Bez zaskoczenia: w niedzielę 15 grudnia Rada Krajowa Nowej Lewicy zatwierdziła przez aklamację start Magdaleny Biejat w wyborach prezydenckich
Prezydent Ukrainy powiedział, że jego kraj mógłby na razie zrezygnować z prób odzyskania okupowanego przez Rosję terytorium. W zamian domaga się ekspresowego członkostwa w NATO dla pozostałej części Ukrainy
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w piątek 29 listopada wieczorem udzielił wywiadu korespondentowi brytyjskiej telewizji Sky News, Stuartowi Ramsayowi. W rozmowie zasugerował, że Ukraina byłaby gotowa – czasowo – zrezygnować z próby odbicia okupowanych przez Rosję ziem. W zamian za członkostwo w NATO dla pozostałej części kraju.
„Żeby zakończyć gorącą fazę wojny, musimy schować pod parasol NATO terytorium Ukrainy, które obecnie kontrolujemy. Musimy zrobić to szybko. Potem tereny okupowane moglibyśmy odzyskać na drodze dyplomatycznej” – stwierdził Zełenski.
Według prezydenta zawieszenie broni na takich warunkach jest konieczne, by zagwarantować, że „Putin nie wróci” po kolejne porcje ukraińskiej ziemi. Zełenski podkreślił, że NATO powinno „niezwłocznie” zdecydować się na taki ruch. W innym wypadku Rosja „z całą pewnością” będzie brnęła dalej.
W wywiadzie Zełenski mówił też o współpracy z nową administracją Stanów Zjednoczonych. Pod koniec stycznia prezydentem USA zostanie ponownie Donald Trump.
„Chcę bezpośrednio z nim współpracować, bo wiem, że ludzie z jego otoczenia mają różne wizje. Dlatego nie możemy pozwolić, by ktokolwiek zakłócał komunikację między nami. [...] Chce mówić mu o swoich pomysłach i słuchać, co ma do powiedzenia” – zaznaczył Zełenski.
Trwa dyplomatyczna ofensywa Ukrainy przed zmianą w Białym Domu. Amerykański prezydent-elekt Donald Trump wielokrotnie zapowiadał, że gdy odzyska władzę, ekspresowo zakończy wojnę Rosji z Ukrainą. Niejasne jest, jak zamierza to zrobić, ale obie strony konfliktu spodziewają się, że USA będą naciskać na kompromis i ustępstwa. Ukraina chce do tego czasu uzyskać jak największe gwarancje bezpieczeństwa.
W piątek 29 listopada agencja Reuters podała, że dotarła do listu szefa ukraińskiej dyplomacji Andrija Sybihy skierowanego do głów państw członkowskich NATO. Sybiha zaapelował, by jak najszybciej wystosowały dla Ukrainy zaproszenie do Sojuszu. Najbliższy szczyt NATO odbędzie się w Brukseli w nadchodzącym tygodniu, 3-4 grudnia.
Jak dotąd NATO deklarowało, że droga Ukrainy do akcesji jest nieodwracalna, ale oficjalnie nie zrobiło pierwszego kroku – nie wystosowało zaproszenia. Taka decyzja wymagałaby zgody wszystkich 32 członków, a tej na razie nie ma. Władimir Putin regularnie grozi NATO atomowym konfliktem, jeśli Ukraina zostanie jego członkiem.
W wywiadzie dla Sky News Wołodymyr Zełenski sugeruje możliwość odrębnego potraktowania okupowanych przez Rosję wschodnich terenów. Jak przypomina PAP, wspominał o tym już wcześniej. W lipcu tego roku, w wywiadzie dla dziennika „Le Monde” Zełenski powiedział, że ziemie te mogłyby zostać przyłączone do Rosji – o ile ich mieszkańcy wybraliby taką opcję w uczciwym referendum. Zaznaczył wtedy jednak, że najpierw Ukraina musiałaby te terytoria odzyskać, by takie referenda zorganizować.
Referenda zorganizowane przez Rosję w 2022 roku w obwodach donieckim, chersońskim, ługańskim i zaporoskim dały Władimirowi Putinowi asumpt do ogłoszenia ich aneksji we wrześniu 2022. Wyniki tych głosowań nie zostały uznane przez społeczność międzynarodową. Rosja od lutego 2014 roku za własne terytorium uważa też ukraiński Krym.
Jacek Bartmiński, wiceminister aktywów państwowych z ramienia Polski 2050 stracił stanowisko. Były wiceszef resortu wydał oświadczenie, w którym krytykuje koalicjantów
Wiceminister aktywów państwowych Jacek Bartmiński stracił stanowisko w piątek 29 listopada po południu. Tuż po dymisji wydał oświadczenie, w którym pisze że został zdymisjonowany w związku z „oceną działania rady nadzorczej jednej z nadzorowanych spółek” – chodzi o LOT. Zapewnia, że to nie on stał za próbą odwołania przez radę nadzorczą prezesa LOT Michała Fijoła. Podkreśla, że „wyraził wobec rady nadzorczej oczekiwanie powstrzymania się w tym przejściowym okresie od podejmowania ważnych decyzji, w tym decyzji kadrowych”. Jednocześnie jednak Bartmiński w tym samym oświadczeniu uderza w koalicjantów swej partii.
„Dbałem o apolityczny i merytoryczny skład rad nadzorczych nadzorowanych przeze mnie spółek, co w kilku przypadkach doprowadziło do odebrania mi tego nadzoru i przekazywania go głównemu koalicjantowi” – pisze Bartmiński. Były wiceminister podkreśla też, że „nie doczekał się wyjaśnienia afery w Totalizatorze”.
Polska 2050 staje po stronie Bartmińskiego. Partia ogłosiła, że nie wystawi kandydata na następcę Bartmińskiego (do czego uprawnia ją umowa koalicyjna), dopóki „w Sejmie nie znajdzie się większość dla ustawy profesjonalizującej nadzór nad spółkami skarbu państwa”.
„Wyłączenie się przez Polskę 2050 z nadzorowania państwowych spółek, wobec braku zgody na ich odpartyjnienie, nie oznacza końca koalicji” – zaznacza przy tym partia Szymona Hołowni.
W resorcie aktywów państwowych Bartmiński nadzorował państwowe spółki z sektora lotniczego – w tym PLL LOT i Polską Grupę Lotniczą. Jego odwołanie ma związek z sytuacją w LOT – którego prezesa Michała Fijoła próbowała odwołać rada nadzorcza. Skończyło się przeniesieniem nadzoru nad LOT do ministerstwa infrastruktury, odwołaniem dwóch członków rady nazdorczej i ponownym powołaniem Fijoła na stanowisko prezesa państwowych linii lotniczych.
Według części mediów Jacek Bartmiński miał wejść w ostry spór dotyczący LOT i osoby jego prezesa z politykami Koalicji Obywatelskiej. Interweniować miał premier Donald Tusk.
O zwiększenie budżetu NCN apelowały środowiska naukowe i rada tej instytucji
Donald Tusk zdecydował, że 500 mln złotych w obligacjach z rezerwy premiera trafi do Narodowego Centrum Nauki. Premier poinformował o tym w piątek 29 grudnia podczas wręczania nagród prezesa rady ministrów za osiągnięcia naukowe.
„W zasobie prezesa rady ministrów są obligacje, pieniądze (…) dlatego postanowiliśmy także dołożyć jeszcze do tych budżetowych pieniędzy, konkretnie na Narodowe Centrum Nauki, w tym przede wszystkim na stypendia, dodatkowe 500 mln w obligacjach” – mówił Donald Tusk.
O zwiększenie budżetu Narodowego Centrum Nauki apelowali naukowcy – informowaliśmy w OKO.press o ich petycji w tej sprawie. O dodatkowe środki – 300 mln złotych – prosiła też wcześniej rada NCN.
"Każda złotówka zainwestowana w badania i innowacje generuje od 4 do 7 zł zwrotu w gospodarce. Dziś Premier Donald Tusk przekazał kolejne 0,5 mld zł na Narodowe Centrum Nauki, które wspiera działalność naukową w zakresie kluczowych badań podstawowych. Potrzebujemy innowacyjnej gospodarki i budowania nowych silników wzrostu gospodarczego Polski” – napisał po ogłoszeniu decyzji premiera na platformie X minister finansów Andrzej Domański.
Polska na badania przeznacza zaledwie 0,5 proc. swojego PKB. Dla porównania Francja utrzymuje ten budżet na poziomie 2,5 proc, a Niemcy – 3,5 proc. PKB. Zwiększenie finansowania nauki jest jednym z punktów 100 konkretów Koalicji Obywatelskiej na 100 pierwszych dni funkcjonowania rządu. Postulat nie znalazł się jednak w umowie koalicyjnej. Zdaniem przedstawicieli uczelni nauka powinna być finansowana 3 proc. PKB.
Budżet NCN wynosił dotąd ponad 1,6 mld zł, z czego 1,583 mld jest kierowane bezpośrednio na projekty badawcze. „W latach 2018-2023 budżet NCN był praktycznie zamrożony. Przez te sześć lat dotacja celowa NCN na finansowanie badań naukowych wzrosła o zaledwie kilkanaście procent – z 1,226 mld do 1,392 mld zł. Z powodu tak niskiego budżetu NCN nie było w stanie sfinansować wielu bardzo dobrych projektów. W 2023 roku finansowanie na realizację swoich naukowych planów otrzymało zaledwie 11 procent naukowców starających się o grant w NCN” – czytamy na stronie Narodowego Centrum Nauki.
Szef brytyjskiego wywiadu opisał prowadzone przez Rosję w Europie akcje sabotażowe. Stwierdził też, że „Putin i jego akolici uciekają się do nuklearnego potrząsania szabelką, aby siać strach przed konsekwencjami pomocy Ukrainie.”
Richard Moore, szef brytyjskiej służby wywiadowczej SIS (MI6) wystąpił w ambasadzie Wielkiej Brytanii w Paryżu z okazji 120. rocznicy utworzenia Entente Cordiale, czyli układu zawartego w 1904 pomiędzy Wielką Brytanią i Francją, w rozszerzonej formie obowiązującego w trakcie I wojny światowej.
Przemówienie Moore'a dotyczyło jednak nie historii, a współczesności. Szef brytyjskiego wywiadu mówił przede wszystkim o tym, jak Rosja prowadzi długofalową kampanię na rzecz zniechęcania społeczeństw Zachodu do wspierania Ukrainy. Wydaje się, że jednymi z głównych adresatów wystąpienia Moore'a mogli być prezydent-elekt Stanów Zjednoczonych Donald Trump i przyszli członkowie jego administracji.
„Niedawno odkryliśmy oszałamiająco nieodpowiedzialną kampanię rosyjskiego sabotażu w Europie, podczas gdy Putin i jego akolici uciekają się do nuklearnego potrząsania szabelką, aby siać strach przed konsekwencjami pomocy Ukrainie” – mówił w Paryżu Moore.
I ostrzegał przed ewentualnym zaprzestaniem działań na rzecz Ukrainy ze strony państw Zachodu. „Koszty pomocy Ukrainie dobrze znamy. Ale koszt niepodjęcia takich działań byłby nieskończenie wyższy. Jeśli Putinowi się uda, Chiny rozważą konsekwencje, Korea Północna nabierze odwagi, a Iran stanie się jeszcze bardziej niebezpieczny.” – mówił szef brytyjskiego wywiadu.
Od momentu pełnoskalowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę służby specjalne krajów NATO wykryły już kilka działających w Europie rosyjskich siatek sabotażowo-dywersyjnych i szpiegowskich. Jedno z ostatnich takich odkryć dotyczyło grupy, która usiłowała umieścić za pośrednictwem znanych firm kurierskich bomby zapalające na pokładach samolotów cargo startujących z portów lotniczych na terenie Europy. To właśnie najprawdopodobniej ta „oszałamiająco nieodpowiedzialna kampania rosyjskiego sabotażu”, o której mówił w Paryżu Moore. W ubiegłym miesiącu jednak szef MI6 informował, że rosyjska GRU podjęła działania na rzecz przeprowadzenia zamachu na terenie Wielkiej Brytanii lub innego kraju Europy. Szczegółów nie podano.
Władimir Putin w ostatnich miesiącach intensyfikuje natomiast nuklearne groźby pod adresem Zachodu. Odpowiedzią na zezwolenie przez USA, Wielką Brytanię i Francję na stosowanie przez Ukrainę pocisków z dostaw z tych krajów do atakowania celów na terytorium Rosji była natychmiastowa aktualizacja rosyjskiej doktryny nuklearnej. Chwilę później ukraińskie miasto Dniepr zostało zaatakowane przez Rosję konwencjonalną wersją wielogłowicowego pocisku nuklearnego średniego zasięgu. W ostatni czwartek natomiast, na szczycie Rosji i jej sojuszników w Kazachstanie Putin groził użyciem „wszelkich środków zniszczenia” przeciwko Ukrainie, „jeśli ta uzyskałaby dostęp do broni atomowej”. Dyktatorowi Rosji nie przeszkadzał w tym fakt, że Ukraina nie stara się w żaden sposób uzyskać dostępu do broni atomowej, co bezustannie zarzuca zaatakowanemu krajowi propaganda Kremla.
Mniejszościowy rząd Francji bezskutecznie usiłuje przeforsować plan oszczędnościowy. Tymczasem gwałtownie rosną koszty obsługi francuskiego długu. Kraj zmierza w stronę kryzysu politycznego
Chwiejny i niedysponujący większością w parlamencie rząd utworzony we Francji przez macronistów po przedterminowych wyborach parlamentarnych może zostać zmuszony do ustąpienia. Opozycja – ze skrajną prawicą i ugrupowaniami lewicowymi na czele – ostro sprzeciwia się planowi oszczędnościowemu, który próbuje wdrożyć rząd przed uchwaleniem budżetu.
Tymczasem na budżetowy impas reagują bardzo wymownie rynki finansowe. Ostro rosną koszty obsługi francuskiego długu. W czwartek na krótki czas rentowność francuskich obligacji przewyższyła rentowność papierów dłużnych Grecji. Stało się to po raz pierwszy w historii – a główną przyczyną wydaje się być obawa inwestorów przed politycznym chaosem, w jakim może pogrążyć się Francja. W wyniku przedterminowych wyborów rozpisanych przez prezydenta Emmanuela Macrona, które odbyły się na przełomie czerwca i lipca, żadna z partii nie była i nie jest w stanie utworzyć rządu dysponującego względnie stabilną większością w parlamencie. Francją rządzi więc rząd mniejszościowy, który nie jest w stanie przeforsować w parlamencie własnej propozycji budżetu bez głosów opozycji. Ta zaś zdecydowanie odmawia poparcia planu oszczędnościowemu Barniera. Marine Le Pen, przywódczyni skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego zagrozila już obaleniem gabinetu Barniera w wypadku, gdyby dalej próbował on narzucić parlamentowi plan oszczędnościowy.
Mniejszościowy rząd Michela Barniera – oparty przede wszystkim na partii prezydenta Emmanuela Macrona – usiłuje przeforsować plan drakońskich oszczędności w finansach publicznych. Chodzi o około 60 mld euro w skali roku – co oznacza konieczność głęboki cięć w m.in. opiece społecznej, służbie zdrowia, emeryturach i finansach samorządów lokalnych. Na tym nie koniec, bo rząd Barniera zamierza też podwyższyć niektóre podatki i przywrócić zawieszony na czas kryzysu energetycznego podatek od zużycia energii elektrycznej.
Francja znajduje się w tej kwestii pod znaczną presją ze strony Unii Europejskiej. Komisja Europejska objęła kraj procedurą monitorowania nadmiernego deficytu. Aby wypełnić zobowiązania wobec UE, Francja musi zbić swój deficyt budżetowy z ok 7 do 5 procent. I temu właśnie ma służyć plan rządu Barniera.
Francuski dług publiczny wzrastał w szybkim tempie od 2020 roku – najpierw na skutek pandemii a następnie za sprawą wojny w Ukrainie. Rząd finansował z długu programy osłonowe, podczas gdy gospodarcze spowolnienie przekładało się na niższe wpływy do budżetu z podatków.