Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Izraelczycy twierdzą, że był to zamach na życie Mohhameda Deifa, dowódcy zbrojnego ramienia Hamasu. Nie mają jednak pewności, czy zginął. Ofiary znajdowały się w „bezpiecznej” strefie humanitarnej
W sobotę 13 lipca izraelska armia uderzyła okolice Al-Mauasi w południowej Strefie Gazy – według katarskiej telewizji al Dżazira pięcioma rakietami i pięciomia bombami. Uderzenie zniszczyło willę, w której mieli spotykać się ważni dowódcy Hamasu. Palestyńczycy twierdzą, że celem były również znajdujące się w okolicy namioty uchodźców. Izraelczycy temu zaprzeczają. Ale siła uderzenia była potężna. Zdaniem Ministerstwa Zdrowia Gazy atak ten pochłonął 141 żyć.
Jak z tego ataku tłumaczy się Izrael? Nalot miał zabić Mohameda Deifa – dowódcę Brygad al-Kassam, zbrojnego skrzydła Hamasu. Udany zamach na Deifa byłby dużym sukcesem Izraela i pozwoliłby pokazać premierowi Netanjahu, że stawiane przez niego cele wojny są realizowane. Zdaniem „New York Times'a” sam Netanjahu aprobował plan ataku. Patrick Kingsley i Ronen Bergman w tekście w amerykańskim dzienniku pokazują jednak, że przesłanki do tak agresywnego ataku były nikłe.
Willa należała do Rafa'a Salameha, bliskiego współpracownika Deifa, również ważnej figury w Hamasie. Celem był jednak Deif. Szin Bet miał wykryć obecność Salameha tygodnie temu, ale czekał, aż pojawi się tam Deif. „NYT” pisze, że Izraelczycy otrzymali informacje „sugerujące”, że Deif może przebywać w willi. W tekście nikt nie sugeruje, że izraelskie służby miały pewność, że cel znajduje się na miejscu. Po głównym uderzeniu wykonano następnie mniejsze, którego celem były służby ratunkowe zmierzajace a miejsce ataku.
Izraelscy oficjele, z którymi rozmawiali Kingsley i Bergman uważają, że cel ataku usprawieliwia to, że znajdował się on w wyznaczonej przez Izrael bezpiecznej strefie humanitarnej.
Tymczasem dwa dni później nie ma żadnego dowodu na to, że Deif zginął w ataku. Nie potwierdził tego premier Netanjahu, Hamas zaprzecza. Jest natomiast wiele dodowów pokazujących, że zginęło wiele niewinnych osób, które znajdowały się w „bezpiecznej” strefie, wyznaczonej przez izraelską armię.
Atak i sposób jego przeprowadzenia po raz kolejny pokazuje, że izraelska armia bardzo nisko ceni sobie życia Palestyńczyków. Armia z całą pewnością wiedziała, że willa znajduje się w strefie humanitarnej i zdawała sobie sprawę z tego, że tak ostry atak niesie za sobą wiele strat cywilnych. Ale na wielu szczeblach dowodzenia uznano, że warto go przeprowadzić.
W efekcie ponad sto osób nie żyje, być może udało się zabić jednego ważnego członka Hamasu, drugi, ważniejszy, mógł właśnie uniknąć kolejnej próby zamachu na jego życie. Izraelczycy będą bronić się wojenną zasadną proporcjonalności (jeśli mamy do czynienia z legalnym celem wojennym, pewne straty cywilne są do zaakceptowania), ale makabryczny rachunek jednego zabitego członka Hamasu za znacznie ponad 100 osób da się usprawiedliwić tylko, jeśli nie uważa się cywilnych mieszkańców Gazy za posiadających własną godność ludzi.
Jak wygląda sytuacja po zamachu na Donalda Trumpa? Co wiemy o zamachowcu? Jak reagują Trump i jego partia? Przedstawiamy telegraficzny skrót kluczowych informacji
Oto, co wiemy na temat zamachu w niedzielę 14 lipca o godzinie 18:
Więcej na temat przebiegu zamachu na Trumpa w tekście Miłady Jędrysik w OKO.press:
Więcej na ten temat tutaj:
Więcej na ten temat tutaj:
Więcej na ten temat tutaj:
Trump ogłasza, że uratował go Bóg – a sam nie może się doczekać następnego przemówienia do wyborców
Po zamachu Donald Trump wydał już dwa oświadczenia w serwisie X. „To sam Bóg zapobiegł temu, co nie do pomyślenia” – napisał w drugim z nich i zapowiedział, że jutro wystąpi na rozpoczynającej się trzydniowej krajowej konwencji Republikanów w Milwaukee w stanie Wisconsin. Podczas konwencji Trump otrzyma od Republikanów oficjalną nominację na kandydata na prezydenta USA.
