Wewnętrzne prawybory w Koalicji Obywatelskiej wygrał Rafał Trzaskowski i to on będzie kandydatem KO na prezydenta RP w wyborach w maju 2025 r.
„Wiele młodych osób czeka na dobrą informację w tej kwestii. Jeśli nie będzie większości, bo ugrupowanie Szymona Hołowni uzna, że nie chcą kredytu, to przegłosują na nie, ale byłbym zdziwiony, gdyby tak się stało” – tak o przyszłości kredytu 0 proc. mówił we wtorek 3 września premier Donald Tusk
W projekcie budżetu na rok 2025 przewidziano 4,2 mld zł na mieszkalnictwo. To dwukrotny wzrost licząc rok do roku, ale wciąż 1/10 tego, co na mieszkania wydaje się średnio w Unii Europejskiej (0,1 proc. PKB w Polsce do 1 proc. PKB w UE). Większość pieniędzy ma zasilić rozwój budownictwa społecznego. Wciąż nie wiadomo jednak, czy wśród wydatków znajdą się pieniądze na kredyt 0 proc. Definitywne „nie” mówią Lewica i Polska 2050. Powód? Każdy kolejny program dopłat do kredytów będzie oznaczał wzrost cen mieszkań na rynku i ograniczenie ich dostępności dla najbardziej potrzebujących. Stymulowanie popytu przy nierozgrzanej podaży to przepis na katastrofę. Mimo to Koalicja Obywatelska i PSL pracują nad przebudową propozycji kredytu 0 proc.
„Moim zdaniem z tej kwoty, która została przeznaczona na mieszkalnictwo w budżecie na przyszły rok, wystarczy również, aby wdrożyć program kredytowy, a więc program, który pozwoli wielu Polakom oczekującym na zakup mieszkania na własność zmierzyć się z najdroższym kredytem w UE, jaki ma Polska” – powiedział we wtorek, 3 września minister rozwoju Krzysztof Paszyk (PSL). „8 procent średnio w Polsce kosztuje kredyt mieszkaniowy. Jeśli my z tych 8 procent zbijamy oprocentowanie do 5-4 procent, to bardzo często na koszcie raty miesięcznej to jest 800 – 1200 złotych mniej. To jest cel, który zakłada ten projekt” – tłumaczył.
Krzysztof Paszyk dodał, że wydatki na program są już wstępnie rozpisane.
W pierwszym roku jego obowiązywania pochłonąłby on 500 mln zł z budżetu.
Według ministra kwartalne limity w programie miałyby zapobiec wzrostowi cen mieszkań. „Ilość pieniądza, która trafi na rynek, będziemy stabilizować i rozkładać w czasie, aby zapobiec pikowi popytowemu” – mówił Paszyk.
Premier Donald Tusk we wtorek podczas konferencji prasowej po posiedzeniu rządu stwierdził, że los projektu zależy od politycznych decyzji.
„Na Radzie Ministrów ustaliliśmy, że jak wszystkie projekty [red. mieszkaniowe] będą gotowe, to wspólnie zdecydujemy, które z nich, na jakie wsparcie mogą liczyć” – mówił Tusk. "Wiele młodych osób czeka na dobrą informację w tej kwestii.
Jeśli nie będzie większości, bo ugrupowanie Szymona Hołowni uzna, że nie chcą kredytu, to przegłosują na nie, ale byłbym zdziwiony, gdyby tak się stało" – dodał.
Próbę przejęcia kontroli I prezes SN Małgorzaty Manowskiej nad Izbą Pracy i Ubezpieczeń Społecznych premier Donald Tusk nazwał „zamachem”. I dodał, że minister Bodnar szykuje w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury
„Będzie zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa w odniesieniu do pani Manowskiej” – zapowiedział podczas konferencji prasowej po posiedzeniu rządu premier Donald Tusk. Pierwsza prezes Sądu Najwyższego próbuje siłowo przejąć kontrolę nad Izbą Pracy i Ubezpieczeń Społecznych. Jak pisał w OKO.press Mariusz Jałoszewski, od 3 września Izba nie ma prezesa, bo legalni sędziowie nie chcą głosować z neosędziami nad kandydaturami następców. Zgodnie z prawem obowiązki prezesa przejął najstarszy stażem sędziowskim przewodniczący wydziału w Izbie Pracy, legalny sędzia Dawid Miąsik. Ale Małgorzata Manowska podczas zebrania przewodniczących wydziałów Izby Pracy zakwestionowała tę decyzję. I ogłosiła, że przejmuje bezpośrednie zarządzanie Izbą Pracy jako prezeska SN. Powołała się na artykuł 14 ustawy o SN, który daje jej ogólną kompetencję do zarządzania SN. Tyle że z innych przepisów ustawy o SN wynika, że Izba ma oddzielnych prezesów i jest ona autonomiczna.
