest, aby nasi partnerzy działali, wypełniali nasze umowy i zwiększali presję na Rosję” – napisał prezydent Wołodymyr Zełenski w mediach społecznościowych.
Inne teksty na podobny temat w OKO.press: