Po kolejnych rewelacjach o kłopotach, których napytał sobie minister nauki, trwa dyskusja, czy nadaje się na to stanowisko
Jak informuje Onet, zarząd PKOl przegłosował dziś kandydaturę Andrzeja Dudy do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Decyzję potwierdził w rozmowie z TVN24 szef PKOL Radosław Piesiewicz.
„Na dzisiejszym zarządzie rekomendację pana prezydenta Andrzeja Dudy zatwierdził zarząd Polskiego Komitetu Olimpijskiego” – powiedział w rozmowie z reporterką Faktów po południu Michaliną Czepitą prezes PKOl Radosław Piesiewicz.
Za kandydaturą Andrzeja Dudy zagłosowało 29 osób, 4 były przeciw, 6 się wstrzymało. O swojej nominacji Andrzej Duda dowie się jednak najprawdopodobniej z mediów.
Dopytywany bowiem przez TVN24 Piesiewicz zastrzegł, że „jeszcze nie było okazji”, aby przekazać tę informację prezydentowi.
Trwają spekulacje, czy Andrzej Duda po zakończeniu prezydentury zajmie jakieś wysokie międzynarodowe stanowisko. Wśród potencjalnych opcji wymienia się także Międzynarodowy Komitet Olimpijski.
Obecnie MKOl liczy 111 członków pełniących 8-letnie kadencje. Od 2021 roku w MKOL zasiada wicemistrzyni olimpijska z Pekinu (2008) i Rio de Janeiro (2016) w kolarstwie górskim Maja Włoszczowska.
„Nasze środowisko będzie dążyło do tego, by odbudować wizerunek PKOl. To, jak wygląda aktualnie, nikomu nie sprzyja”
– mówiła Włoszczowska we wrześniu 2024 roku. Chodzi o kontrowersje wokół prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego, Radosława Piesiewicza.
Po słabych wynikach na igrzyskach olimpijskich w Paryżu, minister sportu Sławomir Nitras zażądał informacji od PKOl i związków sportowych na temat wydatkowania publicznych pieniędzy. Ministerstwo chciało sprawdzić, czy dotacje zostały przeznaczone na rozwój sportu, czy na wyjazdy działaczy, m.in. właśnie na igrzyska w Paryżu.
Minister sportu apelował do prezesa PKOl także o ujawnienie swoich zarobków. Spekulowano, że Piesiewicz mógł zarabiać nawet 100 tysięcy złotych miesięcznie, choć jego poprzednicy pełnili funkcję prezesa społecznie.
W związku z kontrowersjami wokół działań Piesiewicza kolejni sponsorzy zaczęli wypowiadać umowy PKOl.
Premier Donald Tusk po spotkaniu z Emmanuelem Macronem zapewnił, że Polska nie planuje obecności wojsk w Ukrainie po osiągnięciu rozejmu z Rosją.
Premier Donald Tusk spotkał się dziś w Warszawie z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem.
“Chcę skorzystać z tej okazji i przeciąć spekulacje na temat potencjalnej obecności wojsk tego czy innego kraju w Ukrainie po osiągnięciu rozejmu, zawieszenia broni czy pokoju" – powiedział Tusk w rozmowie z dziennikarzami.
Premier podkreślił, że Ukraina powinna być obecna przy wszystkich rozmowach pokojowych.
“Każdy wariant, każda propozycja musi być akceptowana przez naszych przyjaciół w Kijowie” – dodał Tusk.
“Pokój musi być wynegocjowany przez Ukraińców i zapewniać im trwałe gwarancje bezpieczeństwa”
- podkreślił Macron.
Prezydent Francji mówił także o Rosji, która coraz częściej dokonuje ataków dezinformacyjnych i stara się wpływać na wybory w Europie.
Jako przykład wymienił m.in. Mołdawię i Gruzję. Macron wskazał też na Rumunię, gdzie Sąd Najwyższy unieważnił pierwszą turę wyborów prezydenckich.
„Musimy wzmocnić nasze działania, aby uniemożliwić manipulowanie europejską cyberprzestrzenią” – powiedział Macron.
W niedzielę 8 grudnia przy okazji otwarcia odbudowanej po pożarze paryskiej katedry Notre Dame doszło do spotkania Donalda Trumpa i prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego.
Amerykański prezydent-elekt jeszcze w czasie kampanii zapowiadał, że po objęciu urzędu zakończy wojnę w Ukrainie w ciągu 24 godzin.
Choć taką wypowiedź należy traktować raczej jako kampanijny bon mot niż realną obietnicę, to jednak postawa Donalda Trumpa wobec Władimira Putina może mieć kluczowe znaczenie dla przyszłości Ukrainy.
Do paryskiego spotkania Trumpa i Zełenskiego doprowadził prezydent Francji Emmanuel Macron. Nie ujawniono szczegółów samego spotkania, jednak prezydent Ukrainy zapewniał, że było ono “dobre” i “produktywne”.
“Ukraina bardziej niż ktokolwiek inny pragnie zakończenia tej wojny. Bez wątpienia rozwiązanie dyplomatyczne uratowałoby wiele istnień. Jak podkreśliłem jednak w rozmowie z prezydentem Macronem i prezydentem Trumpem:
Putin nie chce zakończenia tej wojny. Trzeba go do tego zmusić”
- napisał Wołodymyr Zełenski w mediach społecznościowych po spotkaniu w Pałacu Elizejskim.
List gończy za byłym wiceministrem sprawiedliwości opublikowano na stronie Komendy Stołecznej Policji. Funkcjonariusze proszą o pomoc w ustaleniu, gdzie przebywa polityk PiS, którego chcą zaaresztować
Prokuratura Krajowa na prośbę policji wystawiła list gończy za posłem PiS Marcinem Romanowskim, byłym wiceministrem sprawiedliwości.
List opublikowano na stronie internetowej Komendy Stołecznej Policji. Zawiera zdjęcie Romanowskiego, jego dane i cechy rozpoznawcze takie jak wzrost i kolor oczu.
Policjanci proszą o kontakt osoby posiadające jakiekolwiek informacje o miejscu pobytu poszukiwanego. “Za ukrywanie poszukiwanego lub dopomaganie mu w ucieczce grozi kara pozbawienia wolności do lat 5 (art. 239 § 1 kk). Osobom informującym o pobycie poszukiwanego zapewniamy anonimowość. (art. 280 § 2 kpk)” – czytamy w liście.
Funkcjonariusze od kilku dni bezskutecznie szukają Romanowskiego, który ma zostać tymczasowo aresztowany. Ale choć polityk nie przestaje publikować wpisów w mediach społecznościowych, miejsca jego pobytu nie udało się ustalić – stąd wniosek policji do prokuratury o wydanie za nim listu gończego.
Marcin Romanowski jest podejrzanym w śledztwie wokół dotacji z Funduszu Sprawiedliwości, który nadzorował jako wiceminister w rządzie PiS. Prokuratura Krajowa zarzuca mu popełnienie 11 przestępstw, za które grozi mu do 25 lat więzienia. Chodzi o przywłaszczanie sobie dotacji z Funduszu oraz ustawianie konkursów pod wybrane podmioty. Jednym z wątków dotyczących Romanowskiego jest opisywana przez nas niemal 100-milionowa dotacja dla Fundacji Profeto ks. Michała O.
Prokuratura po raz pierwszy zatrzymała Romanowskiego jeszcze w lipcu, po tym jak Sejm uchylił mu immunitet. Ale polityk wyszedł na wolność, gdy okazało się, że przysługuje mu drugi immunitet członka Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Ten uchylono na początku października. Wtedy Romanowski ponownie usłyszał zarzuty, a śledczy jeszcze raz zawnioskowali o jego tymczasowe aresztowanie.
W poniedziałek 9 grudnia Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa zgodził się na zastosowanie tego środka zapobiegawczego. Bo wg sądu Romanowski może nakłaniać świadków do składnia fałszywych zeznań i utrudniać śledztwo – na co zresztą już są dowody. Inną przesłanką tymczasowego aresztowania jest surowa kara, która grozi Romanowskiemu oraz wysokie prawdopodobieństwo, że popełnił zarzucane mu przestępstwa.
Policja zaczęła poszukiwania we wtorek, ale mimo starań, nie namierzyła byłego wiceministra. List gończy ma “zintensyfikować czynności zmierzające do ustalenia aktualnego miejsca pobytu i zatrzymania podejrzanego”.
Policja nie może ustalić miejsca pobytu Marcina Romanowskiego, dlatego złożyła wniosek o wydanie za nim listu gończego. Były wiceminister ma zostać aresztowany w związku z zarzutami dotyczącymi Funduszu Sprawiedliwości.
Rzecznik MSWiA poinformował, że policja wystąpiła do Prokuratury Krajowej z wnioskiem o wystawienie listu gończego za byłym wiceministrem sprawiedliwości Marcinem Romanowskim.
“Istnieje uzasadnione podejrzenie, że poseł ukrywa się, stąd konieczność wydania listu gończego” – napisał Dobrzyński na platformie X.
W poniedziałek 9 grudnia sąd wyraził zgodę na tymczasowe aresztowanie Romanowskiego. Przychylił się do obaw prokuratury, że były wiceminister może utrudniać śledztwo.
Od wtorku 10 grudnia policja próbuje ustalić aktualne miejsce pobytu Romanowskiego, aby go zatrzymać i doprowadzić do aresztu. Sprawdzanie kolejnych lokalizacji, w tym miejsca zameldowania i biur poselskich, nie przyniosło skutku.
Dlatego policja zdecydowała się zawnioskować o wydanie listu gończego za posłem PiS.
Marcin Romanowski w latach 2019-2023 był wiceministrem sprawiedliwości, współpracownikiem ministra Zbigniewa Ziobry. W ministerstwie odpowiadał za nadzorowanie Funduszu Sprawiedliwości.
Śledztwo w sprawie nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości trwa od lutego 2024 roku. Śledczy badają, czy pieniądze z Funduszu – które powinny służyć pomocy ofiarom przestępstw – były wydatkowane niezgodnie z przeznaczeniem.
Głównym wątkiem śledztwa jest rekordowa dotacja przyznana Fundacji Profeto, którą kieruje ks. Michał O. O podejrzanej dotacji dla Profeto pisaliśmy jako pierwsi w OKO.press jeszcze w 2020 roku. W 2021 roku ujawniliśmy, że fundacja ks. Michała O., zajmująca się prowadzeniem katolickich mediów, planuje postawić za te pieniądze budynek wyposażony w reżyserki, studia nagrań i salę widowiskową.
Prokuratura Krajowa zarzuca Romanowskiemu popełnienie 11 przestępstw, wśród których są udział w zorganizowanej grupie przestępczej i ustawianie konkursów na pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości. Politycy PiS bronią Romanowskiego. Ich zdaniem śledztwo dotyczące Funduszu Sprawiedliwości to polityczna zemsta nowej władzy.
Polska Agencja Prasowa zapytała Ministerstwo Finansów o to, czy wypłaci subwencję PiS po środowej decyzji Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN. Resort odpowiada, że czeka na decyzje PKW.
11 grudnia Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego uwzględniła odwołanie PiS od decyzji PKW odrzucającej sprawozdanie finansowe komitetu tej partii za wybory w 2023 r.
Polska Agencja Prasowa wysłała do Ministerstwa Finansów pytania o to, czy w związku z decyzją SN, subwencja zostanie PiS wypłacona.
„Ministerstwo Finansów nie jest stroną w sprawie. Dla MF wiążące są decyzje PKW”
– odpowiedział resort.
Wszystko zależy zatem od decyzji PKW.
Zgodnie z Kodeksem wyborczym, po uwzględnieniu przez Sąd Najwyższy odwołania, Państwowa Komisja Wyborcza powinna niezwłocznie podjąć uchwałę i przyjąć zakwestionowane wcześniej sprawozdanie komitetu PiS.
Jednak PKW już wcześniej kwestionowała legalność Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN. 3 grudnia złożyła nawet wniosek o wyłączenie neosędziów tej izby o orzekania ws. subwencji PiS (SN ten wniosek odrzucił).
Pytanie zatem, czy PKW złoży broń i zastosuje się do orzeczenia podważanej Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN, przyjmując uchwałę zmieniającą jej wcześniejszą decyzję o obcięciu PiS subwencji?
Jak poinformował dziś przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Sylwester Marciniak, PKW zbierze się w poniedziałek 16 grudnia o godz. 12.
29 sierpnia Państwowa Komisja Wyborcza odrzuciła sprawozdanie finansowe komitetu wyborczego PiS z wyborów parlamentarnych 2023 r.
Powodami odrzucenia sprawozdania były m.in. agitacja wyborcza PiS podczas organizowanych przez MON pikników wojskowych, spot reklamowy wypuszczony przez Ministerstwo Sprawiedliwości w trakcie kampanii wyborczej, a także prowadzenie kampanii wyborczej szefa Rządowego Centrum Legislacji Krzysztofa Szczuckiego przez pracowników zatrudnionych przez RCL.
PKW ustaliła, że nieprawidłowości w wydatkowaniu pieniędzy podczas kampanii wyborczej przez PiS wyniosły 3,6 mln zł.
Dotacja dla PiS, pokrywająca wydatki na kampanię wyborczą, miała zostać pomniejszona jednorazowo o trzykrotność zakwestionowanej kwoty, czyli o 10,8 mln zł.
O taką samą kwotę miała być co roku obcinana blisko 26-milionowa roczna subwencja na działalność partii. Przez cztery lata kadencji PiS straciłoby więc na subwencji 43,2 mln zł.
Dodatkowo, PiS powinno zwrócić Skarbowi Państwa całą zakwestionowaną w sprawozdaniu kwotę, czyli 3,6 mln zł.
Łączne straty PiS wyniosłyby więc 57,8 mln zł.
18 listopada PKW podjęła jednak jeszcze jedną uchwałę – tym razem o odrzuceniu sprawozdania finansowego PiS za cały 2023 rok.
To oznaczałoby dla PiS całkowitą utratę subwencji do 2027 roku, czyli aż 77,3 mln złotych (3 x 25,9 mln). Również tę decyzję partia zaskarżyła już do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN.
Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN została stworzona w czasach rządów PiS. Według TSUE nie jest jednak legalnie działającym sądem.