Premier Donald Tusk decyzję Manowskiej nazwał „absolutnie bezprawną”. „To zamach” – mówił szef rządu. Dodał, że wniosek do prokuratury w tej sprawie przygotowuje minister sprawiedliwości Adam Bodnar. Szczegóły mają być znane najpóźniej w piątek, 6 września. „Jest coś koszmarnego, że mamy kogoś na czele tego pseudo Sądu Najwyższego – pseudo z winy PiS – co do którego istnieje uzasadnione przekonanie, że popełnia przestępstwa” – mówił Donald Tusk.
Więcej o ruchu Manowskiej można przeczytać tutaj:
Zamiast policji czekał na niego czerwony dywan, kwiaty i dyplomatyczny komitet powitalny. Poszukiwany międzynarodowym listem gończym prezydent Rosji Władimir Putin w Mongolii.
„To koniec obowiązywania prawa międzynarodowego” w Mongolii — piszą rozgoryczeni komentatorzy.
Kraj, który jest sygnatariuszem Statutu Rzymskiego, dokumentu, na podstawie którego działa Międzynarodowy Trybunał Karny, zignorował międzynarodowy nakaz aresztowania wobec Władimira Putina, wydany przez MTK 17 marca 2023 roku.
Prezydent Rosji Władimir Putin (na zdjęciu podczas ceremonii otwarcia wizyty 3 września 2024 z prezydentem Mongolii Uchnaagijnem Chürelsüchem) został podjęty w Mongolii z najwyższymi honorami: był czerwony dywan, kwiaty, orkiestra państwowa i uściski dłoni z prezydentem Mongolii w błysku fleszy fotoreporterów.
To pierwsza międzynarodowa wizyta Putina w kraju, który jest objęty jurysdykcją MTK. Mongolia, jako państwo-sygnatariusz Statutu Rzymskiego ma obowiązek prawny wykonać postanowienie o aresztowaniu wydane przez MTK.
Do niczego takiego jednak nie doszło. Pomimo że do aresztowania prezydenta Rosji Mongolię wezwała Unia Europejska, Ukraina oraz międzynarodowe organizacje broniące praw człowieka.
„Mongolia jest państwem-stroną Rzymskiego Statutu MTK od 2002 r., a z tego wynikają konkretne zobowiązania prawne” – podkreślił w poniedziałek 2 września Eric Mamer, rzecznik Komisji. Mamer zapewnił, że Komisja Europejska przekazała Mongolii swoje oczekiwanie w sprawie wizyty Putina.
„UE popiera dochodzenie prowadzone przez prokuratora MTK w Ukrainie i wzywa do współpracy wszystkie państwa-strony” – powiedział rzecznik KE.
W MTK toczy się postępowanie w sprawie zbrodni wojennych na Ukrainie, w tym bezprawnej deportacji oraz przesiedleniu ludności, przede wszystkim dzieci, z okupowanych obszarów Ukrainy do Rosji.
Do samorządów popłynie 345 mld zł więcej w ciągu 10 lat – taki ma być efekt reformy finansów JST, którą przyjął dziś rząd. „Te liczby robią wrażenie. Decyzje podatkowe przyszłych rządów nie będą już wpływały negatywnie na finanse samorządów” – mówił premier Donald Tusk
„Jestem przekonany, że ten dzień przejdzie do historii polskiej samorządności” – ogłosił premier Donald Tusk podczas konferencji prasowej po wtorkowym posiedzeniu rządu. Rada Ministrów przyjęła dziś, 3 września, projekt ustawy o dochodach jednostek samorządu terytorialnego, nad którym resort finansów pracował z samorządowcami od stycznia 2024. „Przygotowaliśmy zmiany, na bazie których zyska każdy” – zadeklarował minister Andrzej Domański. „W 2025 roku samorządy otrzymają 25 mld zł więcej niż w wypadku, gdyby ustawa nie weszła w życie. W 2026 roku to będzie 29 mld zł, a w ciągu 10 lat aż 345 mld zł” – dodał minister finansów. Z wyliczeń MF wynika, że wzrost dochodów dla konkretnych samorządów, niezależnie od ich wielkości i majętności będzie nie mniejszy niż 4 proc. i nie większy niż 10 proc.
Na czym polegają zmiany?
Dochody samorządów, a dokładnie udział w podatku PIT i CIT będą zależne od bazy podatkowej, czyli dochodów mieszkańców. Cała pula zostanie też powiększona o kwoty dochodów z podatku zryczałtowanego od przychodów ewidencjonowanych.
Resort finansów chciał zrezygnować ze wszystkich subwencji, ale samorządy wywalczyły, by kilka pul pieniędzy (rozdrobnionych subwencji) zamienić w jedną, centralną rezerwę. Te pieniądze mają pokryć dodatkowe wydatki, np. koszt utrzymania oświaty. Dodatkową rekompensatę otrzymają też gminy, na których terenie znajdują się zielone obszary chronione (np. parki krajobrazowe).
„Dzięki tym zmianom przychody samorządu nie będą już zależne od kaprysu rządzących centralnie” – tłumaczył premier Donald Tusk.
3 września armia rosyjska uderzyła w uczelnię w Połtawie, niszcząc budynek Wojskowego Instytutu Łączności. W wyniku ataku zginęło 41 osób, ponad 180 zostało rannych. Akcja ratownicza trwa
Według informacji Ministerstwa Obrony Ukrainy oraz prezydenta Zełenskiego Rosjanie użyli dwóch pocisków balistycznych, które trafiły w jedną z uczelni miasta oraz szpital, który znajduje się w pobliżu.
„Odstęp czasowy między alarmem a uderzeniem śmiercionośnych pocisków był tak krótki, że złapał ludzi w momencie ewakuacji do schronu przeciwbombowego” – podaje ukraiński resort obrony.
Wskutek ataku częściowo zniszczony został budynek Instytutu Łączności w Połtawie. Pod gruzami znalazły się dziesiątki ludzi.
Jak informuje połtawska administracja wojskowa, dzięki skoordynowanym działaniom ratowników i medyków udało się uratować co najmniej 25 osób. 11 z nich zostało wyciągniętych spod gruzów.
Według ostatnich informacji zginęło 41 osób, a ponad 180 zostało rannych.
Mieszkańcy miasta oddają krew, żeby pomóc rannym. Akcja ratownicza trwa.
Według informacji ministra spraw wewnętrznych Ukrainy Ihora Kłymenki fala uderzeniowa wybiła szyby w blokach mieszkalnych, które znajdują się w pobliżu miejsca ataku oraz uszkodziła ich fasady.
„Policja przeprowadza wizyty od drzwi do drzwi, aby sprawdzić, czy nie ma ofiar. Odnotowano już ponad sto zgłoszeń o uszkodzonym mieniu.
Prace są w toku. Służby ratownicze będą kontynuować prace, biorąc pod uwagę element bezpieczeństwa, dopóki nie będziemy pewni, że odblokowaliśmy wszystkich spod gruzów” – dodał Kłymenko.
Prezydent Zełenski w mediach społecznościowych przekazał kondolencje bliskim zabitych. Nakazał jak najszybsze wyjaśnienie wszystkich okoliczności ataku.
„Rosyjskie szumowiny z pewnością zostaną pociągnięte do odpowiedzialności za ten atak. W kółko powtarzamy wszystkim na świecie, którzy mają moc powstrzymania tego terroru, że systemy obrony powietrznej i pociski rakietowe są potrzebne w Ukrainie, a nie gdzieś w magazynie. Uderzenia dalekiego zasięgu, które mogą chronić przed rosyjskim terrorem, są potrzebne teraz, a nie kiedyś później. Niestety, każdy dzień zwłoki oznacza śmierć ludzi” – powiedział Zełenski.
W obwodzie ogłoszono trzydniową żałobę.