„W tym momencie ważniejsze niż kiedykolwiek jest, abyśmy się zjednoczyli i pokazali nasz prawdziwy charakter jako Amerykanów, pozostali silni i zdeterminowani i nie pozwolili złu zwyciężyć. Naprawdę kocham nasz kraj i kocham was wszystkich. Nie mogę się doczekać, aby przemówić do naszego wspaniałego narodu w tym tygodniu w Wisconsin” – napisał Trump.
Tymczasem przewodniczący Komitetu Krajowego Partii Republikańskiej, Michael Whatley, poinformował, że partia współpracuje z władzami, aby zapewnić bezpieczeństwo podczas konwencji w Milwaukee.
„Czujemy się bardzo komfortowo, współpracując z Secret Service, współpracujemy z 40 różnymi agencjami ścigania, jeśli chodzi o to, jak będzie wyglądać to bezpieczeństwo” – mówił Whatley.
Osobne, utrzymane w bardzo emocjonalnym tonie, oświadczenie wydała też żona Trumpa, Melania. „Kiedy patrzyłam, jak ta brutalna kula uderza w mojego męża, Donalda, zdałam sobie sprawę, że moje życie i życie Barrona są na krawędzi druzgocącej zmiany” – napisała w serwisie X.
Wychodzą też na jaw nowe szczegóły dotyczące wydarzeń na wiecu Trumpa w Pensylwanii. Prowadzące śledztwo w sprawie zamachu FBI oficjalnie ogłosiło, że ma wiele wątpliwości dotyczących tego, jak zamachowiec dostał się na dach budynku będący bardzo dogodną pozycją do oddania strzałów skierowanych do Trumpa. Może to świadczyć o tym, że rzeczywiście doszło do poważnych zaniedbań ze strony Secret Service, ale i o tym, że zamachowiec zdołał w jakiś sposób przechytrzyć ochronę. The Wall Street Journal powołując się na źródła w służbach podaje tymczasem, że w samochodzie zamachowca odnaleziono kilka godzin po zamachu ładunki wybuchowe. Zajęli się nimi pirotechnicy FBI.
Więcej na temat zamachu na Trumpa w tekście Miłady Jędrysik w OKO.press:
Uroczystości odsłonięcia pomnika przebiegały w jednoznacznie antyukraińskiej atmosferze. Główną rolę odgrywał ks. Antoni Moskal, zwany przez środowiska nacjonalistyczne „kustoszem pamięci o Wołyniu”
W niedzielę 14 lipca w liczącej 630 mieszkańców wsi Domostawa w gminie Jarocin w województwie podkarpackim odsłonięty został pomnik „Rzeź Wołyńska” autorstwa Andrzej Pityńskiego.
W założeniu pomnik ma upamiętniać ofiary Rzezi Wołyńskiej, czyli Polaków pomordowanych na Wołyniu przez nacjonalistów z podziemnych organizacji ukraińskich w okresie od lipca 1943 roku do lutego 1944 roku. Również w założeniu odsłonięcie pomnika odlanego jeszcze w 2018 roku miało upamiętnić 75 rocznicę rozpoczęcia Rzezi. Pomnika nie chciały jednak w swoich miastach władze m.in. Rzeszowa, Torunia, Jeleniej Góry, Stalowej Woli i kilku mniejszych miejscowości. Nie ze względu na niechęć do upamiętnienia ofiar Rzezi Wołyńskiej, lecz przede wszystkim przez groteskowo-makabryczną formę pomnika, a także ze względu na to, że ma on wydźwięk jednoznacznie antyukraiński.
Pomnik Pityńskiego to 15-metrowej wysokości figura orła z brązu nawiązująca do polskiego godła narodowego. Na skrzydłach orła wypisano nazwy wsi, których mieszkańcy zostali zamordowani w trakcie Rzezi Wołyńskiej. W korpusie orła wycięty został natomiast ogromny krzyż. W jego obrysie znajdują się kilkumetrowej wysokości widły – bardzo podobne do tryzuba z ukraińskiego godła – z nabitą na nie figurką dziecka. Z kolei u podstawy figury widzimy cztery płonące sylwetki ludzi – matki, ojca i dwójki dzieci. Na tym nie koniec, bo są jeszcze sztachety – a na nich ponabijane ludzkie głowy.
W formie pomnik to nekropornograficzna orgia przemocy. W swej wymowie natomiast jest jednoznacznie antyukraiński: jego autor obarcza winą za rzeź nie tylko ukraińskich nacjonalistów, lecz cały ukraiński naród.
Na przyjęcie niechcianej przez liczne miasta i miasteczka makabry zgodziły się ostatecznie władze gminy Jarocin na Podkarpaciu. Miejsce pomnika wyznaczono na specjalnie w tym celu zakupionej działce przy międzynarodowej trasie S19 Via Carpatia mającej łączyć kraje bałtyckie przez Polskę, Słowację, Węgry i Rumunię z Bułgarią i Grecją.
Odsłonięciu pomnika towarzyszyły kilkugodzinne uroczystości z przemowami oficjeli i honorowymi wartami członków bogoojczyźnianych organizacji. Ich integralnym elementem była dość szczególna msza. Koncelebrowało ją kilku księży związanych z komitetem budowy pomnika i środowiskami narodowymi, jednak wiodącą rolę odgrywał przewodniczący komitetu, ksiądz Antoni Moskal. To on wygłosił długie kazanie, w którym oskarżał Ukraińców o chęć fałszowania historii, żalił się, że nie ma z nim niestety żadnego biskupa, dzielił się z wiernymi swą niechęcią do Donalda Tuska i informował, że głosował na Andrzeja Dudę, choć zarazem się na niego skarżył.
Jednocześnie wyrażał wątpliwości związane z wojną w Ukrainie dziwiąc się, że „na przejście w Medyce jadą transporty z czołgami i jednocześnie tysiące samochodów osobowych”. „Czy tam się odbywa wojna, czy może handel samochodami” – pytał głośno ksiądz Moskal, zupełnie tak, jakby występował w rosyjskim programie propagandowym.
Było tego więcej. Ksiądz dowodził, że „stosunki polsko-ukraińskie nigdy nie były dobre”. A także krytykował polską politykę wobec Ukrainy. „Pan Zełenski Kawalerem Orderu Orła Białego? Za co?” – zdumiewał się ksiądz. Kilkuset zebranych wielokrotnie przerywało mu brawami.
Donald Trump i jego partia chwilę po zamachu rozpoczynają kształtowanie narracji mającej pomóc im w wygraniu wyborów prezydenckich. Zapowiada się amerykańska wersja znanego nam w Polsce aż za dobrze „dochodzenia do prawdy o zamachu”
Próba zamachu na Donalda Trumpa podczas wiecu wyborczego w Pensylwanii będzie politycznie dyskontowana zarówno przez samego Trumpa, jak i jego partię. Choć takie jest wilcze prawo polityki, to dodatkowo wyjątkowo wręcz sprzyjają temu warunki skrajnej politycznej polaryzacji, które kształtują atmosferę toczącej się kampanii prezydenckiej.
Republikanie zapowiedzieli już, że na własną rękę zwiększą środki bezpieczeństwa podczas następnych wieców wyborczych Donalda Trumpa. Krajowa konwencja partii w Milwaukee, która rozpoczyna się już jutro, ma się natomiast odbyć zgodnie z planem. Podczas tego wydarzenia oficjalnie „nominujemy naszego prezydenta, aby był odważnym i nieustraszonym kandydatem naszej partii” w wyborach prezydenckich wyznaczonych w Stanach Zjednoczonych na 5 listopada – zapowiedzieli Republikanie.
Zdominowana przez Republikanów Komisja Nadzoru Izby Reprezentantów USA wezwała natomiast na przesłuchanie dyrektorkę Secret Service Kimberly Cheatle. To Secret Service (tajna służba zajmująca się ochroną amerykańskich oficjeli najwyższego szczebla) było odpowiedzialne za ochronę Trumpa – jako byłego prezydenta – podczas wiecu, na którym doszło do zamachu. Wyznaczone na 22 lipca przesłuchanie może być politycznym show o dość istotnym kampanijnym znaczeniu – Republikanie już teraz bowiem otwarcie oskarżają Secret Service o zaniedbania w zapewnieniu ich kandydatowi wystarczającego poziomu ochrony.
