Administracja prezydenta Joe Bidena pozwoliła Ukrainie na użycie dostarczonej przez USA broni do uderzenia głęboko na terytorium Rosji
Premier Donald Tusk ma nadzieję, że w międzyczasie dojdzie do obniżenia taryf na energię elektryczną, „więc niewykluczone, że dalsze zamrażanie nie będzie konieczne”
We wtorek 19 listopada 2024 rząd przyjął projekt ustawy, która utrzyma do końca września 2025 r. ceny energii elektrycznej dla gospodarstw domowych na poziomie 500 zł za MWh.
„Ta decyzja to zapewnienie stabilności i bezpieczeństwa finansowego dla polskich rodzin. Mrożenie cen energii to krok, który wspiera gospodarstwa domowe w trudnych czasach. Wspieramy ludzi, jednocześnie budujemy zielony miks energetyczny, który obniży ceny energii” – napisała ministra klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska z 2050, ogłaszając tę decyzję. To ministerstwo klimatu przygotowało projekt.
Zamrożenie cen dotyczy wyłącznie gospodarstw domowych.
„Z uwagi na względną stabilizację na polskich i światowych rynkach energii elektrycznej podmioty z sektora JST, użyteczności publicznej i MŚP znajdują się w bezpieczniejszej sytuacji w porównaniu z odbiorcami w gospodarstwach domowych, dlatego nie będą objęte proponowanym wsparciem” – czytamy w uzasadnieniu projektu.
Według resortu klimatu bez interwencji ustawowej odbiorcy płaciliby ok. 623 zł/MWh – tyle wynosi średnia cena energii elektrycznej w grupie taryfowej G wynikająca z taryf sprzedawców z urzędu, zatwierdzona na okres od 1 lipca 2024 r. do 31 grudnia 2025 r.
„Koszt mrożenia cen energii w przyszłym roku oszacowano na 5,058 mld zł”. Z ustaleń portalu Money.pl wynika, że w budżecie zabezpieczono na to pieniądze. „Wiele wskazuje na to, że częściowo to efekt oszczędności, które pojawiły się w związku z przyszłoroczną reformą składki zdrowotnej — jej koszt finalnie może być mniejszy niż kwota 4 mld zł, którą na ten cel zabezpieczono w budżecie państwa” – piszą dziennikarze Money.pl.
Portal Money.pl, który jako pierwszy opisał projekt, zwraca uwagę, że zamrożenie cen ma związek ze zbliżającymi się wyborami prezydenckimi.
„Problem cen energii jest postrzegany przez wyborców jako bardzo poważny, o czym świadczą dane pozyskane przez Data House Res Futura z monitoringu mediów społecznościowych.
«W obszarze energetyki dominującą emocją jest gniew wobec stale rosnących cen energii, które odbierane są jako zagrożenie dla stabilności finansowej gospodarstw domowych i firm. Strach potęguje brak stabilności dostaw oraz obawy o skuteczność transformacji w kierunku odnawialnych źródeł energii» – wynika z wtorkowego raportu Data House Res Futura” – piszą Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki z Money.pl.
Jak PiS chce sobie poradzić po odebraniu subwencji
Prezes PiS zapowiedział, że jego partia odwoła się od decyzji Państwowej Komisji Wyborczej do Sądu Najwyższego. W poniedziałek 18 listopada PKW stosunkiem głosów 5 do 4 odrzuciła sprawozdanie finansowe PiS za rok 2023. Ta decyzja może pozbawić Prawo i Sprawiedliwość subwencji w wysokości 75 mln zł.
Kaczyński stwierdził, że „skład PKW już jest składem nastawionym najwyraźniej z góry na to, by odbierać nam równe szanse”. Według niego „nie ma podstaw, żeby partii odebrać fundusze”.
Jednocześnie Kaczyński wezwał wyborców do wsparcia partii. PiS uruchomił zbiórkę pod hasłem „Stawką jest Polska”.
Zdaniem Kaczyńskiego PKW odrzuciła sprawozdanie PiS, żeby obniżyć szanse kandydata Prawa i Sprawiedliwości w wyborach prezydenckich. W związku z tym: „To już nie będą w tej chwili normalne, równe wybory. To są wybory, gdzie jedni mają większe, a inni mniejsze szanse, czyli nie są to wybory demokratyczne” – mówił Kaczyński. „Ale mimo wszystko my będziemy walczyć, ale żeby ta walka mogła być skuteczna, to potrzebne są nam pieniądze, bo bez pieniędzy nie da się prowadzić kampanii i innych działań” – stwierdził prezes PiS.
Kaczyński powiedział, że jego partia żyje w tej chwili ze składek i zaapelował o kolejne wpłaty.
Już pod koniec sierpnia PKW odrzuciła sprawozdanie PiS za wybory parlamentarne w 2023. Decyzja z poniedziałku była konsekwencją tamtej sierpniowej — PiS utraci subwencję budżetową do końca obecnej kadencji parlamentu. PiS miał nielegalnie wydać na kampanię 3,6 mln zł. W związku z tym już wcześniej minister finansów Andrzej Domański wypłacił partii Kaczyńskiego subwencję pomniejszoną o 11 mln zł.
PKW uznało za naruszenie zasad kampanii m.in. emisję spotu Zbigniewa Ziobry, w którym zapowiadał zaostrzenie kar za najcięższe przestępstwa. A także organizację dwóch pikników Ministerstwa Obrony, podczas których według PKW „bezdyskusyjnie dochodziło do agitacji wyborczej”.
Czy PiS faktycznie martwi się obcięciem subwencji? W najnowszym numerze tygodnika „Sieci” wypowiada się na ten temat osoba z grona podejmującego decyzję w sprawie kandydata PiS w wyborach prezydenckich.
„Jedną z lekcji z USA jest dla nas fakt, że pieniądze są w kampanii ważne, lecz nie najważniejsze. Kamala Harris miała olbrzymią przewagę finansową, a przegrała. Staniała też reklama – na tę w mediach społecznościowych wydaje się znacznie mniej niż w tradycyjnych, a niekiedy działa ona lepiej. Musimy zakładać, iż będziemy dalej bezprawnie prześladowani przez ministra finansów, więc praktycznie cały fundusz wyborczy pozyskamy ze zbiórek.
Biorąc pod uwagę liczbę osób, która wpłacała na nas w pierwszych dniach od uruchomienia zbiórki, uważam, że nawet przy znacznie wolniejszym tempie w ciągu 3–4 miesięcy kampanii jesteśmy w stanie zebrać pełny limit, który wynosi ok. 25 mln zł”.
We wtorek Kaczyński oburzał się nie tylko na samą decyzję PKW, ale również na skład sędziów, który ją podjął. Prezes PiS wyliczał: „Zgodnie z wyliczeniem Sejmu PiS ma 191 posłów, bo grupa Kukiza odeszła i w związku z tym należy się nam 2,91 członka PKW, to takie dziwne wyliczenia, ale to znaczy, że nam należy się 3. KO należy się poniżej 2,5, czyli należy im się 2. Jeżeli chodzi o Trzecią Drogę, to razem należy im się jeden. Lewica ma 0,4 wkładu do Sejmu i w związku z tym nie należy im się żaden. Niemniej nam, dano 2, a Lewicy 1, a na pytanie dlaczego zadane przez pana posła Suskiego, odpowiedział pan Czarzasty, bo chcemy mieć większość. Krótko mówiąc, nie prawo decyduje, tylko to, co oni chcą”.
Nie pierwszy raz PiS używa tych wyliczeń i argumentów. Tyle że obecny skład PKW jest konsekwencją nowelizacji kodeksu wyborczego, którą PiS przepchnął w 2018 rok. Jak pisał w OKO.press Piotr Pacewicz: „Nowelizacja Kodeksu Wyborczego miała zabezpieczyć pozycję władzy wykonawczej także poprzez osłabienie wymogów wobec komisarzy wyborczych oraz szefa Krajowego Biura Wyborczego. Proces ich wyborów został upolityczniony”.
Kiedy PiS stracił władzę, „doszło do zaskakującego odwrócenia ról. Jak pokazaliśmy w tym tekście, obecna koalicja rządowa skorzystała z przewagi w Sejmie i doprowadziła do wyboru PKW z naciągnięciem prawa wyborczego, którym PiS chciał zabetonować swą władzę. (...)
Kaczyński nie spodziewał się pewnie, że naruszenie ustrojowej równowagi i ograniczenie kompetencji władz sądowniczych na rzecz władzy politycznej obróci się przeciwko jego partii. Zastawił sidła na opozycję, ale wpadł w nie, gdy sam został opozycją”.
We wtorkowej wypowiedzi Kaczyńskiego naszą uwagę zwróciły jeszcze te słowa:
„My nie jesteśmy jedyni, zdali sobie sprawę, że to te wybory, wybory prezydenckie są najważniejsze i naprawdę dużo ważniejsze niż różne skądinąd istotne i popierane przez nas przedsięwzięcia odnoszące się do różnego rodzaju instytucji. Jednak jest pewna gradacja. Przede wszystkim trzeba wybrać wybory prezydenckie, bo to powinien być początek zmiany sytuacji w Polsce, przywrócenia praworządności, demokracji, szans rozwojowych Polski”.
Kaczyński ma tu najprawdopodobniej na myśli zbiórki na Telewizję Republika. Telewizja Tomasza Sakiewicza chce zebrać milion złotych na zakup kamer do nowego studia. To kolejna taka zbiórka. Już wcześniej Republika zebrała milion zł na zakup ściany wideo i 600 tysięcy zł na scenografię.
Wbrew temu, co można by sądzić, Kaczyński nie darzy obecnie medialnego koncernu Sakiewicza wielką sympatią. To portal Niezależna.pl należący do Sakiewicza ujawnił pomysł zorganizowania w PiS prawyborów. Miało się to stać wbrew intencjom Kaczyńskiego. Sakiewicz w związku z rosnącą popularnością Telewizji Republika wyrasta na samodzielnego gracza w obozie prawicy. A Kaczyński nie ma nad nim pełnej kontroli.
W tysięcznym dniu wojny Putin obniża warunki pozwalające na użycie broni jądrowej przez Rosję. Reuters: „To ostrzeżenie dla Stanów Zjednoczonych”. Odpowiedział już szef NATO
We wtorek 19 listopada 2024 Władimir Putin zatwierdził zaktualizowaną doktrynę nuklearną Rosji. Stanowi ona, że podstawą ataku nuklearnego może być „agresja na Federację Rosyjską i jej sojuszników ze strony dowolnego państwa niejądrowego przy wsparciu państwa nuklearnego”, a także masowy atak powietrzny środkami niejądrowymi, w tym dronami.
„Celem znowelizowanej doktryny nuklearnej jest uświadomienie potencjalnym wrogom nieuchronności odwetu za atak na Rosję lub jej sojuszników” – oświadczył rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow.
Doktryna definiuje „potencjalnego przeciwnika”, wobec którego może być użyte „odstraszanie nuklearne”.
Chodzi o „poszczególne państwa i koalicje wojskowe bloków, które uważają Rosję za potencjalnego przeciwnika i posiadają broń jądrową lub inne rodzaje broni masowego rażenia bądź znaczący potencjał bojowy sił ogólnego przeznaczenia”.
Dziennikarze zapytali w Brukseli sekretarza generalnego NATO, czy w związku z nową rosyjską doktryną Zachód powinien pozwalać Ukrainie na używanie jego broni na terytorium Rosji. Mark Rutte odpowiedział: „Każdy sojusznik decyduje indywidualnie o zasadach użycia uzbrojenia przekazywanego Ukrainie”.
Dodał też: „Niepotrzebnie czynimy naszych przeciwników mądrzejszymi. NATO wyraźnie powiedziało wcześniej, że gdy sojusznicy dostarczają systemy uzbrojenia Ukrainie, najlepiej nie nakładać na [te systemy] ograniczeń. Jest ogólne podejście, ale to od poszczególnych sojuszników zależy, co zrobią” – podkreślił Rutte.
Zmiana doktryny nuklearnej Kremla nastąpiła w tysięcznym dniu od pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę.
Doktryna obniża warunki dopuszczające do ataku nuklearnego. Według poprzedniej, z 2020 roku, Rosja może użyć broni jądrowej w przypadku ataku nuklearnego ze strony wroga lub ataku konwencjonalnego zagrażającego istnieniu państwa.
Agencja Reuters odczytuje zmianę doktryny jako sygnał ostrzegawczy wobec Stanów Zjednoczonych. W niedzielę 17 listopada prezydent USA Joe Biden wydał zgodę na wykorzystywanie amerykańskich rakiet ATACMS do ostrzału celów wojskowych znajdujących się w głębi Rosji. Rakiety osiągają zasięg nawet 300 kilometrów.
Ukraina zabiegała o tę zgodę od wielu miesięcy. „Lepiej późno niż wcale” – komentowali ukraińscy wojskowi.
Agencja RBC Ukraina przekazała we wtorek, że w nocy z poniedziałku na wtorek wojsko ukraińskie po raz pierwszy uderzyło w terytorium Rosji pociskami ATACMS. Celem był „obiekt wojskowy w pobliżu miasta Karaczew w obwodzie briańskim, 130 km od granicy rosyjsko-ukraińskiej”.
W poniedziałek przed północą rosyjski bezzałogowiec uderzył w akademik w Głuchowie w obwodzie sumskim. Trwa akcja ratownicza. Pod gruzami nadal szukają czterech osób.
Ok. 23:30 w mieście było słychać dwa wybuchy. Bezzałogowy pocisk Szahid uderzył w budynek akademika, który w części się zawalił. Z filmu umieszczonego w mediach społecznościowych można wydedukować, że zniszczona cała klatka schodowa. Według ostatnich danych zginęło 9 osób, wśród nich jest dziecko – 8-letni chłopczyk.
11 osób zostało rannych, w tym dwoje dzieci. Ratownicy nadal w gruzach szukają co najmniej czterech osób.
[Aktualizacja 16:00 – Akcja ratownicza została zakończona. Ratownicy w gruzach znaleźli jeszcze trzy ciała. W sumie zginęło 12 osób.]
W ciągu tylko ostatniej doby rosyjska armia przeprowadziła 27 ostrzałów przygranicznych terytoriów w obwodzie sumskim. Odnotowano 59 wybuchów. Rosjanie ostrzeliwali cele w Ukrainie z czołgów, moździerzy i ciężkiej artylerii, zrzucali miny, ładunki wybuchowe z bezzałogowego statku powietrznego, kierowane bomby lotnicze, atakowali dronami.
Wcześniej pisaliśmy, że wskutek innego rosyjskiego ataku rakietowego w Sumach zginęło 11 osób, a 89 zostało rannych.
Oprócz tego w nocy na 19 listopada Rosja zapuściła po terytorium Ukrainy 87 dronów Szahid. Ukraińska obrona przeciwrakietowa zestrzeliła ponad 50.
Dziś, 19 listopada 2024 roku mija tysiąc dni od początku pełnoskalowej inwazji na Ukrainę. Natomiast wojna rosyjsko-ukraińska trwa już prawie od ponad 10 lat.
„Taki był jego [Władimira Putina – red.] plan: za kilka tygodni miał być w Kijowie. Tysiąc dni później wciąż walczy w Donbasie. Nie mówimy jednak nawet o tysiącu dni, ale o 4 tys. dni od czasu, gdy Putin zaatakował Ukrainę po raz pierwszy w 2014 roku” – mówi Josep Borrell, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, którego cytuje „Ukraińska Prawda”.
Odnosząc się do ostatnich ataków, Borrell powiedział: „Co to oznacza? Oznacza to, że Putin nie jest gotowy do negocjacji, ale jest gotowy do eskalacji wojny, aby zrealizować swoje cele. A te cele były jasne od samego początku (wojny): podbić, okupować Ukrainę”.
„1000 dni razem. 1000 dni Ukrainy” – napisał prezydent Zełenski w mediach społecznościowych, publikując wspomnienia z tych najcięższych dla Ukraińców momentów.
Od tysiąca dni Ukraina stawia opór. Według danych Sztabu Generalnego Ukrainy rosyjska armia od 24 lutego 2022 roku straciła ponad 724 tys. żołnierzy (zabici i ranni).
„1000 dni złożonej i zaciętej walki o nasze istnienie. O przyszłość Ukrainy i każdego z nas” – napisał Ołeksandr Syrski, głównodowodzący Sił Zbrojnych Ukrainy. „Przez 1000 dni Siły Zbrojne Ukrainy konfrontowały się z wrogiem na linii frontu, która rozciąga się na ponad 1000 kilometrów.
W zamarzniętych okopach obwodu donieckiego i na płonących stepach obwodu chersońskiego, pod pociskami, gradem i działami przeciwlotniczymi walczymy o prawo do życia. Dla nas i naszych dzieci.
1000 dni zwycięstw i porażek. [...]
Każda ciemna noc, nawet jeśli jest ich tysiące, zawsze kończy się świtem.
I pewnego dnia będzie to świt naszego zwycięstwa”.
Oprócz walk na linii frontu Rosja terroryzuje i zabija cywili, niszczy szkoły, szpitale, domy, infrastrukturę energetyczną. Według ostatniego raportu Misji Monitorującej Prawa Człowieka ONZ od 24 lutego 2022 roku,
po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę, do końca października 2024 r. zginęło 12 162 cywilów, a 26 919 zostało rannych.
Liczba ofiar może być większa, ponieważ nie ma dokładnych danych z miast tymczasowo okupowanych przez Rosję.
„To tysiąc dni piekła, tysiąc dni nieznośnego bólu i straty. Ale jednocześnie jest to tysiąc dni walki, oporu i niezłomności naszego narodu” – powiedział Andrij Danyk, szef Państwowej Służby ds. Sytuacji Nadzwyczajnych. To ukraińscy ratownicy są pierwsi na miejscu rosyjskich ataków.
„Byliśmy świadkami strasznych tragedii: zniszczonych domów, zniszczonych miast i wsi, złamanych żyć. Ale nawet w najciemniejszych czasach Ukraińcy pokazali światu przykład prawdziwej jedności” – dodał Danyk.
W związku z wojną z Ukrainy wyjechało 6,7 mln obywateli, 4,6 mln osób zostało wewnętrznie przesiedlonych. Według stanu na koniec sierpnia 2024 roku według Zełenskiego Rosja okupowała ponad 27 proc. terytoriów Ukrainy. Pod rosyjską okupacją żyje ok. 6 milionów jej obywateli, w tym półtora miliona dzieci. Rosja prowadzi politykę paszportyzacji i narzucania swojego porządku dziennego. Za jakikolwiek przejaw proukraińskich poglądów można stracić nawet życie.
Ukraińcy domagają się, by Federacja Rosyjska poniosła odpowiedzialność za wszystkie swoje zbrodnie wojenne, a jakiekolwiek rozstrzygnięcia pokojowe były sprawiedliwe.
W OKO.press od początku piszemy o rosyjskiej napaści na Ukrainę:
Wykrycie mutacji polio nie musi oznaczać, że mamy do czynienia z zachorowaniami. GIS wprowadza jednak środki ochronne.
W warszawskich ściekach wykryto bakterię polio – poinformował Główny Inspektorat Sanitarny. To groźny patogen nieobecny w Polsce od 1984 roku.
„Od 2002 r. Europa jest wolna od zakażeń wywołanych dzikim wirusem poliomyelitis (choroba Heinego-Medina), ostatnie dwa zachorowania w Polsce odnotowano w 1982 r. i 1984 r. Jednak ze względu na występowanie przypadków tej choroby w Azji i Afryce, prowadzony jest ciągły nadzór nad przypadkami porażeń wiotkich oraz badania ścieków komunalnych pod kątem występowania wirusów poliomyelitis” – mówiła prof. Iwona Paradowska Stankiewicz z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny PIB. Jak dodał główny inspektor sanitarny Paweł Grzesiowski, nie świadczy to o zachorowaniach wśród ludzi, a mutacje polio bywają odnajdywane w próbkach.
„Jednak zgodnie z wytycznymi WHO wskazuje na konieczność podjęcia działań zapobiegawczych. Podobne zdarzenia miały miejsce w ostatnim czasie w Hiszpanii oraz Wielkiej Brytanii. W związku ze zdarzeniem Państwowa Inspekcja Sanitarna podjęła działania mające na celu zmniejszenie ryzyka rozprzestrzeniania się wirusa polio na terenie Warszawy” – skomentował Grzesiowski.
GIS rozszerzył badanie ścieków w Warszawie i wzmógł nadzór nad występowaniem „ostrych porażeń wiotkich” (do których należy polio) u dzieci do 15 roku życia, a także sprawdził stany magazynowe szczepionek na polio.
Na Mazowszu na polio zaszczepionych jest 96 proc. wszystkich dzieci, w skali kraju ta wartość to jedynie 88 proc. Szczepienie dla osób do 19 roku życia jest bezpłatne.