Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Wczorajsza decyzja sądu zobowiązuje nowy departament DOGE do ujawnienia wewnętrznych dokumentów, o które wnioskują prokuratorzy stanowi. Śledczy podejrzewają, że działalność Elona Muska narusza konstytucję USA
Kontroli poczynań „Departamentu Wydajności Rządu” (ang. Department of Government Efficiency, DOGE), którym zawiaduje miliarder Elon Musk, domaga się 14 stanowych prokuratorów generalnych związanych z Partią Demokratyczną.
W pozwie skierowanym do sądu federalnego prokuratorzy podkreślają, że działalność DOGE narusza amerykańską konstytucję. Bo wyznaczony przez Donalda Trumpa Musk nie jest urzędnikiem zatwierdzonym przez Senat. Ich zdaniem nie ma uprawnień do prowadzenia swojej antybiurokratycznej rewolucji.
Sędzia federalna Tanya Chutkan w środę 12 marca przychyliła się do wniosku prokuratorów i nakazała DOGE przekazać śledczym szereg dokumentów dotyczących działań departamentu.
Sędziowie federalni w USA orzekają w sprawach dotyczących prawa federalnego – czyli aktów obowiązujących w całych Stanach, uchwalanych przez Kongres – a także w sprawach administracyjnych. Tanya Chutkan jest sędzią federalną dla Dystryktu Kolumbii, czyli Waszyngtonu.
W 14-stronicowej decyzji Chutkan zobowiązuje DOGE okazania prokuratorom wewnętrznych zarządzeń na temat cięć wydatków oraz programów, które prowadził rząd USA. Akta mogą obejmować także tożsamość pracowników DOGE. Dokumenty mają pomóc prokuratorom ustalić, jaki w zasadzie jest zakres uprawnień Muska. I czy, rozpoczynając czystki, działał on niezgodnie z konstytucją. Jeśli ich podejrzenia się potwierdzą, działalność DOGE będzie mogła zostać wstrzymana.
Urzędujący prezydent USA Donald Trump, zgodnie z zapowiedziami z kampanii wyborczej, mianował miliardera Elona Muska człowiekiem odpowiedzialnym za cięcia w rządowej administracji. I powołał w tym celu DOGE, czyli specjalny departament, który ma odchudzić biurokrację.
Jak pisze brytyjski dziennik „The Guardian” Musk od tygodni robi wszystko, by ukryć sposób działania DOGE i minimalizować swoje własne zaangażowanie w cięcia. Media informowały, że wkrótce po objęciu władzy przez Trumpa ekipa 20-latków działających pod batutą Muska zaczęła zwalniać urzędników, których uznała za niepotrzebnych. Do tego doszły m.in. decyzje o anulowaniu amerykańskiej pomocy w ramach USAID.
Poważne wątpliwości budzi jednak status Muska w rządzie Trumpa. Biały Dom tytułował go „specjalnym pracownikiem rządowym” i odmawiał upublicznienia jego oświadczeń majątkowych. Potem okazało się, że Musk był formalnie starszym doradcą Trumpa. A to oznacza, że nie posiadał upoważnienia do podejmowania decyzji w sprawach rządowych.
Amerykańska konstytucja stanowi, że urzędnicy państwowi, którzy działają i sprawują władzę jako szefowie departamentów (a takim departamentem jest DOGE), to „główni urzędnicy”. Ich nominację przez prezydenta musi potwierdzić Senat. W przypadku Muska o taką zgodę nikt nie wystąpił.
Decyzja sędzi Chutkan to kolejna porażka Elona Muska po tym, jak we wtorek 11 marca odtajnienie dokumentów DOGE nakazał inny sędzia federalny z Waszyngtonu, Christopher Cooper. Stwierdził, że powinny podlegać wnioskom o dostęp do informacji publicznej.
Polski prezydent apeluje do przywódców państw NATO, by zwiększyli wydatki na zbrojenia. Przypomina, że Stany Zjednoczone to najważniejszy członek Sojuszu
Informację o liście Andrzeja Dudy do 31 przywódców państw członkowskich NATO podał jako pierwszy portal Euronews – w środę 12 marca 2025 roku. W liście – wysłanym w dniu 26. rocznicy członkostwa Polski w NATO – Duda nakłania europejskich liderów do podniesienia wydatków na obronność do 3 proc. PKB.
„Nie mamy już czasu na dyskusje. Potrzebujemy decyzji. Musimy działać teraz” – apeluje polski prezydent.
„Podczas mojej ostatniej wizyty w Kwaterze Głównej NATO złożyłem na ręce Sekretarza Generalnego NATO Marka Rutte oficjalny wniosek, by sprawa podniesienia minimalnego pułapu wydatków na obronność wszystkich członków NATO do 3 proc. znalazła się na agendzie najbliższego szczytu w Hadze” – pisze Duda.
W piśmie przypomina też, że już podczas ostatniego szczytu w Waszyngtonie, opowiadał się – jako pierwszy – za tym, by zwiększenie budżetu na obronność stało się natowskim priorytetem. Sam domaga się przy tym, by do polskiej konstytucji wpisać minimalny pułap 4 proc. budżetu na zbrojenia.
„Od początku mojej prezydentury chciałem, by Polska była postrzegana nie tylko jako odbiorca, ale także dostarczyciel bezpieczeństwa” – wspomina Duda i przywołuje polskie sukcesy w tej dziedzinie w ostatnich latach.
Polski prezydent stwierdza przy tym, że Stany Zjednoczone pozostają filarem NATO. „USA były i będą naturalnym liderem sojuszu. Siła NATO leży w jedności, stanowczości i gotowości do działania” – napisał Duda.
Obowiązujący obecnie cel wydatków na obronność państw NATO to minimum 2 proc. PKB. Większość członków sojuszu spełnia dziś ten wymóg, a wręcz go przekracza. Mniej niż 2 proc. wydają jedynie Włochy, Hiszpania, Słowenia, Luksemburg, Belgia, Kanada, Portugalia i Chorwacja. Poza Włochami i Chorwacją każdy z tych krajów wyraźnie zwiększył budżet na obronność od 2021 roku.
Postulowany przez Andrzeja Dudę pułap 3 proc. PKB osiąga dziś zaledwie pięć krajów NATO: Polska (4,12 proc.), Estonia (3,43 proc.), USA (3,38 proc.), Łotwa (3,15 proc.) i Grecja (3,08 proc.).
Z pewnością temat zbrojeń i wydatków na obronność będzie ważnym tematem podczas szczytu NATO w Hadze 24-26 czerwca 2025 roku. Sojusz stoi dziś przed poważnym wyzwaniem, jakim jest agresywna polityka Rosji. A także deklarowana przez administrację Trumpa rosnąca niechęć do członkostwa w NATO i obrony europejskich sojuszników.
Andrzej Duda, który w sierpniu kończy drugą kadencję w fotelu prezydenta, stoi na stanowisku, że Europa (a także Polska) powinna nadal stawiać na amerykańskie wsparcie. Podkreśla przy tym swoje dobre relacje z Donaldem Trumpem. Podobne stanowisko – mimo kolejnych niepokojących sygnałów zza oceanu – prezentuje Prawo i Sprawiedliwość.
Gdy świat czeka na reakcję Kremla na amerykańską propozycję 30-dniowego rozejmu w Ukrainie, Putin w militarnym stroju pojechał do „jednego z punktów dowodzenia” w obwodzie kurskim. Nie dość, że to jego pierwsze publiczne wystąpienie po złożeniu przez USA propozycji rozejmu w Ukrainie, to nigdy wcześniej nie przybliżał się tak blisko frontu.
Pokazany w oficjalnych relacjach budynek sztabowy, do którego przyjechał Putin, jest co prawda daleko na zapleczu frontu (nie ma wokół śladów zniszczeń) — ale ma się znajdować w obwodzie kurskim. Więc jak na Putina — jest bardzo blisko linii frontu (wcześniej bywał tylko na Krymie i w Rostowie nad Donem). Putin pojawił się tam w wojskowej kurtce, co też jest rzadkością.
Putin został pokazany na spotkaniu z szefem sztabu Walerijem Gierasimowem (na zdjęciu u góry). Ten meldował mu o powodzeniu rosyjskiej operacji wyzwalania obwodu kurskiego. Siły ukraińskie wdarły się tam siedem miesięcy temu i dopiero ostatnia operacja, przeprowadzona w momencie odcięcia Ukraińców od danych satelitarnych z USA, przyniosła efekty.
W środę Rosjanie weszli do największego z zajętych przez Ukraińców miast, Sudży. Wedle propagandy udało się dzięki brawurowej akcji żołnierzy, którzy na tyły ukraińskie przedostały się rurociągiem gazowym.
„Operacja przepuszczenia rosyjskich wojsk rurociągiem do Sudży była niespodzianką dla ukraińskich sił zbrojnych” – zameldował Putinowi Gierasimow. Rosjanom udało się wyzwolić „ponad 1100 kilometrów kwadratowych terytorium w obwodzie kurskim”, czyli „86 proc. terytorium zajętego przez Ukraińców”.
Na pokazanych materiałach propagandowych Gierasimow melduje Putinowi, że ukraiński front się załamuje i aż 430 ukraińskich żołnierzy dostało się do niewoli. Na co Putin odpowiada, że należy ich traktować humanitarnie, ale jako terrorystów — nie jako wojskowych (wedle Putina Ukraina nie miała prawa atakować Rosji tylko dlatego, że Rosja najechała Ukrainę — operacja kurska jest dla niego „operacją terrorystyczną”).
Oznacza to, że jeńcom grożą wieloletnie wyroki w łagrach. I stają się oni zakładnikami w relacjach z USA i Ukrainą.
Dalej Putin nakazuje jak najszybsze wyparcie wroga z terenów Rosji. Nakazuje też „myśleć o stworzeniu strefy bezpieczeństwa wzdłuż granicy państwowej”. Ale w obwodzie kurskim. Mogłoby to oznaczać, że pchać się dalej na zachód nie zamierza. Przynajmniej na granicy z ukraińskim obwodem sumskim. Znaczące jest to, że ani słowem nie wspomina o reszcie frontu, ani o tym, czy możliwy jest rozejm z Ukrainą.
Dobę wcześniej Ukraińcy przystali na propozycję USA, by zawrzeć 30-dniowy rozejm z Rosją. Teraz musi się na to zgodzić Kreml. Prezydent USA Donald Trump od wielu dni przekonuje opinię publiczną, że ma zapewnienia Moskwy, iż chce ona pokoju, a rozmowy z Putinem idą mu lepiej niż z prezydentem Ukrainy Zełenskim.
Na propozycję rozejmu Kreml do tej pory jednak nie odpowiedział.
Jego przedstawiciele — od niższych urzędników po szefa MSZ Ławrowa — traktują tę propozycję jako „ukraińskie oszustwo”. Oficjalnie — czekają jednak na szczegóły propozycji, które na Kreml zawiezie przedstawiciel Trumpa Steve Witkoff. Propaganda propozycję rozejmu ignoruje. Wieczorne „Wiesti” 20 minut poświęciły „wyzwalaniu obwodu kurskiego”, a propozycji rozejmu — dwa zdania.
W zeszłym tygodniu Putin powtórzył, że zamierza zrealizować „wszystkie swoje cele w Ukrainie”. Jego rzecznik po raz kolejny powiedział zaś, że Moskwa cele te może zrealizować na froncie albo w negocjacjach.
Po tym wszystkim Moskwa pokazała światu Putina przebranego za żołnierza, zajętego militarnym zwycięstwem i najwyraźniej niemającego jeszcze głowy do rozmów o rozejmie.
Rosja, wspierana przez swoich sojuszników – Białoruś, Chiny, Koreę Północną i Iran, jest „najważniejszym bezpośrednim i pośrednim zagrożeniem dla UE”, stwierdzono w rezolucji.
W środę 12 marca Parlament Europejski przyjął rezolucję, w której wzywa Unię Europejską do podjęcia natychmiastowych działań na rzecz europejskiego bezpieczeństwa.
„UE stoi w punkcie zwrotnym, a standardowe działania już nie wystarczą (…). Europa stoi dziś w obliczu najpoważniejszego zagrożenia militarnego od zakończenia zimnej wojny” – piszą europosłowie w rezolucji.
Za największe zagrożenie dla Europy parlamentarzyści uważają Rosję, ale wskazują też na fundamentalny zwrot w amerykańskiej polityce zagranicznej i obrony, który stawia pod znakiem zapytania dotychczasową architekturę bezpieczeństwa w Europie.
„Nie miejmy złudzeń. Za oceanem nastąpiła zmiana paradygmatów (…). Nigdy wcześniej tak bardzo nie potrzebowaliśmy jedności i planu (…). Czas jazdy na gapę w wydatkach na obronność się skończył. (…). Rosja rozpoczęła wyścig zbrojeń, a Europa musi na to odpowiedzieć” – mówił we wtorek 11 marca podczas debaty na temat obronności jeden z negocjatorów rezolucji, europoseł PO Michał Szczerba.
Europarlamentarzyści poparli przedstawiony przez Komisję Europejską na początku marca i pozytywnie zaopiniowany przez przywódców UE podczas nadzwyczajnego szczytu 6 marca plan dozbrajania Europy – ReArm EU. Zakłada on mobilizację w sumie 800 miliardów euro na wydatki obronne przez najbliższe cztery lata.
W rezolucji, na wniosek europosłów Platformy Obywatelskiej, znalazł się też postulat, by w białej księdze europejskiego bezpieczeństwa, którą w przyszłym tygodniu, przed kolejnym szczytem europejskim, ma przedstawić komisarz ds. obrony Andrius Kubilius, znalazł się zapis o priorytetowym znaczeniu Tarczy Wschód. Dzięki temu miałaby ona podlegać finansowaniu z programu SAFE.
„Europejskie finansowanie dla budowy systemu umocnień na wschodniej granicy UE dla nas kwestia absolutnie priorytetowa. Stąd nasza walka o uznanie jej za europejski projekt priorytetowy” – mówił OKO.press Andrzej Halicki, wiceprzewodniczący Europejskiej Partii Ludowej i szef polskiej delegacji PO w PE.
Poza tym europarlamentarzyści wzywają do:
Najbardziej innowacyjnym pomysłem na tej liście jest propozycja utworzenia Rady Ministrów Obrony.
To może być bardzo trudne do osiągnięcia, bo obronność należy w pełni do wyłącznych kompetencji państw członkowskich. Ministrowie obrony narodowej państw UE współpracują ze sobą przede wszystkim na forum NATO, a nie w ramach Rady UE, czyli organu Unii Europejskiej. Rada UE działa tylko w tych obszarach, w których UE ma kompetencje.
Jeśli zaś chodzi o europejskie obligacje obronne to temat eksplorowany na forum UE już dość dawna, wciąż jeszcze niewcielony w życie.
Chodzi o stworzenie instrumentu finansowego o analogicznej konstrukcji jak fundusz popandemicznej odbudowy Next Generation EU, z którego finansowanego było KPO. Next Generation UE to fundusz zasilany wprost z emisji europejskich obligacji, czyli w ramach pożyczania przez UE pieniędzy na rynku finansowym. To jeden z mechanizmów zadłużania się.
Next Generation UE było swego rodzaju przełamaniem tabu, bo wcześniej UE nie emitowała wspólnego długu. Tą kompetencje UE zdobyła wraz z Traktatem z Lizbony.
Rezolucja została przyjęta 419 głosami za, 204 przeciw, przy 46 wstrzymujących się. Rezolucję poparła Platforma Obywatelska, PSL, Lewica oraz Polska 2050. Przeciwko rezolucji zagłosował PiS. Głosy Konfederacji znalazły się wśród głosów przeciwko i wstrzymujących się.
Jak w rozmowie z TVP tłumaczył europoseł PiS Michał Dworczyk, w rezolucji znalazło się kilka zapisów, które sprawiły, że PiS nie mógł jej poprzeć. Chodzi m.in. o zapisy o realizacji projektów obronnych w oparciu o kupowanie europejskich komponentów, co jest praktycznie niemożliwe do realizacji oraz część zapisów, która zbyt mocno, zdaniem PiS, przenosi wyłączne kompetencje państw członkowskich w zakresie obronności na Komisję Europejską.
Program ReArm EU to zaproponowany w ostatnim czasie przez Komisję Europejską jeden z europejskich programów wzmacniania obronności. Wzywa on do mobilizacji w sumie 800 miliardów euro na wydatki obronne przez najbliższe cztery lata.
650 miliardów euro miałoby pochodzić z budżetów krajowych, a 150 mld euro ze specjalnego funduszu UE „SAFE”, do którego środki KE pozyskiwałaby w ramach pożyczek bankowych.
W ramach tego funduszu państwa członkowskie miałyby mieć dostęp do 150 mld euro na realizację tzw. projektów wspólnego zainteresowania, a więc projektów priorytetowych, realizowanych we współpracy przez kilka państw członkowskich.
Programem będą mogły być objęte projekty budowy europejskiej obrony powietrznej i przeciwrakietowej, rozwoju „narzędzi strategicznych”, takich jak np. wywiad satelitarny, czy wspomniana już Tarczę Wschód, czyli system umocnień wschodniej granicy UE.
Osiem takich obszarów priorytetowych wskazali szefowie europejskich rządów na wspomnianym już nadzwyczajnym szczycie UE 6 marca.
“Przetrwamy to ziomeczki” – pisał Dariusz Matecki do swoich współpracowników zamieszanych w aferę wokół Funduszu Sprawiedliwości. Gazeta Wyborcza dotarła do tajnej konwersacji Mateckiego na komunikatorze Signal
Gazeta Wyborcza dotarła do treści rozmów toczących się w grupie “Wejście” na Signalu.
Założył ją 1 kwietnia 2024 r. Dariusz Matecki, który w wyborach w październiku 2023 roku dostał się do Sejmu z listy PiS.
Na grupie oprócz Mateckiego pisali Adam S i Patrycja Sz., zasiadający we władzach założonych z inicjatywy Mateckiego organizacji: Stowarzyszenia Przyjaciół Mediów (wcześniej Przyjaciół Zdrowia) i Fidei Defensor, oraz były wicewojewoda zachodniopomorski Mateusz W. i jego żona Małgorzata W., oboje również związani z organizacjami Mateckiego.
Nazwa grupy wzięła się od przekonania jej członków, że wkrótce dojdzie do zatrzymań w związku z aferą wokół Funduszu Sprawiedliwości, i służby zrobią “wejście” do ich domów o 6 rano. Członkowie grupy ustalili zatem dyżury od godz. 5:30 tak, tak aby informować się nawzajem o tym, czy do ktoregoś z mieszkań nie wchodzi Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Na grupie Matecki przekazywał też instrukcje, jak czyścić telefony, komputery i usuwać dowody nadużyć.
Swojego telefonu nie wyczyścił Adam S. Na jego smartfonie ABW znalazła nieskasowane wpisy z okresu od 1 do 8 kwietnia 2024 r. Dziś są jednym z dowodów, że Matecki zacierał ślady i utrudniał śledztwo.
Dariusz Matecki:
"[trzeba] usunąć wszystkie nasze konwersacje, maile, po co ktoś ma to czytać. (...) W domu nie trzymać żadnych dysków, penów [pendrive] itd. Jeśli ktoś ma iPhone, to w trzy kliknięcia można wyzerować telefon, tylko spiszcie sobie najważniejsze numery na kartce”
„Ze mną zrobią to zapewne pokazowo zaraz po głosowaniu w Sejmie. To samo z Romanem* i Wosiem**. Mnie nie wypuszczą z aresztu długo. Celowo będą się tym szczycić. Was nie będą tak męczyć, bo to będzie mniej medialne (...) Przetrwamy to, ziomeczki. Tylko nie można się poddać”.
* Roman – Marcin Romanowski, poseł PiS, były wiceminister sprawiedliwości odpowiedzialny za Fundusz Sprawiedliwości w latach 2016-2019. W grudniu 2024 roku zbiegł na Węgry, gdzie otrzymał azyl. **Woś – Michał Woś, poseł PiS, były wiceminister sprawiedliwości odpowiedzialny za Fundusz Sprawiedliwości w latach 2017-2018
7 marca ABW zatrzymała Dariusza Mateckiego i doprowadziła go do prokuratury. Polityk PiS (wcześniej Suwerennej Polski Zbigniewa Ziobry) usłyszał sześć zarzutów.
Cztery z nich dotyczą afery w Funduszu Sprawiedliwości. Wg prokuratury Matecki wspólnie z urzędnikami z Ministerstwa Sprawiedliwości, w tym z byłym wiceministrem Marcinem Romanowskim, ustawił trzy konkursy na dotacje z Funduszu. Wygrały powiązane z nim stowarzyszenia Fidei Defensor oraz Przyjaciół Zdrowia. Następnie polityk miał uczestniczyć w przywłaszczaniu uzyskanych w ten sposób ponad 16,5 mln złotych. Śledczy zarzucają mu też wypranie co najmniej 447 500 zł z tej kwoty.
Pozostałe dwa zarzuty związane są z fikcyjnym zatrudnieniem Mateckiego w Lasach Państwowych – na czym zarobić miał niemal pół miliona złotych.
8 marca sąd zdecydował, że Matecki zostanie tymczasowo aresztowany na dwa miesiące, o miesiąc krócej niż wnioskowała prokutatura.
„Sąd uznał, że postępowanie jest na tyle już zaawansowane, że dla przeprowadzenia ostatnich czynności zmierzających do przygotowania aktu oskarżenia wystarczający będzie okres dwóch miesięcy” – powiedział mediom szef Zespołu Śledczego nr 2 Prokuratury Krajowej prok. Piotr Woźniak.