„Trump z pewnością potrzebuje większej ochrony – obecnie pojawia się wiele pytań na temat tego, czy Secret Service była w pełni przygotowana” – ogłosił już po zamachu w rozmowie z BBC World jeden z ważniejszych sztabowców Trumpa Stephen Moore.
W serwisie X. natomiast jego właściciel miliarder Elon Musk w przerwach między wrzucaniem wpisów z fotografiami Donalda Trumpa domaga się natychmiastowego ustąpienia szefostwa Secret Service. W poprzedzający zamach piątek 12 lipca amerykańskie media ujawniły, że Musk wpłacił „znaczną kwotę” na kampanię Donalda Trumpa. Ile dokładnie – dowiemy się nie później niż w poniedziałek 15 lipca, bo takie są wymogi prawne dotyczące finansowania kampanii. Algorytmy serwisu X. już teraz bardzo jednoznacznie premiują użytkowników zaangażowanych we wspieranie Trumpa.
Reguły amerykańskich kampanii prezydenckich są bardzo brutalne – w tej politycznej bitwie nie bierze się jeńców. Republikanom i Trumpowi w podejmowaniu prób politycznego dyskontowania zamachu zapewne nie będzie więc przeszkadzał fakt, że 20 letni zamachowiec Thomas Matthew Crook, co ujawniła agencja Reutera, okazał się być zarejestrowanym zwolennikiem Partii Republikańskiej, który już w wieku 17 lat dokonywał drobnych wpłat na partię. Motywy jego działania pozostają nieznane – i niewykluczone, że nigdy się już o nich nie dowiemy, zamachowiec został bowiem zastrzelony przez agentów Secret Service.
Przeprowadzony przez 20-latka zamach na Trumpa noszący też cechy próby dokonania masowej masakry (zginął jeden z uczestników wiecu, dwóch innych zostało ciężko rannych) jest też dość jaskrawym argumentem przeciwko powszechnemu dostępowi do broni – który tradycyjnie pozostaje jednym z bardziej istotnych haseł zarówno Republikanów, jak i samego Trumpa. I to jednak zapewne nie przeszkodzi Republikanom w budowie politycznej kampanijnej narracji wokół zamachu.
Kształtująca się właśnie republikańska opowieść o zamachu na Trumpa ma już swych zwolenników wśród pewnej kategorii polityków z innych krajów.
„Scenariusz jak z zeszytu szkolnego. Przeciwnicy polityczni D. próbują zamknąć usta Trumpowi, a gdy im się nie udaje, tak wkurzają opinię publiczną, że jakiś przegrany sięga po broń. A teraz będziemy świadkami przemówień o potrzebie pojednania, ustępstw i przebaczenia” – napisał w mediach społecznościowych premier Słowacji, prorosyjski i eurosceptyczny populista Robert Fico. „Przeciwnicy polityczni D.” to w domyśle oczywiście Demokraci.
Według lidera holenderskiej skrajnej prawicy Geerta Wildersa natomiast zamach to bezpośredni wynik „mowy nienawiści lewackich mediów i polityków, które stale piętnują prawicę jako rasistów i nazistów”.
W bardzo podobnym tonie wypowiedział się Dmitrij Pieskow, rzecznik prezydenta Rosji Władimira Putina. „Nie wierzymy, że próba wyeliminowania i zamachu na Trumpa została zorganizowana przez obecne władze. Ale to atmosfera wokół kandydata Truma sprowokowała to, z czym Ameryka mierzy się dziś. Po licznych próbach usunięcia kandydata Trumpa ze sceny politycznej – przy użyciu środków prawnych, sądów, prokuratorów, próbach politycznej dyskredytacji i skompromitowania kandydata – dla wszystkich zewnętrznych obserwatorów było oczywiste, że jego życie jest w niebezpieczeństwie.” – mówił rosyjski propagandzista.
Więcej na temat zamachu na Trumpa w tekście Miłady Jędrysik w OKO.press: